Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Jan Artur Bernard - Żmije złote i inne

Autor, Bohdan Petecki, znany jest raczej jako autor książek science-fiction. Pod pseudonimem publikował powieści kryminalne, co niespecjalnie dziwi, bo jednak nie są to dzieła wybitne, nawet porównując z innymi książkami z tego okresu.

Obiecujący młody lekarz, chociaż raczej z takich bardziej zabawowych, co to konkretnie nie pamiętają wczorajszej nocy, ale musiało być epicko, sądząc po skali zniszczeń w zakupionej wysiłkiem rodziców[1] kawalerce, uczestniczy w sekcji zwłok wraz ze swoim mentorem. Sytuacja jest o tyle nietypowa, że na stole leży niejaka Wójcikowa, która swego czasu wynajmowała narratorowi stancję. Ktoś zmasakrował jej głowę, a z mieszkania zginęły pieniądze i sporo specyficznych złotych precjozów w kształcie węży, do których denatka miała słabość (biżuterii, nie gadów), podobnie jak do pożycia intymnego[2]. Śledztwo prowadzi kapitan Bula[3], co - oprócz wrodzonej bezczelności - sprawia, że narrator włącza się do śledztwa, włamując się do mieszkań podejrzanych czy idąc do łóżka z siostrzenicą zamordowanej. Dopiero po jakimś czasie dociera do niego, że jest jednym z podejrzanych. Pojawia się wątek szantażu oraz szpiegostwa, zakończonego samobójstwem po aresztowaniu, zaś morderca dwukrotnie zasadza się na narratora, bo sprawa, jak się okazało, była osobista (mnoówpn mnmqebśpvł aneengbebjv łngjbśpv, m wnxą jfmlfgxb cemlpubqmvłb zh j żlpvh - ebqmvpr xhcvyv zvrfmxnavr v qnjnyv cvravąqmr, zvnł ngenxplwaą qmvrjpmlaę, b xgóeą avr qonł, an fghqvnpu mqnjnł orm jlfvłxh zvzb pmęfglpu uhynarx).

Się pije: radebergera, koniak, zsiadłe mleko (na litry).

Się pali: Giewonty.

Się je: zsiadłe mleko i jajecznicę (na kaca), kotlet (jakby był, ale nie ma), zrazy z kaszą, ser, wino (u Wolnego), ruskie pierogi (u Kapusty), kiełbasę czosnkową, jajka na boczku z “jarzyniskami”.

Się czyta: Maigreta (narrator), Ulissesa (ojciec narratora).

Się ma o sobie dobre mniemanie: Nie ma sobie czym zawracać głowy. Dziewczyny ciągną jak owce na hali, mało że nie dzwonią, tak gnębi je myśl, że ktoś ich w porę nie dostrzeże.

Się podrywa na: wspólne podróże palcem po mapie.

[1]

Ojciec był zawsze rzeczowy. Urodził się jako czwarty syn najbiedniejszego chłopa we wsi Mogiła pod Krakowem, tuż przy Placu Centralnym dzisiejszej Nowej Huty. Było to szczególne wyróżnienie ze strony Opatrzności, zważywszy, że stan posiadania najbogatszych nawet mieszkańców wioski tak samo dobrze uzasadniał jej nazwę. (...) Moja matka pochodziła z tak zwanej dobrej rodziny i wiedziała, co robić z pieniędzmi. Zresztą nigdy ich jej nie brakowało. W czasie okupacji uczyła języków i raz po raz sprzedawała „coś ze złota”. Utrzymywała ojca, zanim prysnął do lasu, no i swojego jedynaka, który ujrzał mroczny świat trzeciego roku wojny.

[2]

- Życie Płciowe - powtórzyłem. - Tak nazwał ją jeden z naszych kolegów. Był pan już w jej mieszkaniu. Na pewno zwrócił pan uwagę na bogate zbiory uciesznych pisemek i fotografii. Biedna Wójcikowa miała bzika na tym punkcie. Poza tym była przezacną kobieciną. Kiedyś uczyłem się przed egzaminem i nie spałem ze trzy noce. Przyszła, obrzuciła mnie matczynym spojrzeniem i orzekła smutnym głosem, z najświętszą powagą: „Drogi panie Janku, najważniejsza rzecz uregulować sobie życie płciowe”. Miała sceniczne „ł”. Opowiedziałem to kolegom i tak już zostało.

[3]

Tak się złożyło, że kapitana Bulę znał dość dobrze mój ojciec. Był w lesie w jednym oddziale z jego bratem, który padł potem w walce z bandami.

Inne tego autora, inne z tego cyklu.

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 31, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza - Skomentuj


Mariusz Czubaj - Piąty Beatles / Dziewczynka z zapalniczką / Cios kończący

W ”Piątym Beatlesie” Rudolf Heinz trafia na miejsce zbrodni - zwłoki młodego chłopaka zanurzonego w basenie z zimną wodą w opuszczonym hangarze - podczas szkolenia w Szkole Policyjnej w Pile. Ślad prowadzi na rodzinny Śląsk, dlatego profiler chętnie się do śledztwa włącza, nieco mniej chętnie przyjmuje do zespołu wyszydzonego na szkoleniu Trojanowskiego, ze względu na wygląd przezywanego przez niego Breivikiem. Tytuł nawiązuje do zostawianych na miejscu zbrodni artefaktów związanych z Beatlesami. Narracja jest na zmianę trzecio- i pierwszoosobowa, w tym drugim przypadku Heinz opisuje wydarzenia śledztwa w celach śledztwa wewnętrznego, bo od pewnego momentu wiadomo, że zostało popełnione przestępstwo przez jednego z policjantów. Zakończenie jest ambiwalentne. A, syn Heinza się żeni, synowa fajna, teściowie niezbyt.

Tytułowa "Dziewczynka z zapalniczką" to tatuaż na plecach jednej z podejrzanych. Sponiewierany poprzednim śledztwem Heinz ląduje w szpitalu psychiatrycznym i na terapii, chwilowo nie pracuje ze względu na problemy zdrowotne. Dowiaduje się o tajemniczej śmierci swojego kolegi, Szymona, który mozolnie drążył stare śledztwo: kilkuletnia córka przedsiębiorcy została znaleziona zmasakrowana w piwnicy, a do jej stóp ktoś przybił gwoździami czerwone baletki. Heinz, mimo że na zwolnieniu, decyduje się na pomoc w śledztwie, jednocześnie unikając zemsty ze strony wypuszczonego właśnie na wolność psychopatycznego Fryzjera. Tu domyśliłam się zabójcy w zasadzie w ⅔ książki, natomiast wątek Fryzjera został rozwiązany w sposób niejasny.

Ostatnia (chyba już finalnie) część cyklu, “Cios kończący”, odnajduje Heinza na wczesnej emeryturze, po tym, jak wpadł w otchłań depresji, stracił poczucie sensu życia oraz rozsypał mu się związek z hebanowoskórą “Pocahontas”. Na prośbę aspirantki Sylwii Świętoń analizuje materiały ze śledztwa w sprawie zamordowanej 30-latki, gdzie wszyscy podejrzani mają alibi. Jednocześnie ktoś zaczyna zabijać nieukaranych przez sprawiedliwość zbrodniarzy, porywający również podejrzanych w sprawie zamordowanej, a wreszcie Heinza. Na początku tomu emerytowany komisarz zostaje dziadkiem, a w finale wyjeżdża do Niemiec do swojego umierającego ojca. Wszystkie tomy czyta się doskonale i szybko, ale po tygodniu od przeczytania już nie pamiętałam fabuły poszczególnych “odcinków”, musiałam się posługiwać notatkami na czytniku.

Społecznie: sporo szydery z konfliktu między gorolami a hanysami. Wszyscy w policji piją, albo już nie piją z powodu alkoholizmu, komisarz Heinz wielokrotnie nadużywa i nie funkcjonuje bez wypitki, mimo problemów zdrowotnych. Zdarza się, że grozi przesłuchiwanym, również dzieciom. Rozkładające się zwłoki wożone są do Trzcianki (ale nie jest wyjaśnione, po co i gdzie są przechowywane), świeże zostają w Pile. Podejmowane są próby edukowania policjantów w kwestii równości i tolerancji, ale u Heinza nie pada to żyzny grunt, a z komisarz Sandry Szwarc szydzi, kiedy ta próbuje mu wyjaśnić, że nazywanie “dziurawym patrolem” ekipy dwóch funkcjonariuszek jest niestosowne.

Inne tego autora.

#10-12

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 28, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panowie - Skomentuj


John Steinbeck - Zagubiony autobus

Na Rozdrożu Buntowników stoi niewielka restauracja, prowadzona przez Alice Chicoy. Jej mąż, Juan, prowadzi też warsztat, a w ciągu dnia kursuje autobusem do San Juan de la Cruz. Po awarii autobusu poprzedniego dnia, Chicoyowie zmuszeni są odstąpić swoje łóżka pechowym pasażerom, atmosfera po nieprzespanej nocy się zagęszcza, Alice robi awanturę, kelnerka Norma rezygnuje z pracy. Nie pomaga ulewa, która doprowadza do wylania rzeki, przez co dalsza podróż pasażerów staje pod znakiem zapytania. Jednak ruszają, chociaż nie wiadomo, czy będą w stanie dotrzeć na miejsce.

Fabuła jest prosta, ale - jak to zwykle u Steinbecka - to pretekst do pokazania ludzkich typów i wzajemnego powiązania na oko przypadkowych ludzi. Juan jest atrakcyjnym fizycznie emigrantem, marzy o ucieczce i powrocie w rodzinne strony, co jednocześnie jest największym strachem jego nieatrakcyjnej już żony. Norma, szara mysz bez perspektyw, marzy o Hollywood i Clarke’u Gable’u. Pryszcz, nieatrakcyjny pomocnik mechanika, zdobywa się wreszcie na odwagę, żeby poprosić o nazywanie go Kitem, liczy też na przychylność emanującej seksapilem pasażerki. Ta z kolei usiłuje unikać kontaktów z mężczyznami, bo ma sporo smutnych doświadczeń, a jej bujna fizyczność dostarcza jej tylko problemów. Rodzina zamożnego przemysłowca na pozór cieszy się z wycieczki do Meksyku, na którą się udają, ale tak naprawdę żadne z nich jej chce - pani Pritchard wolałaby oranżerię ze storczykami, pan Pritchard - wygodną kanapę w domu, a ich córka wybrałaby się do Meksyku sama, żeby nie czuć zażenowania zachowaniem rodziców. Jest komiwojażer-weteran i stetryczały pesymista, wytykający zagrożenia. Ani biedni, ani bogaci nie są zadowoleni ze swojego życia, wszyscy czekają, aż coś się stanie, żeby w ich życiu nastąpił przełom. I w pewnym sensie następuje, kiedy autobus rusza.

Uwielbiam umiejętność autora w takim malowaniu słowami, że czuję zapachy, widzę kolory i słyszę głosy ludzi. Tu jednak klimat jest raczej z tych posępnych, przypomina klimatem “Grona gniewu”, chociaż nie jest aż tak pesymistyczny.

Inne tego autora tutaj.

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 22, 2022

Link permanentny - Tagi: 2022, beletrystyka, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Bill Bryson - Zapiski z wielkiego kraju

Bryson, urodzony w USA, po studiach przeniósł się do Wielkiej Brytanii, poznał tam żonę, urodziły mu się dzieci. Po 20 latach, w zasadzie całym dorosłym życiu, rodzina Brysonów przeprowadza się do Stanów, do małego miasteczka w New Hampshire. Jakkolwiek pani Bryson, Brytyjka z pochodzenia, bardzo sobie chwali amerykańskie realia (zaczynając od braku konieczności patrzenia pod nogi, żeby nie wejść w krowie placki), tak Bill - już niekoniecznie. Jako dorosły odkrywa Amerykę (pun intended) od nowa, zaczyna dostrzegać indolencję Amerykanów, brak poczucia humoru, płytkość rozmów i liczne braki na poziomie legislacyjnym i proceduralnym (między innymi w dotykającej jego rodziny polityce imigracyjnej). W pisanych między 1996 a 1998 rokiem cotygodniowych felietonach sarkastycznie komentuje amerykańską rzeczywistość - brak zwyczaju chodzenia nawet na idiotycznie krótkie odległości, żywność, ignorowanie ekologii (tak, świadomość tego, ile USA zużywa zasobów to żadna nowość, jak widać), kultura konsumpcyjna, wszechobecne (i często idiotyczne) reklamy, zamiłowanie do broni, ignorancję i inne rzeczy, nie bez powodu przypisywane mieszkańcom Krainy Wolności. Uwielbiam kąśliwe, często autoironiczne poczucie humoru autora, zachwyconego młynkiem do rozdrabniania w amerykańskim zlewie czy nieco mniej zachwyconego faktem, że wszystko zapomina i nie jest w stanie ogarnąć rzeczywistości.

Inne tego autora.

#1

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 10, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: felietony, panowie, 2022 - Skomentuj


Michał Witkowski - Fynf und cfancyś

Tores- świadkiem, że ten tom Witkowskiego leżał na mojej szafce przy łóżku od kilku lat. Trzy razy zaczynałam, ale to nie tak, że to jest zła książka, ale to książka ciężka i dość ponura, mimo komediowego sztafażu. Tytułowy “fynf und cfancyś” to nastolatek z Konina, który w latach 90. zwiał z Polski na oazowej wycieczce do Austrii, żeby zostać pracownikiem seksualnym, bo w Austrii można zrobić na tym niezłe pieniądze. I rzeczywiście - pracowity i obdarzony hojnie przez naturę (ponownie patrz tytuł), ma wzięcie. W przeciwieństwie do Dianki, drugiej bohaterki książki, której się nie powodzi, bo jest leniwa, a zarobione pieniądze wydaje na ciuchy, biżuterię i słodycze, przez co często ląduje na ulicy, pobita, głodna i skrzywdzona. Mimo to Dianka (nastoletni Milan) wcale nie chce wracać do rodzinnej Słowacji, bo na krótką metę cieszy go ocieranie się zachodni blichtr, luksusowe zakupy i okazjonalne bycie utrzymankiem, chociaż ceną czasem jest przemoc, życie z dnia na dzień, ropiejące rany na obtartych stopach i brak posiłku.

Jakkolwiek opisy degeneracji zachodnich środowisk homoseksualnych w latach 90. są dość zabawne, tak Witkowski opisuje przerażający świat, w którym 18-latek jest już zużytym towarem, z kilkoma setkami partnerów na koncie, często zakażony, uzależniony od alkoholu i narkotyków, wyjęty poza nawias społeczny, bez żadnego wsparcia. W oczach bohaterów to, przynajmniej deklaracyjnie, świetna zabawa; z perspektywy matki nastolatki - już nie za zbytnio. To, czego mi zabrakło, to spójności fabuły, bo narracja skacze po różnych wydarzeniach, czasem po kilku rozdziałach przyznając, że coś było zmyślone i niekoniecznie we wszystko trzeba wierzyć. Świetne językowo i poznawczo, ale nie koniecznie do powtórzenia.

Inne tego autora.

#145

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 7, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 2


Krzysztof Kąkolewski - Książę oszustów

Bardzo nieudane wydawnictwo propagandowe z końcówki lat 50. - 18 nowelek opisujących różne śledztwa z czasów świeżo po wojnie. Oszustwa, morderstwa (w tym przypadkowe, popełnione przez osobę określaną jako chorą psychicznie z powodu przejść wojennych), zuchwałe kradzieże, fałszerstwa, wszystko to wykrywane niezawodnie przez dzielną milicję, która przy niedostatku środków technicznych (pogoń na rowerze, przekazywanie pilnych wiadomości dalekopisem, porównywanie odcisków ręki, jeżdżenie od przedsiębiorstwa do przedsiębiorstwa i przeglądanie ankiet personalnych) zawsze daje radę sprawę wyjaśnić. Niestety sprawy są streszczane tak powierzchownie, że czasem traciłam wątek, zwłaszcza jak w śledztwie pojawiało się dużo osób oznaczonych inicjałami. Nie wiem, czy to problem redakcji, ale w nowelce 17 pojawia się odniesienie do bohatera nowelki 18.

Jak to później wyśmiewał Barańczak, przestępcy zwykle są miernego wyglądu, nadużywają (“leżał w gnoju (...) kompletnie pijany”) i ogólnie widać przepaść między nimi a resztą społeczeństwa. Za to funkcjonariusze… ”Kapitan jest przystojnym mężczyzną, ubiera się starannie, nosi szary garnitur z jasnym krawatem, ciemna dyplomatkę i miękki kapelusz o szerokim rondzie. Jego wygląd zewnętrzny jest nie bez znaczenia dla dalszego rozwoju wypadków”, konkretnie bez wahania kładą rękę na kolanie przesłuchiwanej kobiety, zdobywając jej zaufanie.

Społecznie: pojawiają się “kurtyzany” na emeryturze, inteligent, który został robotnikiem, jest “zdeklasowany”, dziecko można sprzedać “bogatym, to jeszcze zarobimy”, ksiądz nie zdradza, kto na niego napadł, bo obowiązuje go tajemnica spowiedzi (sic!), o przestępstwo podejrzewa się często Cyganów albo “bumelantów” (np. dziewczynę, która nie pojawia się w pracy pod pretekstem ciąży), największą hańbą jest nieślubna ciąża.

Fotograficznie: ”fotograf (...) nastawia przesłonę na cztery i pół - tak nisko idą chmury, tak jest ciemno”. Ja to bym ustawiła na 1.4/1.8, ale pewnie miał tylko taki obiektyw.

Historycznie: podejrzani są podejrzani, bo “brali udział w ”wypadkach czerwcowych” oraz odgrażali się, że kolegę “załatwią”, bo zeznawał przeciwko nim po protestach. Lokalnie: w dwóch nowelkach akcja dzieje się w Poznaniu - się baluje na ulicy Palacza albo w Izbie Rzemieślniczej[1], w “Bałtyku” jest kino, spotyka się na placu Wolności i placu Wiosny Ludów, pije kawę w “Arkadii”.

Się pije: koniak “martini”, wiśniówkę, likier wiśniowy, wódkę (pod ogórki i kiełbasę).

Się pali: “wawele”, “belwedery”, “żeglarze”.

Się je: boczek z papieru (i przyczynia się to do wpadki oszusta), zająca w śmietanie z buraczkami (a potem umiera na owrzodzenie przełyku, żołądka i dwunastnicy), jajecznicę, ziemniaki z ogórkami (kradzione), czarny chleb z cebulą i ogórkami.

Się ma dziury w koszulach: bo się przypina kalesony agrafkami, a te drą materiał.

[1] Nieświadoma tego faktu, wybrałam to miejsce na poślubny obiad. A autor przestrzega, że dziewczęta, które chodzą na zabawy w Izbie Rzemiosła, są traktowane jak ścierki.

Inne z tego cyklu.

#139

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 22, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie - Skomentuj