Więcej o
panie
Końcówka pandemii. Już trochę więcej można, więc narratorka leci na pogrzeb Lily, jednej ze swoich przyjaciółek, która nagle umarła z powodu tętniaka. Spotkanie z resztą znajomych daje jej pretekst do wspomnień, ale nie do końca to elegia o Lily, “jednej z nich”, tylko dygresyjne wspomnienie tej wiosny, wiosny 2020. Iris, znajoma znajomej narratorki, w ostatnich miesiącach ciąży, utknęła w domu teściów na drugim końcu kraju bez możliwości powrotu do domu w Nowym Jorku. Narratorka zgadza się przeprowadzić do mieszkania Iris, żeby opiekować się tam oswojoną papugą arą o imieniu Eureka. Wprawdzie przed wyjazdem Iris poprosiła o opiekę Vetcha, syna znajomych, studenta, ale ten w związku z nauczaniem zdalnym nagle podjął decyzję o powrocie do rodzinnego domu. Narratorka wynajmuje swój dom lekarce, ze względu na kontakt z chorymi na covid szykanowanej w dotychczasowym lokum i przenosi się do pięknego mieszkania Iris. I tu następuje zwrot, bo równie nagle jak wyjechał, tak nagle po kłótni z rodziną wraca Vetch. Narratorka go nie cierpi, nie cierpi wszystkiego, co kapryśny chłopak sobą reprezentuje, psuje jej to małą stabilizację z przyjacielskim ptakiem. Z czasem jednak zaczyna go traktować tak jak Eurekę - kogoś, kto wymaga opieki, jest “słabszy”, ale jednocześnie kontakt z kimś takim sprawia, że ona sama umie dotrzeć do swoich słabych punktów.
Oczywiście, jak w poprzednio przeczytanym “Przyjacielu”, autorka każe poddawać wszystko, co napisała, w wątpliwość. Może opiekowała się papugą i studentem, może nie, może tylko potrzebowała fabularnej kanwy do obudowania jej przemyśleniami na temat relacji w rodzinie, zabawnych i mniej zabawnych kontaktów pisarza z czytelnikami, wrażliwości, dramatycznej, nieodwzajemnionej miłości, przemocy seksualnej, zdrowia psychicznego, powolnej zmianie optyki pokazywania mężczyzn w kulturze czy wreszcie zmianie społecznych zachowań w pandemii, zaczynając od niezbędnych zawodów i manii pieczenia, przez powszechne bindżowanie tych samych seriali na Netfliksie. Dygresja w dygresji: W 2016 roku wybór Donalda Trumpa na prezydenta wstrzymał pisanie powieści Williama Gibsona, uznanego autora science fiction. Decyzja wyborców zupełnie go zaskoczyła, podobnie jak wielu innych ludzi (...). “To wszystko zmienia - orzekł - emocje i inspiracje działań bohaterów nie mają już sensu”. To też dopadło narratorkę i wiele innych osób: ich dotychczasowe działania i motywacje przestały mieć sens w zestawieniu z pandemią. Z wyżyn 2024 już wiemy, że była to czasowa pauza, a świat przynajmniej pozornie wrócił na dotychczasowe tory, Nunez zauważa, że tylko dla silniejszych, bo tytułowi “słabsi” mogli zwyczajnie nie przeżyć. A w następnym kryzysie każdy może być tym słabszym.
Inne tej autorki tutaj.
#21
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 1, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 1
Tomik 9 opowiadań (meh), ale jednak Groff (yay); opisywany jako debiutancki, ale nie do końca - z debiutanckiego tomu “Delicate Edible Birds and Other Stories” są cztery opowiadania, pozostałe 5 jest nowych. Każde inne, wszystkie w jakimś stopniu o kobietach, niektóre robią wrażenie opartych o istniejące osoby i sytuacje, niektóre - na przykład “Delikatne ptaki jadalne” - są ponurą obserwacją sytuacji, która sprowadza kobietę do roli przedmiotu nawet przez osoby jej bliskie i wydawałoby się, szlachetne. Nie chcę streszczać każdego z opowiadań, od treści ważniejszy jest język i taka umiejętność kreacji świata, że błyskawicznie wciąga i wkłada czytelniczkę w czyjeś życie. I już nieistotne jest, jak historia się kończy, ważne, że dostajemy wycinek czyjegoś życia, czasem z bardzo bliskiej perspektywy jednej osoby, rzadziej z punktu widzenia wszechwiedzącego narratora. Drobne epizody, czasem zupełnie nieistotne, robią klimat - typu ojciec, który zirytowany faktem, że zignorowano go w eleganckim sklepie za granicą, zostawia “na chwilę” żonę z małymi dziećmi i odchodzi na zawsze. Jedynie chyba historia niewygodnego towarzysko związku nauczyciela pływania i chorej na polio córki bogacza, dziejąca się na przestrzeni wielu lat, zostawia takie “no dobra, ale czemu Aliette po śmierci ojca nie zdecydowała się na”; we wszystkich innych czytelniczka nie ma poczucia wyższości czy zdziwienia tym, co się dzieje.
PS Ależ oczywiście że “Fuga” jest o fudze dysocjacyjnej.
PPS Czekam na Groff w dłuższej formie, wiadomo.
Inne tej autorki tutaj.
#20
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 31, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, opowiadania, panie
- Skomentuj
Meredith i Nina od dziecka kochają bardziej ojca Evana niż matkę Anję, która zawiodła je wielokrotnie; to zimna, niesprawiedliwa osoba, ignorująca swoje córki i ich próby dotarcia do niej, od kiedy pamiętają. Wprawdzie zdarzało jej się opowiadać piękne baśnie, które przywiozła z rodzinnego Związku Radzieckiego, ale zaprzestała tego po awanturze, jaką zrobiła, kiedy starsza Meredith chciała zrobić dla niej przedstawienie w oparciu o usłyszaną baśń. Mijają lata, obie siostry dorosły: odpowiedzialna Meredith została przy rodzinnym sadzie, rozkręcając firmę handlową i zajmując się rodziną, młodsza Nina jeździ od konfliktu do konfliktu, fotografując śmierć i nieszczęścia. Życie obu sióstr się komplikuje - Meredith przestała się dogadywać z dawniej ukochanym mężem, a Nina czuje się zmuszona do zastanowienia się nad swoim lekko traktowanym związkiem z kolegą po fachu. Gdy ukochany ojciec ciężko choruje, obie siostry muszą zmierzyć się z kwestią opieki nad coraz dziwniej zachowującą się matką, mimo że nie zaznały z jej strony miłości. I absurdalnie właśnie przez opowiadane niegdyś przez matkę bajki docierają do tajemnicy rodzinnej.
Jeśli potrzebujecie jakiejś lekkiej chic-lit na hamaczek, to zdecydowanie nie jest ta książka. Zaczyna się łagodnie - dwie dorosłe kobiety nie zostały wyekwipowane na życie przez zimną, toksyczną matkę, ale dla polskiej czytelniczki szybciej niż amerykańska autorka chyba planowała, dociera, co to za bajki niechętnie opowiada Anja, która - jak się okazuje w ¾ opowieści - przeżyła oblężenie Leningradu i patrzyła na śmierć swojej całej rodziny, czemu zrywa i gotuje paski tapet, gotuje jak dla pułku wojska i do walizki pakuje masło. Zaskakujące jest, jak niechętnie w tej niby szczerej i otwartej rodzinie nie rozmawia się o niczym. Kochający ojciec, który patrzy, jak matka odrzuca córki, bąka coś o tym, że matka je kocha, tylko nie umie okazać, a gdy umiera, nie wyjaśnia niczego, tylko naciska, żeby “wysłuchały bajki do końca”. Oczywiście w finale wszystkie tajemnice się wyjaśniają, trochę w stylu opery mydlanej, i już po 40 latach matka może kochać swoje córki tak jak powinna, bo to przecież była ich odpowiedzialność, żeby się zwierzyła z przeżytej tragedii. To wszystko powyżej nie przeszkadzało mi oczywiście czytać z mokrymi oczami, bo ja się łatwo wzruszam.
Inne tej autorki.
#17
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 18, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Będę zdradzać fabułę, bo mam poczucie zmarnowanego czasu na czytanie, więc Wam zaoszczędzę.
Koniec XIX wieku. 18-letnia Nancy mieszka w nadmorskiej miejscowości, pracuje w rodzinnej restauracji specjalizującej się w lokalnych ostrygach. Jedyną radością są okazjonalne wyprawy z siostrą na rewię do pobliskiego miasteczka. Jej życie zmienia się, gdy na scenie widzi Kitty, artystkę grającą w ekscentrycznym wtedy przebraniu mężczyzny. Zakochuje się, zbliża do niej i jako garderobiana wyjeżdża do Londynu. Tam wyznaje Kitty nieplatoniczne uczucie, jak się okazuje, odwzajemnione, zaczyna też występować z nią w duecie również jako “mężczyzna”. Niestety, Kitty wstydzi się swojej “grzesznej skłonności” i finalnie wybiera związek z mężczyzną. Załamana Nancy wychodzi jak stała, zaczyna zarabiać jako, uwaga, ekskluzywna męska prostytutka. Z ulicy odławia ją Diane, zdeprawowana dama z wyższych sfer, po czym następują opisy wyuzdanych uciech, zakończone wygnaniem Nancy na bruk. Załamana i bez środków do życia, zwraca się do poznanej tuż przed epizodem z Diane działaczki społecznej, w której się zakochuje i której ideały przejmuje. Kurtyna.
Nie wiem do końca, po co ta książka. Protagonistka jest skrajnie egoistyczna, popadająca z jednego ekstremum w drugie - odcina więzi z rodziną, bo siostra nie pochwaliła jej coming-outu, zdradzona, rezygnuje ze wszystkiego, bez wahania zarabia prostytucją. Środowiska homoseksualne to albo zdegenerowane damy z wyższych sfer, kupujące płatne uciechy i nie znające miłości, albo sufrażystki, przez swoją odmienność nie bojące się przyznać publicznie do upodobań. Nic pomiędzy. W tle sporo biedy i szarej codzienności Londynu lat 1890, głównie dla skontrastowania, jak bogate i kolorowe bywało życie Nancy. Całość to taki bardziej ambitny erotyczny dramat les.
Inne tej autorki.
#13
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 29, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Narratorka, wypalona dziennikarka po 30., nie radzi sobie z bezpłodnością, co dramatycznie wpływa na jej związek z Jamesem. Ma romans z początkowo nielubianym współpracownikiem, ale też - jak się w trakcie okazuje - depresja, na którą choruje, nie pozwala jej cieszyć się spotkaniami z Harrym. Czuje, że jest kiepską przyjaciółką dla Xava, zaprzyjaźnionego do lat geja; tak samo słabo jej idzie w kontakty z ukochanymi rodzicami, którym zazdrości pogodnej, wieloletniej miłości. Ale to książka nie o tym, bo rzecz się zaczyna dwa miesiące temu, w grudniu 2023, kiedy - już po covidzie w 2020 - świat czyści z ludzi kolejna pandemia, tym razem 6-dniowej grypy, na którą nie ma lekarstwa, jest za to dostępna darmo tabletka eutanazyjna. Bohaterka odsłuchuje ostatnie słowa nagrane na sekretarkę przez swoją matkę, ucieka z domu, żeby nie patrzeć na przerażającą i upokarzającą śmierć męża i nagle orientuje się, że została sama. W Londynie i chyba w ogóle na świecie. Przez jakiś czas rzuca się w hedonizm - korzysta z łatwo dostępnych luksusowych hoteli, spożywa znalezione narkotyki i alkohol, ale nie dość, że ją to nudzi, to niestety okazuje się, że zaczyna brakować rzeczy podstawowych - sensownego jedzenia, a chwilę potem prądu. Stwierdza więc, że ruszy do najbardziej odległego zakątka Szkocji, bo może tam wirus nie dotarł. Powiedzieć łatwo, zrobić gorzej - nie ma zasięgu, nie działa nawigacja, nie da się zatankować benzyny ani zabrać sensownych zapasów. Ale chyba największym dramatem jest ten obszar, którym człowiek w dobrej wierze się dotychczas zajmował - udomowione zwierzęta, umierające z głodu. Kobieta ratuje jednego psa, wypiera istnienie innych zwierząt, oczywiście do czasu aż spotyka mordercze mewy i doskonale zorganizowane szczury.
Finał może nie jest rozczarowujący, ale z gatunku łatwych przez niedookreślenie. To, co mnie ujęło, to dokładność, z jaką autorka wypunktowuje naszą zależność od zdobyczy cywilizacji - internetu, lodówek, wywozu śmieci. Znalazłam błędy - rozśmieszyło mnie na przykład odkrycie bohaterki na eko-farmie, że jednocześnie dojrzewają fasola, maliny, truskawki, śliwki, kapusta, kukurydza i marchew, złoty sen dziecka supermarketu. Wspomniany jest żartobliwie “Marsjanin”, co ma dużo sensu. Oczywiście zaczęłam się zastanawiać, czy sama byłabym w stanie przetrwać (zapewne nie), czy zjadłabym koty, jakby mi się skończyło jedzenie (nie chcę o tym myśleć) oraz czy wzięcie tabletki na sen, z którego się człowiek nie obudzi, to odwaga czy łatwe wyjście. Podsumowując - brutalna wizja, ale dająca do myślenia.
#10
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 17, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, panie, sf-f
- Skomentuj
Dzień dobry się z Państwem. Mamy luty, a ja już mam mocne pierwsze miejsce na najgorszą książkę przeczytaną w tym roku; drugie powoli się czyta, jestem w ⅓ i już się szykuję na soczyście zjadliwą recenzję, tym bardziej, że obrazoburczą. Ale do brzegu.
Sheila poznała malarkę Margaux, kiedy jeszcze była mężatką. Wprawdzie nie planowała żadnych kontaktów z kobietami, ale to Margaux zaczęła o tę przyjaźń zabiegać. Po rozwodzie więc Sheila zdecydowała, że tylko kobiety, żadnych mężczyzn, będzie stawać się najlepszą wersją siebie i napisze powalającą na kolana sztukę o autentyczności. Konsekwentnie więc wdała się w romans z niejakim Israelem, perwersyjnym (czytaj: przemocowcem) przystojniakiem o “grubych rzęsach”. W międzyczasie razem z Margaux zażywały mnóstwo narkotyków, po których pracowały intensywnie. To znaczy Margaux pracowała nad swoimi obrazami, bo Sheila pisała kolejne nieudane kawałki sztuki. Po kolejnej kłótni z Margaux (czytaj: M. wysłała e-mail, w którym napisała, co ją irytuje w zachowaniu Sheili), narratorka wyjeżdża do Nowego Jorku, gdzie dociera do niej, że nie ma sensu wyjeżdżać do Nowego Jorku, bo jest taka sama jak gdzie indziej.
Jaka to jest pretensjonalna i bezsensowna książka. Fragmenty sztuki, polegające na scenopisowym zapisie dialogów z życia Sheili przetykane są detalicznymi opisami treningu fellatio, ciągnącym się wątkiem konkursu na najbrzydszy obraz, dyskusjami o autentyczności, wielokartkową sceną ze sklepu z przyborami piśmienniczymi, coraz bardziej bzdurnymi i przykrymi w odbiorze opisami snów (ten o gwałtach i morderstwach podczas orgii zwyczajnie pominęłam). Postaci drugoplanowe pojawiają się jako statyści, po czym znikają. Nawet ta przyjaźń Sheili i Margaux jest taka… zdawkowa. Spędzają ze sobą czas i rzucają w powietrze niekoniecznie spójne zdania, które nie są czasem rozmową, tylko tzw. głębokimi prawdami. Nie rozumiem zachwytów, nagród, tytułów czy pochwały Margaret Atwood w recenzji. Bez żalu zostawiłam na półce w wakacyjnym apartamencie.
#9
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 16, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj