Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o kryminal

Lew Kirszner - Pierwsza poważna sprawa

Pragnę zastrzec się zaraz na początku: wahałem się długo i naprawdę nie jestem winien. Za winowajców, uważać należy kulę pistoletową, kota Łajdaka, współlokatorkę Aleksandrę Fiodorownę - kobietę wielkiej dobroci - porucznika milicji Funtikowa, no i być może mój trochę niespokojny charakter.

Dwóch młodych absolwentów wyższej szkoły milicyjnej (gdzie oprócz normalnych przedmiotów studiują istotę realizmu socjalistycznego czy siły napędowe trzech rosyjskich rewolucji) zostaje skierowanych do przyportowej miejscowości N. (z delikatną sugestią, że na Krymie). Bardzo szybko zderzają swoje wyobrażenia zarówno o idealnym śledczym[1], jak i samym śledztwie, z rzeczywistością - zamiast szpiegów wrażych mocarstw i kryminalnego podziemia trafia im się “zwyczajne” morderstwo żony pewnego pracownika naukowego. Szybko pojawiają się teorie - młoda żona, starszy mąż, na pewno zabił kochanek; pasierb kumplujący się z podejrzanym elementem chciał okraść ojca, natknął się na macochę itp. Wtedy wjeżdża zwierzchnik dwóch świeżaków i zaczyna obalać ich teorie. W efekcie z jednego przestępstwa robi się kilka oraz powraca kwestia wojny - ukrywania się hitlerowskich zbrodniarzy czy szantażowanie wojenną przeszłością bliskich, a jeden z przestępców to “syn kułaka, nienawidzący władzy radzieckiej, tajny donosiciel gestapo”.

Książka jest w tonie raczej lekka, o zdecydowanie propagandowej wymowie: milicja bardzo poważnie traktuje swoją rolę jako opiekunów obywateli[2], najwyższym możliwym wyrazem uznania jest “uspołeczniony konsomolec”, piętnowani są “złoci młodzieńcy” w butach na słoninie i w przykrótkich spodniach, rzucający “dla fasonu” angielskimi słowami, bo nie pracują ku chwale ojczyzny, tylko nadużywają alkoholu i prowadzają się z “takimi” dziewczynami. Zdarza się jednak akcent minorowy, jak uznana za zmarłą podczas wojny żona jednego z bohaterów, którą została fałszywie oskarżona o kolaborację i wolała uchodzić za zmarłą, żeby ukochanej rodzinie nie przysparzać wstydu (po latach wraca po amnestii, autor nie wyjaśnia, czy ma szansę na powrót do poprzedniego życia). Narrator i jego przyjaciel prowadzą się nienagannie, w wolnym czasie czytają i uprawiają sport, chociaż czasem lubią też potańczyć z dziewczętami. Oczywiście jako że są młodzi, zdarza im się ponieść entuzjazmowi: “Skoczyłem z krzesła jak podrzucony sprężyną, złapałem Smirnową za ręce i zawirowałem z nią po pokoju. Moją szaloną radość wywołały ostatnie słowa, które posiadały decydującą wagę”.

Się pali: „Biełomory”.

Się pije: wódkę, koniak, szampana (złota młodzież), przegotowaną wodę i lemoniadę w butelce po alkoholu (tajniacy).

[1] Ideał naszego bohatera był już dawno ustalony: dźwięczne nazwisko, zgrabna, sprężysta sylwetka, przenikliwe spojrzenie surowych szarych oczu, przed którymi zadrży każdy zatwardziały przestępca, metaliczne nutki w głosie, niewielka szrama, która by nie szpeciła twarzy (świadectwo dawnych walk z wrogami), i srebrne pasmo w kasztanowych włosach jako dowód ciężkich przejść. (...) wzorowy czekista!

[2] Od każdej, drobniutkiej na pozór sprawy zależy spokój, bezpieczeństwo, los obywateli radzieckich. Dlatego też pracownik urzędu śledczego nie powinien pozostawać obojętny. Walcząc ze złem i wywracając życie na nice, winniśmy pozostawać zawsze humanistami. Tylko kochając ludzi, można im pomagać. (...) Marzenia nasze były w zasadzie bardzo egoistyczne. Jako komsomolcy i obywatele radzieccy, cieszyliśmy się oczywiście, że krzywa przestępczości stale spada i że coraz mniej zdarza się „poważnych spraw”. Mieliśmy nadzieję, że dożyjemy czasów, kiedy słowo „przestępstwo” stanie się anachronizmem i nasz zawód straci rację bytu. Pragnęliśmy jednak jak najbardziej aktywnie przyczynić się do tego, dać z siebie jak najwięcej.

Inne z tej serii.

#27

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 2, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panowie, z-jamnikiem - Skomentuj


Joanna Chmielewska - Boczne drogi

Teresa, ciotka Joanny, przylatuje z Kanady, żeby odpocząć w Polsce. Z życzeń ma zwiedzanie dość losowych kawałków kraju, które przegapiła z czasów, kiedy jeszcze mieszkała na rodzinnej ziemi oraz żeby jeździć bocznymi drogami, bo ma dość autostrad; skądinąd jest to ciekawy paradoks, bo w drogach wielopasmowych w PRL-u raczej nie było specjalnego wyboru. Dość, że trasa wakacji planowana jest metodą mocno chałupniczą, noclegi - tylko po znajomości i raczej w niespodziewanych miejscach typu przyfabryczne pokoje gościnne lub po rodzinie. Po zamieszaniu na lotnisku za wesołą, choć mocno niezorganizowaną wycieczką, podąża samochód z kraciastą walizką, ktoś próbuje ich okraść, wreszcie podczas pieszej wyprawy znika Teresa. Joanna, ostoja rozsądku, usiłuje zapanować nad paniką, angażuje swojego gacha, Marka, związanego z tzw. służbami (wtedy jeszcze dobrze rokował) do rozwiązania tajemnicy porywaczy, którzy okazują się zaskakująco blisko związani z rodziną. Finał ma miejsce w rodzinnej Tończy, gdzie zostaje dokonane odkrycie z przeszłości.

To nie jest zła książka, aczkolwiek dość chaotyczna - wielokrotnie traciłam wątek, próbując nadążyć za rozłażącą się jak gacie na szwie rodziną. Jako osoba zorganizowana, zwłaszcza w kwestii planowania podróży, wielokrotnie zżymałam się nad ideą notowania adresów i terminów noclegów na wystrzępionej kartce, zresztą często gubionej, jechania “na pamięć” albo metodą pytania losowych osób o inne osoby. Wiem, że Chmielewska nie pałała zbytnią admiracją do zarządzania gospodarstwem, ale miałam gęsią skórkę czytając pasusy typu “Obiadowe kurczaki woziłam tam i z powrotem, upychając je w lodówce, na zmianę rozmrażając i zamrażając”, brr. Z rozczarowaniem odkryłam, że przestał mnie śmieszyć język - przy wszelkich nieporozumieniach wynikających z tego, że ktoś pomylił klatkę na filmie z klatką w zoo itp., mogłam tylko przewracać oczami.

Tak jak w innych reliktach PRL-u - pali się na potęgę, również w samochodzie. Na nocne czuwanie autorka bierze ze sobą dwie paczki smrodliwych ”Sportów” (chociaż już w “Klinie”, o czym niebawem, pali “Piasty”), bo inne papierosy nie odstraszają komarów.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#26

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 28, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: z-jamnikiem, 2022, kryminal, panie, prl - Skomentuj


Dominik Damian - Ruda modelka

Nie byłam w stanie rozpoznać tego podczas lektury, ale Dominik Damian to pseudonim skądinąd znanego Adama Bahdaja. Wiedząc to, widzę pewną tendencję do zbudowania powieści przygodowej z elementem kryminalnym. Nie jest to młodzieżówka, bo i pojawia się prostytucja, a twarz jednej z osób zaangażowanych w akcję zostaje oblana witriolem.

Lipiec 1957. Na bałtyckiej plaży zostają znalezione zwłoki młodej, rudowłosej kobiety, co ciekawe - nie widać od razu, co było przyczyną śmierci. Jednocześnie w Warszawie redaktor Napieralski zostaje poproszony przez znajomą o znalezienie jej zaginionej córki, dziwnym trafem rudowłosej modelki. Napieralski zaczyna prywatne śledztwo, z rosnącą fascynacją odkrywa szczegóły życia Zuli (dawniej Zosi), córki skromnej sprzątaczki, która ze względu na swoją urodę została najpierw pracowniczką seksualną, potem utrzymanką, wreszcie rozpoczęła karierę modelki, ze zdjęciami we wiodących PRL-owskich czasopismach modowych. Jest i brutalny przestępca, który wyszedł z więzienia, zakochany student w podartych dżinsach i czarnym swetrze, wpływowy mecenas czy ociemniały kompozytor, wszyscy - dziwnym trafem - kręcą się dookoła skromnego mieszkania modelki w zrujnowanej podczas wojny kamienicy. Redaktor wpada na trop szajki przemytników, ale zanim jest w stanie porozmawiać ze znajomym milicjantem, obrywa w głowę. Na szczęście zostawia swoje notatki i milicja jest w stanie przejąć dochodzenie, łącząc tajemnicę żółtych paczek ze zwłokami na plaży.

Milicjanci mają życie osobiste - Wlazło planuje wyprawę łódką z żoną, kapitan Sałyga poznał na plaży pewną dziewczynę z wczasów i umówił się z nią na dansing. Dużą wagę autor przykłada do powierzchowności - Sałyga ma jasne, falujące włosy, jego podrywka duże, niebieskie oczy, którego spoglądają “ciepło i obiecująco. To dziwne, ile pogody i wdzięku może być w jednym spojrzeniu kobiety?” Niestety, obrywa się tym “gorszym” - podstarzałej sąsiadce, wyśmiewanej za desperacką próbę udawania młodości za pomocą makijażu czy innej kurtyzanie, której się nie poszczęściło i w wieku 22 lat wygląda jak zmarnowana staruszka czy nawet starszemu funkcjonariuszowi: “[major] Knap siedział w rozchełstanej koszuli i swoim zwyczajem miętosił dłonią tęgą, owłosioną pierś”.

Szowinizm i rape culture:
Na Wybrzeżu pogoda kapryśniejsza jest od kobiety.

— Hm — uśmiechnął się — ładna ta pani córka. Dobrze się jej przypatrzyłem.
— Oj, ładna, ładna — westchnęła — i to ją właśnie zgubiło. Niech mi Pan Bóg wybaczy, ale wolałabym już garbatą. Przynajmniej nie miałabym tyle wstydu…
„Matko, pilnuj swej córki, bo ci się zacznie puszczać...” - wtrącił Żabielski.

Się pije: “chłodne, perlące się w szklankach piwo”, szkocką whisky, brandy, Soplicę, oryginalnego „Maikoffa”, „Loupiaca”.

Się pali: Giewonty, Sporty, amerykańskie.

Się je: kanapkę z salami, szyneczkę, polędwiczkę, szczupaka faszerowanego (pod wódkę), czereśnie (wszak lipiec).

Stereotypy: rude są fałszywe i zwykle farbowane, ruda nie może być ładna.

Awans społeczny i tekstylny: Ubrał ją, futro jej kupił, złoty zegarek, bransoletkę. W jednych milanezowych majtkach z domu wyszła, a potem w perlonach chodziła.

Inne z tej serii, inne tego autora:

#24

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 25, 2022

Link permanentny - Tagi: panowie, prl, z-jamnikiem, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Jiři Štefl - Morderca dusz

W przedmowie autor wspomina asekuracyjnie, że opisuje wydarzenia z 1937 roku, chociaż książka wydana była już po wojnie (1947 w Czechach, 1959 w Polsce). Asekuracyjnie, bo w dużej mierze to szydera ze Stanów, do których pojechał w ramach wymiany kulturalnej czeski policjant, komisarz Salak. Wszystko znajduje dziwnym, często idiotycznym, doskonale prześwietla amerykański patos (“do kraju dobrobytu i przygód, do Ameryki, gdzie rozum w przeciwieństwie do uczuć ludzkich odniósł zwycięstwo nad przyrodą”). Nie pomaga, że wyrwany ze swojego środowiska, obsadzony na szeregowym stanowisku w nowojorskiej policji, Salak ma objawy depresji[1], co okazuje się być clou całej historii. Szydzi sobie więc Czech z amerykańskich zwyczajów, pozornego luzu, układów, wyższości i szowinizmu (i robi to naprawdę w zręczny i dość ironiczny sposób, warto przeczytać, mimo przegięć typu obowiązkowa orgia), aż tu szef wrzepia mu nierozwiązywalną z pozoru sprawę - w okolicach Nowego Jorku zaginęło w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy ponad 200 mężczyzn, żadnych cech wspólnych, tyle tylko, że dojeżdżali do pracy. W dużym skrócie - delikwenci zostali porwani przez szarlatana pochodzenia azjatyckiego, który za pomocą purzvpmarw ybobgbzvv, jlgenjvnwąp cercnengrz arjenytvpmar xbzóexv zómtbjr uczynił z nich darmowych pracowników w swojej fabryce. Finałowy proces to rozważania nad ludzką duszą i mozolne ustalanie, czy człowiek odcięty od swoich wspomnień i osobowości dalej jest tym samym człowiekiem.

Badanie trzeźwości kierowców: “W Pradze w tym czasie sprawdzano to jeszcze w sposób prymitywny, kazało się szoferowi podejrzanemu o nietrzeźwość wymówić szybko „Prvni prażska parovlavba”, a kiedy zamiast tego powiedział „prtprt” był uznany za pijanego i odbierano mu prawo jazdy; ta metoda właśnie pozbawiła prawa jazdy jąkającego się kierowcę autobusu w Zbraslaviu. W Ameryce natomiast kazano podejrzanemu o nietrzeźwość dmuchać przez rurkę do słabego roztworu hipermanganicum i zależnie od tego, w jakim stopniu roztwór uległ odbarwieniu, to jest w jakim stopniu uległ redukcji, ustalano natychmiast dokładnie ilość wypitego alkoholu; zgadzało się zawsze z wyjątkiem niektórych chorych na cukrzycę, mających oddech przesiąknięty acetonem”.

Się pije: whisky, francuski koniak.

Się pali: papierosy Phillip Morris (zapałki gratis), czarne cygara.

Się jada: syrop z jaworu (sic!), będący jedną z podstawowych przypraw kuchennych, podawany do kiełbasy zamiast musztardy, mielone kotlety, musztardę, indyjski relish, czyli słodkie krajane ogórki i smażone ziemniaki, sok z pomidorów, w należyty sposób popieprzony i posolony, kotlet wieprzowy ze słodkimi ziemniakami i płatkiem pieczonego ananasa, ser pieczony na rożnie, świeżo opieczone grzanki z białego chleba, sok pomarańczowy, pieczone kiełbaski z jaworowym syropem i naleśnikami, smażony ser na grzance (“popili to kilkoma garnkami białej kawy ze śmietaną i nikomu to nie zaszkodziło”).

Zabawny rasizm:

Dwie dziewczynki bawiły się obok w piasku i jedna powiedziała do drugiej:
- Popatrz: pozytyw i negatyw.
- A jak myślisz, który jest wywołany? - Ten czarny jest wywołany.
Dodać należy, że w angielskim języku brzmiało to lepiej, ponieważ developed znaczy wywołany, ale również dojrzały, rozwinięty. A więc w oczach tych dzieci, nie znających życia, czarny miał przewagę nad białym. Obaj [Afrykanin i Czech] musieli się roześmiać, a Salak powiedział uprzejmie:
- You win, pan wygrywa.
- Tylko u dzieci - powiedział Ben Kegua.
- Pozwolę sobie zauważyć - wtrącił się adwokat - że świadek umyślnie przesadza w swojej rozpaczy. Nie jest przecież możliwe, żeby biała kobieta pałała taką sympatią do kolorowego.

Gender:

Kobietę zawsze może pan zapytać, jak wyglądał wzór na oponach. Powie panu nawet wówczas, gdy nie zna się w ogóle na motorze.
- Dlaczego? - Ponieważ są to identyczne wzory, jak przy wyszywaniu - powiedział Salak.
- That's right - powiedziała pani Foxowa, udowadniając w ten sposób, że pod tym względem kobiety są na całym świecie jednakowe.

[1] Niestety, depresja rozumiana jest jako “humor” (owszem, trwający parę tygodni albo parę lat), ma przejść sama, dopiero przy “zaawansowanych objawach” typu próby targnięcia się na życie, chory może trafić do szpitala czy sanatorium. Zapadają na nią zwłaszcza ludzie inteligentni. A jak się leczy? “- Powinien pan sobie znaleźć jakieś hobby lub w ogóle jakąś pracę, na przykład fizyczną, która zaprzątnęłaby pańską uwagę - radził mu Hulka.”. I wszystko jasne. W samym finale opowieści pojawia się dopisek:

W pięć lat po opisanych wypadkach opublikowana została seria prac naukowych o tym, że melancholię da się z powodzeniem leczyć drogą operacji, przy której przednie płaty mózgowe zostają oddzielone ostrożnie od reszty mózgu. Ponieważ do mózgu nie wprowadza się cieczy, funkcjonowanie jego pozostaje nienaruszone, a pamięć i świadomość utrzymane są prawie w całości.
Prawie. Pozdrawiam, wasza siostra Ratched.

Inne z tego cyklu.

#22

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 22, 2022

Link permanentny - Tagi: panowie, 2022, klub-srebrnego-klucza, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Fritz Erpenbeck - Sprawa Fatimy

Zniknęła Monika, artystka cyrkowa, tzw. “kobieta-guma”, używająca pseudonimu Fatima. Zaginięcie zgłosiła jej siostra-bliźniaczka z mężem, zaniepokojeni faktem, że Monika po wizycie u nich miała przesłać siostrze przez znajomego lekarstwa (na “kobiece sprawy. Nie pamiętam nazwy. W każdym razie pigułki” ze Szwajcarii, kupione w Helsinkach), a tego nie zrobiła. I rzeczywiście - milicja artystki nie znajduje, znajduje za to jej trabanta zatopionego w okolicach Berlina. Odpada opcja ucieczki za granicę[1], milicja zaczyna więc drążyć w życiu osobistym zaginionej. Autor przemyca sporo informacji o technicznej stronie organizacji widowisk estradowych oraz o szczegółach prowadzenia śledztwa w NRD, nie wspominając o peanach na część systemu - szczelności granic czy służby zdrowia[2]. Finał jest rozczarowujący - bpmljvśpvr żr wrqan oyvźavnpmxn mnfgącvłn qehtą, żrol żlć m zężrz fvbfgel v fxbemlfgnć m wrw bfmpmęqabśpv. Pmrzh mtłbfvyv mntvavępvr v hehpubzvyv znpuvaę śyrqpmą - avr znz cbwępvn. W rozwiązaniu zagadki pomaga zapach perfum Guerlain i lek sterydowy. Kobiety zaś dzielą się na młode i na te, co o siebie nie dbają.

[1] Dyskretne dochodzenie przeprowadzone szczególnie wśród koleżanek i kolegów Moniki wykazało, że Nie była wprawdzie specjalnie zaangażowana politycznie, ale pozostała lojalną obywatelką NRD.

[2] (...) chciała natychmiast wrócić do kraju i pojechać do Drezna na konsultację do znanego specjalisty; poziom służby zdrowia w NRD, mówiła, jest bardzo wysoki i przede wszystkim ma tę przewagę nad krajami kapitalistycznymi z Finlandią włącznie, że nawet leczenie specjalistyczne jest u nas bezpłatne.

Inne z tej serii.

#20

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 17, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panowie, z-jamnikiem - Skomentuj


Barbara Gordon - Gwiazdy na Ziemi

Małe miasteczko Nowobory, z jednej strony pozbawione zalet wielkiego miasta, z drugiej - wystarczająco duże, żeby było samowystarczalne, oczywiście jak na warunki PRL: jest fabryka, szpital, komitet partii, kolej i autobus. Pewnego poranka wszystkimi wstrząsa niewyobrażalna tragedia - pijany dróżnik nie zamknął szlabanu i pod opóźniony pociąg wpada autobus PKS. Kilkanaście osób ginie, kilkadziesiąt jest ranne, na ratunek rzucają się solidarnie wszyscy: nie lubiący się wzajemnie pracownicy szpitala, lokalna prostytutka, sekretarz partii i poszukiwany przez prokuraturę chuligan, hochsztapler, prokurator, staruszka i nielubiany taksówkarz. Na czas akcji zawieszone są wszystkie konflikty, które jednak odżywają, kiedy sytuacja się uspokaja. Osią wydarzeń jest trójkąt, w który uwikłani są doktor Julian Donat - ordynator szpitala, doktor Łucja Bitmarowa - chirurżka i jego kochanka oraz adiunkt Irena Donatowa - archeolożka, żona ordynatora, która po długim okresie “robienia kariery” wreszcie zdecydowała się wrócić do męża[1]. Po wypadku Irena ma uszkodzony kręgosłup, Donat zmusza więc Bitmarową do ryzykownej operacji. Operacja się udaje, ale wtem Irena umiera, otruta cyjankiem, podejrzenie pada więc na chwilę wcześniej fetowaną za odwagę i wytrzymałość Bitmarową. Finał jego mocno gorzki, mimo że morderca trafił za kratki, ale ku pokrzepieniu serc autorka kończy książkę wspólną deklamacją Tuwima przez sekretarza partyjnego Żarnowca i ordynatora Donata, którzy zaprzyjaźnili się mimo dzielących ich różnic dialektycznych.

Co tu się dzieje społecznie! Polak o niemieckim nazwisku jest szykanowany przez ludzi, z którymi się przed wojną wychowywał (”Szkoda, że razem ze swoją szanowną rodzinką nie wywędrował do Vaterlandu. Nie musiałabym na tę jego ponurą gębę patrzeć. / - Co też ty, Milcia! - zawołała matka. - Nasłuchasz się głupstw i pleciesz. Taki sam on Polak, jak i my. Tyle że tutejszy. Widzisz, tamci pojechali, a on został. / - Kto tam wie, po co on tu został.”). Lekko podawana historia Franki Koralczyk - “naszej k… z trzeciego piętra” - jest przerażająca[2]. Żona majstra Kraski nie chce kolejnego, czwartego chyba dziecka, więc “psuje się” u znachorki, wdaje się sepsa i omal nie umiera (co oczywiście jest tylko jej odpowiedzialnością, a nie męża). Ktoś po pijanemu pobił żonę. Aresztowano pracownika magazynu, który nie wytrzymał próby charakteru i przywłaszczył sobie tonę rurek o średnicy półtora cala - w celu podniesienia osobistej stopy życiowej. Wypadek autobusu spowodowany jest - oprócz pijaństwa dróżnika - niesprawnym starterem i zmęczeniem kierowcy, który dorabia, biorąc zastępstwo mimo nieprzespanej nocy. Działacz partyjny z uniesiem przypomina sobie wzruszenie, kiedy “Świerczewski przypinał mu order”. Sekretarz dzieli się ze szpitalem kawą z zapasów partyjnych. Doktor z przychodni wstydzi się swojej żony, córki badylarza. Wreszcie najtragiczniejsza bohaterka książki - doktor Bitmarowa: wyszła za mąż bez miłości za weterana-narkomana, od którego uciekła, aby ratować siebie[3], ale w efekcie straciła córkę Monikę, niezdolną do jakichkolwiek wyższych uczuć; na procesie dziewczyna z zawziętością zeznaje przeciwko matce.

Gender:

- Co się jej stało? - dziwi się profesor z Poznania.
- Nerwy, panie kolego, nerwy. Nie ma się co dziwić. I jeszcze w dodatku - kobieta! - odpowiada pół żartobliwie, pół ze wzruszeniem warszawski profesor.

Świadek Donat usiłował sugerować, iż ta nielogiczność wypływa z kobiecej niekonsekwencji.

Łucja jest bardzo niezrównoważona, miała ciężkie przejścia, prawda. Ale powiem szczerze: dużo w tym histerii.

Kobiety często bywają nieobliczalne, nie umieją przewidzieć skutków swoich czynów, mają słabo rozwiniętą wyobraźnię.

[1] „Irena musi zrozumieć. Wina jest obopólna. Tyle żon rezygnuje z własnej kariery, gdy wymaga tego sytuacja ich mężów. A tu, patrzcie państwo... Wschodząca sława polskiej archeologii. Nareszcie raczyła przypomnieć sobie, że ma męża. Sprawy ułożyły się pomyślnie i oto pani adiunkt zechce uprzejmie zamieszkać na stałe ze swoim mężem. Ach, jak pięknie. Bardzo pięknie. A ja nie chcę. Ja już teraz tego nie chcę”.

[2]

Franka Koralczyk z początku bez celu deptała po piętach Kurzawie. Wreszcie znudziło mu się:
- Nie majówka dla szanownej panny - warknął - klienta tu nie złapiesz. Do roboty byś się wzięła.
Milczała. Do tego nie przywykł. Zazwyczaj odpowiadała stekiem wulgarnych słów. Ze wszystkich dziewczyn ulicznych w Nowoborach ta była chyba najgorsza. Taka wróciła z Niemiec po wojnie. Mówili, że w, głowie jej się pomieszało, bo w obozie dziecko jej zabili fenolem, inni plotkowali, że dwa lata trzymano ją w żołnierskim burdelu.

[3]

Kiedyś Paweł zbił przy Monice Łucję do nieprzytomności. Przyglądała się tej scenie prawie obojętnie, z odrobiną podniecenia, niby walkom bokserskim na dodatku filmowym. Miała też odrobinę satysfakcji, widząc sponiewieraną Łucję. Przestała się jej bać, przestała ją szanować, nie okazywała już potulności.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#18

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 13, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panie, z-jamnikiem - Skomentuj