Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Lucy Maud Montgomery - Anne’s House of Dreams

Ania Shirley wreszcie wyszła za mąż i została panią doktorową Blythe. Przeniosła się z mężem do nadmorskiej miejscowo Glen St. Mary, gdzie Gilbert przejął praktykę po emerytowanym wuju. Ponieważ małżeństwo to ukoronowanie życia, Ania zajmuje się szykowaniem do macierzyństwa, co jest aluzyjnie wspomniane kilkanaście razy (“słodkie oczekiwanie”, “myśl zbyt słodka”, “marzenie marzeń”), niejako przy okazji poznając sąsiadów. Zaprzyjaźnia się ze “starszą panią” (zapewne 40+) Kornelią Bryant, zaprzysięgłą prezbitarianką, lokalną organizacją charytatywną i plotkarską gazetą, przemiłym gawędziarzem kapitanem Jimem Boydem oraz Ewą Moore, prześliczną dziewczyną, opiekującą się mężem, którego mózg uległ uszkodzeniu na zamorskich wojażach. Nie dzieje się wiele - nowi znajomi przychodzą z wizytą, Ania z Gilbertem chodzą do nich, Ewa jest dość oziębła, bo zazdrości Ani życiowych radości, ale lody się przełamują, kiedy umiera tuż po trudnym porodzie pierworodna córka Ani (nieszczęście jednoczy, te sprawy). Ania szybko zachodzi w kolejną ciążę, Ewa zakochuje się w swoim letniku, dziennikarzu, który spisuje historię życia kapitana Boyda, a śmiały pomysł Gilberta - o który to pomysł Ania się z nim kłóci - zmienia życie nieszczęśliwej dziewczyny. W finale Blythe’owie wyprowadzają się do większego domu, co jest okraszone mnóstwem słów i łez Ani.

Taki trochę miałko-gorzki ten tom. Tragedie w życiu Ewy Moore, utrata świeżo narodzonego dziecka przez Anię i Gilberta, wiele nieszczęść opisywanych przez panią Kornelię mimochodem - wymuszona wielodzietność z braku antykoncepcji, przemęczanie pracą, bieda, starzenie się i śmierć jednego z bohaterów - są słabo zbilansowane słodkimi opisami przyrody i sielanki w Wymarzonym Domu. Coraz mniej w nim Ani jako osoby - zajęta szyciem ubranek dla dziecka i krzątająca się w gospodarstwie, już nie pisze i rzadziej czyta, nawet podczas samotnego oczekiwania, aż Gilbert wróci od pacjentów.

Tłumaczenie nie aż takie złe, jest kilka kwiatków (pomylenie dwa razy do roku z raz na dwa lata, pokutujące z poprzednich tomów chińskie pieski), ale nieustająco mnie dziwi usilne spolszczanie imion. W tłumaczeniu Stefana Fedyńskiego z 1959 roku Leslie to Ewa, Persis Selwyn stała się Anielą, First Mate kapitana Boyda stał się kotem Maciusiem, wuj Gilberta, doktor Dave, stał się Tomaszem (chociaż wcześniej Dave z duetu z Dorą już był przetłumaczony jako Tadzio!), Kenneth jest Karolem, a Luther Marcinem (sic!).

Inne tej autorki tutaj.

#81

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 1, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Lucyna Legut - Życie artystki Kingi Kidney

Trochę rozczarowanie, bo to nie powieść, a opowiadania. Owszem, bardzo zgrabne, melancholijne, taki artystyczny PRL w sepii, ale zanim zdążę się przywiązać do bohaterek, historia się kończy.

O tytułowym “Życiu artystki Kingi Kidney” opowiada jeden pan drugiemu panu w zamkniętym już barze, a rozmowie przysłuchuje się barman, podając kolejne kieliszki. Kinga była artystką trzecioplanową, opisywaną jako “Kobieta 6”, nie brzydką, nie ładną, nie beztalenciem, ale kimś nijakim, kto nie mógł się niczym pochwalić. Dla uniknięcia współczucia biedę tuszowała ekscentrycznością, granie ogonów - pełnym zadowolenia lenistwem, a kiedy przypadkiem wpadła w romans z pierwszym amantem, sama była tym faktem zdziwiona. I nawet śmierć miała taką przypadkową, niepotrzebną. W innych opowiadaniach te wątki się powtarzają - jest o starości i niepotrzebności, maskowanej biedzie, nieodwzajemnionej miłości i nieplanowanym okrucieństwie, prowincji i tworzeniu.

Inne tej autorki tutaj.

#80

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 28, 2021

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, opowiadania, panie, 2021 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Zośka Papużanka - Przez

”A o czym jest ta książka?” - zapytała mnie obserwatorka mojego czytania. I jak zwykle mogę odpowiedzieć “kryminał z czasów PRL-u” czy “dziewczyna z depresją prowadzi śledztwo”, tak tutaj… Powieść w zasadzie nie ma akcji, nie ma też żadnego satysfakcjonującego finału; Papużanka doskonale umie w opisywanie patologicznej relacji i to chyba samo w sobie jest sednem “Przez”.

Narrator wynajmuje mieszkanie krótkoterminowo, wprowadza się w tajemnicy. Plan jest taki, że nie będzie wychodził, chyba że ukradkiem (śmieci!), zakupy mu dostarczą, żadnych kontaktów z ludźmi (co się szybko sypie, bo kurier oddaje przesyłkę dla sąsiada, a imprezujący studenci z piętra niżej upierają się, żeby przepraszać za imprezę), a jego głównym zajęciem jest obserwacja i fotografowanie kobiety mieszkającej naprzeciwko. Z pełnego reminiscencji monologu wewnętrznego powoli buduje się obraz - obserwowana kobieta to była żona narratora, chociaż wcale nie jest formalnie była, tylko opuszczona przez niego od 5 lat. Narrator jest głównie zainteresowany rejestrowaniem obrazu, skupiony na świetle i fotograficznej czułości, sfera uczuć w zasadzie nie istnieje, nie da się ustawić niczego precyzyjnym parametrem, co - jak się okazuje - było powodem setek kłótni w związku, czego nie niwelowały jej nieudane próby zgłębienia teoretycznych tajników fotografii.

Jaka to jest straszna psychologicznie sytuacja, życie z osobą, która jest skupiona na pasji, a nie na drugim człowieku. Ona chce zainteresowania, rozmowy, uczucia, nie chce być obiektem na fotografii. On nie wybacza najmniejszego potknięcia życiowego (i nie, nie rzucam kamieniem, też mnie irytują rzeczy drobne[1], czasem za bardzo, ale pracuję nad tym!), każdego zejścia z nakreślonej przez niego drogi, wreszcie wpada na pomysł, żeby żonę ukarać.

[1]

Inne tej autorki.

#75

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 11, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Skomentuj


Marian Keyes - pentalogia o siostrach Walsh

Uprzedzając ekscytację, niestety nie ma nic nowego na rynku wydawniczym w Polsce, w oryginale oczywiście kilka tytułów się pojawiło, ale chyba nie ma popytu na non-fiction tej autorki. Czemu więc wspominam? Po niedawnej lekturze Żulczyka przypomniałam sobie dramatycznie dawno nie czytane "Wakacje Rachel" i stwierdziłam, że należy mi się coś łatwego i przyjemnego na rozpoczęcie wakacji (kto ma, ten ma, niektórzy chodzą do pracy i kończą wreszcie wymianę okien). Otóż, jak się łatwo domyślić, Keyes o uzależnieniach oraz - w innych tomach o depresji, zdradzie małżeńskiej i porzuceniu czy wreszcie o śmierci współmałżonka - wcale lekko nie pisała. Rachel dramatycznie przechodzi przez odstawienie, wyparcie, boleśnie odkrywa prawdę o swoim nałogu, zalicza nawrót i upadek; nie jest to oczywiście drama i proza na skalę Żulczykową, ale widać doświadczenie i solidny wywiad autorki, nawet jeśli się weźmie pod uwagę, że to oficjalnie chick lit (co autorka obśmiewa, zadając pytanie, czemu lekka literatura dla panów nie jest nazywana "dick lit").

A jak już wyjęłam z półki "Wakacje", to stwierdziłam, że przeczytam sobie wszystkie tomy. O Claire ("Arbuz"), którą mąż rzucił w dniu porodu, a potem łaskawie zgodził się, żeby wróciła, ale pod pewnymi warunkami. O Margaret, uciekającej do tytułowych Los Angeles ("Anioły"), bo odkryła zdradę męża. Najsmutniejszą o Annie ("Jest tam kto?"), gdzie bohaterka łapie się nawet najbardziej absurdalnych sposobów, żeby porozmawiać z mężem, który mtvaął j jlcnqxh, a dodatkowo autorka świetnie opisuje toksyczne środowisko pracy w agencji reklamowej. Wreszcie Helen, najmniej sympatyczna z sióstr Walsh ("Tajemnica Mercy Close"), prywatna detektyw z depresją. Dużo stron, niektóre z nich czytałam 15 lat temu.

PS Gdzie się kupuje anglojęzyczne ebooki w przystępnych cenach?

#68-72

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 4, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Agnieszka Jelonek - Koniec świata, umyj okna

Bloga Agnieszki - tylkospokojnie.com [2022 - link nieaktualny] - czytałam od dawna, uwielbiałam nieco rozedrganą frazę, świat oczami osoby o ogromnej wrażliwości. Książka wyjaśniła mi drugie dno niektórych opowieści z bloga, bo to książka o życiu z atakami paniki. Ale nie takimi, co to ja jej mam i ty je masz, że obracasz w głowie bezsenną nocą plan dnia na następny dzień, co może się zepsuć i czy jestem w stanie to przewidzieć, tylko takimi, że paraliżują i odbierają siłę na życie. Alicja ma męża, dobrą pracę, mieszkanie, perspektywy, wakacje zagraniczne, planuje dziecko, ale w środku tykającą bombę, która uaktywnia się nawet w na pozór zwykłych sytuacjach - w sklepie, na plaży, na ulicy, w kinie. Mąż ją wspiera, ale w pewnym momencie wsparcie zamienia się w zniecierpliwienie, zwłaszcza przy przedłużających się problemach z poczęciem dziecka, poronieniu i - mimo terapii, leków i szukania wsparcia w metodach niemedycznych - potencjalnej próbie samobójczej.

To krótka pozycja, nieco ponad 100 stron, można przeczytać ją w jedno popołudnie, ale mnie zajęło więcej, bo musiałam robić sobie odpoczynek od zdań na jej stronach ze względu na ładunek emocjonalny. Oczywiście czekam na następną książkę, jak i na kolejne notki na blogu.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 21, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Zośka Papużanka - Kąkol

Dom to popularna nazwa miejsca, w którym ludzie przebywają, gdy pada deszcz i gdy chcą zademonstrować, że mogą ze sobą wytrzymać, chociaż nie mogą ze sobą wytrzymać.

We większości wspomnień z sielskiego dzieciństwa z PRL-u powtarza się motyw “a wakacje spędzaliśmy u rodziny na wsi, bez komputerów i telefonów, tylko pole, łąka, jedzenie z krzaka, kąpiele w jeziorze, cudowne dwa miesiące!” (nikt nie narzekał). Papużanka narracją swojej bohaterki, 12-latki, opisuje bardziej wiarygodną wersję przeszłości. Rodzice z trójką dzieci - narratorką i młodszymi Trutniami - co roku przyjeżdżają na wieś, bo rodzina ojca ma tu Dom Letni. Problem w tym, że Dom jest ciągle w stanie budowy (otwarta toaleta w piwnicy, łazienka w balii na podwórku, schody na piętro pojawiły się całkiem niedawno, wcześniej była drabina), a wakacje spędza w nim - oprócz rodziny narratorki - w porywach do 10 osób, które siedzą sobie wzajemnie na głowie i, nie ma co ukrywać, raczej się wzajemnie nienawidzą. Dziadek Antoni, mistrz pasywnej agresji, nienawidzi wszystkich, a zwłaszcza żony syna, która jest jego zdaniem źródłem degradacji rodziny. Babcia zajmuje się głównie gotowaniem wiecznie stygnącego obiadu[1], ignorując wszystkich. Szwagra nie cierpią wszyscy, bo jest nieudacznikiem, a jego syn Dziubasek jest izolowany przez Irminę od innych dzieci, nie tylko “wsiowych”, żeby się czymś nie zaraził. Ciotka Aurelia głównie pije i mówi dużo słów z “rr”. Alkohol w ogóle jest znaczącym wkładem w rozwój lokalny - i wiejscy gospodarze, skłóceni między sobą, i lokalna żulia, są w stanie egzystować tylko gasząc wewnętrzne pożary płynem z procentami. Dziećmi nie zajmuje się nikt, chyba że można już wykorzystać je do pracy w gospodarstwie; przyklejają się do matki, traktując ją jak kwokę przewodniczkę w jej codziennych ucieczkach z Domu.

Przewrotnie naiwna narracja głównie skupia się na tym, co w Letnim Domu - wzajemnej niechęci, niewygodzie, ignorowaniu przez ojca jakichkolwiek potrzeb poza swoimi, wypływającej czasem historii konfliktów czy zamiatanej pod dywan historii (ze smutnym epizodem z wujaszkiem Wanią); jest jednak i dziecięca przyjaźń, wzruszenia i wspomnienia wydarzeń, które pozwalały mieć nadzieję, że nie zawsze jest tak, jak w Domu. Wakacje wcale nie są okresem radości, tylko ciągłym uchylaniem się od domowej przemocy, krzywych spojrzeń nie tylko dla narratorki, ale też dla matki, która wcale nie chce przyjeżdżać do niechętnego jej środowiska. Papużanka fantastycznie opisuje duszną atmosferę ledwie hamowanej nienawiści, przykrywaną ceratą ogłady i przyzwyczajenia, traumy sprzed lat i tych, którzy “odstają”, chociaż tak naprawdę każdy tutaj jest w jakiś sposób skrzywdzony.

[1] Ta książka jest gęsta od takich passusów, uwielbiam. I ta okładka, niestety ja w ebooku.

Babcia zaczynała wołać chwilę po trzynastej; wołała arystokratycznie, pięknie, z godnością. Wcale nie jest łatwym zadaniem tak pięknie i z godnością zawołać kogoś, kto nie zamierza przyjść.
– Antosiu, obiad!
(...) Kotlety nabierały kolorów. Antosiu, Antosiu, chlupotały ziemniaki, obiad.
– Obiad!
Antoś nie podnosił się już nawet. Lekceważąco machał ręką gdzieś poza siebie, odganiając te obiady, ziemniaki, te obowiązki jak wściekłe psy, co się dorwały do nogawek. Po pięciu minutach babcia wychodziła z garnkiem na ganek i odcedzała ziemniaki, wrzeszcząc wrzątkiem z wysoka w puste wiadro albo parząc trawę, jakby obwieszczała całemu światu, że odcedza właśnie ziemniaki na świeżo skoszony trawnik i paruje srebrną chmurą prosto w niebo. Podrzucane ziemniaki stukały o pokrywkę.
Babcia wyjmowała z kredensu dwa talerze, nakładała na nie gorące ziemniaki, siadała. Choćby nie wiem jak się przyglądać, to są ziemniaki i kotlet na talerzu. Choćby nie wiem jak. Siadała i siedziała. Pozmywam i potem sobie włączę Teleexpress, myślała. Siedziała i pilnowała ziemniaków. Żaden nie śmiał się poruszyć. Czasem wychodziła raz jeszcze zawołać.
– Idę! – odburkiwał dziadek. Nie ruszał się z miejsca.
Przychodził po trzeciej, o wpół do czwartej, przychodził, kiedy przychodził, kiedy uznawał, że nadszedł czas przyjścia. Układał ręce po obu stronach talerza. Nigdy, przenigdy nie położyłby na stole łokci. Pierwsze, nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Drugie, powiedz dzień dobry. Trzecie, nie trzyma się łokci na stole. Babcia stała nad nim, czekając cierpliwie na wyrok. Brał widelec do ręki i z wyrzutem grzebał w ziemniakach.
– Dlaczego jest zimne? – pytał.
Babcia Marysia wchodziła między kredens a blat kuchenny, odwracała się tyłem do dziadka Antoniego i zaklinała świat spokojnym, arystokratycznym, równym rytmem. Dupa, dupa, mówiła do siebie. Dupa, dupa, dupa.

Inne tej autorki.

#57

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 13, 2021

Link permanentny - Tagi: panie, 2021, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj