Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jerome K. Jerome - Trzech panów w łódce nie licząc psa

To nie jest przezabawna książka, wywołująca kaskady śmiechu. Owszem, to pogodna opowieść (nawet pokusiłabym się o nazwanie jej przewodnikiem turystycznym[1]), pełna dygresji i anegdot o podłożu historycznym o tym, jak trzej złoci młodzieńcy (i foksterier Montmorency) epoki wiktoriańskiej wybrali się na dwutygodniowe wakacje na łódce płynącej w górę Tamizy. 123 mile, podczas których panowie licytują się, który mniej robi, wpadają do wody, oglądają psie i ludzkie zwłoki, chcą bądź nie chcą oglądać grobów i kościołów, jedzą w oberżach bądź gotują na łodzi, a wszystko w sielskim otoczeniu pięknej, wesołej Anglii.

Przyznam się do małego natręctwa - zawsze kiedy w filmie pojawia się bohater z bagażem (w sensie walizka) i ma przygody, w trakcie których pojawia się bez walizki, martwię się cały film, gdzie ją zostawił i czy mu ktoś nie ukradł. Tak samo męczy mnie strasznie pointa książki, w której znudzeni deszczową pogodą młodzieńcy zostawiają łódź w Pangbourne i wracają pociągiem do Londynu. Kto im potem tę łódź odprowadzi, do jasnej!

[1] Jak się okazuje, nie bez powodu.

Inne tego autora:

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 13, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 13


Maj Sjöwall/Per Wahlöö - Ludzie przemocy

Ostatni tom cyklu o tym, że Szwecja jest nieopiekuńczym państwem policyjnym. Szef Wydziału Zabójstw, Martin Beck w coraz bliższym związku z Rheą Nielsen, socjalizującą opiekunką społeczną. Oboje uczestniczą w procesie Rebecki Lind, dziewczyny, która nie rozumiała istoty pieniądza i rządu, więc została oskarżona o napad na bank, bo naiwnie przyszła ze swoim nożem ogrodniczym do banku i zapytała, czy może trochę wziąć. Nie mogła.

Ponieważ do Szwecji ma przyjechać kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych, cieszący się złą sławą w kręgach pacyfistów białozęby senator, szwedzki rząd powołuje komitet zabezpieczający gościa przed atakiem. Na czele staje Beck wraz z cynicznym Gunvaldem Larssonem, który miał doświadczenia z pierwszej ręki na temat możliwości terrorystów (konkretnie oberwał głową dyktatora, ofiary zamachu; do tego zniszczył mu się garnitur). Panowie, wraz z zaufanymi współpracownikami, planują akcję i wprawdzie niektóre zabezpieczenia zawodzą (np. przygotowany przez Larssona Spis Kretynów zostaje wzięty za Specjalne Komando i odkomenderowany do zadań ważnych zamiast do sprzątania komisariatów, co sugerował Gunvald), ale ważny choć niepopularny senator wyjedzie ze Szwecji cały. Potem pozostaje już tylko znaleźć terrorystów. To ta trudniejsza część. I zadumać się nad losem Rebecki Lind.

Drugoplanowo pojawia się adwokat Hedobald Braxen, zwany Bekaczem. Wprawdzie w kancelarii głównie hoduje koty (plamiastego Prokuratora Generalnego i czarnego Ministra Sprawiedliwości), nie pamięta nazwisk swoich klientów i często wydaje z siebie różne odgłosy fizjologiczne, to świetnie broni w sądzie i ma duże poczucie sprawiedliwości.

Co mnie uderza to kontrast między postrzeganiem Szwecji przez duet Sjöwall/Wahlöö i Mankella. Szwecja AD 1974 to kraj pełen brutalnej policji, lata 90. to już okres, kiedy biedny, słabo zarabiający i jeżdżący psującym się volvem policjant boi się społeczeństwa.

Inne tego autora tu.

#75

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 10, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, kryminal, panie, panowie - Skomentuj


O suszonych jabłkach i coraz krótszych dniach

Lubi kałuże, ale grzecznie[1] omija je, jeśli nie ma kaloszy. Codziennie dostaję w prezencie patyki, kamienie i liście, to do Twojej kojekćji, mamusiu. Jest złocista w niskim, jesiennym słońcu. Wzrusza mnie, kiedy delikatnie(!) gładzi uszy kota, miętosi kark i przejeżdża ciepłą łapką po futrzanej szyi[2]. Idę w tę jesień z większą nadzieją, że przeżyjemy czas mroku łagodniej i szybciej, nawet nie odliczając kolejnych tygodni do wiosny. Że tym razem nie będę się kulić i mantrować, żeby ktośmniestądzabrał. Żeby mieć trochę koloru, od babci I. przywiozłam bukiet dalii i worek suszonych jabłek (tak, grzybki marynowane też, ale nie planuję ich jeść).

A może się oszukuję? Skoro z trudem zwlekam się z łóżka nawet w środku lata na urlopie, to jak jesienią i zimą ma być lepiej? Gdzie jest mój #hamak?

[1] Oczywiście, na innych frontach trwa blitzkrieg i to raczej nie my robimy naloty dywanowe.

[2] Tylko Koki, inne uciekają.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 9, 2012

Link permanentny - Kategorie: Koty, Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 8


Pora na pory w śmietanie

Zaczęłam się zbroić. Nie wprawdzie schowam w słoiki światła słońca, żeby odegnać zmrok, który już coraz wcześniej blokuje mi aparat i chęć do wyjścia na zewnątrz, ale kupiłam sobie ciepłe rękawiczki. Chociaż w tym roku nie odmarzną mi palce. Może. Od środka grzeje mnie ciasto orzechowo-korzenne ze śliwkami. Świetne (a piec nie potrafię, więc jak mi wyjdzie, to normalnie sama nie wiem).


(H&M)

Naprawdę czuję, że zima idzie, bo znowu mnie kusi, żeby robić blog szafiarski (ale naprawdę, kupiłam sobie taką sukienkę, że się wygląda jak milion dolarów, nawet jak się nie ma 186 cm wzrostu).



Poproszę też cierpliwości. Szybko i dużo.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 7, 2012

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Fotografia+ - Komentarzy: 6


Marisha Pessl - Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof

Fantastyczna okładka, zgrabny tytuł, a w środku kryminał, którego się nie spodziewałam (zwłaszcza rozwiązania, choć było od pewnego momentu przewidywalne). Blue van Meer, oczytana 16-latka jeździ po Stanach z ojcem, wykładającym gościnnie nauki polityczne na różnych uczelniach, mniej lub bardziej prestiżowych. Matki nie ma, albowiem zginęła w wypadku, wjeżdżając na mur, kiedy Blue miała 5 lat i została po niej tylko kolekcja motyli. I tak sobie jeżdżą, powtarzając na highwayach gramatykę, czytając na głosy sztuki teatralne i literaturę wysoką[1], czasem mieszkając po kilka miesięcy w różnych miastach, w których Gareth van Meer robi za gwiazdę katedry, do momentu, kiedy Gareth nie oznajmia, że zamierza dać córce czas na przygotowanie się do pójścia na studia (oczywiście Harvard) i zamierza na cały rok osiąść w kalifornijskim Stockton. Blue, wieczna outsiderka, zostaje zaproszona do grona "Błękitnych", grupy uczniów spotykających się u charyzmatycznej nauczycielki filmoznawstwa, Hannah Schneider. Wprawdzie grupa poza uczestniczeniem w pijackich i narkotycznych imprezach niewiele robi, ale Blue jest zafascynowana osobą Hannah (i zakochana w Miltonie, jednym z grupy). Nie wiem wprawdzie, czy nazywanie kogoś Rzygawka bądź Haftka po tym, jak zwymiotowała napojona alkoholem, jest oznaką akceptacji, ale wreszcie jest w grupie. Cierpi oczywiście na tym jej kariera naukowa, ojciec się irytuje, przez co Blue jeszcze bardziej lgnie do Hannah. Po czym, po biwaku zakończonym znalezieniem zamordowanej nauczycielki, rozpoczyna własne śledztwo, bo nie wierzy w wersję o samobójstwie. Częściowo prawdę odkrywa, oczywiście niekoniecznie jest to prawda, jaką chciała poznać.

Nie jestem (już) wielbicielką klimatów amerykańskiego highschoola z "popularnymi" i "niepopularnymi", z ceremoniałem chodzenia na "bal promocyjny", bardziej ciekawiły mnie stosunki Garetha i Blue, Mistrza i Uczennicy; sielanka, nie przerywana nawet romansikami Garetha z poznawanymi w odwiedzanych miasteczkach paniami, które chciały go usidlić. Bolesna przeszłość obojga, konsekwentne budowanie przyszłości córki, tak aby mogła zrobić karierę naukową oraz kłamstwa między nimi, narastające wraz z akcją. Dodatkowo duszny, plotkarski klimat małych amerykańskich miasteczek, w których wszyscy się wzajemnie obserwują i sobie przyglądają daje wrażenie ponadczasowości (mimo dostępu do Internetu).

[1] Sposób narracji głównie mnie irytował. Książkowa Blue w zasadzie każdą swoją frazę i myśl zapożycza od kogoś, więc grzecznie podaje, skąd cytat. I tak na każdej stronie z kilkuset[2].

[2] Trzy długie i nudne rozdziały z mnóstwem literatury źródłowej.

To pierwsza książka, którą ktoś mi pożyczył dlatego, że czytał moje recenzje na blogu. Profit! E., dziękuję bardzo i jak już rozładuję stos koło łóżka, to poproszę więcej.

Inne tej autorki:

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 6, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Koka to mój ujubiony kotek, mamo

Oglądamy malutką Kokę na zdjęciach. A ten djugi kotek? To Hera, Maju, siostrzyczka Koki. A gdzie ona jest? Umarła, Maju. Była bardzo chora. I one się bawią tutaj! A jak Heja wjóci, to będą się źnowu bawić? Kiedyś będą, ale nie chcę, żeby ten dzień za szybko nadszedł, maleńka.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 4, 2012

Link permanentny - Kategorie: Koty, Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 10


Woody Allen - The Document

Czterogodzinny dokument o Woodym Allenie. Opowiada o sobie sam, opowiadają o nim jego bliscy - siostra, Diane Keaton, aktorzy grający w jego filmach. Nie opowiada ani aktualna żona - Soon-Yi Previn, ani poprzednia, Mia Farrow z przyczyn oczywistych. Nic nowego, jeśli się przeczytało kilka biografii, ale bardzo przyjemnie się ogląda jako przekrój przez twórczość. Woody opowiada o pisaniu na maszynie, wycinania dobrych kawałków scenariusza za pomocą nożyczek i spinaniu za pomocą zszywacza; owszem, można to robić w komputerze, ale po co, skoro metody analogowe działają. Obejrzenie biografii na pewno zachęciło mnie do odkurzenia płyt z filmami Allena, zwłaszcza tych mniej kasowych.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 3, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


W porannej mgle

Droga prowadzi przez opłotki, bo omijam dwa przejazdy kolejowe i potencjalne korki. Bruk, nieużytki, hurtownie tego i owego na zupełnym końcu świata. A przecież cały czas miasto w samym centrum Europy.


(okolice Truskawieckiej i Podolańskiej, stare budynki Chłodni)

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 2, 2012

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1


Krzysztof Varga - Aleja Niepodległości

Jeśli książka zaczyna się od tego, że główny bohater leci samolotem do Nowego Jorku, jest pijany i za chwilę samolot ulegnie katastrofie ze skutkiem śmiertelnym dla bohatera, to raczej wiadomo, iż suspensu nie będzie. "Aleja Niepodległości" to historia pokolenia przełomu, dorastającego w końcówce PRL-u i startującego w życie w 1989 roku. Małpi gaj za szkołą, w którym się paliło pierwsze papierowy, liceum męskie im. Św. Augustyna z ciężką atmosferą testosteronu i codziennym przemarszem Rudej w Kozakach. Krystian Apostata i Jakub Fidelis startowali z tego samego miejsca; Fidelis zrobił karierę w mediach jako tancerz-celebryta z dobrze zrobionym botoksem, tymczasem Krystian - po niejakich sukcesach jako ekscentryczny artysta - skończył jako menel.

Umówmy się, że to książka bez treści właściwej, ale jakże smacznie napisana. Lubię soczystą frazę Vargi, celne obserwacje życia spędzanego między piwem, masturbacją przy internetowej pornografii i porannym kacem. Świat, w którym można się dobrze zapowiadać i wylądować w starym bloku, wśród 80-letnich sąsiadek ciotki, które kręcą z przekąsem głową, że taki młody, a tak się zaniedbał. Zaraz po spotkaniu na 20-lecie matury tych samych ludzi spotyka się na pogrzebach. I, jak przeczytałam w jednej z internetowych recenzji, niekoniecznie to oznacza, że za wcześnie.

Inne tego autora:

#73

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 1, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panowie - Skomentuj


American Horror Story

Od upierdliwej sąsiadki (genialna Jessica Lange) z równie upierdliwą córką (posępną Addy z zespołem Downa), która ma zwyczaj wchodzenia do domu bez zapowiedzi, gorsi są chyba tylko martwi mieszkańcy domu, do którego się właśnie wprowadzili państwo Harmon. Dom wprawdzie piękny, elegancko umeblowany, żyrandole od Tiffany'ego, do tego okazja cenowa, ale niebawem się okaże, że stanowi punkt trasy po nawiedzonych miejscach Los Angeles. Od samego początku wiadomo, że rodzina po przejściach - mąż-terapeuta, córka - nastolatka w depresji, żona, która nie dość, że poroniła drugie dziecko, to jeszcze musi radzić sobie z mężem, który ją zdradził ze studentką - niespecjalnie dobrze poradzą sobie z naprawieniem wspólnego życia. Nie pomaga przynależna do domu gospodyni, która wprawdzie ma ponad 60 lat oraz bielmo na oku, ale panom (również puszczalskiemu doktorowi Harmonowi) pokazuje się jako 20-letnia skąpo odziana pokojówka. Mężczyzna z poparzoną twarzą (znany z Good Wife jako wesoły sędzia Abernathy albo z True Blooda jako mniej wesoły wampir Edgington), socjopatyczny nastolatek na terapii u doktora Harmona, geje-dekoratorzy wnętrz; nigdy nie wiadomo, czy nie pochodzą z przeszłości demonicznego domu.

Nie spodziewałam się, że horror podzielony na odcinki może straszyć. A jednak. Za każdym razem, kiedy ktoś wchodzi do piwnicy z duchami, na strych pełen pozostałości po niespodziewanych zejściach, czekam, żeby jednak coś wyłamało się z konwencji, żeby pojawiło się jakieś mrugnięcie okiem. Ale nie. Trup ściele się gęsto i mrozi krew w żyłach.

Ciekawa jestem drugiego sezonu, w całkiem nowym miejscu i z nowymi bohaterami (ale z aktorami z recyclingu).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 30, 2012

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4