Mam wrażenie, że to nie powieść, a dłuższa nowela; tak czy tak - niespecjalnie mnie zachwyciła. Świat przyszłości, z mnóstwem używek i techniką pozwalającą na dowolne manipulacje filmem; walka o prawa do aktorów między wytwórniami. Ludzie zmieniają twarze, żeby być Marylin Monroe (panie) albo Riverem Phoenixem (panowie). Tom jest edytorem - albo wstawia do filmu twarze kolejnych flam swojego szefa, albo - na zlecenie przejmującej prawa wytwórni - oczyszcza filmy z jakichkolwiek śladów alkoholu. Na jednym z niekończących się, pełnych używek przyjęć spotyka Alis, nietypową (bo nie przypominającą Monroe) dziewczynę, która chce tańczyć, mimo że nikt już nie nagrywa filmów z aktorami, a tym bardziej musicali. Najpierw chce się z nią przespać, recytując kolejne kwestie z filmów, które zna na pamięć, potem - kiedy mu się nie udaje - zaczyna widzieć jej twarz w edytowanych filmach. I mimo że zna się na wszelkich technikach edycyjnych, nie wie, jak się jej to udało, co może dowodzić, że jednak da się podróżować w czasie.
Zmęczyła mnie niekończąca się litania tytułów, fragmentów scen z klasyki filmowej, kwestii, opisów i twarzy. Ginie w tym nawet zgrabna fabuła i suspens.
Inne tej autorki tu.
PS "Remake" dostałam od Barb, dziękuję.
#17
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 19, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, panie, sf-f
- Komentarzy: 1
Według strony muzeum to jedyne takie muzeum w Polsce. A szkoda, bo bardzo ciekawe. Za jedyne 5,5 zł od dorosłego (kurduple darmo) można popatrzeć (niestety tylko) na całą gamę instrumentów z całego świata - od najprymitywniejszych glinianych gwizdawek i drewnianych flecików z gałązki po pozytywki i fortepiany. Wiadomo, 3,5-latce ciężko wytłumaczyć, czemu nie można grać na pięknych bębnach ani klapnąć w kuszące czarno-białe fortepianowe klawiatury; na szczęście sytuację uratowała miła pani na trzecim piętrze, pokazująca gongi, w które można pacnąć.
Mnie najbardziej - bo nieme instrumenty tylko frustrują, a w muzeum nie było słychać żadnej muzyki - zaciekawiły zdobienia. Lwie nogi fortepianów, złote ozdoby na drewnie, niesamowite rzeźby na szczytach harf, inkrustacje masą perłową i rzeźbione pudła rezonansowe - sztuka zdobień w pigułce.
W muzeum stoi też złota figurka Oscara dla A. P. Kaczmarka za muzykę do "Finding Neverland", co nam się ładnie wpisało w opowiadaną ostatnio Majutowi historię Piotrusia Pana, chłopca, który nie chciał dorosnąć.
Muzeum nie ma windy (chyba, nie zapytałam wprost). Wstęp - 5,5 zł, w soboty - darmo.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 17, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
sztuka
- Komentarzy: 5
Zaczęło się grubo, bo od reklamy "Buła chrupiąca, parówa strzelająca".
Potem wyszłam z Lidla tak szybko jak weszłam, bo nie widziałam takich dzikich tłumów jeszcze (i z tulipanów były dwa bukieciki, z czego jednej zwiędnięty). Już wiem, że nie warto wchodzić do Lidla w sobotę. I że nie da się wyjść z pustym wózkiem, bo nie ma takiej opcji.
Wróciłam z zakupami do domu. Czy to jest jakiś lans ogólnowielkopolski, żeby parkować w Suchym Lesie? Nie. Ma. Żadnego. Miejsca. No chyba że kilkaset metrów dalej, ale wyjątkowo nie chciało mi się ze wspomnianymi zakupami wlec po śniegu; wilki, roztopy. Znalazłam, zmieściłam się, przesuwając po centymetrze. I chyba w tej sytuacji nie należy się dziwić, że stanęłam pod drzwiami klatki schodowej, przyciskając przycisk otwierający drzwi na samochodowych kluczykach. I nie działało. Bo przecież nie dlatego, że jestem roztargniona.
.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 16, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 5
Jednym ze skutków ubocznych prawie trzech lat spacerów po wsi i osiedlu jest znajomość z większością właścicieli psów. Taki sąsiad z klatki obok ma owczarka berneńskiego. Wielkie, ogromne, piękne bydlę. Pies, nie sąsiad. Spotykam sąsiada rano, nieustająco zachwycam się tym, że bestia za każdym razem jest większa, coraz bardziej kudłata i dalej niesamowicie przyjacielska. "No rośnie jeszcze, rośnie. Ale wie pani, co najgorsze? Zaczął mi latać za sukami!".
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 15, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 5
Kiedy okazało się, że podróże w czasie jak najbardziej istnieją, ale czas dba o to, żeby nie dało się sprytnym historykom zmienić tego, co już zaszło (nie da się wygrać bitwy pod Waterloo ani nie dopuścić do władzy Hitlera) oraz że nie można z i w przeszłość przenieść niczego poza substancjami niegroźnymi, skończyło się chętne finansowanie badań przez wielkie korporacje. Ambiwalentnie więc postrzegana jest Lady Schrapnell, milionerka, która sponsoruje szerokim gestem podróże i laboratoria, ale wykorzystuje wszystkich dostępnych pracowników do sprawdzania w przeszłości faktów dotyczących katedry w Coventry, którą odbudowuje. Ned Henry, przerzucany z 1940 roku na wiktoriańskie jarmarki i tak kilkanaście razy, zaczyna chorować na dyschronię i - żeby spokojnie ją wyleczyć - zostaje skierowany na angielską XIX-wieczną wieś. Przy okazji ma oddać kota, którego udało się przenieść historyczce Verity w przyszłość, co zburzyło nieco ład moralny i dotychczasowe przekonanie, że się nie da. I, zupełnie przy okazji, ma nie dopuścić, żeby brak kota zmienił historię.
Pomijając całą romansowo-wiktoriańską otoczkę, to studium zachowania czasu i wpływu przypadku na wielką i małą historię. Gdyby jeden z podwładnych Napoleona miał czytelniejsze pismo, a Ludwik XVI zapłaciłby francuskiemu chłopu za uprzejmość banknotem, a nie monetą, dziś byłoby inne niż jest. A może nie? Prawie że feudalne stosunki w laboratorium historyków czasu, terroryzowanych przez sponsorkę, bawią mnie niesamowicie, podobnie jak zgrabne wplecenie w akcję nawiązań do literatury. Mimo dramatyzmu niektórych wydarzeń (bombardowanie w 1940 roku) to raczej książka na miłe, słoneczne popołudnie, zwłaszcza jeśli po latach lektury pierwszym przypuszczalnym winowajcą jest zawsze kamerdyner.
Inne tej autorki tu.
#16
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 14, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, panie, sf-f
- Komentarzy: 6
... serdeczne "Oddal się rączo".
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 13, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 2
Dag, Claire i Andy (narrator) mieszkają w Palm Springs i spędzają większość czasów opowiadając sobie historie. O rzeczach, które chcieliby zapamiętać z Ziemi, o końcu świata (wszak przełom 31.12.1999 i 1.1.2000), o swoich rodzinach, wyobrażeniach i strachach. Luźne historie przerywane są cynicznymi i postmodernistycznymi obrazkami i definicjami świata według pokolenia, które nie ma o czym marzyć.
California life is easy.
W zasadzie wszystkie obserwacje Couplanda o Pokoleniu X - ludziach, którzy zanegowali etos pracy i robienia kariery jako takiej - można odnieść do hipsterów. Tyle że hipsterzy są ironiczni, a pokolenie X realnie rzucało pracę w korporacjach na rzecz podawania drinków w barze na prowincji, spędzania życia na plaży i dorabiania tylko do poziomu, żeby było stać na wynajęcie byle jakiego domu i jedzenie. Czy odrzucając obowiązek człowiek staje się szczęśliwy?
Edycyjnie książka jest tragiczna - źle złożona (brakuje akapitów na 1. stronie każdego rozdziału, zamiast tego są znaki końca linii), opływanie obrazków jest zrobione przeraźliwie topornie. Nie umiem ocenić tłumaczenia, ale "Microserfs" też mi po polsku nie zgrzytało.
Inne tego autora tu.
#15
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 12, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Znowu byłam jedynym gościem (no, jednym z dwóch, bo tym razem z A.) hotelu, więc na śniadanie była osobista obsługa z ogromnym talerzem dóbr wszelakich - kulki z twarożku, pasty jajecznej, pasztety, wędliny i sery, nawet z pomidorami i ogórkami. Tylko sok "pomarańczowy" ze sztucznej pomarańczy. A w pokoju japoński sedes, bałam się wcisnąć jakikolwiek guzik mimo tłumaczenia rozwieszonego na ścianie opodal. Może dlatego, że Japonia Japonią, a papier toaletowy niespecjalnie spływał? Ale - co na plus - nie zmarzłam. Hotelowi Solaris daję gwiazdeczkę. I jeszcze jedną małą za ażurowe schody na piętro oraz lokalizację u stóp najbardziej chyba monumentalnego kościoła w mieście. Co z tego, jak z taksówki do taksówki. Może następnym razem.
Zaczytałam się ponownie w "Nie licząc psa"; nieustająco myślę przy tym nad fenomenem swojej niepamięci, który pozwala mi czytać już raz przeczytaną książkę jak za pierwszym razem. I jak za pierwszym razem mieć uciechę z anegdoty o Lewisie Carrollu, który łaskawie zachwyconej "Alicją" królowej Anglii przesłał swoją następną książkę. O wielomianach. Co najlepsze, mając dziury w fabule, doskonale pamiętam, że najważniejszy jest zawsze kamerdyner.
Zamieć była w centrum, na obrzeżach już tylko surowy Hitchcock.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 11, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, toruń
- Komentarzy: 1
Nagły atak zimy wśród wiosny, która przecież już tu była, zagonił nas do Starego Browaru. Maj uznał, że skoro jest tyle zajączków, należy je policzyć.
Mnie taka masa królików, ułożonych dodatkowo w niepokojące wzory, raczej zastanawia i karmi moją wewnętrzną paranoję. A jak się uzbroją i ruszą? Zaanektują kasy i przestaną przyjmować karty kredytowe? Zmieni im się wyraz pyszczków z nieobecno-neutralnego na taki bardziej jadowity? Czy są na to jakieś tabletki? Odstawiłam biało-zielone i chyba czegoś mi w diecie brakuje.
Próbowałam "The Wire", nuda, jak w polskim filmie - dwa długie odcinki serialu streściłabym montażem w 20 minut. Próbuję "House of Cards", ale to jak impreza na księżycu - świetny Kevin Spacey i cudowna, zimna Robin Wright, tyle że nic tak mnie nie nudzi jak polityka. TŻ znalazł przynajmniej doskonałe "The Middle" z Janitorem w roli cynicznego ojca rodziny (wprawdzie nie wypycha wiewiórek, ale jest mistrzem ciętej riposty), ale to komedia. Co dalej, wsyechđwiecie^Wwszechświecie?
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 9, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Moje miasto -
Tag:
stary-browar
- Komentarzy: 8
W zasadzie dobrze pamiętałam, że nie lubiłam tego zbiorku. Są w nim dwa ładne opowiadania, które lubię - (no, trzy - od kiedy zostałam matką, dodatkowo polubiłam bardzo tytułowe "Zaćmienie", gdzie narratorem jest matka "w domu z dzieckiem"): "Praktyka dyplomowa" z podróżą w czasie i emocjami jak w "Księdze Sądu Ostatecznego" oraz śliczne, korporacyjno-oniryczne "Błękitny księżyc". Niestety, jest też przeraźliwe i brutalne "Wszystkie moje ukochane córki", którego lekturę przypłacam bólem głowy. I kilka innych, które niespecjalnie zrozumiałam. Dlatego jednak chcę Willis w długiej formie, o podróżach w czasie albo o korporacji.
Inne tej autorki:
#14
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 7, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
sf-f, panie, 2013, opowiadania
- Komentarzy: 11