Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Smak stokrotek (O sabor das margaridas)

Rosa, funkcjonariuszka Straży Obywatelskiej z krótkim stażem, przybywa do małego miasteczka[0] w sprawie zaginięcia Marty, pracowniczki stacji benzynowej, która w trakcie śledztwa okazuje się mieć drugie źródło utrzymania - prostytuuje się, a filmami nagranymi podczas schadzek szantażuje klientów. Lokalna policja traktuje sprawę dość powierzchownie - komendant właśnie odchodzi na emeryturę, a jego następca zajmuje się głównie śledzeniem pomyłek Rosy, wsparcia ze stolicy nie ma[1], bo akurat odwiedza ją papież. Szybko okazuje się, że Rosa przyjechała do miasteczka z własnym śledztwem, podczas którego odkrywa zwłoki 11 zamordowanych kobiet.

Zachęcona dwoma dobrymi hiszpańskimi serialami i obiecującym opisem, dałam się złapać na najgorszy (jak do tej pory) serial na Netflixie. Intryga polega na tym, że Rosa nikomu nie mówi o istotnych odkryciach, bo po co. Oprócz wątku głównego pojawia się mnóstwo innych, obyczajowych, z których tylko niektóre w ogóle kleją się ze śledztwem - handlująca jajkami Maruxia, właścicielka hotelu okradająca lokatorów, rudy nastolatek fotografujący co ładniejsze panny “dla kuzyna, co ma agencję”[3], nauczyciel-pedofil, który nagle - w trakcie śledztwa, podczas którego wykazano mu związek z zaginioną Martą - wpada na pomysł podania środka usypiającego nieletniej córce policjanta, żeby ją podotykać. Są i sataniści, kradnący z kościoła świece i montujący instalacje z czaszką kozła. Wszystkie tropy śledztwa prowadzą do klubu dla panów, którego obecność w małym miasteczku zupełnie nie dziwi ani nie niepokoi. Rosa rozpoczyna dochodzenie w przebraniu, co polega na tym, że na zmianę chodzi do klubu przesłuchiwać właściciela, a potem w peruce i skórzanych portkach udaje homoseksualną klientkę (nikt jej nie rozpoznaje, nawet jak wychodzi przypadkiem bez peruki). Dowody (na przykład wybity ząb w idealnie posprzątanym wnętrzu) leżą tygodniami[4], dopóki policja się o nie nie potknie. Ale najbardziej chyba osłabiający jest powracający motyw zięcia komendanta, który zamiast pracować ogląda porno, a wieczorami symulując aktywność zawodową, spotyka się z damą negocjowalnego afektu, którą przebiera w czerwone ciuszki i okazjonalnie smyra nożem. Słabszy nawet od wyjaśnienia tajemnicy śledztwa Rosy.

[0] Miasteczko jest małe. Tak na kilkanaście tysięcy mieszkańców. Dlatego Rosa kilka dni przetrzymuje znalezionego psa, należącego do małej dziewczynki (wnuczki komendanta), ponieważ “nie ma czasu go odwieźć”, podobnie jak ojciec i matka dziewczynki nie fatygują się do Rosy mimo rozmów telefonicznych.

[1] Tyle że nie. Poza trójką detektywów ze Straży za kadrem kręci się całe mnóstwo bezimiennych techników, oddziałów szturmowych i analityków. Oczywiście kompletnie się w śledztwie nie liczą poza dawkowanymi informacjami typu “przysłali analizę”[2].

[2] Rzecz się dzieje w 2018, więc oczywistą oczywistością jest wysyłanie wszystkiego w paczkach w formie drukowanej, nie za pomocą e-maili czy służbowego systemu obiegu dokumentów.

[3] Jaki to był zły wątek! Córka komisarza zgadza się na sesję, podczas sesji rudy zachęca ją do rozebrania się, próbuje całować, ale ponieważ nie jest chętna, udostępnia jej gołe zdjęcia w Internecie. Dziewczynie wyjaśnia, że ktoś mu ukradł twardy dysk, dziewczyna mu wierzy. Kiedy ojciec-policjant znajduje dysk w domu delikwenta, ten mówi, że widocznie się zapodział. Konsekwencją ujawnienia zdjęć jest pojawienie się dwóch wyrostków, którzy wciągają córkę policjanta do samochodu, żeby ją wykorzystać erotycznie.

[4] Nie wspominając o dowodzie z prywatnego śledztwa Rosy, który dwa lata leżał w rowie i czekał.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 24, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Miracle Workers

Niebo. Jedno z wielu. Ogromna korporacyjna machina, zatrudniająca mnóstwo ludzi, dbających o robaki, pogodę czy wreszcie spełnianie modlitw. Najgorszy oczywiście jest departament HR, próbujący (niechętnie) radzić sobie z przerostem biurokracji i frustracją pracowników. Wszystko jakoś się kręci do momentu, kiedy Bóg wpada w depresję i decyduje, że Ziemia, którą zarządza, jest absolutnie nieudana i decyduje się ją zniszczyć. Dwoje aniołów uzyskuje obietnicę, że jeśli uda im się doprowadzić do spełnienia niemożliwego życzenia (para młodych ludzi, lubiących się z daleka, zejdzie się ze sobą), Ziemia zostanie uratowana.

Daniel Radcliffe w roli zmiętego anioła-nieudacznika jest świetny, natomiast prawdziwym mistrzem jest Steve Buscemi w roli rozczochranego, siwowłosego Boga-analfabety, skupionego na wynalazku obrotowej restauracji samoobsługowej. Całość jest zabawna oraz oczywiście obraża uczucia religijne, mimo że matka Boga nie ma tęczowej aureoli.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 9, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Embarcadero

Firma Alejandry sprzedaje zaprojektowany przez nią budynek za grube miliony euro. Oscar, mąż Alejandry dzwoni do niej z wyjazdu służbowego z Frankfurtu, gratuluje i sugeruje, żeby jednak zrobili sobie dziecko. Alex zasypia szczęśliwa, ale budzi ją telefon z policji z prośbą o identyfikację zwłok męża, który popełnił samobójstwo. Tak zaczyna się czas zmiany w życiu kobiety, z jednej strony to koszmar - okazuje się, że jej mąż od 8 lat dzieli czas na życie z nią i z inną kobietą, do której jeździ zamiast podróżować służbowo (bo i z pracy go wyrzucono kilka lat wcześniej). Z jednej strony, bo oznacza też zaskakującą zmianę - Alex poznaje Veronicę, ekscentryczną kochankę męża, mieszkającą na pięknej prowincji (przy tytułowej przystani). Zamiast jednak jej nienawidzić, zaprzyjaźnia się z nią i wynajmuje od niej pokój, udając badaczkę ptaków. Powoli odkrywa kolejne tajemnice Oscara i dociera do niej, że chyba jednak Oscarowi ktoś pomógł przenieść się na tamten świat. Ma to oczywiście wpływ na dotychczasowe życie Alejandry - nie jest już zadowolona z zaprojektowanego budynku, jej przyjaciółka okazuje się o wszystkim wiedzieć, a matka-pisarka (Cecilia Roth) w tajemnicy przed nią zaczyna pisać książkę o wydarzeniach z życia córki.

Serial jest świetny na wielu płaszczyznach. Niejednoznaczny, z wieloma wątkami i często pokazujący te same sytuacje z różnych perspektyw; pojawia się prowincjonalny policjant/muzyk rockowy po przejściach i nieco obszarpany, ale atrakcyjny przewoźnik. Wreszcie sama postać Veroniki, to chyba chciał osiągnąć Żuławski w Szamance, ale mu nie wyszło - jest uczciwa, kobieca, odważna i na trwałe zjednoczona z okolicą, w której mieszka. A i okolica - koło Albufery - jest piękna i malownicza, sama rzuciłabym pracę, żeby siedzieć cały dzień na tarasie i patrzeć na plażę opodal.

Pierwszy sezon nie przynosi odpowiedzi na pytanie, kto zabił Oscara, za to zostawia dość rozwojowe zawieszenie akcji.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 14, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Ant-Man i Osa

Pojechali na zieloną szkołę wszyscy nasi, więc film bez dubbingu.

Scott Lang kończy dwuletni okres aresztu domowego (z zakazem korzystania z urządzeń elektronicznych oraz kontaktu z dawnymi współpracownikami), kiedy przypadkiem jego umysł łączy się z umysłem zaginionej przed laty w przestrzeni kwantowej Janet, żony Howarda Pyma i matki Hope. Następną rzeczą, jaką zauważa, jest to, że zamiast niego w domu znajduje się mrówka-robot (z policyjną bransoletką na odnóżu), a on sam jedzie zminiaturyzowanym samochodem do Tajemniczego Laboratorium Pymów. Okazuje się, że dzięki wizycie Langa w przestrzeni kwantowej, udało się nawiązać kontakt z zaginioną 30 lat temu superbohaterką i może uda się ją sprowadzić. Fabuła jest raczej z tych szalonych i najlepiej streszcza ją chyba porównanie do przerzucania gorącego kartofla. Wszyscy - czarnorynkowy handlarz elektroniką, skorumpowany policjant, dawny współpracownik Pyma i jego rozedrgana kwantowo podopieczna - chcą przejąć laboratorium, dzięki czemu po całym San Francisco na zmianę ktoś się ściga (doskonały patent z pudełkiem Hot Wheelsów), ktoś maleje lub rośnie albo się naparza w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób. A skoro San Francisco, to jest malowniczy pościg w dół Lombard i dramatyczna scena na Fisherman’s Wharf. Jak to zwykle w filmach Marvela, jest cameo Stana Lee oraz - co bardziej wyjątkowe - niesporczaka.

Świetny film familijny, nie jest brutalny, a przemoc jest dość komiksowo-umowna (powiększający się kilkadziesiąt razy budynek zapewne zgniata stojących na powierzchni ludzi, ale tego nie widać, więc nie ma problemu); tak jak w przypadku Ant-Mana mam wątpliwości (krwawe crash-testy ze zmniejszaniem owieczek), tak tutaj myślę, że dla 9-10 latka może się już przyjąć. Dialogi bardzo dobre, niewulgarne. Będę testować.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 12, 2019

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Umbrella Academy

Tego samego dnia 1989 roku na całym świecie jednocześnie rodzi się czterdzieścioro troje dzieci, mimo że żadna z ich matek nie była w ciąży. Siedmioro[1] z nowonarodzonych adoptuje ekscentryczny miliarder, sir Reginald Hargreeve, który odkrywa, że mają nadnaturalne moce. Jedynka (Luther) jest nadludzko silny, Dwójka (Diego) miota ze 100% celnością bronią, Trójka (Allison) umie frazą wywierać wpływ na ludzi, Czwórka (Klaus) rozmawia ze zmarłymi, bezimienny Piątka potrafi się teleportować (i - jak się okazuje - podróżować w czasie), Szóstka (Ben) zamienia się w ogromną ośmiornicę, zaś Siódemka (Vanya)... nie ma żadnych mocy i jest przez oschłego opiekuna wykluczona. Hargreeve buduje z dzieci drużynę superbohaterską, prasa trąbi o kolejnych sukcesach. Przeskok do współczesności. Luther od 4 lat prowadzi misję na księżycu, Allison jest znaną aktorką (ale straciła przy rozwodzie prawo do opieki nad córką), Diego jest eks-policjantem zwolnionym ze służby, Klaus jest na krawędzi przedawkowania narkotyków, Ben nie żyje, zaś Vanya jest drugorzędną skrzypaczką bez większych sukcesów w życiu. Wszyscy zbierają się na pogrzebie “ojca”, zorganizowanym przez kamerdynera Pogo (mówiącego szympansa) i Matkę (robota-opiekunkę). W tym momencie pojawia się zaginiony przed laty Piątka (58-letni, acz wyglądający na 15 lat, które miał w momencie zaginięcia) i oznajmia, że za 8 dni nastąpi apokalipsa, więc fajnie było coś z tym zrobić. Niedługo potem pojawia się para podróżników w czasie (Hazel i Cha-cha), którzy mają w planach zabicie Piątki oraz Leonard, żywotnie zainteresowany Vanyą.

Po pierwszym dwóch czy trzech odcinkach miałam ochotę rzucić w kąt. Męczące oko ciemne ujęcia z plamami światła (artsy-fartsy, ale ja jestem ślepawa i nic tam nie widzę), fabuła pierwszych odcinków jest raczej ekspozycyjna i nie wciągają. I wtem wszystkie wątki się splatają, a do końca jest napięcie. Są doskonałe i zróżnicowane postaci (szczególnie uwielbiam Klausa jako element chaotyczny i tarantinowską Cha-chę, graną przez niesamowicie opanowaną Mary J. Blige), jest tajemnicza organizacja, dbająca o spójność linii czasu przez usuwanie kluczowych dla historii osób (książę Ferdynand, JFK) i mnóstwo reperkusji z dzieciństwa cudownych dzieci, które po latach dopiero się ujawniają. I jeszcze ta muzyka[2], świetnie dobrana, taka, jaką lubię.

[1] Ha, czemu tylko siedmioro? Co z pozostałymi 36 dziećmi, ha? Pojawią się w drugim sezonie?

[2] The Kinks, Queen ("Don't stop me now"), Nina Simone, The Doors, Radiohead, Bay City Rollers czy Hooverphonic.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 5, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Counterpart

Dla wszystkich, którzy kłócili się ze mną, że przecież się czepiam, 1983 to jest całkiem dobry serial (jak na garbatego), zapraszam do porównania go z "Counterpart". Owszem, założenia fabuły są nieco inne (równoległe światy kontra równoległa rzeczywistość), ale i tak precyzja kreacji świata, konstrukcja bohaterów (i aktorzy!) czy wreszcie wiarygodność intrygi pokazują, że da się zrobić doskonały serial nie aż tak dużymi środkami (to również prztyczek dla tych, co argumentowali, że budżet zjadła doskonała scenografia(!), więc na tłumacza na polski nie starczyło).

Howard, starszy, niepozorny mężczyzna (J. K. Simmons) od lat pracuje na tym samym stanowisku w jednej z agend ONZ w Berlinie. Codziennie robi dziwne rzeczy ściśle według procedur, których nie rozumie, ale nie zadaje pytań. Po pracy idzie do szpitala, gdzie w powypadkowej śpiączce leży jego ukochana żona, Emily. Pewnego dnia coś się zmienia - wzywa go zwierzchnik, zabiera na spotkanie, gdzie pojawia się drugi Howard, precyzyjny, oschły profesjonalista, kilka poziomów wyżej w hierarchii niż pierwszy Howard, doskonale wie, co robi. Tak jak widz powoli odkrywa, że jako efekt uboczny eksperymentu sprzed 30 lat powstały dwa identyczne światy, tak pierwszy Howard (ze świata Alpha, tożsamego z naszym) odkrywa wreszcie, na czym tak naprawdę polega jego praca, a co dziwniejsze, jak bardzo przez 30 lat (od punktu rozejścia się światów) zmieniło się jego życie w stosunku do życia Howarda drugiego (ze świata zwanego Prime). Howard Prime pojawił się w świecie Alpha, bo ściga terrorystów, którzy przeniknęli ze świata Prime i - stąd spotkanie z Howardem Alpha - ma informację, że życie Emily Alpha jest zagrożone. Jeśli spodziewacie się wodotrysków techniki, to ich nie zobaczycie, bo to raczej thriller psychologiczno-szpiegowski, a nie sf (stąd mała drwina z argumentowania, że budżet jest królem; tutaj zaawansowaną technikę medyczną w postaci osobistego monitora zdrowia da się zasymulować zgrabnie świecącym na niebiesko iPodem mini). Osią fabuły, poza wspomnianymi szpiegami, jest zamiana światów przez Howardów; łagodny i unikający ryzyka Howard Alpha trafia do świata Prime, a jego miejsce zajmuje drugi Howard.

Berlin pojawia się tu absolutnie nieprzypadkowo, miasto podzielone murem, dla mnie dodatkowa radość podczas oglądania. Owszem, większość akcji dzieje się statycznie we wnętrzach mieszkań (więc mogą być kręcone gdziekolwiek), ale i na opuszczonym lotnisku Tempelhof, na stacjach metra i w plenerach Poczdamu; mimo że lokalizacje nie są tu jakoś specjalnie prominentne (i kosztowne), widać, że zostały przemyślane. Kilka rzeczy związanych z lokalizacją trochę zgrzyta, na przykład scenarzyści nie są zbyt konsekwentni z wyborem języka, czasem to angielski (ONZ to usprawiedliwia), czasem to niemiecki (spotkania z ludźmi poza biurem), a czasem wybór jest od czapy. Na szczęście w fabule jest mało dziur[1], nawet przedwczesne zakończenie po dwóch sezonach nie zostawia za wiele nierozwiązanych wątków. Doskonały serial, bawiłam się przednio, zdecydowanie warto unikać internetu, żeby sobie nie zepsuć zaskoczeń.

A! I wątek polski jest. Epizodycznie pojawia się Piotr Adamczyk w absolutnie nieprominentnej roli, mam wrażenie, że tylko na wygląd (dajcie mi aryjsko wyglądającego blondyna, ale żeby umiał dwa zdania sklecić po niemiecku). Oraz w finale jeden ze szpiegów planuje podróż do Warszawy.

[1] Jakbym się miała czepiać, to nie bardzo rozumiem sens zamieszania z bratem i matką Emily, którzy wpadają do szpitala, żądają od Howarda zrzeczenia się opieki (po 20+ latach małżeństwa!), po czym po tupnięciu Howarda Prime, znikają i nie wracają. W świecie Alpha też ich nie ma. Nie narzekam, bratem jest Jamie Bamber, zawsze miło popatrzeć, ale nie wnosi to nic do akcji.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 21, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1