Więcej o
Moje miasto
[5.01 - 11.06 - 10.09 - 22.12.2020]
W tym roku sporo czasu spędziłam na wyciąganiu rodziny ze strefy komfortu za pomocą spacerów w zieleń. Pierwszą reakcją u młodzieży jest zwykle niechęć, po czym nagle się okazuje, że są - w zależności od pory roku - dmuchawce, młode łabędzie, kaczki, motyle i patyki, które można wrzucać do wody. Szachty - teren spacerowy dookoła ponad stuletnich glinianek - mają wszystko, a dodatkowo piękne widoki, zwłaszcza z wieży widokowej, na którą wchodzę zwykle sama; owszem, potem to mnie bolą przez kilka dni łydki, ale zawsze warto. Co ciekawe, mimo mojego lęku wysokości, który objawia się czasem ataczkami paniczki, jak wchodzę na kratownicę, na ażurowej wieży na Szachtach jest mi całkiem dobrze. Poniżej i w galerii czerwca zestawy zdjęć - ze stycznia, czerwca, września i grudnia, widać czasem, jak zmieniają się miejsca w zależności od pory roku. Na 2021 planuję wreszcie wstać na wschód słońca na Szachtach.
GALERIA ZDJĘĆ i wcześniejsze: 2019 i 2018.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 25, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
szachty
- Komentarzy: 4
... bo w grudniu w tym roku, to prawie wcale.
[28.11.2020]
Zapewne przejdzie do historii moje pytanie, kiedy to - zastanawiając się, czy się zdrzemnąć po śniadaniu, czy jednak skorzystać ze słońca za oknem - zagadnęłam rodzinę, czy chce do ładnego lasu. Rodzina chciała. Las przy stawie Olszak w dolinie rzeki Cybiny zawiera niedawno oddaną ścieżkę przez bagna, ładną, ale nie za długą, więc kiedy dotarliśmy do przejścia do stawu Browarnego, rodzina dalej nie protestowała. Doszliśmy do pomostu, wymieniając złośliwostki na temat przepięknego osiedla z loftami w Starej Warzelni po drugiej stronie stawu, że absurdalne ceny, może i ładna okolica, ale psy dupami szczekają i koniec świata, kwaśne winogrona, te sprawy. Ale pięknie, niezaprzeczalnie. Wracając - chociaż można iść dalej wzdłuż stawu aż do uroczej huśtawki - wpadłam na przedni pomysł, żeby wrócić nieco dłuższą trasą, górą stawu Olszak. Tutaj rodzina już nie chciała bardzo, jak się potem okazało, zrobiliśmy prawie 5km (TŻ twierdzi, że ponad 6) i nawet widok Mauzoleum Mielochów i Nowego Zoo od zaplecza[1] jakoś nie poprawił im humorów. Mnie się podobało, bardzo. Żałowałam tylko, że nie wzięłam termosu z herbatą. Absolutnie wracam tam na wiosnę.
Są bunkry.
[1] - Zobacz, jakiś monumentalny budynek. Kościół?
- Ma na górze słonia, a nie krzyż. To Słoniarnia.
- Ale ja nie widzę słonia...
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 16, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
dolina-cybiny, olszak
- Komentarzy: 5
Nie wiem, jak Wy, ale ja zawsze - na progu wiosny, kiedy słońce widzę dłużej niż godzinę dziennie - robię plany. Że co chociaż raz na dwa tygodnie w weekend pojadę w nowe albo w dawno nie odwiedzane miejsce w bliższej lub dalszej okolicy. Że będę chodzić codziennie 10 tysięcy kroków. Że nowy kraj na wakacje albo i dwa (w tym roku padło na Słowenię i Chorwację, padło, po czym się malowniczo obfajdało). Oraz, co mnie rozbawiło najbardziej, że będę częściej chodzić do nowych restauracji. A potem bum, pandemia. I tak uważam, że mimo wszystkich obostrzeń, lockdownu i social distancingu udało mi się wyjść z domu absurdalnie dużą liczbę razy. Niezaprzeczalnym królem wszystkich wyjść jest oczywiście Nocny Targ Towarzyski, gdzie co najmniej raz w tygodniu wbijaliśmy na rodzinne frytki z sosami oraz Mykonos, bo najlepsze greckie w Poznaniu. Dwukrotnie wyszłam z przyjaciółką wieczorem - odwiedziłam Orzo, w którym kiedyś byłam, ale niespecjalnie mi się podobało oraz Szczaw i mirabelki, gdzie dla odmiany pysznie i wegańsko. Trafiłam do Grill i Wino, bo blisko, ale wypłoszyła mnie głośna muzyka, więc - mimo że jedzenie było smaczne - raczej nie wrócę, bo jednak nie ten klimat. Znacznie bardziej przypadł mi do gustu Fyrtel smaków, gdzie można bardzo przyzwoicie na wynos. I to, dla odmiany, był modus operandi w 2020, zwłaszcza że od marca pracuję w domu. Najlepszymi nawynosami są Taj India i Niezły Meksyk, gdzie jednym zamówieniem ze spokojem opędzałam dwa dni obiadów. Bez wstydu przyznam sie też, że najlepsze awaryjne obiadowe to spaghetti z Picollo, nikt nie narzeka. Raz czy dwa podjęliśmy z TŻ-em próby nawynosów z Tapasty, Świętej Krowy czy Pyrabaru, ale dania z tych miejsc nawet po krótkiej podróży nie są już tak dobre jak na miejscu (oraz pani kierowniczka kręci nosem, najwyżej zje frytkę). Oraz słodkie: wiem, dieta sreta, ale pandemia wrzuciła mnie w absolutnie ciemne miejsce, z którego dopiero - mam nadzieję - zaczynam wychodzić, więc pączki i kawa z Pączusia i Kawusi, torcik pralinowy z Sowy (i letnie owocowe z galaretką) czy wreszcie kawa z ciachem w Karpicku, gdzie czekałam czasem na panią kierowniczkę podczas jej zajęć pozalekcyjnych, to wszystko mi znacznie poprawiało humor. A jak Wasze pandemiczne kulinarne odkrycia?
- Tawerna Mykonos - plac Wolności 14
- Taj India - Wiankowa 3
- Niezły Meksyk - Różana 15
- Tapasta - Kwiatowa 3/3
- Nocny Targ Towarzyski - Kolejowa 23
- Święta Krowa - Kwiatowa 1
- Spaghetti Bar Picollo - Jaworowa 66
- Pyrabar - Strzelecka 13
- Grill i Wino, Burgerownia Dębiecka - Opolska 16
-
Fyrtel Smaków - Kołłątaja 47 - przeniesiona do innej lokalizacji pod Poznań
- Szczaw i mirabelki - Jaroczyńskiego 22a
- Orzo - Garbary 67a
- Cukiernia Sowa - Górecka 30
- Pączuś i Kawusia - rynek Łazarski 8
- Cukiernia Karpicko - Dąbrowskiego 33
PS Nie piekłam chleba. Oraz najbardziej tęsknię za śniadaniami w Republice Róż.
Cukiernia Sowa
Pączuś i Kawusia
Mykonos
Nocny Targ Towarzyski
Święta Krowa
Fryty z NTT
Nocny Targ Towarzyski / Szczaw i mirabelki
Karpicko
GALERIA ZDJĘĆ
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 28, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1
[20.09.2020]
Czasem jest tak, że nie bywa się w jakichś miejscach, mimo że wiesz, że tam ładnie i miło. Albo przestajesz robić zdjęcia, wszak nic się nie zmieniło od ostatniego razu. A szkoda, zwłaszcza w okolicach tak uroczych jak Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan, Wzgórze Św. Wojciecha i na samej ulicy Święty Wojciech (nie "Wojciecha", por. Św. Marcin).
Okolice w 2010: Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan i Święty Wojciech.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 25, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
cmentarz, murale
- Skomentuj
Trzy wyprawy - dwie rodzinne na obiad do restauracji greckiej (o czym niebawem, bo szykuję kawałek o jedzeniu w czasie pandemii), trzecia - samotna, żeby się spotkać ze znajomą. Okolice placu Cyryla Ratajskiego, zwanego Cyrylem, a wcześniej Pigalakiem, to kilka kwartałów starych kamienic, przetykanych okazjonalnymi plombami - Nowowiejskiego, 3 Maja, Marcinkowskiego. Na samym placu co jakiś czas zmieniają się wystawione rzeźby studentów pobliskiego Uniwersytetu Artystycznego.
Al. Marcinkowskiego, w głębi
pl. Cyryla Ratajskiego
Al. Marcinkowskiego
Nowowiejskiego / 23 Lutego
Mielżyńskiego
3 Maja
pl. Cyryla Ratajskiego
Al. Marcinkowskiego
Marcinkowskiego, w bramie
Marcinkowskiego / 27 Grudnia
Mielżyńskiego
Okolica 2010-2014: U Cyryla, 3 Maja, Nowowiejskiego, Młyńska i Nowowiejskiego.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 20, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
Sąsiadka z góry, zdziwiona: "A bo ja myślałam, że państwo mają synka. Bo przed drzwiami stała wywrotka". Wywrotką Maj buduje z lokalesami na placu zabaw, neutralnym genderowo (wszystkie dzieci używają słów na "k", "ch" i dupa bez względu na płeć).
Spotkany na tymże placu zabaw młody człowiek zainteresował się faktem, że chusteczki higieniczne kosztują 20 groszy. Bo za 20 groszy można kupić zapałki. I jakby mieć benzynę, to można coś polać i podpalić! Kupi mi pan zapałki?
Plac w ogóle budzi mieszane uczucia w Majucie - bo nie wiadomo, czy to do zabawy, czy wysypisko śmieci. Przy pierwszej wizycie pozbierała wszystkie śmieci, rzucane bezrefleksyjnie na ziemię przez dzieci i dorosłych.
O poranku na czereśni spotykam czasem Zosię, szylkretową kotkę sąsiadów.
Ulica, chodnik pod jedną posesją. Dwóch młodzieńców, bosych i bez koszulek, przepakowuje walizki na środku chodnika.
Sympatyczny, rozczochrany pan w średnim wieku na rowerze, z tyłu przyczepka. W przyczepce malowniczo upozowany buldożek francuski.
W lokalnym "Lewiatanie", kupując napój niegazowany, zmotywowałam ogorzałego pana do wzbogacenia zakupów (setka wódki) o popitkę.
W okolicy spacerowej dwie Biedronki. W jednej z nich kasjerka poskarżyła mi się, że ktoś otwiera pudełka z ryżem w torebkach, nie wiadomo po co.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 31, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Z głowy, czyli z niczego, Moje miasto -
Tag:
debiec
- Komentarzy: 7