Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Listy spod róży

Berlin, dzień przed

Wyjątkowo trudno było mi usiąść do tej notki - dzień po powrocie z Berlina w mediach zawrzało, bo właśnie w Berlinie szaleniec wjechał w tłum takich jak ja, zwykłych ludzi, którzy z dzieckiem przyszli na karuzelę, popatrzeć na świąteczne stragany, wypić kubek grzanego wina czy zjeść garść gorących kasztanów i currywursta. Wprawdzie nie byłam akurat na tym jarmarku (ale dwa lata temu, razem z moją H. i owszem), a w momencie samego wypadku 250 km dalej, ale i tak poczułam, że to za blisko. Nie chcę rozważać konsekwencji takich akcji na szerszym poziomie ani uderzać w alarmistyczne tony, ale trudno mi teraz radośnie pisać o mieście pełnym świateł widocznym z diabelskiego młyna, złoceniach pałacu Charlottenburg, spacerze z prawdziwym robotem po Muzeum Techniki czy wacie cukrowej na jarmarku. Współczuję ludziom, którzy stracili bliskich, ale też smutno mi, bo tym trudniej będzie tym, którzy uciekają przed wojną, biedą i śmiercią do zasobnej Europy, znaleźć w niej miejsce.


Jarmark przy Gendarmenmarkt


Muzeum Techniki, robot ma na imię Tim (EN/DE)


Pałac Charlottenburg

Adresy:
Pałac Charlottenburg - Spandauer Damm 10-24.
Muzeum Techniki i Spectrum - Möckernstraße 26/Trebbiner Straße 9
Gendarmenmarkt - przy pl. Gendarmenmarkt

GALERIA ZDJEĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 19, 2016

Link permanentny - Tagi: berlin, niemcy - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


O greckich kotach

[18-24.08.2016]

Długołape, długonose, raczej szczupłe. Zwykle czyste i zadbane, czasem zdarza się poszarpane ucho, czasem niestety ewidentnie nie leczone infekcje oczu. W restauracjach, w hotelu, przy progach domów. Najwięcej spotkałam w Retymno (o którym w następnym, ostatnim, odcinku niebawem), po kilkunastu przestaliśmy liczyć.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 2, 2016

Link permanentny - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: 2016, grecja, kreta - Skomentuj


Kruszwica

W drodze do dziadków-bez-ogrodu (Maja rozróżnia dziadków i babcie lokalizacyjnie - są ci-z-ogrodem i ci-bez-ogrodu) wreszcie udało się zrobić pit-stop przy Mysiej Wieży. Wreszcie, bo mimo że kursujemy obok kilka razy do roku, to jakoś nigdy się nie składało. W sezonie jest tłumnie, bo i autokary, i przejażdżka statkiem po Gople, turystyczne pamiątki made in China, jesienią już spokojniej. Bilety w kiosku pod wieżą (6,5 zł dorosły, 5,5 zł nieletnia). W środku drewno, kamień, 102 schody[1], okolicznościowa wystawa zdjęć z plenerów "Starej baśni", zdjęć flory i fauny oraz tzw. sztuki naiwnej (zmutowane myszy nękają zażywnego acz spanikowanego Popiela z małżonką).

Na szczycie widoki za miliony dolarów, mocno podkręcone fantazyjną kompozycją chmur.




Wisienką na czubku był przejazd przez strefę estetycznego gore - Skibin, gdzie w ramach ludycznych obchodów (Codename Dożynki) na poboczu poustawiano figury ze słomy. Bolek, Lolek i Tola są z tego wszystkiego całkiem niezłe. Minionki, smurfy, gąsienica czy największy hit - chyba 4-metrowa ofoliowana butelka wódki z pijakami malowniczo upozowanymi u podstawy - mogą się przyśnić w nocy.

[1] Ha, służbowa lokalizacja zapewnia mi codzienny trening - #pokawę mam 45 stopni w jedną stronę, a zdarza mi się schodzić do kuchni kilka razy dziennie. TŻ po wejściu i zejściu doznał zakwasów w łydkach.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 26, 2016

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: 2016, polska, kruszwica, kujawy - Komentarzy: 5


Zielona Góra i okolice

[10.09.2016]

Ostatni raz byłam w Zielonej Górze tak dawno, że ludzie tyle nie żyją. A do tego nocą - przyjechałam wieczorem, spędziłam pół nocy na geekowym spędzie (and all I got is a lousy photo), po czym o rześkim poranku wsiadłam do pociągu via Kostrzyn, żeby dojechać do teściów in spe. Tak, że Zielonej Góry w zasadzie nie widziałam. Temat wrócił przy okazji planowania wyjazdu służbowego, który wprawdzie się nie udał, ale ziarenko zasiał.

I z tym zasianym ziarenkiem zabrałam rodzinę na zachód. TŻ zarządził przystanek przy Aragornie z Żelazobetonu - pomniku Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie. I słowo daję, ten pomnik nie jest taki zły. W innych okolicznościach powiedziałabym nawet, że całkiem estetyczny, a użyte materiały są elegancko przyszpachlowane. Ale na litość - kontekst; odżyły wszelkie zasłyszane żarty. Majestat nieco siada tuż obok reklamy kiełbasy i tanich ładowarek.


Plan był taki - dla dorosłych winnice, dla młodzieży lunapark. Niestety, lunapark na zielonogórskim placu Bohaterów wypadał jako kolejny przystanek, więc winnice były nuuudne. Najpierw więc lunapark (i kawałek niesamowicie zatłoczonej Palmiarni), a o winnicach za chwilę.





Winnica Mozów - przy winnicy jest agroturystyka, jak znalazł dla tych, co nadużyją podczas degustacji.



Winnica Cantina - Majuta zachwyciła trzoda (samica bydła domowego[1], owce, koń i kucyk) oraz punkt widokowy z lornetką.






Winnica Krucza - mimo doskonałego oznaczenia nie udało nam się do samej winnicy wejść - przejechaliśmy dookoła ogrodzonych sadzonek, wjechaliśmy z jednej strony w las, z drugiej w wieś. Może jak w książkach o Harrym Potterze trzeba w odpowiednim miejscu przejść przez płot?

Winnica Julia - oprócz samej winnicy, malowniczo umieszczonej w wiosce (przedmieściach Zielonej Góry), jest malutkie muzeum miniatur. Młodzieży się podobało. Chyba najlepiej poopisywane szczepy winogron. Dwie butelki wina czekają na okazję.






GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Dawniej zwana krową. Serio, całe życie żyłam w przekonaniu, że to zwierzę, co daje mleko to krowa, ale nie - to jest bydło domowe, z samicą zwaną krową.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 10, 2016

Link permanentny - Tagi: zielona-gora, polska - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Komentarzy: 2


Kreta - Retymno

[23.08.2016]

Ostatnia błękitno-upalna galeria - tym razem z Retymno (zwanego Rethimnonem). Zaczęliśmy od zabytkowej, XVI-wiecznej Fortezzy, w której wśród kamieni i obfitych pozostałości po dawnej zabudowie są galerie sztuki i koty. Dużo kotów. Potem obiad w Melinie (sic!) [2020 - link nieaktualny] tuż koło Fortezzy, spacer na lody do portu (i tym razem doszliśmy do latarni morskiej) i nieudane poszukiwania minaretu, który widzieliśmy nad dachami, ale nie udało nam się dojść w gęstwie uliczek.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 23, 2016

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: 2016, grecja, kreta - Skomentuj


Knossos / CretAquarium

[22.08.2016]

W drodze, jak to w drodze - malownicze widoczki, bo trasa wzdłuż wybrzeża. Szybki konkurs bez nagród na najzabawniejszą nazwę miejscowości wygrała Agia Pelagia.


Pałac w Knossos to najbardziej znane chyba miejsce turystyczne na Krecie - źródło pochodzenia wielu mitów: pałac króla Minosa, zwany Labiryntem, zbudowany przed Dedala, w którym przetrzymywany był owoc pozamałżeńskiego związku między żoną Minosa, Pazyfae a przygodnie poznanym bykiem - Minotaur. Ruiny odkopane przez sir Artura Evansa na początku XXw. budzą wiele kontrowersji - nie zostało ich wiele, rekonstrukcja często była przeprowadzana metodą "mnie się wydaje, że", w efekcie na posesji jest więcej cementu i gdybania niż rzeczywistych szczątków. Czy to przeszkadza - zupełnie nie; całość kompleksu pozwala na wyjaśnienie, czemu pojawiło się określenie Labirynt - 22 tysiące metrów kwadratowych (poznańska galeria City Center ma - dla porównania - 60 tys. m2 na trzech poziomach, łącznie z 5 poziomami parkingów), gęsto zabudowane na co najmniej trzech różnych poziomach małymi pokoikami, połączonymi ze sobą schodami i przejściami. Po ocalałych freskach widać rozmach, chociaż to cały czas rekonstrukcja z drobnych, rozsypanych klocków. Warto wizytę w Knossos połączyć ze zwiedzaniem Muzeum Archeologicznego w pobliskim Heraklionie, gdzie można obejrzeć większość elementów ruchomych z wykopalisk (na miejscu jest niewiele lub tylko kopie), można wtedy kupić wspólny bilet.







TŻ gościnnie wystąpił w roli przewodnika ze znajomością lengłidżu dla sympatycznej rodziny z Ostrołęki (pozdrawiamy!), ja miałam tzw. szybkie przejście z Majutem, który zwiedza metodą biegania z miejsca na miejsce i poganiania, żeby już iść dalej. Mam wrażenie, że każde miejsce obejrzałam co najmniej dwukrotnie. W trakcie sprzedawałam okrojone wersje mitów greckich, gdzie skupiliśmy się głównie na wyjaśnieniu, którym kawałkiem Minotaur był bykiem i czemu zjadał ludzi, przecież ludzi się nie je, Tezeuszu, nici Ariadny, Ikarze i Dedalu.

GALERIA ZDJĘĆ.

Na życzenie wycieczki, zamiast do muzeum, pojechaliśmy do CretAquarium - chłodnego miejsca z kolorowymi rybkami. Rybki prześliczne, ale całość dość mała. Dodatkowo nie warto nastawiać się na jedzenie tutaj, bo potrawy z menu można jeść tylko przez kilka godzin okołolanczowych, potem zostaje odgrzewane z tacek, niespecjalnie ciekawe.




GALERIA ZDJĘĆ.

Restauracja: Kiriakos, Leof. Dimokratias 53, Iraklio 713 06, Greece.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 22, 2016

Link permanentny - Tagi: 2016, grecja, kreta - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Skomentuj