Seldusko
... z klebka, zobac!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
... z klebka, zobac!
[21.04.2013]
Mimo że właśnie w Kórniku bywam najczęściej, zawsze zapominałam napisać, jak tam jest miło, a już zwłaszcza w arboretum. Bo wiadomo, że w Kórniku jest Zamek i to przez wielkie "Z", bo nie dość, że wpisany na listę Pomników Historii Polski, to jeszcze ma legendę o Białej Damie i jeszcze drugą, o lustrze. Legendy opowiedziała zachwyconemu Majutowi pani Myrosława (przez "y"!), wprawdzie mocno zaciągając na wschodnią modłę, ale z niesamowitym zaangażowaniem. Wyobraźcie sobie zarumienioną z emocji 3,5-latkę (a w zasadzie to prawie 3 i 3/4), która objaśniona w kwestii lustra spełniającego marzenia, kiedy się w nie patrzy szepcze z zaangażowaniem, że chciałaby malutkiego prawdziwego białego kotecka (a ja myślę: córko, na litość, z małego słodkiego kotecka wyrasta taki kaban jak Szarsz albo smętna pierdoła jak Koka, przemyśl to jeszcze). Muzeum w zamku, jak się okazuje, nie jest muzeum w rozumieniu ustawy o darmowym fotografowaniu w celach niezarobkowych, albowiem - jak mi długo wyjaśniała pani kustoszka - jest bardziej biblioteką niż muzeum i Są Na To Precedensy. Ponieważ nie wykupiłam, to nie mam zdjęć ze środka. A szkoda. Za to - zupełnie jak za czasów wczesnoszkolnych - przypomniałam sobie jak to jest, kiedy każą zakładać filcowe kapcie na gumce.
W tym roku dzięki trwającej pół roku zimie wegetacja przekroczyła miękki deadline i mimo że koniec kwietnia, magnolie i rododendrony jeszcze siedzą w fazie analizy. Plakat zapowiada, że zakwitną 1-3 maja, ale mam wrażenie, że ten projekt nie jest dobrze wyestymowany. Co nie zmienia faktu, że trawa usiana jest małymi kwiatuszkami w kolorze ultramaryny, wiewiórki pomykają po drzewach, przemiatając korę ryżymi ogonami, a ptaki śpiewają w topolowej alei. Mimo że większa część spacerujących ma na sobie połowę zimowej szafy, i tak w słońcu są potencjalne piegi, zapach ziemi i obietnicę, że następna zima nie przyjdzie tak szybko. I można kupić kolorową watę cukrową.
Bez względu na to, jak brudne są paznokcie, to i tak są to najpiękniejsze łapki na świecie.
Narażę się zapewne, ale polecana jako must-have atrakcja Edynburga ("jeśli masz do wyboru jeden zabytek, to musi być zamek!" - rzekł przewodnik), jest taka sobie. Znacznie fajniej ogląda się go z dołu (to chyba tak jest z każdą górą) i o wiele bardziej z zamku podoba mi się widok na sam dół niż zamek jako taki.
Na następny raz chcę nad zatokę. I żeby nie wiało. I w wąskie zaułki, małe, nieturystyczne sklepiki i pchle targi.
PS Tak, wiem, jest szaro. Ale cały czas było szaro.
WTEM zaskoczyły mnie święta i zostałam z jednym odrostkiem hiacynta. Nic to, wytrzymam do wiosny. Kupiłam pomarańczowe sandałki, TŻ złośliwie skomentował, że ponoszę w sierpniu. Nie pokażę zdjęcia zza okna, bo na ust mych korale pchają mi się słowa powszechnie uznawane za kurwamać.