Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Lauren Groff - Fuga

Tomik 9 opowiadań (meh), ale jednak Groff (yay); opisywany jako debiutancki, ale nie do końca - z debiutanckiego tomu “Delicate Edible Birds and Other Stories” są cztery opowiadania, pozostałe 5 jest nowych. Każde inne, wszystkie w jakimś stopniu o kobietach, niektóre robią wrażenie opartych o istniejące osoby i sytuacje, niektóre - na przykład “Delikatne ptaki jadalne” - są ponurą obserwacją sytuacji, która sprowadza kobietę do roli przedmiotu nawet przez osoby jej bliskie i wydawałoby się, szlachetne. Nie chcę streszczać każdego z opowiadań, od treści ważniejszy jest język i taka umiejętność kreacji świata, że błyskawicznie wciąga i wkłada czytelniczkę w czyjeś życie. I już nieistotne jest, jak historia się kończy, ważne, że dostajemy wycinek czyjegoś życia, czasem z bardzo bliskiej perspektywy jednej osoby, rzadziej z punktu widzenia wszechwiedzącego narratora. Drobne epizody, czasem zupełnie nieistotne, robią klimat - typu ojciec, który zirytowany faktem, że zignorowano go w eleganckim sklepie za granicą, zostawia “na chwilę” żonę z małymi dziećmi i odchodzi na zawsze. Jedynie chyba historia niewygodnego towarzysko związku nauczyciela pływania i chorej na polio córki bogacza, dziejąca się na przestrzeni wielu lat, zostawia takie “no dobra, ale czemu Aliette po śmierci ojca nie zdecydowała się na”; we wszystkich innych czytelniczka nie ma poczucia wyższości czy zdziwienia tym, co się dzieje.

PS Ależ oczywiście że “Fuga” jest o fudze dysocjacyjnej.

PPS Czekam na Groff w dłuższej formie, wiadomo.

Inne tej autorki tutaj.

#19

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 31, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, opowiadania, panie - Skomentuj


Ta-Nehisi Coates - Między niebem a mną

Autor w trzech długich listach-esejach wyjaśnia swojemu synowi, jak to jest być Czarnym. To boleśnie szczegółowa wiwisekcja cały czas żywej pozostałości kolonializmu i niewolnictwa, gdzie mimo formalnej równości osoba o czarnej skórze jest zawsze na straconej pozycji, bez względu na majątek, wykształcenie, prestiż czy sławę. Wystarczy być w złym czasie i złym miejscu, żeby stracić ciało. Przemoc wobec czarnych jest usankcjonowana przez rząd, w którym nawet dla innych czarnych to coś normalnego, przed czym nauczyli się do pewnego stopnia bronić, ale ze świadomością, że to może być niewystarczające. To bolesna spowiedź ojca, który wie, że cokolwiek by nie zrobił, nie może uratować syna przed uprzedzeniami i nienawiścią; nie umie znaleźć bezpiecznej drogi, żeby uzbroić syna przeciwko czarnym gangom, a jednocześnie sprawić, żeby był akceptowalny dla białych. Przykłady ze sfery publicznej - morderstwo George’a Floyda czy Trayvona Martina, przeplatają się z dramatem prywatnym - przypadkowej śmierci jego przyjaciela, Prince’a Jonesa, który został zabity tylko z powodu koloru skóry. Znałem następujące fakty: funkcjonariusz, który zabił Prince’a Jonesa, był czarny. Politycy, którzy dali przyzwolenie na to zabójstwo, byli czarni. Wielu czarnych polityków, nawet tych naprawdę uczciwych, wydawało się nie przejmować sprawą. Jak to możliwe?. Każda taka sytuacja to cios dla Coatesa, bo widzi w tych ludziach siebie - chłopca, studenta, pisarza, ojca oraz swojego syna. W radzie, często udzielanej przez czarnych rodziców i której sam czasem udziela, że czarne dziecko musi pracować dwa razy ciężej, żeby wykazać swoją wartość, widzi rażącą niesprawiedliwość, sugerującą, że na wejściu dostaje się przez kolor skóry dwa razy mniej. Spora część esejów to analiza przemocy systemowej, również tej niewidocznej: Żargonowe określenie “przestępczość wśród czarnych” to przemoc dokonana na języku, aby ukryć ludzi, którzy projektują umowy, ustanawiają zasady kredytów, planują osiedla, wytyczają ulice i wszędzie wprowadzają biurokratyczne utrudnienia.

To świetna książka do dyskusji o przywileju i domyślności białych, a przynajmniej jako materiał do przyswojenia, zanim zacznie się w dyskusji rzucać hasłami “All Lives Matter” czy “ci czarni wszędzie się wpychają, nawet do grania ról białych” (patrz disneyowska syrenka).

#18

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 22, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, felietony, panowie - Skomentuj


Jacek Joachim - Krótka podróż

Tomik zawiera krótkie opowiadania, w których główną rolę gra Jacek, alter ego autora, milicjant i historyk sztuki. “Krótka podróż” to historia wycieczki nowym fiatem 126p[1] “na daczę” do znajomego historyka sztuki, Klemensa. Jak się okazuje, nie bezinteresownie - gospodarz chce z nim porozmawiać o wykrytym w muzeum przestępstwie. Ktoś wynosił nieskatalogowane zbiory, które trafiały do Desy w całym kraju lub szły za granicę. Niestety, panowie ze sobą nie zdążyli pogadać, kiedy Klemensa ktoś zamordował. Śledztwo utrudnia fakt, że część gości ze sobą romansowała, jawnie i w tajemnicy, więc nie są zbyt prawdomówni. Kiedy pojawiają się drugie zwłoki, okazuje się, że podejrzany jest każdy, a może nawet i więcej niż jedna osoba. Kilkugodzinne śledztwo rozwiązuje się po zgarnięciu wszystkich uczestników na okazanie w stylu Agathy Christie, zanim pojawi się wezwana ukradkiem milicja.

Sprawa rodzinna” to historia z zakrętką. Joachim dostaje list od starszej pani z Podkarpacia, która w czasie wojny opiekowała się rodziną jego ciotecznego wuja Kazimierza; rodzina zginęła, kontakt się urwał. Przyszywana “babcia” znalazła w piwnicy skrytkę z dokumentami kosztownościami po wuju i szuka rodziny Kazimierza na wszelkie sposoby. Jedzie więc, spodziewając się, że spotka nieznanego mu wcześniej kuzyna z żoną, tymczasem spotyka… siebie. A konkretnie mężczyznę, który przedstawia się właśnie jako Jacek Joachim. Udaje więc zbłąkanego turystę, uczestniczy w grze w detektywa, w wyniku której jeden z uczestników zostaje uderzony w głowę, ktoś ginie, zaś skrytka w piwnicy opróżniona. Okazuje się, że podszywających się jest więcej, ale do przyjazdu milicji sprawa zostaje wyjaśniona, a zbrodniarz - dodatkowo ukrywający się morderca z Łodzi - unieszkodliwiony.

W części trzeciej, “Bridżu”, ekipa zostaje wezwana do samobójcy. Są bardzo zdziwieni, bo denat był zamożnym dyrektorem z tytułami naukowymi, ekspertem w swojej dziedzinie, z mieszkaniem w dobrym punkcie miasta, zamiast tuszu w łazience pewnie miał róg obfitości, jak taka osoba mogłaby się targnąć na swoje życie. I mają rację - badanie mieszkania dowodzi, że ktoś dyrektora stuknął, a potem zaaranżował powieszenie. Zapis przerwanej partii brydża prowadzi do zakładu pracy, a tam do trzech uczestników feralnej partii, jeden z nich coś ukrywa. Podobnie jak w poprzednich częściach, następuje rekonstrukcja i wskazanie przestępcy wśród obecnych.

Szowinizm na co dzień: - Cicho bądź, Hanka - rzekł lekceważąco Stanisławski. - (...) W łóżku jesteś genialna, ale poza tym nie wysilaj się na myślenie.
Poznane w śledztwie panie są “wcale ładne”, “nie najgorsze”, ale bywają i histeryczki, a w tłumie “brzęczą jak pszczeli rój”. W pierwszej historii Joachim incognito spędza trochę czasu w ciemności z nawet chętną panią.

Się pije: szklankami, pełnymi wiśniowego napoju, kwaśne mleko, wódkę przepalaną, koniak w kawiarni, winiak do kart.

Się pali: Marlboro (dla gości).

Się gra: oczywiście w bridża.

Gdybyś grał w bridża, zamiast zechcyka, nie musiałbym ci tego tłumaczyć.
- Dziękuję, postaram się zapamiętać. Co to jest zechcyk?
- Co, nie grasz nawet w zechcyka?

[1] No i jechałem maluchem i słuchałem ze strachem przeraźliwych zgrzytów przy zmianie biegów i rosnącego stukotu, dźwięcznego i głębokiego; zatrzymałem samochód raz i drugi, obszedłem go w skupieniu dookoła, nie zobaczyłem niczego podejrzanego. Ale wystarczyło ruszyć, aby piekielny stukot zjawił się znowu. Za trzecim razem stanął przy mnie bosy, może ośmioletni chłopak. - Niech pan domknie maskę - powiedział - bo będzie panu klekotać.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#17

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 20, 2024

Link permanentny - Tagi: 2024, kryminal, panowie, prl - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Kristin Hannah - Zimowy ogród

Meredith i Nina od dziecka kochają bardziej ojca Evana niż matkę Anję, która zawiodła je wielokrotnie; to zimna, niesprawiedliwa osoba, ignorująca swoje córki i ich próby dotarcia do niej, od kiedy pamiętają. Wprawdzie zdarzało jej się opowiadać piękne baśnie, które przywiozła z rodzinnego Związku Radzieckiego, ale zaprzestała tego po awanturze, jaką zrobiła, kiedy starsza Meredith chciała zrobić dla niej przedstawienie w oparciu o usłyszaną baśń. Mijają lata, obie siostry dorosły: odpowiedzialna Meredith została przy rodzinnym sadzie, rozkręcając firmę handlową i zajmując się rodziną, młodsza Nina jeździ od konfliktu do konfliktu, fotografując śmierć i nieszczęścia. Życie obu sióstr się komplikuje - Meredith przestała się dogadywać z dawniej ukochanym mężem, a Nina czuje się zmuszona do zastanowienia się nad swoim lekko traktowanym związkiem z kolegą po fachu. Gdy ukochany ojciec ciężko choruje, obie siostry muszą zmierzyć się z kwestią opieki nad coraz dziwniej zachowującą się matką, mimo że nie zaznały z jej strony miłości. I absurdalnie właśnie przez opowiadane niegdyś przez matkę bajki docierają do tajemnicy rodzinnej.

Jeśli potrzebujecie jakiejś lekkiej chic-lit na hamaczek, to zdecydowanie nie jest ta książka. Zaczyna się łagodnie - dwie dorosłe kobiety nie zostały wyekwipowane na życie przez zimną, toksyczną matkę, ale dla polskiej czytelniczki szybciej niż amerykańska autorka chyba planowała, dociera, co to za bajki niechętnie opowiada Anja, która - jak się okazuje w ¾ opowieści - przeżyła oblężenie Leningradu i patrzyła na śmierć swojej całej rodziny, czemu zrywa i gotuje paski tapet, gotuje jak dla pułku wojska i do walizki pakuje masło. Zaskakujące jest, jak niechętnie w tej niby szczerej i otwartej rodzinie nie rozmawia się o niczym. Kochający ojciec, który patrzy, jak matka odrzuca córki, bąka coś o tym, że matka je kocha, tylko nie umie okazać, a gdy umiera, nie wyjaśnia niczego, tylko naciska, żeby “wysłuchały bajki do końca”. Oczywiście w finale wszystkie tajemnice się wyjaśniają, trochę w stylu opery mydlanej, i już po 40 latach matka może kochać swoje córki tak jak powinna, bo to przecież była ich odpowiedzialność, żeby się zwierzyła z przeżytej tragedii. To wszystko powyżej nie przeszkadzało mi oczywiście czytać z mokrymi oczami, bo ja się łatwo wzruszam.

Inne tej autorki.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 18, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Kevin Wilson - Nic tu po was

USA. Lilian dostasta w ubogiej rodzinie. Mimo to dzięki ogromnemu wysiłkowi udaje się jej dostać stypendium do prywatnej prestiżowej szkoły, gdzie poznaje Madison, córkę milionera. Wielka przyjaźń, niestety przerwana pewnym przykrym incydentem - buntownicza Madison zostaje złapana z torebką kokainy. Tyle że to nie Madison wylatuje ze szkoły, a Lilian; matka dziewczyny chętnie przyjmuje 10 tysięcy od milionera i przekonuje, żeby córka wzięła na siebie odpowiedzialność, przecież jest najlepszą uczennicą, stypendystką, nic jej nie grozi, będzie miała taryfę ulgową, tyle że jednak tak. Mijają lata, dziewczęta okazjonalnie do siebie pisują, życie Lilian nie jest specjalnie radosne, mieszka na strychu domu matki, ma głodowe prace, ale obserwuje wspaniałą karierę, jaką robi jej przyjaciółka - dobre studia, staż przy kampanii, małżeństwo z senatorem. Wtem Madison zaprasza Lilian, proponując jej pracę - ma opiekować się nieco trudnymi dziećmi jej męża z poprzedniego związku. Trudne to eufemizm - bliźnięta Roland i Bessie czasem zajmują się ogniem, bez szkody dla siebie, ale potrafią spalić wszystko dookoła. To, jak się łatwo domyślić, sprawia, że życie Madison nie jest idealne - nie może być, razem ze ślicznym synkiem, medialnym wsparciem dla męża, kandydującego na ważną rządową pozycję. Lilian z właściwym sobie sarkazmem podejmuje się zadania, odkrywając w sobie ogromną niezgodę na to, jak urządzony jest świat.

Mimo elementu fantastycznego, to celna obserwacja różnic między warstwami w niby demokratycznych Stanach. Szanse na wyjście Lilian z getta są mikre, bo mimo wysiłku wystarczy jeden fałszywy krok (tu nawet nie jej, a jej matki), żeby wrócić do punktu wyjścia. Madison, z ogromnym zapleczem finansowym, nawet jeśli podejmie złą decyzję, nie spada na dół, najwyżej robi mały kroczek w tył. Lilian to doskonale wie, ale przecież kocha Madison i ma nadzieję, że Madison tak samo kocha ją, więc nie protestuje, kiedy z roli przyjaciółki zostaje sprowadzona do roli pracowniczki i ukryta w domku w ogrodzie. Bo to też historia o miłości, która jest rozłożona nierówno i czasem przybiera dramatyczne formy. Roland i Bessie są inteligentnymi dziećmi, ale względu na niezwykłą i trudną do opanowania cechę (i tu zwyczajnie można wstawić dowolną niepełnosprawność, żeby uniknąć efektu nadnaturalnego) są zaniedbywane i przerzucane jak, nomen omen, gorący kartofel. Jedyna wada dla mnie, to że finał następuje za szybko, po długim wstępie i krótkiej historii właściwej wtem koniec. Zgrabny, ale w niewłaściwym miejscu opowieści.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 15, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, panowie, sf-f - Skomentuj


Łukasz Orbitowski - Inna dusza

Bydgoszcz, koniec lat 90. Trzech nastolatków - Darek, jego kuzyn Jędrek i Krzysiek - przyjaźni się, chociaż bardziej z braku innych opcji niż z rzeczywistej sympatii. Darek chce zmężnieć, bo jest drobny i niski, chce być taki jak Jędrzej, dodatkowo jest najbardziej przedsiębiorczy z całej trójki: pracuje w prowizorycznej myjni samochodów, szuka okazji do zarobku, finalnie wchodzi w krąg niejakiego Wesołego Fido, który zapłaci młodemu chłopcu, jeśli ten będzie dyskretny. Krzysiek odstaje - jest biedny, jego matka dorabia w maglu, a ojciec w najlepszych momentach buduje modele samolotów i pojazdów wojskowych na sprzedaż. Niekoniecznie jednak do tego dochodzi, bo ojciec pije, a jak pije, to z domu znika wszystko, co ma wartość, matka nalega, żeby syn szukał pijanego ojca po mieście i wbrew jego woli przyprowadzał do domu. Krótkie okresy stabilności, kiedy Krzysiek czuje do ojca miłość i myśli, że teraz już będzie dobrze, przeplatają się z horrorem. Dlatego, kiedy ktoś brutalnie zabija Darka, Krzysiek bardzo chce, żeby ta osoba zabiła też jego ojca. A chociaż policja nie wykrywa mordercy, Krzysiek ma niezachwiane przekonanie, że był to Jędrek - złoty chłopak, pomocny, z dobrego domu, obiecujący cukiernik; wystarczy poprosić Jędrka i koszmar Krzyśka się skończy. Czytelnik też to wie, bo pierwszoosobowa narracja Krzyśka przeplata się z trzecioosobową Jędrka, pokazującą, jak budzi się w jego głowie ta tytułowa “inna dusza”, która bez wahania każe mu wyjąć nóż nie raz, ale kilka.

Zaskoczeniem było dla mnie, że to książka oparta na faktach, a nie powieść. Orbitowski opowiedział tę historię, zaczynając od współczesności, kiedy dorosły już Krzysiek regularnie odwiedza Jędrka w więzieniu, gdzie ten odsiaduje dożywocie, a następnie próbując wyjaśnić, dlaczego nastolatek zabił brutalnie dwie osoby. Nie pada satysfakcjonujące wyjaśnienie, Jędrzej nie mówi, jedynie stwierdza: „Nie wiem. Ja sobie myślę, że w każdym drzemie coś takiego, tylko w jednym się budzi, a w drugim nie budzi, i tyle – mówi. – Inna dusza się budzi. A może diabeł. Chętka, by zabić, i już”. Straszne jest też miasto z okresu transformacji - bez perspektyw, niespokojne, gdzie ludzie odwracają oczy do momentu tragedii, ignorują domową przemoc czy krążących po mieście przestępców, ale oczywiście potem uczestniczą w żałobnym marszu, wymieniając uwagi o tym, że przecież to był taki dobry chłopak, mówił zawsze “dzień dobry”. I to chyba jest najbardziej przerażające - normalność, która znienacka wybucha w przemoc: letnia sielska wycieczka, na którą Krzysiek z wysiłkiem pożycza rower, kończy się utopieniem kociąt (nie przeczytałam tych stron), emocjonujący konkurs na najpiękniejsze ciasto, w który Jędrzej wkłada całego siebie, wszyscy go wspierają, a w finale z powodu braku wystarczającej nagrody niewspółmiernie wybucha i grozi otoczeniu, uśmiech i chęć pomocy strapionej sąsiadce, gdy za plecami trzyma nóż ociekający krwią czy wspieranie rodziny wuja w żałobie. I wreszcie finał, który znamy od początku - Jędrek w więzieniu, a Krzysiek, który nie wyjechał z Bydgoszczy, opiekuje się swoim zdegenerowanym ojcem mimo wszystkiego, co ojciec zrobił. I wtedy w głowie pojawia się pytanie “Co można było zrobić, żeby do tego nie doszło?”.

Inne tego autora.

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 14, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 2