Więcej o
panowie
Rok 1967, początek czerwca. Rzecz się dzieje egzotycznie, bo w Szwecji. W małej nadmorskiej miejscowości w luksusowej willi mieszkają zamożni wczasowicze, spędzają czas na spacerach, brydżu i rozmowach. Wtem jedna z lokatorek, milionerka Jansson, zostaje znaleziona martwa. Okazuje się, że dama była z pochodzenia Polką, a na ramieniu miała wytatuowany numer, co wskazywało, że była więźniarką z Oświęcimia. O śledztwie, prowadzonym przez bardzo młodego policjanta, opowiada w swoich notatkach jeden z mieszkańców pensjonatu, dokooptowany do śledztwa ze względu na zawód - jest lekarzem policyjnym. Policja wraz z dziennikarzami analizuje różne tropy, pada nieodłączna sugestia, że to dzicy obcokrajowcy, w tym Polacy, bo przecież żaden szanujący się Szwed itd. Ginie kolejny Polak mieszkający w okolicy, również po przejściach obozowych, a niedługo potem jeden z policjantów z lokalnego posterunku. Narrator podkpiwa sobie z młodego śledczego, ale ten dowiaduje się zaskakująco dużo rzeczy o zamordowanej i idzie jak po sznurku do zbrodniarza wojennego, który myślał, że się nie wywinie.
Nie czytałam wcześniej tej książki, ale tropy pozostawione przez autora były oczywiste, zwłaszcza że to nie jedyna książka Edigeya, gdzie intryga jest oparta o ten sam charakterystyczny motyw, co u pewnej znanej autorki kryminałów. Miejsce akcji jest dość pretekstowe, równie dobrze mógłby to być jakiś polski kurort, bo realia są dość ubogie[1]; może był to pretekst do bawiąc-uczyć o Folke Bernadotte i jego powojennej akcji wsparcia dla więźniów obozów. Klasycznie, morderca złapany jest za pomocą odcisku na szkle oraz dzięki sprytnej prowokacji, której ten nawet nie zauważa. Trochę polityki - zamieszanie na Bliskim Wschodzie oraz dywagacje o równowadze w Szwecji, gdzie wzajemnie na siebie wywiera nacisk rząd, prasa i opozycja, a jak coś pójdzie nie tak, to zwalniany zostaje personel niższego szczebla.
Się kupuje: tani alkohol na polskim promie, tańsze masło i ser w Kopenhadze.
Się nie pije: herbaty, jak kto pije - gwarantowanie obcokrajowiec.
Się pije: doskonały koniak.
Seksizm: właścicielka pensjonatu sugeruje zapieczętowanie pokoju denatki, pomysł oczywiście przypisuje sobie lekarz policyjny. Pokojówka jest określana tylko jako apetyczna, śliczna i urocza, a podczas przesłuchania, kiedy okazuje się, że coś przemilczała, śledczy bynajmniej nie jest dla niej bardzo uprzejmy.
[1] Potencjalnie egzotyczną jak na lata 60. rzeczą jest opcja pójścia do nocnego klubu na striptiz w celu rozrywki. Wprawdzie panie są ponętnie krągłe, ale całość jest nudna. Dodatkowo elementem intrygi jest kradzież i przy okazji szczegółowe wyjaśnienia, jak działają czeki, których w Polsce nie było wtedy (nie narzekam, mam w pamięci krótki epizod z próbą korzystania z czeków w okresie przed posiadaniem konta, nie polecam, nikt tego badziewia nie honorował, a próba wypłaty była karkołomna).
Inne tego autora.
#66/#15
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 12, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panowie, prl
- Skomentuj
Kapitan Van Toch, Czech udający Holendra, odkrywa w tropikach inteligentne jaszczury - uczą się szybko mówić i kreratywnie korzystają z narzędzi. Na początku wymienia drobne elementy uzbrojenia za perły - zyskuje drogie klejnoty, za które może urządzić się do końca życia, a jaszczury mają czym bronić się przed dziesiątkującymi je rekinami. Sytuacja szybko eskaluje, drobne przedsiębiorstwo poszukiwawcze po śmierci kapitana przeradza się w ogólnoświatowe konsorcjum, które szkoli jaszczury, rozwozi po całym świecie i sprzedaje do czasem morderczych prac podwodnych. Ma to oczywiście wpływ na światową gospodarkę, pojawia się konsekwencje - konflikty dyplomatyczne, często nieludzkie warunki traktowania jaszczurów budzą z jednej strony współczucie (i dyskusje, czy salamandry mają duszę), z drugiej zmuszają do coraz większej hodowli i zastępowania zużytych, panoszą się piraci, odławiający dzikie osobniki, dostarczanie zwierzętom broni i ładunków wybuchowych prowadzi do niespodziewanego finału.
Rzuciłam się na Čapka jak Reksio na szynkę, bo wreszcie jakiś klasyk, który nie dość, że jest świetnie napisany, to jeszcze nie irytujący i zabawny. Doskonałą frazę i nie irytującą treść podtrzymuję do samego, ale im dalej w las, tym bardziej mi rzedła mina. Nie że nie ma humoru - jest, mnóstwo, a oprócz często używanej ironii jest sporo zabawy formą - cytowane są celne komentarze, artykuły, depesze; bohaterowie absolutnie nie zdają sobie sprawy z wagi tego, co robią, a autor to bezlitośnie punktuje. Problem w tym, że to zabawna książka o niewolnictwie, wyścigu zbrojeń, wojnie i metodycznym niszczeniu grupy stworzeń w celu zaspokojenia demona kapitalizmu. Więc heheszki heheszkami, ale szybko miałam gęsią skórkę podczas słuchania, a uśmiech mi zamierał na ustach. Uprzedzając pytania, to książka o ludzkości o tym, jak szybko i zręcznie jesteśmy w stanie zniszczyć coś, co bez nas dobrze funkcjonowało oraz jak bardzo jesteśmy nienasyceni; dlatego nie możemy mieć ładnych rzeczy. Świetne, chcę więcej Čapka, ale może niekoniecznie o takim ciężarze gatunkowym.
#64/#14
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 8, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, panowie, sf-f
- Komentarzy: 2
Na osiedlu Polanka we Wrocławiu dojrzewa coś dziwnego - ściany robią się ciepłe, a kiedy ludzie zaczynają z nich zrywać farbę i tynk, spod spodu wychodzi czarna, jednolita, błyszcząca materia. Wpływa to mieszkańców w dziwny sposób, wpadają w trans, budują z resztek dziwne konstrukcje, zarzucają swoje życie, a na Polankę - nazwaną Świętym Wrocławiem - zaczynają pielgrzymować ludzie z okolic. Po mieście krąży Adam, człowiek z deficytem intelektualnym i tatuażem “Pamiątka z matury” na twarzy, który prorokuje i dzieli się wizjami, czy ktoś tego chce, czy nie. Narracja przeskakuje od mieszkańców osiedla, przez szaleńców, przypadkowych przechodniów, zakochaną parę, wredne a puszczalskie nastolatki, coraz szybciej, aż do dramatycznego finału.
To wczesny Orbitowski i raczej horror niż fabuła. Fantastyczny język, doskonałe opisy (“pracował jako kucharz w barze mlecznym na Nowym Świecie, skąd wyleciał nie dlatego, że napluł w talerz, lecz dlatego, że uczynił to przy wszystkich” czy “technik geodeta, znany mi nie z nazwiska, ale z bandyckiej mordy”), niestety sama akcja jest raczej dilerska. Przypomina mi klimatem horrory Żulczyka czy Miłoszewskiego; trup ściele się gęsto, krwi dużo, finał zaskakujący, ale to jednak horror, więc dla fanów gatunku. Niektóre motywy wracają np. w “Kulcie”, nieco lepiej rozwinięte. Ale ponownie - język pierwsza klasa, dla samego języka warto.
Inne tego autora.
#58
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday August 22, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, panowie, horror
- Komentarzy: 2
Tak, jest inna książka o tym tytule, ale bez związku. Za to, mimo czeskiego autora, to humoreska w stylu brytyjskim, przypominająca serię P. G. Woodehouse’a o Jeevesie, sprytnym i elokwentnym lokaju, służącym u nieco nierozgarniętego lorda Bertiego Woostera. Tutaj Saturnin pojawia się znienacka u narratora, młodego i dość nudnego urzędnika, oferuje swoje usługi za umiarkowaną opłatą, po czym przeprowadza go z nijakiej kamienicy na barkę na Wełtawie i ogólnie dba o to, żeby jego pan zasłynął jako osoba odważna i ekstrawagancka. Wielokrotnie ratuje go z opałów, czy to rodzinnych - bo zjadliwa cioteczka Kateřina chce zagarnąć spadek po jeszcze żyjącym dziadku czy zainstalować swojego złośliwego synka Miloša, czy to uczuciowych - pomagając zdobyć względy pięknej panny Barbory. Większość akcji dzieje się podczas urlopu narratora, kiedy to dziadek zaprasza całą rodzinę do siebie, a dramatyzmu nadaje powódź, która odcina willę od cywilizacji. Całość jest zaskakująco świeża i zabawna, może przez zestawienie czeszczyzny z typowo brytyjską flegmą i sarkastycznym poczuciem humoru.
#55
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday August 5, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 2
Dla ustalenia uwagi - książka wygrywa bezkonkurencyjnie Most Upierdliwa Lektura Competition, dystansując nawet poprzednio czytane dzieło tego autora. Przesłuchałam, żebyście Wy nie musiały.
Tytułowy idiota to książę Myszkin, młodzieniec cierpiący na paskudne ataki epilepsji, po których bywa, że szwankują mu funkcje psychomotoryczne. Wraca po latach leczenia w klinice w Szwajcarii, dodatkowo więc nie klei zupełnie rosyjskich konwenansów, a wszystkie interakcje społeczne wymagają nieledwie kontredansa werbalnego, żeby zapytać chociażby o pogodę; słowo “idiota” pada często również z tego powodu. Tuż po przyjeździe do Petersburga przypadkiem wpada w skomplikowany wielokąt uczuciowy - zakochuje się w lokalnej femme fatale, Nastazji Filipownej, w której kocha się też właśnie wzbogacony Rogożyn, człowiek popędliwy i emocjonalny. Nastazja jest niemile widziana w towarzystwie, bo to skandalistka i kobieta upadła; tłumaczę i objaśniam - upadła dlatego[1], że jako dziewczynkę upodobał ją sobie jej opiekun, wykorzystał również erotycznie, a kiedy dorosła i mu się znudziła, zaplanował się jej pozbyć za pomocą zaaranżowanego małżeństwa z potrzebującym pieniędzy sekretarzem generała Jepanczyna. Sekretarz z kolei wolałby oczywiście ożenić się z najmłodszą generałówną, Agłają Iwanowną, ale ta w ogóle nie chce wychodzić za mąż, nawet za Myszkina, który też się w niej zakochuje. I tak wszyscy kręcą się między Petersburgiem a Pawłowskiem, godzą się i kłócą, książe Myszkin popełnia nietakty, spotkania towarzyskie przeradzają się w pijatyki i całonocne dyskusje: o karze śmierci, wyższości kościoła cerkiewnego nad katolickim, który jest bliżej satanizmu i, tfu, nihilizmu, samobójstwie, czy większy grzech zjeść 60 mnichów czy 6 niemowląt (sic!), osłach i innych takich lekkich tematach. Anfgnmwn hpvrxn Zlfmxvabjv ghż fcemrq błgnemn, ob an avrtb avr mnfłhthwr j fjbwrw avfxvrw fnzbbpravr, cb pmlz Ebtbżla wą mnovwn, bpmljvśpvr m zvłbśpv; Zlfmxva hfhjn fvę creznaragavr j bgpułnń pubebol cflpuvpmarw.
Jakże się zmęczyłam, dwa podejścia - poprzednie chyba dwa lata temu, prawie miesiąc słuchania. Nie pomaga, że wszyscy posługują się imieniem i otczestwem, a tym bardziej trudno, bo córka Jana staje się Iwanowną, a tym bardziej nie pomaga, że każdy - oprócz Myszkina - zachowuje się jak sfochowana primadonna. Myszkin to taki boży naiwniaczek, dobrotliwy świątek z ikony, Chrystus, co to o wszystkich dobrze i z życzliwością, a dookoła niego są koterie i układy, których nie rozumie. Przeciwieństwem księcia jest Rogożyn, upadły anioł, Antychryst, co weźmie, to w fekał się obraca. Absolutnie nie rozumiem, czemu tę intrygę trzeba było ubrać w aż tyle słów, podchody, spotkania, wyznania i rzucanie się sobie w ramiona i wyznawanie miłości, również pan panu, ale bez zberezieństw. Jak w przypadku Christie mam poczucie czytania o próżniakach, którym się z nudów w głowie poprzewracało, tak tu - do kwadratu.
[1] Albo dlatego, że przeczytała za dużo poezji i wpadła w szaleństwo, jedno z dwojga.
Inne tego autora.
#52/#12
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday July 26, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Skomentuj