Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Margaret Atwood - Palące pytania

Bardzo przyjemne do czytania eseje o chyba wszystkim - innych autorach (w tym Kapuścińskim), o ekologii, swoich książkach, starzeniu się, wieloletnim partnerze, Graemie Gibsonie, obserwacji świata i jego emanacji w swoich książkach, dotykaniu zimnymi stopami partnera czy udzielaniu niechcianych rad obcym ludziom czy idei długu. Każdy jest inny, ale wszystkie łączy głęboka mądrość autorki, jej humanizm i empatia, nawet o zjawiskach na wskroś przykrych potrafi pisać z czułością. Jest przy tym zabawna w niezłośliwy sposób. Niestety, nie wyjaśniła, czy pudełeczko z jej rodzinnymi przepisami się odnalazło, czy podsmyczył je jakiś wielbiciel jej talentu.

Odpisałam na wiele maili. Myślałam o tym, ile mogłabym napisać, gdyby nie te maile.

Inne tej autorki tutaj.

#3

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 21, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, felietony, panie - Komentarzy: 1


Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani

Trochę się bałam, bo to jedna z moich ukochanych książek od zawsze, tylko oczko niżej od "Lesia"; na szczęście szydera z pracy w biurze się nie starzeje, nawet jeśli realia się zmieniają (patrz “The Office”).

Joanna, architektka, ma nieco nadczynną wyobraźnię i nagle doznaje wizji morderstwa w pracowni, w której pracuje. Zostaje zamordowany niejaki Stolarek, inżynier instalacji sanitarnych, który szantażuje większość współpracowników i pożycza od nich pieniądze na wieczne nieoddanie. Dla zabawy bohaterka dzieli się tą wizją w biurze, jest trochę uciechy i kolektywnego uzupełniania szczegółów, po czym jak grom z jasnego nieba spada odkrycie, że Stolarka rzeczywiście ktoś w konferencyjnej zamordował. Jak sugeruje tytuł, podejrzani są wszyscy, Joanna trochę z poczucia obowiązku - wszak czuje się nieco winna, bo możliwe, że jej opowieść dała mordercy sumpt do zabicia - prowadzi z najlepszą przyjaciółką Alicją samodzielne śledztwo. Pomaga w tym znajomość konstrukcji pracowni - z damskiego wychodka słychać rozmowy kapitana i prokuratora - oraz fakt, że wie, czym Stolarek szantażował współpracowników. W śledztwie pojawia się niesamowicie przystojny prokurator, znany niesławnie potem jako Diabeł, z którym Joanna nawiązuje bliższe i nie tylko oficjalne stosunki.

Oczywiście o urodzie tej książki nie decyduje sama fabuła, ale otoczka. Wazon na balkonie, w którym trwa wybuchowy eksperyment, Leszek malujący smętne bohomazy i życzący sobie, żeby podwórkowi grajkowie zagrali mu Ramonę, bałagan w pracowni i liczne półlegalne interesy i rozrywki, którym się pracownicy oddają w trakcie i po pracy. Faceci z gumy i piwa, zawartość szuflad (“siedem pustych butelek po wysokoprocentowym alkoholu, bardzo ładnie poukładanych” u Kazia, “stary łańcuch od lampy, korki od butelek i karty do kabały” u Joanny, zaś u Leszka “po całym dnie rozmazane było stare, zjełczałe masło, po którym poniewierały się resztki zeschniętej na kość kiełbasy, kawałki nadgryzionych bułek i skórek od chleba, papierki po topionym serze i jeszcze kilka bliżej nie sprecyzowanych pozostałości po innych artykułach spożywczych. Wśród tego pobojowiska turlał się beztrosko słoik po musztardzie”), sugestia sprowadzenia osła z ubłoconym brzuchem - wszystko jest tu pyszne i takie ponadczasowe.

Się je: bułkę z polędwicą, wędzoną rybę, pomidory (z solą), bułkę paryską z salcesonem (na stypie).

Się pali: na potęgę, również przy biurkach; m. in. Żeglarze.

Się pije: piwo, jarzębiak, wódkę.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#109

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 20, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, kryminal, panie, prl - Komentarzy: 3


Jenny Han - The Summer I Turned Pretty

Fabuła historii o Belly, 16-latce zakochanej w braciach - synach najlepszej przyjaciółki swojej matki, jest dość prosta. Obie rodziny, a konkretnie matki - Susannah z synami Jeremiahem i Conradem oraz Laurel, matka Belly i Stevena (bo tatusiowie "pracują", odwiedzają tylko czasami), od zawsze spędzają wakacje w domku przy plaży na wyspie Cousins. Dzieciaki dorastają razem, Belly - jedyna dziewczynka - snuje się za chłopakami, nieco pomiatana i wyszydzana, kocha się też od lat bez wzajemności w najstarszym Conradzie, aż do tego konkretnego lata, kiedy to okazuje się być piękna[1] (urósł jej biust, zamieniła brzydkie okulary na szkła kontaktowe oraz zdjęła aparat z pięknych zębów). Zwraca na nią uwagę i dotychczasowy kumpel, Jeremiah, śliczny jak budyń z soczkiem i o nieskomplikowanej osobowości golden retrievera, i Conrad, wymarzony, super inteligentny, choć posępny i humorzasty. Poszczególne sezony serialu - aktualnie dwa - odpowiadają książkom, na których serial jest oparty - tytułowej "Tego lata stałam się piękna" (sezon 1), "Bez ciebie nie ma lata" (sezon 2) oraz "Dla nas zawsze będzie lato" (mam nadzieję na sezon 3). Przed Belly trudna decyzja - kogo wybrać, kogo kocha bardziej i kto bardziej kocha ją. Zdecydowanie można z nastolatkami, chociaż moja osobista nie była zainteresowana.

Uwaga, wchodzimy w strefę spoilerów. Nie są dramatyczne, ale jak chcecie oglądać lub czytać, to idźcie to zrobić, a potem wróćcie.

Zaczęłam od serialu, który jest z jednej strony prześliczny, bo są w nim śliczni ludzie, śliczne miejsca, jest cukierkowo i hallmarkowo, a do tego zaniedbany w książkach drugi plan jest rozbudowany - praca i życie osobiste Laurel, ogromna, ważna historia przyjaźni Laurel i Susannah, nowa dziewczyna ojca, ciotka Julia i walka o dom, stosunki między panem Fisherem a jego synami, ale z drugiej strony są tak idiotyczne anachronizmy jak bal debiutantek, wokół którego snuje się akcja pierwszego sezonu; nie było tego w książce pisanej naście lat temu, we współczesnej ekranizacji jest absurdalnie słabym tropem, zwłaszcza że serial jest jednocześnie bardziej woke[2]. Przyznam, że gdybym zaczęła od książek, to pewnie nie byłabym tak zainteresowana, bo są dość płaskie, takie harlequinowate soft team dramy. Serial dokłada komplikacji i zwyczajnie przyjemnie się ogląda ładnych młodych ludzi. Teraz obiecane spoilery - w sezonie pierwszym Belly ląduje z wymarzonym Conradem, ale sezon drugi rozpoczyna się już po tym, jak się rozstali i do gry wraca Jeremiah. I tu uważam, że twórcy serialu zrobili dobrą robotę, bo po pierwszym sezonie byłam zdecydowanie Team Jeremiah, ale po drugim już się nieco łamię, czy jednak nie zmienić na Team Conrad. Podejrzewam, że to pokłosie lektury tomu 3, gdzie Belly i Jeremiah są w związku, ale proza życia wchodzi za mocno i sielanka się kończy.

[1] Nie będę się pastwić na tym konceptem, ale serio jedyną przesłanką do zbudowania intrygi jest ładność Belly. Póki była "brzydka" (oczywiście nie była, tylko była dzieckiem, do jasnej), wszystkim przeszkadzało, że jest marudna, donosi na brata, jest humorzasta i roszczeniowa. Chłopaki Fisherów też są idealnie piękni w amerykański sposób, nawet za piękni, jak dla mnie, raczej do popatrzenia niż do zakochania (oraz oczywiście aktorzy są tak młodzi, że to byłoby nieprzyzwoite; jednocześnie nie mówię, że 40-letniego Gavina Casalegno bym za drzwi wyrzuciła).

[2] Obsada nie jest jednolicie biała! Laurel jest z pochodzenia Koreanką, Belly i Steven - w połowie. Jedna z dziewczyn Conrada jest czarna, druga - brązowa, Steven umawia się m.in. z półkrwi Azjatką, zaś Belly całuje się z półkrwi Latynosem. W książkach nie ma o tym słowa, mimo że autorka jest w połowie Koreanką.

#106-108

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 17, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


Kate Morton - Tajemnica domu Turnerów

2018. 40-letnia Australijka Jess mieszka w Londynie, rozstała się z wieloletnim partnerem (nieistotne dla fabuły), niespecjalnie jej idzie zawodowo, bo pisuje teksty na zamówienie, a aktualnie za teksty nikt specjalnie dobrze nie płaci (po części istotne dla fabuły, ale w zasadzie to nie). Wtem telefon z Australii - jej ukochana babcia Nora miała wypadek i jest w szpitalu, co w wieku lat 81 może oznaczać tylko problemy. Na miejscu okazuje się, że babcia nie dość, że znacznie się postarzała przez ostatnie kilka lat, to jest nieprzytomna i niestety rokowania są kiepskie. W rzadkiej chwili przytomności wypowiada kilka znaczących zdań, które Jess dziwią ta tyle, że zaczyna drążyć. I odkrywa, że brat babci miał niegdyś rodzinę - żonę i czwórkę dzieci, że 70 lat temu znaleziono czworo z nich martwych na pikniku nad rzeką w upalną wigilię (Australia, tam tak mają), a szczątki najmłodszej, półtoramiesięcznej Thei po kolejnych 20 latach. Jess początkowo planuje pisać artykuły o powrocie po latach do rodzinnego kraju, ale odkrywanie tajemnic rodzinnych wciąga ją, a potem jej matkę, Polly.

Trochę taki “Piknik pod wiszącą skałą” - rodzina wychodzi spędzić szczęśliwy czas na rzeką, nikt nie wie, co się stało. Jess odkrywa pamiętniki szwagierki babci, Isabel, podejrzewanej o depresję i zabicie dzieci w ramach rozszerzonego samobójstwa, trafia na dodatkowe materiały zgromadzone przez reportera, wreszcie - wbrew woli babci - zagląda do ukrytego w sekretnym pokoju kufra z rodzinnymi pamiątkami. I jak losów małej Thei bardzo szybko się domyśliłam, tak wyjaśnienie tajemnicy poczwórnego morderstwa mnie zaskoczyło. To nie jest najlepsza książka Morton, nie że zła, ale poza głównym wątkiem reszta potraktowana jest dość pobieżnie.

Inne tej autorki.

#105

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 5, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


Jadwiga Kaflińska - Powikłane ślady

Emerytowana redaktor Kalkowska pośrednio przyczynia się do rozwiązania sprawy niebieskiego taunusa, usiłowania zabójstwa, zabójstwa i bezczelnej próby uwiedzenia w celu uzyskania korzyści. Pośrednio, bo kapitan Kosiński, jedna z gwiazd[1] komendy, zapamiętał audycję radiową, w której Kalkowska opowiadała o swoim pobycie w niemieckim więzieniu podczas okupacji i poznał charakterystyczny przydomek, jakim więźniarki obdarzyły śliczną Sarę Gruber. I tak powieść to właśnie beletryzacja śledztwa pióra Kalkowskiej.

Mecenas Korczyński obawia się o swoje życie i słusznie, bo w drodze do kancelarii zostaje potrącony, cudem przeżywa. Samochód zamachowca ląduje na drzewie, ale przestępcy udaje się uciec. Śledztwo wykazuje, że pojazd został skradziony urzędnikowi PZU, który wprawdzie ma alibi, ale zachowuje się podejrzanie. Kapitan Kosiński rozpytuje o wydarzenia sprzed wypadku i dochodzi do relacji z proszonej kolacji, gdzie mecenas opowiadał historię z czasów wojny o pewnej szmalcowniczce, niejakiej Wiklinie. Traf chce, że niedługo potem zwłoki wspomnianej Wikliny zostają znalezione w jej splądrowanej willi pod Warszawą. Sprawę udaje się wyjaśnić dzięki - poza audycją radiową - pięknej pannie Iglińskiej, która nie dość, że daje kapitanowi do myślenia, to jeszcze pozwala na dość bliskie spoufalanie się[3]. W ramach metod śledczych milicja stosuje też szantaż[4], ale nieskutecznie oraz mistyfikację, tym razem efektywnie.

Się ma: pomoc domową (jeśli się jest mecenasem).

Się nie pracuje zawodowo: jeśli się jest żoną mecenasa.

Się je: smażone jajka, tort (w kawiarni), ogórki i salceson (pod wódkę), kanapki (od sekretarki szefa).

Się pije: kawę, lody i włoski vermouth, wódkę, herbatę.

Się pali: pali Kosiński, ale pojawia się tylko jedna wzmianka, że szef mu pozwala na palenie w gabinecie.

Szowinizm codzienny: - Niezbadane są reakcje kobiet - powiedział sentencjonalnie kapitan.
- Ach, te kobiety! Trzeba będzie jednak jakoś rozsupłać ten węzełek - pomyślał z humorem.

- A można wiedzieć, o czym to piękne panie rozmawiały?
- Jak to kobiety, o wszystkim i o niczym: o kłopotach zaopatrzeniowych, o niesłownych krawcowych, o psujących się stale programach telewizyjnych.

[1] Kapitan Stefan Kosiński cieszył się dużą popularnością na terenie komendy. Pracował cicho, bez zbytniego rozgłosu i szumu, ale przeważnie, jak to mówią, „trafiał w dziesiątkę". Jego miły, spokojny sposób bycia, przyjazne spojrzenie, zachęcający uśmiech - jednały mu przyjaciół zarówno wśród kolegów, jak i podwładnych. (...) Szczupła, zwinna sylwetka, jasne, zaczesane do góry włosy oraz wesołe oczy nadawały mu wygląd raczej młodziutkiego sportowca niż dojrzałego mężczyzny, mającego już za sobą kilkadziesiąt rozwikłanych zagadek kryminalnych, a także dwie blizny: jedną po bandyckiej kuli, a drugą od noża młodocianego ”gitowca”[2].

[2] Pozdrawiam plebiscyt na Młodzieżowe Słowo Roku AD 2023.

[3] Iglińska spojrzała na niego uważniej. Spodobał jej się ten sympatyczny blondyn w dobrze skrojonym ubraniu, spodobała się jego bezpośredniość i szczere spojrzenie błękitnych oczu wpatrzonych w nią teraz jakby z sympatią i jakimś szczególnym oczekiwaniem. No cóż... Wiedziała, że jest ładna, a milicjanci to przecież również mężczyźni - pomyślała z humorem.

- Proszę sobie nie robić żartów z biednego milicjanta. Przecież milicjant też człowiek.
- Ja bym to ujęła nieco inaczej: milicjant też mężczyzna. I to - w naszym przypadku – stuprocentowy. - Nie ocenia mnie pani trochę na kredyt?
Roześmieli się oboje; było im ze sobą dobrze.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął jej usta niespodziewanym pocałunkiem. Oddała mu go z gwałtownością, która ją samą zaskoczyła najbardziej.

[4]

- A co zrobicie ze mną? - spytał cicho Markowski.
- Na razie nic. Dopóki nic nie podważa pańskiego alibi, dla milicji jest pan niewinny, ale wyobraża pan sobie, jak będą na to patrzeć pańscy koledzy, znajomi? W oczy będą współczuli, a za oczami... zresztą pan bardzo dobrze wie, jak wygląda taka szeptana propaganda i do czego może doprowadzić; kto wie, czy nie będzie pan musiał nawet zmienić pracy. Prawo jest prawem, ale opinia publiczna bywa nieubłagana. Podobno najcięższy wyrok - to uniewinnienie z braku dowodów.

Inne z tej serii, inne tej autorki:

#102

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 25, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, kryminal, panie, prl, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Marilynne Robinson - Gilead

USA, lata 50. XX wieku. John Ames, prawie 80-letni pastor stracił w młodości pierwszą żonę i dziecko, stosunkowo niedawno się ponownie ożenił i został ojcem. Wie, że nie pożyje już długo, bo ma problemy z sercem, zapisuje więc swoje przemyślenia w formie listów do syna w przyszłości, aktualnie 7-latka. Swoją młodą żonę, w której jest zakochany, tytułuje “twoją matką” i martwi się, że kiedy go zabraknie, ktoś będzie musiał go zastąpić w roli ojca i jednak dobrze byłoby, żeby nie był to syn jego przyjaciela, jego imiennik John Ames, zwany Jackiem. I to tyle, dodatkowo obudowane licznymi dygresjami o dziadku pastora, pastorze Johnie Amesie, jego ojcu, pastorze Johnie Amesie, ruchu abolicjonistycznym i “podziemnej kolei”, w której całym rodem uczestniczyli (tu anegdotka o zapadniętym tunelu, do którego wpadł koń i całe miasteczko ukrywało fakt przemytu), przyjaźni z ojcem Jacka, pastorem Boughtonem i obserwacje dynamiki jego rodziny.

Nie zainteresowało Was? Bo mnie zupełnie nie. Przemęczyłam tę książkę, przedzierając się przez wewnętrzne zmagania pastora z jego śmiertelnością, próbą odnalezienia w Biblii poparcia dla swojego humanizmu, walki ze sobą, żeby nie odrzucić Jacka jako zła wcielonego, mimo że tak czuje. Owszem, są tu niezmiennie ogólnoludzkie przemyślenia, co będzie, kiedy ktoś odejdzie, czy jego miejsce zostanie wypełnione, czy będzie stanowić wieczną pustkę zwłaszcza w życiu małego dziecka. Ale to trochę za mało, dziwi mnie nagroda Pulitzera tutaj, ale może po prostu nie lubię takich egzystencjalnych snujów o niczym. Dees się dla odmiany podobało.

#98

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 9, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj