Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o niemcy

Majówka, dzień 3, czyli o ogrodach

Miałam takie przeczucie, że w takim mieście jak Berlin (które ma dwa zoa, rzekę, wieżę telewizyjną i currywursty), musi być ogród botaniczny. I to było dobre przeczucie, bo berliński Botanik to trzeci co do wielkości na świecie. Ze względu na gabaryty i to, że machnęliśmy wcześniej jeszcze rundkę po Muzeum Historii Naturalnej[1], obejrzeliśmy oranżerie i kawałek japońskiego ogrodu i nastąpiło zmęczenie materiału, na które nie wystarczyło leżenie na gęstej trawie. Zdecydowanie następnym razem zapakuję kosz piknikowy i zaplanuję dłuższą eksplorację wszystkich zakątków oraz muzeum przy ogrodzie.

Widziałam kijanki! Pierwszy raz w życiu! (... a Ty, kiedy ostatni raz robiłaś coś po raz pierwszy?).

Zdjęcia będę dodawać sukcesywnie, na razie kilka na zachętę (jakoś mi się ich machnęło koło 300, nie wiem sama, jak). EDIT: GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Już bardziej dokładnie niż prawie trzy lata temu, pani kierowniczka wmościła się na kanapę, nad którą był film o kosmosie i domagała się symultany na podstawie cichutkiej ścieżki dźwiękowej po niemiecku, którym i owszem nieco, ale nie wszystko.


GALERIA ZDJĘĆ.

Adresy:

Obiad: Nirwana, Schloßstraße 49.
Ogród Botaniczny: Königin-Luise-Straße 6-8.
Muzeum Historii Naturalnej: Invalidenstrasse 43.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 3, 2015

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy, ogrod-botaniczny, majowka2015 - Komentarzy: 3


Majówka, dzień 1

Najważniejszym artefaktem wyjazdu okazał się duży pusty kubek po kawie nawynos, albowiem kiedy się przejeżdża przez tunel szybkiego ruchu pod Berlinem, to sytuacja robi się nieco napięta, jeśli najmłodszy uczestnik wycieczki zdradza chęć nagłego zwrotu spożytego w obfitości[1] pożywienia i napojów. Kubek utrzymał, doznałam wprawdzie uszczerbku na spodniach, ale w piątek spokojnie mogliśmy iść do zoo, a nie szukać na już w dzień wolny w Niemczech myjni samochodowej.

Myślałam, że wybraliśmy niesprytnie, idąc do zoo w dzień wolny od pracy, ale pogoda była doskonała (słonko, 16 stopni, 0% szans na deszcz), a ogromną[2] kolejkę przy głównym wejściu ominęliśmy, wchodząc w kilka minut od strony przeciwnej. Berliński zoolog jest fantastyczny - gęsty, zielony, pachnący wiosennym kwieciem (poza pawilonem drapieżników, który pachnie zwierzęciem), mimo tłumów wygodny, z mnóstwem ławek i zakamarków.

Z niejakim wstydem muszę wyznać, że najzabawniejszym wydarzeniem wizyty był tak na oko 2-letni malec, który zaaferowany wrąbał się w Petting Zoo w sadzawkę koło kranu do mycia rąk, tak po pas. Zapewne to zabawne dla niego i rodziców nie było, ale minę miał wartą wszystkich pieniędzy.

Adresy:

Bardzo przyjemna restauracja peruwiańska (z grającym do pieczystego młodym człowiekiem z gitarą): Sabor Latino, Badensche Straße 35.

Zoologischer Garten Berlin AG, Hardenbergplatz 8 (wejście główne), Budapester Str. 32 (wejście zapasowe, przy Akwarium).

[1] Albowiem chyba przestawimy się na karmienie w samochodzie. Wystarczy, że są zapięte pasy i uruchomiony silnik, a już zaczyna się przetrząsanie prowiantu i ciągłe pytanie "A co jest jeszcze do zjedzenia" (duży ogórek, kilka kawałków marchwi, chrupki ryżowe, chleb żytni, soczek, woda, precelki, jabłko, oreo). Oczywiście zakładając, że się nie zwróci.

[2] EDIT: całkiem małą, patrząc na kolejkę do poznańskiego Nowego Zoo (2h czekania).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 1, 2015

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: niemcy, berlin, zoo, ogrod-zoologiczny, majowka2015 - Komentarzy: 4


Kawałek metra (1)

Nie lubię autobusów (oczywiście z wyjątkiem piętrowych, zwłaszcza tych jeżdżących po niewłaściwej stronie). Uwielbiam za to metro. Za fantastyczną architekturę stacji, ruchome schody, logikę i łatwość opanowania jazdy nawet na Tajwanie, gdzie wprawdzie oprócz ideogramów były angielskie napisy i nazwy, ale prawie każdy zapytany lokales uśmiechał się, kręcił głową i zwiewał. Z okazji odzyskania archiwum zdjęć z padniętego w ubiegłym roku komputera zebrałam mały cykl, który ma to do siebie, że zawiera tory oraz jest kolorowy. Oraz ma dla mnie niebagatelną wartość sentymentalną.

Berlin, Niemcy. Metro nazywa się U-bahn (w przeciwieństwie do S-bahnu, który jest kolejką podmiejską), łatwo znaleźć, bo nad każdą stacją jest niebieska litera "U". Zwłaszcza wzrusza mnie umieszczany na szybach wzorek ze stylizowaną Bramą Brandenburską, która przewrotnie kojarzy mi się z Tronem. Część tras zbudowana jest na estakadach, więc jest jeszcze piękniej, zwłaszcza w dzień.


(2012, 2014)

Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 4, 2015

Link permanentny - Tagi: niemcy, metro - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Komentarzy: 2


Berlin, dzień 3

Pierwszy raz o królikach wspomniał sympatyczny pan w windzie, w porannym small-talku. Że nie spodziewał się w Berlinie. Tymczasem spora populacja królików, zamieszkująca pod berlińskim murem, na ziemi niczyjej, dalej zasiedla okolice Muru Berlińskiego i nawet jest o tym polski film. Potem króliki widziała moja H., a dopiero dziś, wracając po spacerze z mżawce do Bramy Brandenburskiej[1] i z powrotem, zobaczyłam i ja. I Maj. Maj zachwycony, planował już wyprawę po świeżą marchewkę, żeby króliki tą marchewką zbawić do pogłaskania.

A wcześniej dałam się wielokrotnie oszukać. Najbardziej dojmujące było oszustwo o dźwięcznej nazwie Hexenhause, polegające na tym, że się siadało na nieruchomej ławce, a dookoła, w osi poziomej, obracał się dom. Sufit nagle był pod stopami albo ławka przechylała się na podłogę, co groziło wypadnięciem. Tyle że nie. Przezorni Niemcy wyposażyli nawet ławkę w panic button (albo proponowali zamknąć oczy). Że niby iluzja. Po tym te wszystkie drobne oszustewka, że jak się kręci bączkiem z czarno-białymi paskami, to nagle pojawiają się kręgi czerwone, zielone i granatowe albo że mały odważnik wydaje się lżejszy od dużego, tyle że nie, były do zaakceptowania. Całe Science Museum Spectrum to miejsce głośnych okrzyków radości, że po raz kolejny udało się mózg oszukać. Albo mózgowi oszukać człowieka.

[1] Unter den Linden dalej rozkopana. Pierwszy raz szłam tamtędy w 2007 roku i od tamten pory nic się nie zmieniło. No, wtedy pod Bramą nie było manifestacji ukraińskiej, a dziś i owszem.

Adresy:
Do Muzeum Techniki i Centrum Nauki Spectrum można wejść na jednym bilecie (dzieci do lat 6 nie płacą), ale obydwie instytucje mieszczą się w innych budynkach. Spectrum mieści się przy Möckernstraße 26, Muzeum - tuż obok, przy Trebbiner Straße 9.
Obiad: wprawdzie pojechaliśmy szukać pożywienia na Unter den Linden, ale wróciliśmy do świetnej greckiej restauracji przy Tempelhofer Ufer 12. Taverna Athene serwuje ouzo w ramach aperitifu, dla młodzieży błękitny sok chyba z granatów.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 21, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy - Skomentuj


Berlin, dzień 2

Dwa lata temu w trakcie poprzedniej wizyty groziłam aresztem domowym do momentu opanowania całek; teraz było o niebo lepiej. Udało nam się przejść przez całe akwarium, chociaż oczywiście metodą ruchów chaotycznych i dość szybko (za to niektóre miejsca po trzy razy). Zdecydowanie warto. Cudowne akwaria z meduzami, krokodyl wystający nieco nad wodę, mrówki z systemem rurociągów obiegających salę, pająki z łapkami wielkości małych kotków (i pająki, i łapki), płaszczki robiące selfie.

GALERIA ZDJĘĆ.

KaDeWe jest przerażająco wielkie, ale da się nabyć obuwie zastępcze i skarpetki, jak nagle wpadnie się w gradową burzę.

U-bahn zachwycał po poranku, zwłaszcza że część trasy U2 prowadzi po powierzchni, wieczorem na jarmark przy Kościele Pamięci dojechaliśmy autobusem piętrowym. Da się wyczyścić od środka calutką zaparowaną przednią szybę, nawet jak się ma bardzo małe łapki. Gedächtniskirche robi oszałamiające wrażenie - częściowo zrujnowany, otoczony witrażowymi wieżami, z krzyżem - jak doczytałam - zrobionym z metalu ze zniszczonej katedry w Coventry. Ładna metafora.

EDIT: Adresy:
Zoo Aquarium, Budapester Str. 32. Do Akwarium można wejść niezależnie (bez wchodzenia do Zoo), ale można i w ramach wizyty w Zoo, ze zniżką na bilet. Dzieci do lat 5 nie płacą za bilet.

KaDeWe, Tauentzienstraße 21-24, tuż obok stacji Wittenbergplatz.

Jarmark przy Gedächtniskirche (przy Breitscheidplatz)

Obiad: Trattoria Sotto Sopra, Friedrichstr. 209 [2021 - zamknięte]

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 20, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy, zoo, ogrod-zoologiczny - Skomentuj