Więcej o
kryminal
Tomasz Helner to jeden z pseudonimów Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego, łatwo się domyślić po zamiłowaniu ZZZ do Włoch (i pięknych pań).
Magdalena, młoda i niespecjalnie rozważna[1], jedzie do Rzymu na spotkanie z mężem, który ma wyjść po nią na stację i dowieźć do Neapolu, w którym pracuje. Niestety męża nie ma, bo - czego oczywiście Magda nie wie - jego gospodyni zapomniała oddać mu telegram, więc niezasobna finansowo chwyta się okazji i jedzie samochodem z przygodnie poznaną parą Szwajcarów - Edwinem i Karoliną Walderami, którzy cudownym zbiegiem okoliczności planują wycieczkę w dół półwyspu. Najpierw jednak jadą do willi pod Rzym, gdzie zmęczona kilkudziesięcioma godzinami w pociągu Magdalena zasypia, a gdy się budzi, znajduje zwłoki Edwina. Porywają ją gangsterzy, wiozą nie wiadomo gdzie, po czym okazuje się, że wzięto ją za niejaką Ingryd, Szwedkę zajmującą się przemytem narkotyków. Magda zostaje uprowadzona przez szefa gangu, niejakiego Nordona, który szantażuje ją sfingowanymi dowodami jej udziału w morderstwie Edwina, ale też twierdzi, że się w niej zakochał[2], tyle że jest dżentelmenem, nie pcha się do jej sypialni, tylko czeka, aż i ona zachwyci się jego opalonym i umięśnionym ciałem. Plan bezbłędny, Magdalena oczywiście ma syndrom sztokholmski[3] (aczkolwiek znudzona trywialnym pięknem wyspy tęskni za Polską[4]), tyle że Stefan, bezsensownie kręcący się po Rzymie w poszukiwaniu zaginionej żony, trafia przypadkiem - przez wuja swojego kolegi - na piękną signorę Manganello[5], która okazuje się należeć do tego samego gangu. Przed konsumpcją znajomości ustrzega Stefana tylko fakt, że ktoś signorę znienacka morduje.
Widzę dużo podobieństw do "Całego zdania nieboszczyka" Chmielewskiej; Magdalena jest łudząco podobna do jednej z przestępczyń, przez co Walderowie wyłuskują ją na dworcu i wplątują w intrygę, pojawia się też motyw samotnej ucieczki chybotliwą łódką z wyspy. Reszta akcji jest raczej przypadkowa - kolega Stefana nieświadomie prowadzi go do wuja-gangstera, a Bonetti - fan malarstwa - prywatnie trafia na doroczną wystawę obrazów na via Margutta, gdzie znajduje portret Yngrid. Oczywiście włoska policja w ogóle nie podejrzewa Stefana ani Magdaleny o bycie w szajce, ponieważ to biedni Polacy.
Się je: suchą kiełbasę i jajka na twardo (w pociągu), świeże bułeczki z szynką i serem (we włoskiej restauracji), zimne karczochy i sandwicze z szynką oraz ciasto biszkoptowe (w willi Szwajcarów), kawę, grzanki, masło i marmeladę (w kawiarni), makaron i twarde, wysmażone na oliwie mięso (na odludnej wyspie), doskonałe ravioli, wyśmienite risotto i smażone karczochy oraz budyń czekoladowy z biszkoptami (Eleonora, żona komisarza Bonnettiego), skromna zupa z soczewicy i omlecik z groszkiem, zupę ryżową i rybę smażoną, pływającą niesmacznie w oliwie i w pomidorowym sosie, pomarańcze, drożdżowe bułki (na śniadanie), zimne mięsa, pieczone kurczęta sery i owoce, różne gatunki win, ciasta, słodycze (u barona). Cała rzecz kończy się ucztą u Bonettiego, gdzie Eleonora upiekła trzy kury, do tego smażone kartofle, sałata, a na deser zrobiła tort orzechowy.
Się pije: czaj serwowany przez rosyjskiego konduktora w pociągu Warszawa-Wiedeń-Rzym, wermuth, koniak, whisky, martini dry.
Patriotycznie: Na zakończenie rozmowy uprzejmy pocztowiec powiedział, że bardzo lubi Polaków i ceni ich za męstwo, odwagę i miłość ojczyzny. — My, Włosi, mamy wiele wspólnego z wami, Polakami.
Się pali: cygara (Bonetti), Nazionale (Franco).
Szowinizm powszechny: Bonetti zwrócił uwagę na fakt, że nic z tych wszystkich
przedmiotów nie wskazywało na obecność kobiety. Wiedział przecież z własnego doświadczenia, ile przedstawicielki płci pięknej potrafią gromadzić niepotrzebnych gratów.
Wolski w tej chwili poczuł, że jest bardzo głodny. — Z przyjemnością, ale pod warunkiem, że to ja panią zapraszam. Jestem Polakiem, a u nas w Polsce jest taki zwyczaj, że
mężczyzna zaprasza kobietę.
Etyka gangstera: Największe fortuny na świecie zaczynały się przeważnie od niezbyt czystych machinacji, od oszustw, kradzieży, nawet od zbrodni. Jakbyśmy się zaczęli doszukiwać rodowodu majątków miliarderów amerykańskich to zapewniam panią, że
doszukalibyśmy się gangsterskich metod ich samych albo ich przodków. Widzi pani, ja jestem o tyle uczciwszy, w swym działaniu, że nie udaję człowieka uczciwego, nie każę ludziom
otaczać się czcią i szacunkiem.
[1]
(...) może kokietować spokojnie innych mężczyzn, pewna, iż masywna sylwetka Stefana zapewni jej należyty szacunek otoczenia Wiedziała, że zawsze ją ochroni, że wydobędzie ją z każdej trudnej sytuacji, w jakiej może się znaleźć dzięki swej wrodzonej lekkomyślności Tak bardzo lubiła być lekkomyślną. Taką ogromną przyjemność sprawiało jej nieliczenie się z konsekwencjami niezbyt przemyślanych i niezbyt rozsądnych czynów. (...) Mimo, że groziło jej nieznane niebezpieczeństwo, cała ta historia zaczynała ją ekscytować. Przypominała sobie podobne sceny, oglądane wielokrotnie na ekranie i wyobrażała sobie jak jej przyjaciółki zzielenieją z zazdrości, kiedy będzie opowiadała swoją sensacyjną przygodę. Widziała już niedowierzający uśmieszek Leny i zawiedzione spojrzenie Baśki, która z zapartym tchem będzie czekała na scenę gwałtu. — E, nawet cię nie zgwałcili — powie z pogardą. —Też mi gangsterzy.
[2] Nie był człowiekiem sentymentalnym i potrafił zabijać z zimnym wyrachowaniem, strzelać jednak do bezbronnej dziewczyny, a potem ciało topić w jeziorze... Nie. To mu się wydawało niesmaczne, jakieś po prostu nietaktowne. Pochodził z dobrej rodziny i nawet w swej zbrodniczej działalności lubił utrzymywać, jak mówił, wytworny styl. Ojciec jego był
austriackim baronem, a matka angielską lady. Musiał przecież szanować swe arystokratyczne tradycje.
[3] (...) I nagle złapała się na tym, że dla tego człowieka zaczyna odczuwać coś w rodzaju sympatii. (...) Nie widziała już w nim bezwzględnego, idącego po trupach gangstera, ale ofiarę przeciwności życiowych, fatalnych zbiegów okoliczności, przypadkowych powikłań. (...) Człowiek to dziwne stworzenie, często ulega złudzeniom, a jeszcze częściej jest nieświadomym niewolnikiem utartych obyczajów. Utarło się, iż uczciwa, szanująca się kobieta powinna kochać męża, no i kobieta wmawia w siebie, że tak jest istotnie, chociażby jej rzeczywiste uczucia wcale się nie pokrywały z tym założeniem.
[4] Prawie z nienawiścią patrzyła na niebieskie morze, na porcelanowy błękit nieba i na sypiące złotym blaskiem słońce. Dosyć już miała tego słodkiego, pocztówkowego krajobrazu, dosyć upałów, dosyć makaronu z pomidorowym sosem. Marzyła o tym, żeby jak najprędzej wrócić do kraju, zobaczyć prawdziwy las, prawdziwą wieś, prawdziwe, ogromne łany zbóż, ożywione czerwienią maków. Tęskniła też za krwistym befsztykiem wielkim jak dłoń, za młodymi kartoflami i, za razowym chlebem i za talerzem barszczu. Żona rybaka niezmiennie smażyła ryby na oliwie i gotowała makaron.
[5] Była tak piękna, że Wolski aż się zmieszał, a Alberto wpatrzył się w nią oszołomiony i z trudem wykrztusił grzecznościowe słowa powitania. Wysoka, postawna, świetnie zbudowana.
Jasno blond, gęste, nietlenione włosy upięte w wysoki kok kontrastowały w niepokojący sposób z ogromnymi zupełnie czarnymi oczami o miękkim, aksamitnym połysku. (...) Profil greckiej bogini. Usta mocno zarysowane, zmysłowe.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#83
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 5, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, prl -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Zaczyna się jak "Pamiętnik Laury Palmer" z epoki PRL-u. W małym mieście od noża wbitego w serce ginie piosenkarka estradowa, a nad jej zwłokami klęczy niedoszły narzeczony (awanturujący się i po wyroku), który potem ucieka w Polskę. Malownicza obława (a po drodze chytry staruszek, kradzież luksusowego auta zagranicznemu turyście i skok autem do rzeki) kończy się złapaniem młodzieńca i, absurdalnie, kontynuowaniem śledztwa, bo porucznik Uriasz nie jest przekonany o jego winie. Dodatkowo pamiętnik solistki, w którym denatka egzaltowaną poezją opisywała swoje życie, wskazuje, że tajemniczy On jest kimś innym od zakochanego recydywisty.
Uriasz z majorem Zglinickim z komendy stołecznej prowadzą na zmianę nocne Polaków rozmowy (a konkretnie stary wyjadacz pokazuje młodemu, że musi się jeszcze wiele nauczyć) i śledztwo, w którym odkrywają, że sprytnie zrzucone na młodzieńca morderstwo piosenkarki jest tylko krokiem w wielkim planie zemsty po tragedii sprzed lat. Szybko zaczynają wyodrębniać grupę podejrzanych, pomaga oczywiście maszyna licząca, w pięć dni wyszukująca zbiór wspólny wśród kilkuset osób (programista płakał, kiedy 10 godzin układał program) i wreszcie z zaangażowaniem wielu ludzi[1] z całej Polski, masowy morderca zostaje złapany. Nie jest tajemnicą od połowy książki, że przez dziesięciolecia układał precyzyjną zemstę na trzech kolegach, którzy przez laty cbovyv wrtb żbaę j mnnjnafbjnarw pvążl, cbjbqhwąp wrw śzvreć v śzvreć oyvźavąg, xgóelpu avr hqnłb fvę hengbjnć (przy okazji zabijając milicjanta w celu kradzieży służbowej broni i dziewczynę, bo widziała go podczas zabójstwa).
Społecznie: major je kolację w hotelu i popisuje się znajomością nazwiska przedwojennego właściciela, pytając kelnera, czy przed wojną pracował u Habera. Ten odpowiada zimno, że jest jego synem (pozostawiając wnikliwemu czytelnikowi wyjaśnienie nagłego oziębienia atmosfery). Sędzia surowo ocenia w procesie, bo przed laty jego córka została zgwałcona i "biedaczce po tym szoku coś na mózg padło". Milicjantów dziwi wykształcona żona "przy mężu", ale szybko tłumaczą sobie, że "zajmująca się wyłącznie domem żona będzie bardziej akceptowana przez tutejszą opinię publiczną". Przechowująca uciekiniera programistka maszyn cyfrowych wyjaśnia pochodzenie maszynki do golenia, "z filuternym uśmiechem (...) uniosła wysoko jedno ramię. Była w letniej bluzce bez rękawów. - Depilowanie jest bardzo higieniczne - szarżowała". Rakieta została prostytutką po tym, jak w maturalnej klasie uciekła z "hipami", ale "rzuciła zarośniętych brudasów, śliniących się za prochami".
[1] Nawet angażując się w pracę undercover - rozkręcając kramik ze świeżymi(!) warzywami pod blokiem, w którym ukrył się podejrzany lub udają ekipę z wodociągów.
Inne tego autora.
#53
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 19, 2017
Link permanentny -
Tagi:
2017, prl, panowie, klub-srebrnego-klucza, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Nietypowo jak na Christie, jest to powieść szpiegowska. 1941, w wypadku ginie brytyjski wywiadowca, który tuż przed śmiercią wyjawia, że w małym nadmorskim pensjonacie, Sans Souci, mieszka szpieg o pseudonimie M (kobieta) lub N (kobieta). Małżeństwo Beresfordów - Tuppence i Tom, nudzące się bez przydziału do pracy dla obronności kraju, podejmuje się wykrycia szpiega, działającego jako "piąta kolumna" w brytyjskim wojsku. Na pierwszy rzut oka wszyscy wydają się być zupełnie niewinni, po czym przy bliższym poznaniu wszyscy zaczynają być podejrzani. Rozwiązanie jest dość toporne, zrealizowane w duchu "trust no one".
Rozbawił mnie nieskrywany nacjonalizm autorki - obcokrajowcy mają "dziwne" twarze i można się po nich spodziewać najgorszego (zwłaszcza po emigrantce z Polski).
Nie polecam zaglądania na polską wikipedię, gdzie poszłam sprawdzić pisownię nazwisk bohaterów (ponieważ Zelnik, czytający audiobook, miał manierę wymowy Tuppence jako 'tabenz'), albowiem bez żadnego ostrzeżenia jest wyjawiona osoba mordercy. Wiem, że minęło ponad 70 lat od wydania książki, ale i tak.
Inne tej autorki tutaj.
#25/#4
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 19, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2017, panie, klub-srebrnego-klucza, kryminal
- Komentarzy: 2
To nie tak, że w PRL-u wszyscy pracowali 7-15 i bez nadgodzin. Otóż pan wiceprokurator Kur nie wracał do domu wcześniej niż późnym wieczorem, ba, zapomniał, jak wygląda kino, teatr czy kawiarnia, bo miał do zakończenia sprawę "białego gangu". Biały gang sprzedawał za granicę ekskluzywny szybkoschnący cement (który i tak był produkowany tylko na eksport) z pominięciem MHZ, za to za dewizy. Na szczęście w czujnym społeczeństwie socjalistycznym wpadł (bo nieostrożni członkowie gangu a to kupowali telewizor, radio czy nawet nową "Jawę" oraz - oczywiście - alkohol). I pewnie by sprawę udało się zakończył, gdyby nie to, że tuż przed rozpoczęciem procesu ktoś napadł na aplikanta, stuknął go lekko w czaszkę i ukradł akta sprawy, które to nieostrożny aplikant zabrał do domu, żeby poprawić, hehe, paginację. Akta jak akta, mrówczą pracą dało się jej odtworzyć, gorzej z czekiem, jaki milicja przechwyciła - okaziciel, posiadający pełnomocnictwo głównego oskarżonego mógł pobrać z wiedeńskiego "Donaubanku" niebagatelną kwotę 80 tysięcy dolarów, co na ówczesne nasze przekładało się już na miliony. Na szczęście do akcji włącza się major Krzyżewski, który nie zawaha się kupić pół kilo krówek, żeby uzyskać zeznania od młodzieży oraz potrafi tak inteligentnie podejść przesłuchiwanego, że dowiaduje się bez problemu, kto zlecił unieszkodliwienie aplikanta (a przy tym wyprowadza na dobrą drogę złodziejaszka Rękawka). Uzyskuje nawet oficjalną zgodę na postępowanie niekoniecznie zgodne z regulaminem. Do rozwiązania sprawy wydatnie przydaje się jeden z ulubionych przez Edigeya podstępów, czyli pozostawienie w areszcie kogoś niewinnego (i to jednego z pracowników wydziału sprawiedliwości) w celu zmylenia prawdziwego przestępcy.
Ale może to nawet lepiej, że przyszły prokurator poznał życie z tej drugiej strony barykady. Tego nie uczą ani na uniwersytecie, ani nawet na kursach dla aplikantów. Takie doświadczenia mogą być przydatne w przyszłej karierze prokuratorskiej. Ostatecznie pan (...) stracił zaledwie 17 dni. Dla młodego człowieka to nic nie znaczy. W zamian uzyskał nominację, na którą musiałby czekać jeszcze co najmniej pół roku.
Się zarabia: kupuje się garnki aluminiowe i się przerabia na pięciozłotówki z kilkusetprocentowym przebiciem.
Się robi: w więzieniu nóż z łyżki z pomocą kaloryfera.
Się kradnie: bo się ma córki i trzeba je wydać za mąż, a wesele kosztuje.
Się wyjeżdża: na wyraj, po ang. na weekend.
Wiem, macie dość Edigeya, ale to takie quick winy dla higieny umysłu.
Inne tego autora tu.
#56
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 14, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panowie, klub-srebrnego-klucza, kryminal
- Komentarzy: 1
Barbara Gordon "Adresat nieznany" - stary ni to kryminał, ni to przygodówka. Ślad jak zwykle prowadzi w przeszłość, do małego miasteczka przyjeżdża siostrzeniec starszej pani kioskarki, żeby odkryć, czy jego zmarły w czasie wojny ojciec nie zostawił w miasteczku skarbu. Przy okazji poszukiwań skarbu giną ludzie, milicję myli (oczywiście nieumyślnie) prywatne śledztwo bohaterów. Mało socjalistyczne.
Inne tej autorki.
Wanda Falkowska "I kłamstwo zabija" - bardziej socjalistyczne, pieśniarka (huhu) Paula Piano zostaje zastrzelona po koncercie. Dzielny milicjant chodzi po mieście, odpytuje, wyciąga informacje, aż znajduje mordercę. Trochę deux ex machina.
Inne tej autorki:
Natalia Rolleczek - Kuba znad Morza Emskiego i Choinka z Monte Bello. Niby powieść dla dzieci i takich trochę starszych dzieci, ale tak naprawdę dla dorosłych. Kuba ma 7-8 lat i zaskakująco mało łapie z tego, co się dzieje w dorosłym świecie. Co chwilę wpada w tarapaty, z których wyciąga go szacowna krakowska rodzina, która chwilę pokwęka, nawet jak przestępstwo jest sporego kalibru (wyciąganie pieniędzy od chorych, których dziadek-lekarz przyjmuje darmo, bo to socjalizm). W zasadzie obie książki są o rodzinie - "Choinka" to opis oczekiwania na Wigilię, która początkowo ma się nie odbyć, potem jednak jest zaplanowana, bo ma przyjechać brat dziadka, który po wojnie został w Anglii. Każdy z dorosłych członków rodziny przeżywa jakąś dziwną przygodę, a mały Kuba plącze się tu i ówdzie. W "Kubie" przy budowie nowego domu chcą zabrać rodzinie ogród, tytułowe Morze Emskie, zarośnięty i zaniedbany, ale stanowiący kwintesencję szczęśliwego dzieciństwa - zardzewiały wodociąg, stare jabłonie, krzaki porzeczek i malin. W tamtych czasach (uwaga dla młodszych czytelników) nie było czegoś takiego jak własność prywatna i jak komitet uznał, że na terenie ogrodu doktora Kępy ma być postawiony dom, to był. Mimo wszystko, książki są pozytywne i ciepłe, a scena Wigilii poruszająca.
Inne tej autorki.
#26-28
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 8, 2006
Link permanentny -
Tagi:
prl, panie, beletrystyka, klub-srebrnego-klucza, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Kryminały Chandlera kojarzą się z deszczem, prochowcem z podstawionym kołnierzem i papierosem zapalanym zapałką, którą trzeba osłaniać dłonią przed deszczem. Nic bardziej mylnego. Akcja książek Chandlera najczęściej dzieje się w pełnym słońcu (bo rzadko pada w Kalifornii). A i tak zapamiętane mam, że pada.
W którejś recenzji z "Pierwszej sety" (chyba "Czy lubi pani UFO?") przeczytałam zdanie, które mi się spodobało (i dość dobrze pokazuje moje wspomnienia) - PRL i epoka gierkowska kojarzy się ze słońcem. Też mam takie odczucia (chyba wspólnota pokoleniowa), dlatego dość nietypowy był kryminał "Broszka z zielonych kamieni" Danuty Frey. Jest brzydko. Ziąb, deszcz, ludzie okutani w płaszcze z czerwonymi zmarzniętymi rękami. Świat jest ponury, bury i przaśny. Świat tzw. prywaciarzy - którzy zamiast pracować uczciwie "na państwowym" - rozkręcają swoje interesiki, na pewno niezgodne z prawem (bo każdy prywaciarz to złodziej).
Mam pana Zelmana, współwłaściciela nieźle prosperującej prywatnej firmy, wytłaczającej pocztówki dźwiękowe. Ma pieniądze, ale szczęścia mu nie dają - nie dogaduje się z drugą żoną, ani z jej synem z pierwszego małżeństwa, garsonierę (no, wynajmowaną kawalerkę w blokowisku, brzydko umeblowaną i niewygodną) współdzieli z większością znajomych. Żona nie jest już pierwszej świeżości, poza tym o siebie za bardzo nie dba ("Zakręcone na lokówki włosy, ukryte pod ciemną ażurową siatką, wypuszczały tu i ówdzie rudawe pędy. W odrobinę wulgarnej twarzy, która kiedyś z pewnością musiała być ładna, z wiekiem jednak nabrała zwiotczałej obwisłości, mrugały niebieskie oczy, obramowane powiekami o nienaturalnie czarnych, sztywnych od tuszu, przykrótkich rzęsach."), nie dziwi więc, że naturalną koleją rzeczy dla pana Zelmana jest zaopatrzenie się w kochankę - maturzystkę Ulę. Sielanka nie trwa długo, kochankę ktoś zamordował w często odwiedzanej garsonierze. Zważywszy na to, że w garsonierze bywało pół Warszawy - była kochanka Zelmana i jednocześnie żona jednego z dwóch współpracowników w firmie, piosenkarka Bożena Horn, wraz z aktualnym kochankiem czy drugi ze współpracowników, podstarzały satyr Giziński, który spotykał się z płatnymi kochankami zdala od domowych pieleszy. Okazuje się też, że potajemnie klucze podbierał pasierb Zelmana, żeby pokosztować zakazanej rozkoszy seksu przedmałżeńskiego ze swą dziewczyną Jolą. Sprzątająca czasem mieszkanie wynajmująca je właścicielka nie krępowała się z wyrażaniem swojego zgorszenia ("Co ja się, proszę pana, nieraz nasprzątałam! A to włosy zbieraj z podłogi łazienki, wynoś butelki. A pościel! Żeby pan tylko widział, jak pościel po takich nocach wyglądała! Raz to go nawet wprost zapytałam, ale on jak się nie obruszy! Że wara mi niby od jego prywatnych spraw, że płaci w terminie i już mnie nic więcej nie powinno obchodzić"), ale pieniądz jest pieniądz. Zelman ułagodził panią Marcjannę prezentem w postaci broszki z zielonymi kamieniami i wzburzenie właścicielki zmalało.
Mały to swiatek, wszyscy sypiają ze wszystkimi, a z tego sypiania rodzi się zbrodnia. Oprócz zwłok (w ciągu powieści pojawiają się i następne) mamy tajemnicę - co zawiera tajemnicza teczka, kto kogo trzyma w ręku i czym szantażuje, co oznacza tytułowa broszka z zielonymi kamieniami (tak, właśnie taka, jaką w prezencie dostała pani Marcjanna).
W porównaniu z prywaciarskim bagienkiem, milicja to ostoja moralności. Dzielny porucznik Marek Wanacki jest zdegustowany zgnilizną moralną, na jaką trafia, analizując powiązania między związanymi ze sprawą ludźmi. Do sprawy dociera dwiema drogami - najpierw prosi go o pomoc znajoma z prosektorium, oczywiście dawna, niespełniona miłość, której na przeszkodzie stanął wyjazd dziewczyny na roczne szkolenie za granicę (niestety, było to przed epoką emaili i takie związki się rozpadały, bo listy szły miesiącami, a telefonistki mówiły, że nie ma takiego miasta jak Londyn, jest Lądek, Lądek-Zdrój). Jest zaniepokojona problemami siostry najlepszej koleżanki, traf chciał - maturzystki Uli. Niestety, intuicja zawodzi przedstawiciela organów ścigania - dopóki nie zostaje odkryte ciało, lekceważy zaniepokojenie znajomej. Potem oczywiście sprawa staje się osobista i za punkt honoru stawia sobie odkrycie świata zbrodni.
Ciekawie brzmią wrażenia gwiazdy polskiej estrady, pani Horn, na turnee w kapitalistycznej Austrii - oczywiście garderoba Polki, tak świetna i robiąca wrażenie w Sali Kongresowej, w zestawieniu z kreacjami na widowni wydaje się dość skromna. Na zakupy w najlepszych butikach jej nie stać, szczęśliwie odkrywa sklepy, gdzie jest wprawdzie taniej, ale jeszcze wytwornie.
Autorka ma swoje prywatne fetysze - każdy ma lekko falujące włosy, a w niewietrzonych pokojach panuje zaduch. Wszyscy palą jak smoki. Niestety, prowadzący śledztwo porucznik w zasadzie nie ma żadnych refleksji ani na temat ustroju, polityki czy pracy, nie ma nawet w zasadzie życia osobistego (choć ma żonę, wspomnianą mimochodem przy okazji wyjaśniania przeszłego uczucia do Elżbiety z prosektorium) - czy dzień, czy noc, czy pogoda, czy deszcz (a jakoś tak się składa, że przeważnie deszcz) podąża tropem przestępstwa. Raz tylko wspomniane jest, że na obolałe gardło łyka pastylkę akronu, a w pustawej lodówce znajduje pętko kiełbasy.
Książka nie obfituje w zasadzie w żadne oceny czy warte wspomnienia cytaty - tło jest bardzo skrótowo naszkicowane, w zasadzie poza prowadzonym śledztwem nie dzieje się nic, w pracy milicjanci nie plotkują, nie pożyczają sobie "stówy" do pierwszego, jedynie wymieniają służbowe informacje.
Inne tej autorki:
#7
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 4, 2006
Link permanentny -
Tagi:
2006, panie, prl, klub-srebrnego-klucza, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj