Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o kryminal

Lilian Jackson Braun - 26. Kot, który mówił po indyczemu

W międzyczasie przeczytałam ponad 10 kolejnych tomów, ale zaniedbałam haniebnie notowanie tego, bo albo mogłam kopiować notki z okładki, albo jechać schematem "Kot Koko naprowadza Qwillerana na mordercę, zrzucając książkę". Więc mi się nie chciało. Ale ta konkretna osłabiła mnie głupotą bohatera, niesklejonym wątkiem uzasadniającym tytuł i wpychaniem w książkę elementów edukacyjnych. W Pickax z okazji obchodów 150-lecia miasta Qwill przygotowuje słuchowisko w stylu Wojny Światów o wielkim sztormie z 1913 roku, humor psują mu dwa morderstwa, z czego jedno na jego plaży. Wykrywa, kto zabił, zimnokrwisty morderca przychodzi do jego ogrodowej altany, a ten baran zostawia go z kotem Koko i idzie dzwonić po prawnika, po czym słyszy strzał i dopiero teraz wpada w panikę, że morderca zastrzelił mu kota. Naprawdę, jak na błyskotliwego detektywa-amatora, który rozwiązał 25 spraw, logika porażająca.

Tytułowe indyki nie mają żadnego związku z akcją powiastki, bo powieścią nazwać tego nie można, ot - podobno wyginęły, a przechodzą przez ogród felietonisty. Dodatkowo treść jest rozepchana zacytowanymi dwiema historyjkami, napisanymi przez Qwilla i całą treścią spektaklu o Wielkim Sztormie. Owszem, to literatura łatwa, przyjemna i tania, typowo dla zabicia czasu w autobusie czy na brzegu piaskownicy, ale słabo. Coraz słabiej.

Z zalet - na końcu książeczki dwa przepisy - na magicznego tosta z kiszoną kapustą, serem i pieczenią oraz na ciasteczka z melasą. Pewnie dobre, acz pierwszy przepis zaczyna się od tego, że jedną kromkę chleba smarujemy z obu stron. Jakoś mnie to rozbawiło.

Inne tej autorki tutaj.

#35

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 25, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie - Komentarzy: 1


Sue Grafton - E is for evidence

Zwykła sprawa ubezpieczeniowa z analizy żądania wypłaty odszkodowania po pożarze w magazynie kotłów nagle przeradza się w koszmar dla Kinsey. Zostaje oskarżona o oszustwo, o podkładanie fałszywych dowodów, przyjęcie łapówki i uprzejmie poproszona w trybie nagłym o opuszczenie zaprzyjaźnionego Towarzystwa Ubezpieczeń, dla którego robiła zlecenia. Nie dziwne więc, że Kinsey straciła chęć na celebrowanie Bożego Narodzenia (zwłaszcza że wszyscy przyjaciele wyjechali) i poszła szukać tego, kto ją wrobił. Firma, w której miało miejsce potencjalne podpalenie, należy do bogatej rodziny Woodów, z którymi Kinsey znała się w okolicy szkoły, kiedy jeszcze się tylko źle zapowiadała. Pielgrzymuje sobie więc po pięciorgu rodzeństwa i matce-staruszce, wyszukuje potencjalne sekrety rodzinne i firmowe i wyjątkowo z pomocą policji, której tym razem nie robi koło pióra, sprawę wyjaśnia.

Dziewczyna naprawdę jest taka bardziej pechowa. Czekam z pewnym utęsknieniem na książkę, w której Kinsey nie będzie kończyła śledztwa na oddziale w szpitalu. Tutaj cudem przeżywa dwie próby wysadzenia jej za pomocą sprytnie zmajstrowanej bomby, a dodatkowo obrywa w miękkie, bo wraca jej drugi mąż - piękny lekkoduch Daniel, który bez słowa zostawił ją 8 lat temu.

Inne tej autorki tutaj.

#22

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 10, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie - Komentarzy: 2


Ross Macdonald - Błękitny młoteczek

Lew Archer jest takim bardziej dociekliwym detektywem i wprawdzie został zatrudniony do znalezienia skradzionego obrazu, ale w ciągu kilku dni rozwiązał sprawę dwóch morderstw sprzed kilkudziesięciu lat oraz dwóch świeższych oraz zrujnował pozornie poukładane życie trzech rodzin. Klimat tak pomiędzy Chandlerem a Sue Grafton (aczkolwiek może to przez to, że część akcji dzieje się w Santa Teresa).

Niby tani obraz, kupiony okazyjnie przez panią domu, znika. Pani domu podejrzewa, że namalował go zaginiony przed 30 laty jej znajomy, rokujący malarz, Richard Chantry. Archer zaczyna śledzić drogę obrazu, tyle że giną kolejne ogniwa uczestniczące w jego sprzedaży - właściciel taniej galerii i słaby malarz, który obraz odkupił od jakiejś kobiety podczas kiermaszu na plaży. Archer zaczyna kumplować się z uroczą panią dziennikarz, jest więc okazja do paru sypialnianych niedomówień. Trochę sobie detektyw jeździ z Santa Teresa, gdzie mieszkają bohaterowie dramatu, do Tucson i z powrotem, trochę biega po samym Santa Teresa i składa elementy układanki, a w międzyczasie filozofuje i nieco w stylu new age obserwuje emocje emanujące ze swoich rozmówców w postaci aury.

Lubię serię z Jamnikiem, nieustająco mnie wzrusza dobór zanęcających cytatów na okładkę. Tutaj jest to o tyle sprytne, że tytuł jest tak trochę z niczego, ot - raz pojawia się w przemyśleniach detektywa.

Inne tego autora, inne z tej serii:

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 9, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panowie, z-jamnikiem - Skomentuj


Joanna Jodełka - Polichromia

Na Sołaczu, w jednej z zabytkowych willi miejskich, bogato umeblowanej antykami, policja znajduje zwłoki starszego mężczyzny, emerytowanego konserwatora zabytków. Nagie, przysłonięte ręcznikiem z napisem po łacinie. 3 miesiące później - w podpoznańskiej wsi w prawie pustej, rozwalającej się chałupinie - kolejne zwłoki, obdarzone nową łacińską sentencją. A jako że trzy to liczba boska, Maciej Bartol, komisarz poznańskiej policji, spodziewa się trzeciego morderstwa.

Bardzo lubię książki, które dzieją się w Poznaniu - gdy bohaterowie wchodzą do kamienicy na Rybakach, gdy przechodzą przez Park Sołacki, gdy robią zakupy w Starym Browarze czy patrzą w górę na Okrąglak. Każdy rozdział dodatkowo ozdobiony jest szkicem secesyjnej architektury (co wzmaga moją irytację, bo na pewno widziałam już te budynki, tylko nie umiem ich w głowie zlokalizować), niestety bez podpisu. Bardzo lubię też, kiedy książka zaczyna się od przedstawienia jej bohaterów - tu na początku każdego rozdziału są króciutkie notki o poszczególnych osobach dramatu. A już najbardziej lubię, kiedy po skończeniu książki chcę szybko wracać do początku, żeby bogata w wiedzę ostatecznych rozwiązań, przekonać się, jakie podpowiedzi dawał autor czytelnikowi.

Sam kryminał kręci się wokół komisarza Bartola, jego kolegów z pracy, matki i życia prywatnego - jest półtora wątku miłosnego, porcja męskich dyskusji przy kieliszku, wieczny konflikt matka-syn i trochę pozytywistycznego zbawiania świata.

Inne tej autorki:

#19

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 30, 2011

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Moje miasto - Tagi: 2011, kryminal, panie - Skomentuj


Maciej Patkowski - Strzały w schronisku

Przede wszystkim tytuł kłamie, bo nikt w schronisku nie strzelał. Ba, nawet nikt w schronisku nie przebywał, więc albo mi coś umknęło, albo autorowi.

Pułkownik Rybak wzywa młodego oficera, Góralczyka, obwozi po krakowskich ryneczkach i częstuje pomidorami z eksportu (bo krajowe jeszcze niesmaczne). Po czym wysyła go w góry, pod granicę, bo żadna krakowska hurtownia nie sprzedaje straganiarzom ani sklepom pomidorów z Bułgarii, muszą więc być kradzione. I jedzie dzielny młodzian, ze spakowaną przez matkę walizką (koszule, krawat, kalesony, czyste chusteczki) i "tetetką", szukać szajki, która okrada wagony.

I po nitce do kłębka trafia najpierw do gospodarstwa z jedną ładną dziewczyną z eleganckim zegarkiem wątpliwego pochodzenia na ręce, potem poznaje drugą piękną dziewczynę, kierowniczkę szkoły, a na końcu rozgrzebuje sprawę tajemniczego wypadku sprzed roku, w którym zginął niejaki doktor Bayer z Klagenfurtu, a zginął tenże elegancki zegarek i teleobiektyw od trzymanego przez żonę doktora aparatu. I zaczynają się dziać rzeczy przedziwne, milicja robi prowokację - para funkcjonariuszy udaje bogatych Szwajcarów, a oficer Góralczyk ze swoją "tetetką" krąży wokół, żeby schwycić bandytów na gorącym uczynku. Po czym akcja się zagęszcza, jest kolejny trup, jedna panna znika, drugą mają porwać, a oficer porwany przez szajkę cudem umyka śmierci (ach, te monologi wewnętrzne - o chęci życia, o tym, że praca w milicji to front, że jest nagle na pierwszej linii, że przez niego zginął człowiek - poezja), ucieka i trafia do zakonu, gdzie - jak przed wiekami Jan Kazimierz Rex Poloniae u górali z Istebnej - znajduje ratunek i ukojenie. I koniec. I tak zostałam z cienką książeczką i niedosytem, bo nie wyjaśniono, kto kradł te nieszczęsne pomidory i czemu kradzież frywolnego zdjęcia spowodowała śmierć fotografa. I czy oficer Góralczyk pocieszył wdowę z córeczką.

Inne tego autora:

#18

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 25, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, prl, 2011, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 4


Jo Nesbø - Czerwone gardło / Trzeci klucz / Pentagram

Czytelnictwo w narodzie wzrasta, jak nie ma nielimitowanego dostępu do internetu. Wakacje spędziłam w taki sposób, że poganiałam TŻ-a, żeby szybciej czytał, bo jego książki okazały się być fajniejsze (moje wyszło, że są psychodeliczne i nie mają akcji). Ale to tak dygresyjnie.

Każdy z tomów może być czytany oddzielnie, ale w tle przewijają się powracające wątki, zyskuje więc czytanie po kolei i hurtem. Dużo stron przyjemnej rozrywki (wyjątkowo bez mordowania dzieci).

Harry Hole to człowiek z przeszłością, niestabilny alkoholik, ale jednocześnie świetny śledczy, specjalista od zbrodniarzy seryjnych. Ze swoją współpracowniczką i przyjaciółką Ellen szuka człowieka z nietypowym karabinem, którego podejrzewa o możliwość zorganizowania zamachu. W międzyczasie poznaje Rakel, rozwódkę z synem. Kiedy w trakcie śledztwa okazuje się, że w przemyt broni zamieszane są środowiska nazistowskie i tajemniczy Książę, ginie Ellen. Hole wpada w kolejny dół i rozwikłuje sprawę zamachu oraz walczy o utrzymanie związku z Rakel, ale ogarnia go obsesja.

W "Trzecim kluczu" krystalizują się podejrzenia Harry'ego co do osoby Księcia, który prawdopodobnie pracuje w policji. Pojawia się błyskotliwa techniczka Beate, z dooskonałą umiejętnością rozpoznawania twarzy. Rakel chwilowo przebywa w Moskwie, gdzie trwa proces o prawo do opieki nad synem, a Harry trochę wbrew swojej woli umawia się na kolację z ekscentryczną eks-kochanką, urywa mu się film, a rano dowiaduje się, że kobieta nie żyje. Mimo że jej śmierć zostaje uznana za samobójczą, coraz więcej poszlak wskazuje na Harry'ego, który prywatnie prowadzi już dwa śledztwa - w sprawie zabitej koleżanki i prawdopodobnie zamordowanej eks-kochanki, a oficjalnie - szuka przestępcy napadającego na banki. Drugoplanowo pojawia się mistrz manipulacji - cygański organizator napadów na banki, a śledztwo naraża bliskich Harry'ego[1].

"Pentagram" jest dość śmieszny z jednego względu - znak ten pojawia się na miejscu kolejnych zbrodni (znowu potencjalnie seryjny morderca!), a jego sens wyjaśnia dopiero przypadkiem napotkany prawosławny batiuszka (a mówimy o kraju, z którego pochodzi Black Metal, Burzum i podpalanie kościołów). Poza tym jest uczciwa intryga - giną młode kobiety, morderca odcina im palec, a w zamian ofiarowuje diament w kształcie gwiazdy. Przestępca jest sprytnym psychopatą, sporo tropów jest mylących, a Harry'emu wreszcie udaje się znaleźć dowody na to, że znienawidzony przez niego współpracownik jest Księciem[2].

[1] W każdym tomie Harry obrywa w życie prywatne - a to ojciec wybranki jest wplątany w paskudną sprawę, a to cygański przestępca grozi mu, że jak nie rozwiąże sprawy zabójstwa jego siostrzenicy, to zagrozi Rakel i Olegowi, a w finale - wróg Harry'ego bierze Olega jako zakładnika. Finał "Pierwszego śniegu" (tom 5) też odbywa się kosztem Rakel i Olega. Przyznam, że ja bym się jednak zastanowiła nad perspektywami związku.

[2] Problem z rozpoznaniem Księcia jest delikatnie rozdmuchany, ja się domyśliłam za trzecim razem, jak pojawiła się informacja, czego słucha w samochodzie pewien policjant.

Inne tego autora tu.

#13, #14, #15

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 15, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panowie - Komentarzy: 2