Więcej o
beletrystyka
Przyznam od razu, że po raz kolejny nie zrozumiałam tej książki w całości. Usiłowałam ze skrawków historii złożyć sobie całość, ale nie wyszło mi. Zgadzam się z częścią spostrzeżeń autora, części nie rozumiem. Może zmęczyła mnie struktura luźnych opowieści? Nie wiem.
To nie jest powieść (chociaż może jest?). To zbiór luźnych refleksji na temat życia, świata, wiary, celu istnienia, etosu pracy, depresji i umiejętności odnalezienia się wśród innych, ilustrowanych przez autora. Mam wrażenie, że luźna forma (podział na króciutkie "rozdziały", z przestrzenią na rysunek) to sposób na wprowadzenie oddechu w książkę, bo mówi o tych codziennych niepewnościach i strachach, których i ja doświadczam. Czy to, co nas kształtuje, to procesy chemiczne w głowie, które można "wyprostować" małą, żółtą tabletką, dzięki której jest łatwiej, człowiek jest sympatyczniejszy dla innych i trochę mniej myśli o sprawach egzystencjalnych? Czy człowiek ma coś specyficznego, jak kot miauczenie, a pies obsikiwanie drzew na spacerze? Czemu rodzina jest rodziną (i, jak to u Couplanda, każda jest nienormalna)? To książka o kryzysie w głowie bohatera, wychowanego bez wiary. I pada pytanie - czy jednak człowiekowi wiara w $DEITY nie jest potrzebna. Jakakolwiek.
I z tą optymistyczną inaczej myślą zostawiam Was, oddalając się w kierunku miasta zdominowanego przez zamek. I ulicę Książąt. Mimo że prognoza pogody TAM mówi, że +2 i śnieg.
Inne tego autora: tu.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 22, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Po raz kolejny dałam się nabrać Amy Tan, która rozpoczyna historię o matce - emigrantce z Chin i córce - urodzonej już w San Francisco, wzajemnie przed sobą ukrywających sekrety. Córka nie chce opowiadać matce o stwardnieniu rozsianym, na które choruje, bo wie, że nadopiekuńcza matka będzie ją po chińsku leczyć i narzekać. Matka z kolei boi się opowiedzieć o swojej makabrycznej przeszłości z okresu drugiej wojny światowej. Helen, niespecjalnie lubiana przyjaciółka i współwłaścicielka kwiaciarnianego interesu, który prowadzi matka, namawia obie, żeby sobie wzajemnie wszystko wyznały, bo nie chce mieć więcej tajemnic. I przez 3/4 książki matka snuje skądinąd fascynującą, ale dziejącą się w Chinach opowieść o tym, że nie było specjalnie wesoło być 19-latką, wydawaną za mąż, nawet jeśli się pochodziło z bogatej rodziny (szczególnie nie polecam do czytania w ciąży i z małym dzieckiem). Niestety, po wysnuciu chińskiej wojennej historii, do Kalifornii akcja wraca na małą chwilę.
Inne tej autorki tu.
#9 (#8 będzie Pratchett :->).
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 6, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
beletrystyka, panie, 2013
- Komentarzy: 2
Odwieczny konflikt między być a mieć - Daniel Underwood, tester z Microsoftu - powoli ewoluuje w swoim życiu z no-life'a w żyjącego pełnym życiem członka wielkiej wspólnoty. To książka o odkrywaniu siebie, pozbywaniu się bagażu złych doświadczeń i świadomym budowaniu takich stosunków ze światem, żeby się dobrze ze sobą i innymi czuć. To książka o przyjaźni - tej, która powstała za monitorami, działała na poziomie e-maili, ale która była na tyle mocna, że została poza pracą i komputerami. To manifest konsumpcjonizmu, życia w świecie podzielonym między wpływy wielkich korporacji. To naprawdę nie jest ważne, czy pracujesz w Microsofcie, IBM-ie, Siemensie czy Apple'u, nie jest istotne, czy jesz jedzenie z koncernu Kraft, Coca-Coca czy Nestle. Minęło trochę czasu od 1995 roku i tak naprawdę, już nie jest istotne, czy mieszkasz w Polsce czy w Kalifornii. Celowo nie traktuję jako głównego wątku start-upu, który rozkręca się w domu Daniela - nie jest ważne, czy odniosą sukces, ważna jest droga, jaką idą.
Dla mnie prywatnie to podróż wzdłuż El Camino Real - Burlingame, SFO, San Mateo, Palo Alto. Czytając, czułam zapach jedzenia na Mission w San Francisco, słyszałam dźwięk zatrzymującego się CalTraina. I przez te kilka lat od ostatniej lektury zapomniałam, jak bardzo wzruszający - choć obecnie bardzo naiwny - jest ostatni rozdział. Że mamy komputery po to, żeby nam łatwiej było ze sobą być.
Redakcyjnie to przykład, jak tłumaczenie i wydawnictwo może zabić książkę. Tłumaczenie Jana Rybickiego jest przeraźliwie złe - pomija 3/4 nazw własnych, które są istotą życia w świecie geeków (wiem, wiem, w 1996 roku nie było google'a i nikt nie wiedział, co to Miata czy Ovaltine), niszczy gry słowne, spłaszcza i upraszcza. Notka na okładce - przeżałosna.
Ładna recenzja Przemysława Gamdzyka (1997! a mogę podpisać się pod każdym słowem, poza jakością tłumaczenia).
Poprzednia recenzja (nie lubię jej). Z podziękowaniami dla A. za książkę.
Inne tego autora tu.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 25, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
beletrystyka, panowie, 2013
- Komentarzy: 5
Miałam kilka podejść do czytania, bo - bez względu na to, jak bardzo uwielbiam frazę[1] Wańkowicza - to zbiór luźno powiązanych historii, rozsianych z pewną chronologią od czasów przed I wojną światową aż do czasów po II wojnie. Gubiłam wątek, irytowały mnie lwowskie stylizacje językowe, znudziłam się historiami ziemiańskimi i politycznymi.
Wybiórczo natomiast znalazłam sporo świetnych historii - o podróżach, o wnukach, dzieciach-wróblach mieszkających w socjalistycznej kamienicy obok pana "Wańkowica" czy - chyba moją ulubioną - o córce-riserczerce w NY Timesie.
Nieustająco wraca do mnie pytanie - czy chcę czytać "Ziele na kraterze"?
[1] Na "odejmowaniu nocników od ust lokatorom" zawiesiłam się na sporą chwilę.
#89
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 30, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, beletrystyka, opowiadania, panowie
- Komentarzy: 5
Nie będę streszczać, co się dzieje w poszczególnych tomach (bo znowu na mnie nakrzyczą, że zbyt nowe książki czytam), ponarzekam za to, bo nie podoba mi się kierunek rozwoju historii. Dalej w każdym tomie jest po 100 krótkich historii, w dużej mierze poświęconych Bertiemu. Coraz mniej Pat (choć historia o tym, jak spotkała wykładowcę i poszła do niego do domu na podwieczorek - przeurocza), sporo Angusa i Domeniki. I jak Angus, nieco ekscentryczny portrecista, ma ciekawe spostrzeżenia, tak Domenica po powrocie ze swojej antropologicznej wyprawy głównie zajmuje się szpiegowaniem swojej sąsiadki i eks-przyjaciółki, Antonii. Coraz więcej w rozmowach wszystkich zajmuje edynburska masoneria i jakobini. Duża Lou wdała się w związek z Robbiem, który wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi podporządkował swoje życie sprowadzeniu do Szkocji "jedynego właściwego" potomka szkockich królów. Naprawdę, w zestawieniu z tym problemy 6-letniego Bertiego z matką-trenerem, niesympatyczną koleżanką Olive i podobnie niemiłym Tofu, są znacznie bardziej prawdziwe.
Łapię McCalla na zapominaniu - interes Bruce'a z winami papieskimi jednak wypalił, mimo że impreza u Pat pod koniec tomu 2 mocno nadwątliła zapasy. Nie podoba mi się lekko zarysowany wątek ze szczeniakami Cyrila, które Angus oddał, ot tak, bez sprawdzenia, czy idą w dobre ręce, bo wystarczyło mi, że przypadkiem spotkany człowiek wymienił z nim znak masoński. Trochę się oczywiście czepiam, bo dalej jest to lektura miła i wprost stworzona na jesień.
Inne tego autora tutaj.
#84-85
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 16, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 1
To nie jest przezabawna książka, wywołująca kaskady śmiechu. Owszem, to pogodna opowieść (nawet pokusiłabym się o nazwanie jej przewodnikiem turystycznym[1]), pełna dygresji i anegdot o podłożu historycznym o tym, jak trzej złoci młodzieńcy (i foksterier Montmorency) epoki wiktoriańskiej wybrali się na dwutygodniowe wakacje na łódce płynącej w górę Tamizy. 123 mile, podczas których panowie licytują się, który mniej robi, wpadają do wody, oglądają psie i ludzkie zwłoki, chcą bądź nie chcą oglądać grobów i kościołów, jedzą w oberżach bądź gotują na łodzi, a wszystko w sielskim otoczeniu pięknej, wesołej Anglii.
Przyznam się do małego natręctwa - zawsze kiedy w filmie pojawia się bohater z bagażem (w sensie walizka) i ma przygody, w trakcie których pojawia się bez walizki, martwię się cały film, gdzie ją zostawił i czy mu ktoś nie ukradł. Tak samo męczy mnie strasznie pointa książki, w której znudzeni deszczową pogodą młodzieńcy zostawiają łódź w Pangbourne i wracają pociągiem do Londynu. Kto im potem tę łódź odprowadzi, do jasnej!
[1] Jak się okazuje, nie bez powodu.
Inne tego autora:
#76
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 13, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 13