Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Elizabeth Strout - Olive Kitteridge

Olive jest dziwna. Ma kochającego męża, syna, pracę, którą lubi - jest nauczycielką matematyki w małym miasteczku, mimo to w prawie każdej, czasem zupełnie neutralnej, sytuacji czuje do otoczenia niechęć. Nie umie w small talk, nigdy nie przeprasza, jest silna, oschła i wymagająca. Mimo to, jest osobą wrażliwą, uczciwą, pełną współczucia, wspierającą (na swój sposób, bez tkliwości). Opowiadania, bardziej nawet niż serial, sklejają z okruszków scen wielostronny obraz małomiasteczkowej, starzejącej się kobiety o bogatym życiu wewnętrznym, pozbawionej lukru ogłady i prostolinijnej. Jest opowieść o gwałtownie zakończonej miłości do kolegi ze szkoły, nauczyciela. O trudnym dla obu zupełnie innych osobowości wieloletnim związku małżeńskim, zakończonym najtrudniejszym czasem, kiedy mąż po udarze przeszedł w stan wegetacji. O kontaktach między matką a synem, najpierw nastolatkiem zazdroszczącym tzw. trudnym dzieciom, że mają więcej uwagi i troski jego matki niż on, potem już dorosłym, chcącym respektowania dla swoich wyborów życiowych, innych niż oczekiwane przez matkę. I o samotności, nawet jeśli są ludzie dookoła; na ile im pozwolić w kontakcie ze sobą, jak uniknąć uzależnienia od innych, którzy mogą zniknąć z życia i zostawić pustkę, jakim kosztem to się dzieje.

W serialu inni dookoła Olive byli tłem. Tutaj niektóre opowiadania pokazują perspektywę życia innych mieszkańców miasteczka, Olive przemyka się tam epizodycznie. Pianistka grająca w restauracji myśli o swoim związku z żonatym, toksycznym mężczyzną. Bogata rodzina po tym, jak ich syn zabił narzeczoną, zamyka się w czterech ścianach, żeby nie słyszeć, co ludzie mówią za ich plecami, a mimo to w dalszym ciągu są pełni pogardy dla innych. Powracający po latach złamany młody człowiek chce popełnić samobójstwo, ale rozmowa z Olive i uratowanie życia przypadkowo topiącej się dziewczynie wszystko zmienia. Sielankowa prowincja pełna jest różnych ludzi, ale na najniższym poziomie wszyscy z nich i tak potrzebują kogoś obok.

#26

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 22, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panie - Skomentuj


Natalia Osińska - Fluff

Uwielbiam, jak za pomocą sprytnego manewru autorka skupiła się na zupełnie nowych bohater(k)ach pierwszoplanowych, absolutnie nie zaniedbując dotychczas poznanych. Matylda, epizodycznie przewijająca się przez poprzednie tomy, jest zakochana w Tośku (od niedawna - Danielu). Naukę do matury przerywa tylko na kreację siebie w sieci, czekając na ten jeden lajk, a może i komentarz. Zamiast Daniela komentuje jednak Victory, cosplayerka i - jak się okazuje - celebrytka. Dziewczęta spotykają się na Pyrkonie; Matylda oczywiście jest niepewna, bo zdarzało się jej nazmyślać w sieciowych rozmowach, tymczasem okazuje się, że Wika wprawdzie nie zmyślała, ale poza Internetem jest... dziwna. Wycofana, nijaka (koloru dodają jej tylko przebrania, w które inwestuje całą siebie) i bardzo ostrożna. Fascynuje Matyldę, która rzuca się w przyjaźń całą sobą, motywując Wikę do pojawienia się na maturach i próbując rozkręcić jej sklep internetowy. Matka Matyldy obserwuje to z ciekawością entomologa, ale i niepokojem, kompletnie nie jest w stanie zrozumieć, co się dzieje z jej córką. Po maturach i wielkim kryzysie w kinie, wszyscy bohaterowie spotykają się na weselu Sandry, siostry Leona (Wika z bratem grają na weselu, Matylda ma robić zdjęcia, a Daniel... jest sobą). Gdzieś za Gnieznem Leon usiłuje poukładać sobie życie z rodziną i Danielem, a Matylda próbuje zrozumieć Wikę.

To, co jest chyba dla mnie najbardziej zachwycające w książkach o tęczowym Poznaniu, to że tak naprawdę to wszystko jedno, czy to historia o dziewczętach, chłopcach, transseksualistach czy wreszcie parach hetero. Zakochanie jest takie samo - niepewność na początku, motyle w brzuchu w fazie, kiedy już wiadomo, że obie osoby TAK, czy wreszcie umiejętność radzenia sobie z przeszkodami, bo nie zawsze jest sam fluff. Oczywiście, pary nieheteronormatywne mają trudniej, bo nie mają pisanych setkami lat ewoluujących skryptów; z jednej strony sytuacja, kiedy starszy brat Wiki jest skonsternowany, bo kazał siostrze uciekać, jeśli sytuacja na randce jest według niej niebezpieczna, a tymczasem Wiki poczuła się zagrożona przy Matyldzie, budzi lekki śmiech, z drugiej strony wcale nie trzeba mieć innego zestawu genitaliów, żeby potencjalnie drugą osobę skrzywdzić.

Nie jest zaniedbane też starsze pokolenie. Nie ma wprawdzie za dużo Idalii, ale jest Marcin i jego łagodna rezygnacja oraz Joanna, mama Matyldy, która usiłuje zarządzać zmianą za pomocą profesjonalnych poradników, z różnym skutkiem. Poznajemy też rodziców Leona, co rzuca światło na historie opisane w Slashu i Fanfiku. Moim nowym idolem został nowy mąż Sandry (pokolenie 1,5), liczę na jego większą obecność w tomie czwartym. Bo będzie tom czwarty?

Inne tej autorki tutaj.

#25

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 20, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panie - Skomentuj


Pat Conroy - Książę przypływów

Więc owszem, dlatego raz na jakiś czas lubię przeczytać jakąś podłą książkę, żeby potem docenić te fantastyczne. “Księcia przypływów” możecie zapewne znać z ekranizacji (Nolte/Streisand), ja nie znałam[1], co pozwoliło mi się w pełni[2] cieszyć fabułą książki.

Współcześnie (w latach 70.) Tom Wingo, bezrobotny trener i nauczyciel angielskiego, mąż i ojciec trzech córek, dowiaduje się o jednocześnie o kolejnej próbie samobójczej swojej siostry-bliźniaczki Savannah, poetki, oraz o tym, że jego ukochana żona chce się z nim rozstać, a on sam nie jest takim ojcem, za jakiego zawsze się uważał. Opuszcza więc rodzinne okolice i jedzie do Nowego Jorku, żeby przemyśleć swoje życie i związek oraz spotkać się z siostrą. Na miejscu dowiaduje się, że siostra jest w katatonii, potrafi wypluwać z siebie tylko chaotyczne frazy, a jej psychiatra, dr Lowenstein, próbuje z tego rozszyfrować przeszłość. Od tej pory spotkania Toma z dr Lowenstein przeplatają się z opowieściami o trudnym dzieciństwie w rozlewiskach Karoliny Południowej. Brutalny ojciec, ofiara dwóch wojen (II i w Korei), często nieobecny, ale podczas czasu w domu egzekwujący przemocą swoją wizję wychowania dzieci; pojawia się pierwowzór wątku z “Gnoju”, gdzie kilkulatki modlą się, żeby ojciec zginął na wojnie albo marzą, żeby udało się zmienić przeszłość i ich rodzice nigdy się nie spotkali. Ciężko doświadczona matka, rodząca (poza trójką żywych) martwe dzieci, dodatkowo opętana ambicją wejścia do wyższych sfer w lokalnej społeczności; gorzknieje z czasem, według narratora buduje swój świat na kłamstwie, co ma niebagatelny wpływ na dzieci. Do tego dochodzą dramatyczne wydarzenia, czasem w postaci rodzinnych legend (peregrynacje ojca w czasie II wojny światowej), czasem przywołane po wieloletnim wyparciu.

I przy tym wszystkim to książka absurdalnie pogodna, mimo przerażających wspomnień. Tom, Savannah i Luke budują sobie fantastyczny świat, w którym wzajemnie się chronią przez zewnętrzną grozą. Naznaczony religijnym szaleństwem, ale łagodny dziadek Amos jest lokalną ciekawostką, kiedy co roku na Wielkanoc wyciąga krzyż i odtwarza drogę krzyżową na ulicach miasteczka (i tylko raz krzyż był na kółkach). Babcia Tolitha, która opuściła męża i syna, jest bigamistką, ale nie boi się podjąć ryzyka przepieprzenia całego majątku na podróż dookoła świata oraz z wielką radością kładzie się w trumnie, żeby spłatać psikusa lokalnej plotkarce. Tom, główny kronikarz rodziny, który jako jedyny pamięta przeszłość i - z biegiem wydarzeń - opowiada o wszystkim zaangażowanej pani doktor, jest człowiekiem o ogromnym poczuciu humoru, dzięki czemu nawet opis zabijania i przemocy jest kontrapunktowany nieco ironicznym komentarzem. Wiadomo, jest to mechanizm przystosowania, sprawdzający się nieco lepiej niż szaleństwo siostry czy idee-fixe starszego brata. To wszystko nałożone jest na nostalgiczny obraz nieistniejącego już Południa - krainy rybaków, ludzi prostych, ale uczciwych; miejsca, gdzie wszystko było możliwe - domowa menażeria z tygrysem, kradzież morświna z parku rozrywki czy włamanie i pozostawienie w domu znienawidzonego człowieka rozkładających się zwłok ogromnego żółwia.

To mocna i przejmująca książka, ale napisana tak, że mam ochotę do niej wrócić, nawet kosztem przebijania się przez kilkaset stron opowiadających o koszmarnym dzieciństwie, które zostawiło na wszystkich dzieciach Wingo blizny.

[1] A chcę? Nie rozczaruję się filmem sprzed lat?

[2] Mimo tłumaczenia Łozińskiego. Nie porównywałam z oryginałem, ale przy czytaniu nie znalazłam wielu baboli (niezrozumiałych zdań, bo kilka niezgrabności i niekonsekwencji i owszem - “szkolarskie pismo”, “słoje Masona” czy “entuzjastki drużyny”).

#23

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 8, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Joanna Jagiełło - Hotel dla twoich rzeczy

Spodziewałam się nie wiem czemu fikcji, ale to biograficzna opowieść, podtytuł książki “O życiu, macierzyństwie i pisaniu” dokładnie oddaje treść. Co absolutnie nie przeszkadza, bo to szczera, mądra opowieść o życiu, zwyczajnym, czasem przypadkowym, pełnym codzienności i ludzi. Epizody z życia autorki - rodzice, którzy się rozstali, pierwsza miłość, pierwsze dziecko, praca, sielskie wspomnienia o dziadkach, drugi związek, dziecko, rozstanie czy wreszcie - związane z tytułem - przeprowadzki. Ale to nie fabuła (wszak czy życie ma fabułę) stanowi siłę tej książki, tylko szczerość i dystans w relacji ze swojego życia. Szczegółowa relacja z życia z dwiema różnymi córkami i różnymi partnerami, z rozwijania się jako matka i od pewnego momentu jako pisarka; wiele sytuacji przypominało mi te, na które napotkałam w swoim życiu.

Bardzo mi się spodobała, nie tylko jako portret kobiety współczesnej. W przeciwieństwie do książki kolejnej...

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 2, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panie - Skomentuj


Tom Hanks - Kolekcja nietypowych zdarzeń

Nie wiem, w jakim stopniu Hanks (znany raczej z bycia aktorem) jest autorem opowiadań, ale nie jest to o tyle istotne, że są w większości nieźle napisane i ciekawe. Motywem łączącym historie jest - dość pretekstowo - maszyna do pisania, pojawiająca się jako rekwizyt w każdym; pojawia się w życiu niespełnionej aktorki i dziecka, które usiłuje uratować wiarę w Mikołaja swojej mlodszej siostry. Dodatkowo, kilka opowieści łączy grupa znajomych - nadaktywna (Amerykanie to ładnie nazywają overachieving) Anna, Dywiz-M pochodzenia XXX, naturalizowany Amerykanin pochodzenia azjatyckiego Wong, mistrz kręgli i narrator; narrator ma krótki, acz wyczerpujący romans z Anną, przyjaciele lecą rakietą na księżyc, Wong wygrywa w kręgle. Niektóre historie są z zupełnie innego świata - urodziny 10-latka z rozwiedzionej rodziny, kiedy to matka mieszkająca gdzie indziej zabiera go na przelot awionetką czy dramatyczna historia emigranta z Europy, który usiłuje znaleźć swoje miejsce w Nowym Jorku. Niestety, po przeczytaniu nie zostaje wiele, po kilku dniach od lektury części opowiadań już nie pamiętałam. Podsumowując - nie jest źle (nie tylko nazwisko autora jest największą wartością zbiorku), ale też nie jest to lektura obowiązkowa.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 15, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Evžen Boček - Arystokratka i fala przestępstw na zamku Kostka

Ku mojemu przyjemnemu zaskoczeniu, kolejny odcinek (bo długość książczyny jest dalej mizerna, 80 kindlowych ekranów, na pozostałych 20 są streszczenia wszystkich innych książek wydawnictwa, podobnie jak w poprzednich) jest znacznie ciekawszy. Zamiast powtarzalnego sitcomu z życia nierentownego zamku, zarządzanego przez wiecznie odurzonych Amerykanów i równie nieefektywnych pracowników zasiedziałych, Maria Kostka po nagłych oświadczynach Maxa odwozi go do szpitala, bo zaatakowała go borelioza. Omija ją przez to szereg wydarzeń, które 31 sierpnia 1997 roku miały kulminację w zamku - żałoba po śmierci księżniczki Diany, napad dwóch niezależnych grup przestępczych oraz wjazd policji. Jedna z grup - Sony i Andżela - chciała ukraść dla tajemniczego zleceniodawcy czaszki z katakumb, niestety oboje legitymowali się tak mizernym IQ, że gdyby nie mieli rąk przymocowanych na stałe, to niechybnie by je zgubili. Druga ekipa - rodzina Majerów (i pies), pragnąca pozyskać drogą grabieży obraz Rembrandta - była znacznie inteligentniejsza, ale jak stwierdził porucznik Nowotny, “według policyjnych statystyk ludzie z wyższym wykształceniem są najgorszymi przestępcami. Normalny człowiek nad niczym się nie zastanawia, tylko bierze z domu pończochę, w sklepie zabawkowym kupuje atrapę pistoletu, wpada do banku i dość często taki napad się udaje”. Niestety Majerom, ze względu na nadużywanie środków uspokajających i psychoaktywnych jednocześnie, bliżej było do innej sytuacji, opisywanej przez Nowotnego, “(...) o niedawnym włamaniu do mieszkania, podczas którego patrol policyjny wezwany przez sąsiadów zastał złodzieja na fotelu przed telewizorem, oglądającego Szklaną Pułapkę z Bruce'em Willisem. Przy aresztowaniu nie stawiał oporu, tylko prosił, żeby pozwolono mu obejrzeć film do końca”.

Tak jak poprzednio wspominałam, warto poczekać z lekturą, aż cały “cykl” się skończy (jeszcze nie), żeby przeczytać to jako uczciwą objętościowo książkę, a nie poszarpane odcinki.

Inne tego autora tutaj.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 11, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 1