Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Tosia łyka psychotropy, żeby nie krzyczeć. Nie że coś ją boli szczególnie, raczej wszystko nudzi i nie pozwala na zaangażowanie i prawdziwe życie - liceum, powierzchowne znajomości, nieobecny ojciec, nadopiekuńcza ciotka. Bo nikt nie rozumie, że prawdziwe życie jest w Internecie, gdzie Tosia pisuje fanfiki w ulubionych uniwersach (a nawet cross-overy) i gdzie jej czytelnicy i fani z całego świata nie wiedzą, że jest taką nudną do bólu dziewczyną. Nudną i głupią. Budzi się nieco z fluoeksetynowego letargu, kiedy pierwszego dnia szkoły wpada na nowego - Leona, który zdaje się nie zwracać uwagi na jej gładką, dobrze przez ciotkę-kosmetyczkę umalowaną buzię i blond włosy, nie jąka się i nie prosi o randkę, tylko karmi kanapką i zaczyna z nią rozmawiać jak z człowiekiem.
Uwielbiałam w okresie nastoletnim Niziurskiego i Nienackiego czy Siesicką, Snopkiewicz i Musierowicz. Ale kiedy po latach spróbowałam niektóre książki przeczytać ponownie, zazgrzytały mi piaskiem w zębach realia. Napuszony, obłudnie edukacyjny, odklejony od współczesności, sztuczny język. Skrzywił się mi wielokrotnie ust kącik na brak głębi bohaterów, na nieprzystawalność do świata otaczajacego, niemożność przełożenia doświadczeń roku 1973 (chociażby wysyłanie telegramu, komunikaty nadawane w radio czy szukanie niezwandalizowanej budki telefonicznej, żeby się z kimś skontaktować) na 2015. W "Fanfiku" znalazłam rzeczywistość, którą bez poczucia obciachu mogę podsunąć nastolatkowi. Ba, sama mogę ją z dużą przyjemnością[1] przeczytać, chociaż perspektywę mam już mniej nastoletnią. Przeczytałam w jeden wieczór, zarywając część nocy, a sami wiecie, jak bardzo lubię spać - to chyba najlepsza miara jakości książki, kiedy nie można się od niej oderwać.
[1] Tym bardziej, że rzecz się subtelnie dzieje w Poznaniu, a nawet zahacza o Roosevelta 5.
Inne tej autorki:
#74