Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Świąteczne #4morons

Przy okazji nowego roku lubię, jak jest dużo światełek - wybuchów, strzelanin i efektów. W tym roku dzięki długim weekendom i strategicznie pobranemu urlopowi miałam dużo czasu na filmy o fabule nieskomplikowanej, ale szybkiej bądź - odwrotnie - fabule bardzo skomplikowanej, ale też szybkiej. I tak:

Snatch - jeśli argument, że w filmie gra Statham, nie jest decydujący, to jest też doskonała, skomplikowana intryga, pościgi samochodowe (He's a natural, ain't you Tyrone?), doskonała ścieżka dźwiękowa (najwięcej pieniędzy poszło na opłacenie tantiem dla Madonny), aktorzy z pierwszej ligi (Farina, del Toro czy Pitt) i mnóstwo zbiegów okoliczności. Uwielbiam frazę - "Yes, London. You know: fish, chips, cup 'o tea, bad food, worse weather, Mary fucking Poppins... LONDON", "Anything to declare? Yeah. Don't go to England" czy wreszcie: "No, Tommy. There's a gun in your trousers. What's a gun doing in your trousers? It's for protection. Protection from what? Zee Germans?". I cygański akcent Brada Pitta. Wszystko uwielbiam. A, o czym jest? O diamentach, psach, napadzie na kantor oraz o ludziach, którzy nie widzą różnicy między napisem REPLICA a DESERT EAGLE .50.

Lock, stock and two smoking barrels - wcale nie słabszy od Snatcha, nawet powiedziałabym, że pod względem karkołomności skomplikowania intrygi jest lepszy. Widać jeszcze dłużyzny przy kręceniu, ale - halo - to pierwszy film, którego KAŻDY może pozazdrościć. Czterech łebskich gości chce skręcić szybką kasę na pokerze, ale zostają zrobieni w balona, a dodatkowo za zwłokę będą tracić po palcu. Nie jest to fajna opcja, więc postanawiają pozyskać walizeczkę funtów od innych cwaniaczków. W trakcie pozyskiwania pada wiele strzałów (tylko niekoniecznie z zabytkowej broni), tryska sporo krwi, wiele środków płatniczych przechodzi z ręki do ręki. Niekoniecznie w takiej kolejności, w jakiej sobie poszczególni uczestnicy układanki wyobrażali. Taki twist podwójnie zakręcony. A, wspominałam, że jest Statham?

Expendables - zacznę od tego, że jest Statham. A oprócz nieco cały worek idoli epoki zjechanego, wielokrotnie przegrywanego VHS - Sylvester Stallone, Arnold Schwarzenegger, Dolf Lundgren, Jet Lee, Eric Roberts czy Mickey Rourke. Panowie są najemnikami i wynajmują się do czegokolwiek, byle zyskownego. Oczywiście w ramach swojej, czasem specyficznej, etyki. Nie jest to film do wielokrotnego oglądania, jak poprzednie, ale zawiera niezbędną dawkę absurdu typu zraszanie paliwem pomostu, a następnie podpalanie go przez człowieka zwisającego z dziobu lecącego samolotu w celu uzyskania malowniczego wybuchu. Oraz garść uroczych żartów, jakimi raczą się nieco podstarzali i pokryci zmarszczkami bohaterowie.

Iron Man 3 - tak, wiem, nie pojawia się Statham, ale dla Roberta Downeya Jr-a robię zawsze wyjątek. To film o tym, że samozakładająca się zbroja to wynalazek na miarę krojonego chleba oraz że lepiej nie żartować sobie kosztem ambitnych nerdów z wadą zgryzu. Zgryz sobie z wiekiem poprawią, ale uraza pozostaje. Zły człowiek, Mandaryn, powoduje zamachy terrorystyczne za pomocą wybuchów, co irytuje prezydenta Stanów Zjednoczonych oraz w domu Tony'ego Starka, co irytuje tego ostatniego, bo nie dość, że mu porywa małżonkę, to jeszcze wysadza posesję w powietrze. Ponieważ nie ma dostępu do kompletnej zbroi, buduje sobie nową z ziemniaka i kilku nakrętek, a następnie idzie ratować świat. W międzyczasie dokonuje przechwycenia Air Force One oraz pasażerów luzem i odkrywa tajemnicę porywczych ludzi świecących w ciemnościach. Oczywiście, potem żyją długo i szczęśliwie, a ja nieustająco uwielbiam niezobowiązującą elegancję RDJ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 2, 2014

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj

« Jak co roku... - O spełnianiu życzeń »

Skomentuj