Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[27-30.12.2013]
... wygraliśmy Powstanie Wielkopolskie. Mało aktywnie, bo z ramion TŻ, za to z Barbie syrenką. Lubię wprowadzać Maja w miasto, nawet jeśli to polega tylko na tym, że patrzy na zgrabne konie z przystrzyżonymi grzywami. I zadaje pytania. Mnóstwo pytań. Oraz na nie od razu odpowiada. Głośno. W każdym razie lubię, kiedy na placu Wolności gromadzi się dużo ludzi, jedzą szneki z glancem i krzyczą "Hura!". Mało jest okazji, żeby pokrzyczeć, a warto.
W ramach eksplorowania kuchni wielkopolskiej trafiliśmy wreszcie do "A nóż widelec", która - poza wszystkimi zaletami - ma tę wadę, że mieści się na Dębcu, czyli na najdalszym możliwym końcu Poznania. Ale jak się już dojedzie, to warto - krótkie menu, sezonowe składniki, doskonały domowy chleb, żurek taki, że chyba lepszego w życiu nie jadłam. Bardzo domowo, nieduża sala, bardzo szybka obsługa mimo tego, że na sali zajęte większość stolików. Zdecydowanie chcę wrócić i próbować innych rzeczy z karty.
I żeby 2014 nie był gorszy od tego roku.