Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

She looked good in ribbons

Her eyes were cobalt red / Her voice was cobalt blue
I see no purple light / Crashing out of you
So just walk on in / (flowers on the razor wire) / (walk on in)

Po zimowej ascezie odzieżowej, kiedy jedynym bardziej kolorowym elementem są dodatki, a reszta strategicznie zmierza do czerni, fioletu, fuksji czy wiśni, wiosną nie jestem w stanie powstrzymać drżenia karty w portfelu, kiedy wchodzę do kolejnego sklepu. Pewnie, kupuję i ascetyczny, czarno-srebrny naszyjnik i czarne pantofelki, ale do domu wracam z torbami pełnymi kolorów. Zupełnie nie przemawia do mnie argument, że mam tylko dwie nogi i kilkadziesiąt par butów to objaw pewnego rozpasania, bo czy są jakieś racjonalne argumenty (że "nie ma miejsca w domu" uznaję za całkowicie nieracjonalny; co, ja nie znajdę miejsca?!) przeciwko zakupowi lawendowych balerinek? Nie umiem oprzeć się, kiedy w Villi widzę koszulkę w gustowne paseczki czy pastelową żółto-różową tunikę, mówiącą "lato". Albo w M&S znajduję zielono-brązowo-złotą bluzkę w aksamitno-przezroczyste wzory, która patrzy na mnie z ogromnym wyczekiwaniem, a do tego jest już dwa razy przeceniona z kwoty absurdalnej do całkiem przyjemnej? Nie wspominając o Avanti, gdzie z wieszaka łypie na mnie wiosenna sukienka (wprawdzie granatowo-szara, ale w ładnie geometryczne wzorki). Od G. trafiła do mnie kobaltowo-turkusowo-czerwona[1] tunika, w którą mam ochotę się owinąć i tak siedzieć przez najbliższy miesiąc. Tylko co któreś rano nachodzi mnie taka smutna refleksja, że nie mam co na siebie włożyć. Szczęśliwie, nie każde. Ale i tak nachodzi mnie czasem myśl, że przydałaby mi się garderobiana (nawet wirtualna ;->), która by pamiętała, co i gdzie mam, dyskretnie sugerując, że dzisiaj jest dobry dzień na sukienkę w zielono-błękitne kwiaty.

[1] Która przy każdym spojrzeniu kojarzy mi się z "Ribbons" SOM, zupełnie nie wiem, czemu. Dużo piosenek kojarzy mi się z kolorami, zwłaszcza tymi, które miewam na sobie. Trochę niepraktyczne (bo wolałabym chyba zapamiętywać twarze), ale zabawne.

PS Obiecuję, że nie zrobię tutaj szafiarni. To się nosi, a nie pisze o.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 11, 2009

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 6

« Po co pojechałam do Berlina - Jak zrobić sernik w 12 prostych krokach »

Komentarze

iskanna

Lawendowe balerinki z taką gumką? Płacz i zgrzytanie zębów, bo nie było mojego rozmiaru :( ale piękna ta lawenda była…

Zuzanka

Oneż. Były jeszcze zielone i różowe, ale sobie nie kupię.

Cot

E, niech pisze o tym, niech zdjęcia wstawia, to przecież wesołe jest! :-)

wonderwoman

od razu garderobiana. jakieś 15 lat temu w „bravo” czytałam, że tori spelling ma specjalny program komputerowy, który układa jej rzeczy w zestawy. i komputer ten steruje również szafą,i ziuuut podaje właściwe rzeczy (nie trzeba ich szukać). i gdybym tylko była bardziej kumata prograistycznie-informatycznie-technicznie, to taki program też bym miała.

Zuzanka

Program jak program. Trzeba by było pofotografować toto (bo jakakolwiek próba wyguglania na stronach producentów mija się z celem; chwalebny wyjątek to Solar z aktualna kolekcją), a jakoś nie umiem ciuchów sama, a głupio mi prosić TŻ, żeby mi robił zdjęcia w kolejnych elementach przyodziewy.

Theli

Pofotografować jak pofotografować, ale ponazywać kolory i fasony i spisać wszystkie warunki pasowania do siebie ubrań ;)

Skomentuj