jeszcze pozbierać skorupki od jaj z podłogi:)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Krok 1: Znaleźć interesująco i odkrywczo wyglądający przepis, na przykład sernik "Złota rosa" w ostatnim numerze Kuchni.
Krok 2: Kupić składniki. Zapomnieć o mleku, kupić jeszcze raz.
Krok 3: Ugnieść kruche ciasto, poprosić TŻ o wylepienie ciastem formy i wstawić do piekarnika. Formę z ciastem, nie TŻ.
Krok 4: Przygotować masę serową, łapiąc się na tym, że rozpuszczanie 1,5 kostki masła nie jest jednak ekwiwalentem pół szklanki oleju opisanej w przepisie.
Krok 5: W międzyczasie poprosić TŻ o ubicie piany z białek z cukrem.
Krok 6: Zorientować się, że masa składająca się z kilograma twarogu, 3/4 litra mleka, 5 jajek, masła i budyniu nie zmieści się w przygotowanej formie.
Krok 7: Zrobić nową porcję kruchego ciasta na spód, wylepić nową formę i zorientować się, że ciasta jest za dużo, a forma mała.
Krok 8: Poprosić TŻ o wylepienie trzeciej formy.
Krok 9: Zorientować się, że masy serowej nie starczy na trzy formy i zalać dwie, z czego jedną z czubkiem.
Krok 10: Poukładać na wierzchu pianę z białek, która nieco już zdążyła sklęsnąć w czasie rozpaczliwych poszukiwań kolejnych form.
Krok 11: Na cieście w trzeciej formie ułożyć to, co znalazło się w kuchni - rodzynki, orzechy, morele, banany i polać resztą piany z białek, posłodzonej tym razem brązowym cukrem, bo cukier puder wyszedł przy drugiej porcji ciasta.
Krok 12: Po 2 godzinach wyjąć z piekarnika dwa serniki, z czego jeden ze spalonym spodem, a oba z półpłynnym acz smacznym serowym nadzieniem.