Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Joanna Łańcucka - Stara Słaboniowa i Spiekładuchy

Teofila Słaboniowa mieszka na skraju wsi, samotnie (z kotem Mruczkiem[1]), bo pochowała męża i najstarszą córkę, a pozostałe dzieci wyjechały do miasta i bardzo rzadko pojawiają się niej. Dni upływają jej spokojnie, zajmuje się przydomowym inwentarzem, rzadko opuszcza gospodarstwo, chyba że do sklepu. Tak się dzieje w te dni, kiedy mieszkańców wsi nie atakują słowiańskie złe duchy - kimimory, południce czy wreszcie sam szatan. W materialistycznym światopoglądzie lat 80. (i już po przemianach, kapitalistycznych lat 90.) nie mieści się oczywiście istnienie istot nadprzyrodzonych, jedynie Stara Słaboniowa wie, co naprawdę jest przyczyną złych snów, zmęczenia, depresji, szaleństwa czy lubianego przez kościół opętania. Chciałam ją w pewnym momencie porównać do Wędrowycza, ale to krzywdzące dla Słaboniowej - to wyczerpana ciężkim życiem kobieta, z tajemnicą sprzed lat, pomagająca ludziom nie tylko w walce z siłami zła, ale i ze swoimi wadami (nie zawsze skutecznie), dodatkowo najczęściej pozostająca w cieniu i nie żądająca nagrody ani uznania, mimo że niektóre walki wygrywa swoim kosztem. Książka jest podzielona na samodzielne opowiadania, ale łączy je linia fabularna - opieka nad chrześniaczką Anetką, którą szatan sobie upatrzył na kochankę i matkę dziecka oraz stopniowe odkrywanie przeszłości Słaboniowej.

Od samej fabuły istotniejsza chyba jest refleksja autorki nad samotnością i przemijaniem. Wieś się wyludnia, pozostają starsi ludzie, którzy nie czują się pewnie wśród miejskiej nowoczesności, zapominane są tradycje. Młodzi wstydzą się swojego pochodzenia i unikają powrotu, czekając, aż ten świat wymrze albo dostosuje się do nich. Nie zgadzam się tu z tezą autorki, że to źle, jakkolwiek rozumiem jej smutek. Nie mam nostalgii związanej z wsią, wspomnień o mądrych, prostych ludziach, “soli ziemi” i zanikającym folklorze, ale chętnie przeczytam ciąg dalszy historii wioskowej babki, walczącej ze złym, zwłaszcza że kilka wątków nie pozostało rozwiązanych.

[1] Oczywiście końcowa scena z kotem wycisnęła mi łzy z oczu.

#68

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 16, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panie, sf-f - Komentarzy: 1

« You me her - Maeve Binchy - Dom nad klifem »

Komentarze

Bazyl
A ja się nie ustrzegłem porównania, acz nie do Jakuba :) - http://bazyl3.blogspot.com/2018/05/stara-saboniowa-i-spiekaduchy-joanna.html

Skomentuj