Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Szwed Arne Murberg, nieco opóźniony w rozwoju (często zapomina wielu słów, wolno się uczy, często nie rozumie związków przyczynowo-skutkowych), ale bardzo rezolutny 30-latek dostaje od umierającego ojca misję. Ma odnaleźć swoją matkę, Violettę, która - jak się okazuje, wcale nie umarła, kiedy miał rok, tylko znudzona życiem rodzinnym zwiała z, jak to określił poetycznie ojciec, wędrownym trubadurem do Berlina. Po odnalezieniu matki ma przekazać jej zamknięte pudełko z nieznaną zawartością. Arne, wyposażony przez nadopiekuńczego wuja w dobre rady, zapas gotówki i pobieżną znajomość niemieckiego wsiada do samolotu i rozpoczyna przygodę. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżał z rodzinnego miasteczka, wszystko jest nowe - ludzie, zapachy, jedzenie, ulice. Odkrywa restauracje, próbuje alkoholu nie zdając sobie sprawy ze skutków, gubi telefon komórkowy (jedyny kontakt z wujem i ciotką), ktoś kradnie mu buty, bo drzemka na ławce w Tiergarten to nie jest jeden z najlepszych pomysłów. Absurdalnie, Arne wcale nie traci ducha - każde z tych zdarzeń jest przyczynkiem do czegoś dobrego: kupna żółtych butów w KaDeWe, przypadkowego spotkania matki czy wreszcie poznania Beate, mówiącej po szwedzku Niemki.
To zupełnie inny typ książki niż wszystkie inne tego autora. W zasadzie to powieść obyczajowa z elementem mistycyzmu, brak w niej śledztwa i fabuła jest raczej drugorzędna (oczywiście cały czas szukałam tropów i czekałam, aż do akcji włączy się bardziej rzeczywisty detektyw niż wyimaginowany Perry Mason). Arne odkrywa, jak przyjemne może być życie, kiedy nikt mu nie organizuje czasu; owszem, nie jest najbystrzejszy, bywa łatwowierny, ale ostatecznie zaczyna wierzyć we własne siły. Drugoplanowa Beate, od dziecka traktowana jako słaba, jeżdżąca na wózku, uwolniła się spod presji ultra-religijnej rodziny już wcześniej; teraz pokazuje Arnemu, że mimo choroby jest mądrą, umiejącą się samodzielnie utrzymać osobą.
Pozostaje ten nieszczęsny element mistyczny, który, mam wrażenie, został wprowadzony nieco na siłę, żeby wszystkie elementy układanki się zazębiły. Wypuszczony z zakłady psychiatrycznego profesor Litvinus, wynajmujący mieszkanie w domu, w którym mieszkała matka Arnego, planuje wykonanie rytuału, dzięki któremu przeniesie się w czasie. Hipnotyzuje Arnego, który podczas hipnozy trafia do XVI wieku, gdzie - jako wiejski chłopak Aron - ma uratować skazaną na stos Beate, uznaną za czarownicę. Do uratowania przydaje się pudełko, które ma przekazać matce; rzeczywistość miesza się tu ze snami, Arne przemieszcza się w magiczny sposób między zagrożonym mieszkaniem profesora a Kolumną Zwycięstwa, gdzie budzi się z hipnotycznego snu po wykonaniu zadania.
Inne tego autora tutaj.
#41