Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Gdańsk - odsłona pierwsza

Wyszłam z hotelu, otworzyłam z zachwytem usta i tak mi już zostało. Amsterdam! Kanały! Kamieniczki! Słońce! Upał! Pierzaste chmurki na niebie! A do tego mówią po polsku! (chociaż tu bym się mocno nie upierała, bo mam wrażenie, że 3/4 turystów pochodzi z Bawarii albo innego landu, co się nosi w krótkich spodenkach bądź zakłada obcisłe, bo to trzeba mieć styl). Szłyśmy sobie więc, niezbyt elegancko pokazując palcem, gdzie fajne (ja), spoglądając i wydając czasem głośne "o!" (obie) czy pytające "y?" (Maja) bądź wygłaszając kolejny monolog o Konieczności Noszenia Ślicznej Czapeczki, bo słońce bardzo mocno świeci, a nie da się włosów posmarować kremem[1], ja też bym nosiła, ale nie mam takiej ładnej i w ogóle wszyscy chodzą w czapeczkach i wcale nie zrzucają ich co 10 metrów na ziemię, prawda?

Poczta nr 50 w Gdańsku mogłaby z małą tylko charakteryzacją grać budynek poczty w Ankh Morpork. Złocenia, witraże, pod sufitem unoszą się rzeźby gołębi, a za marmurowymi blatami pocztę[2] do wysłania przyjmują urzędnicy w schludnych uniformach (golemy raczej pracują na zapleczu przy sortowaniu listów).

Poza tym cegła wszędzie. W ścianach, strzelistych zwieńczeniach, wykończeniach okien, bramach i zaułkach.

Poza tym trochę odczułam przesyt. Jest pięknie, hanzeatycko, kamieniczkowo i po sfotografowaniu piętnastej kamienicy odczułam pewne estetyczne znużenie. I zaczęłam szukać czegoś, co przełamywało elegancję mieszczańską.

[1] Można, ale jakby nie taka jest pointa tej zabawnej anegdotki.

[2] Czyli opłatę za abonament telewizyjny, lokaty banku pocztowego i zestaw kąpielowych kaczuszek.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 9, 2010

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: Gdańsk, polska - Komentarzy: 3

« Magia przypadku - Dzień niespecjalnie dobrych decyzji, czyli odsłona druga »

Komentarze

Stworek

A ogród oliwski i katedrę i młyn już zaliczyła, a? :)

A, a jak się idzie w Głółwnym w dół Motławy, to są malownicze, zrujnowane budynki spichrzów (byłabym zawiedziona, gdyby się w końcu za nie wzięli) i potem można dojść do bastionów i w jednym jest dziura i można wejść do środka i w środku jest miło, przyjemnie i ciemno choć oko wykol, więc koniecznie latarki.
http://forum.dawnygdansk.pl/viewtopic.php?t=4486
Z dzieckiem jednak raczej nie, chyba że ktoś popilnuje na zewnątrz.
Tak przynajmniej było rok temu. Ależ mi tęskno za Gdańskiem ;)

Zuzanka

@Stworek, nie "zaliczam" zabytków. Jak również z dzieckiem jest inaczej, ja nie dla przyjemności tu jestem ;-)

valentine

Gdańsk jest piękny ;-)

Skomentuj