Nie musisz się martwić, naród pocztowy nie gustuje w kolorowych pismach ;)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Przyznam, że trochę rozczarowanie, bo myślałam, że za niecałe 8 funtów (z przesyłką) dostanę biblię turysty kulinarnego na najbliższe kilka wakacji. Niestety. Jak czasopismo zawiera mnóstwo dobrych artykułów, zgrabnie napisane relacje z wyjazdów, adresy i przepisy, tak przewodnik jest przeraźliwie powierzchowny. Już nawet nie będę marudzić, że Polska składa się z Warszawy (specjalności: kawior(!) i Pałac Kultury, dowcipnie nazwany "a gift from Stalin") i Krakowa, ale pół strony opisu "gdzie jeść i co zwiedzać" to żałośnie mało. Do każdego kraju krótka metryczka (jaka waluta, jak dolecieć, gdzie informacja turystyczna), ale nie są to rzeczy, których średnio inteligentna ameba nie wyklika sobie w Wiki Travel. Zaletą są piękne zdjęcia i chociażby z tego względu nie żałuję (jak również jest to jakiś plan na zaznaczenie na mapie kolejnych odwiedzonych europejskich miast). Zaryzykowałam prenumeratę "Food and Travel", mam nadzieję, że jednak naród pocztowy sucholeski nie czytuje w lengłidżu.