Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Moje miasto

Zielony Bazar i Uczynny Polak, Co Cierpi Za Miliony

W cieniu kościoła św. Franciszka Serafickiego *na Rynku Bernardyńskim* co sobotę (od dziś) odbywa się bazar żywności ekologicznej. Na straganach to, co zwykle, tyle że bez oprysków, za to z przetworami, serami zagrodowymi i - podobno - bo dziś nie znalazłam, wędlinami i rybami. Okolica urocza, chociaż ciasna, ale pomysł świetny. Do tego traktor, ludyczne tańce i śpiewy, moja ulubiona szkoła jogi, rodzice z dziećmi, stragany ozdobione zbożem i kwiatami, sielanka. Kupuję więc, ogarnięta jesienną chętką na kolor pomarańczowy, kawałek pięknej, soczystej dyni Bambino (z którą wprawdzie jeszcze nie wiem, co zrobię, ale myślę o towarzystwie fety i kardamonu). Pani ze straganu kroi dynię, chociaż oczywiście wolałabym zabrać wielką kulę ze sobą i jak w tytułowej piosence z True Blood, zrobić z nią jakieś niegrzeczne rzeczy. I nagle wyrasta obok opalony acz podstarzały Ewangelista, który jadowitym tonem poszczekującego ratlerka zaczyna punktować, że kilogram dyni kosztuje tyle i tyle, że taka dynia to i z 10 kilo waży, że on 40 lat miał gospodarstwo, to się zna, i że ludzie to głupie, że tu przychodzą i kupują, na chleb nie mają, a przychodzą i głupi są, że kupują, co to niby eko, a przecież - TO SIĘ NIE OPŁACA. Mimo wyjaśnienia, że skoro on jeden jest mądry i przecież może nie kupować, poszczekiwał dalej, po czym przeniósł się oszczekiwać inne stragany. I jak chętnie bym mu przyznała rację, bo eko-towary są droższe niż nie eko, tak naprawdę miejsce na wprowadzanie swojej ekonomii sobie wybrał wyjątkowo niefartowne, bo towarzystwo dookoła bazarowe to raczej ludzie od new-age, wegetarianie i nosiciele chustowi, niezainteresowani tym, żeby chleb był jak najtańszy, ale żeby w środku miał to, co mieć powinien i nic więcej.

Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday September 10, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 5


O zniknięciu żelazka

Są w Nowym Jorku takie kamienice w kształcie trójkąta i ja je bardzo lubię; możliwe, że to jeden z powodów, dla których ciągle myślę o Nowym Jorku (kamienice i Woody Allen). I jedna taka była w Poznaniu na rogu Ogrodowej i Krysiewicza, niestety - już nie ma. Dzisiaj przechodząc mimo patrzyłam, jak w obłokach pyłu, spłukiwanych wodą, znika to, co z kamienicy zostało. Smuteczek.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday August 31, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 6


Da Luigi

Restauracyjka ma jedną wadę. Jest ciemna i robienie zdjęć (zwłaszcza jak jednocześnie się chodzi po schodach w tę i z powrotem z bardzo aktywną dwulatką) nie daje założonego efektu "wow". W zasadzie to ma dwie wady - ciemno i są schody. A w zasadzie to trzy - ciemno, schody i jest malutka - cztery stoliki na ulicy, trzy w środku na parterze i chyba cztery na dole. I wąziutkie przejścia, co - w przypadku aktywnej dwulatki - oznacza, że trzeba przepraszać wszystkich, którzy akurat chcą przejść do kasy albo z kuchni, bo się właśnie podskakuje. A poza tym - bardzo tanio, szeroki wybór dobrego i świeżego, sporo sezonowych potraw, penne z czterema serami obłędne, dla dzieci kredki, dużo kredek i miła pani za ladą, angażująca się w aktywności wspomnianej dwulatki. Jak tam wyglądają Włochy, to chcę tam zaraz[1] (oczywiście nie jak ciemno, bo ciemno nie lubię).

Jak jeszcze się łudziłam, że ta czerwona jarzębina to w tym roku nieco przedwcześnie się pojawiła, to jednak nagła obecność dyń (i tych spożywczych, pokrojonych na poręczne ćwiartki, i tych wyrafinowanie kostropatych ozdobnych) nie daje już żadnej nadziei na to, że jeszcze nie ma jesieni. Jest.

Mam też trochę przemyśleń o anonimowości i takichż komentarzach w Internecie, ale to może innym razem.

Wracam się pakować[2], co - dzisiaj mam wrażenie, że przypominam katarynkę - jest nietrywialne z aktywną dwulatką, która ochoczo się angażuje w proces walizkowy, zasilając zawartość klockami, kompletem mojej bielizny nocnej, swoimi spodniami, w tym zimowymi i kotem. Konkretnie Burszykiem.

[1] No, zaraz po [2] Irlandii, do której dzisiaj. Podobno pada.

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday August 15, 2011

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4


Malta Rally 2011

Można się jakoś specjalnie nie emocjonować na widok błyszczącego chromem motocykla, na widok wyćwiekowaniej skóry, frędzli, bandany i napisów na plecach, ale kiedy w jednym miejscu nagle znajduje się kilkaset ryczących i błyskających maszyn, to jednak jakieś tam ciary po plecach chodzą. Maj jest wielkim fanem "moko", codziennie robimy obchód bloku, pod którym stoją skutery i każdy nowy jednoślad jest witany entuzjazmem. Tutaj najpierw się nieco wystraszył, bo obiecane "chodź, obejrzymy sobie motory" chyba trochę przerosło dziewczynę i zamiast kilku dostała DUŻO, ale potem, kiedy już się zrobiło głośno i tłoczno, zaczęło się jej podobać. Mnie też. Tak trochę jakbym siedziała w środku Sons of Anarchy, tylko bez tej całej otoczki pistolero-ruchatero drugs&rock'n'roll.

artykuł o imprezie.

Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday August 13, 2011

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Off we go

Odjechać można spod Arsenału. Budynek Galerii Arsenał, brzydki, niepasujący do Starego Rynku betonowy modernistyczny klocek, jest pokazywany palcem przez turystów z dowolnego kraju, a przez lokalesów wzgardliwie pomijany wzrokiem (chyba że idą do taniej księgarni, wtedy jakoś im nie przeszkadza). Ba, nawet na facebooku jest akcja Zburzyć Arsenał, a przynajmniej go na tyle zmodernizować i ubrać, żeby nie gryzł w oko w kontekście architektury sprzed wieków. A ja Arsenał lubię. Między innymi dlatego, że - skoro i tak jest brzydki - można go użyć jako miejsce ekspozycji sztuki ulicznej. Dwa lata temu (to już dwa lata!) między budynkami zawisł Talib na monstrualnym biustonoszu z kremowej koronki, a w tym roku na potrzeby letnich imprez kulturalnych został otwarty Pasaż Kultury. Wprawdzie z peronów nie odjeżdżają pociągi ani autobusy, ale jest scena z muzyką i filmem, a ze skrzyżowania uliczek Browarnej i Ostatniej kelnerki roznoszą do stolików zimne napoje. Nie wiem tylko, dokąd prowadzi ul. Prześwit po prawej stronie.

Z dachu Arsenału można też odpłynąć "Arką" Radosława Gryty. I co, dałoby się taką łódkę zamontować na Ratuszu albo Odwachu? Pewnie nie. Więc nie ma co na Arsenał narzekać. Przynajmniej nie w tym roku. Ba, w tym roku nawet mi się uda dotrzeć na Festiwal Smaku 12 sierpnia (ciekawa tylko jestem, czy znowu przeczytam na pewnych znanych kulinarnych blogach przepiękną recenzję wydarzenia i malownicze opisy tego, co można było kupić i będę przez tydzień się zastanawiać, czy byłam w tym samym miejscu i tym samym czasie).

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday August 5, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1