Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Moje miasto

Święto ulicy Żydowskiej

Bardzo lubię uliczne jedzenie. Niekoniecznie w postaci cieknącego kebaba z surówką z kapusty kiszonej (z wiadra), ale lokalne, zrobione ze świeżych składników, unikalne i specyficzne dla danego miejsca. Wiem, pod tę definicję niekoniecznie łapie się zapiekanka z Mostu Teatralnego, ale zwyczajnie mam sentyment do tego miejsca. W poprzedni weekend ucieszyłam się bardzo, że na ulicy Żydowskiej pojawiły się stoły, scena, stragany i klimat z okazji święta ulicy [link nieaktualny - 2018]. Wszędzie było pełno kropel, bo mżył deszcz całe przedpołudnie, ale podobało mi się, że można na ulicy zjeść bajgla. I zupę z soczewicy. I że nagle pojawiło się mnóstwo ludzi, również starszych (a nie tylko hipsterów).

W tę sobotę z kolei będę pewnie się kręcić w okolicy niektórych z otwartych na Restaurant Day jednodniowych restauracji. Chcę odwiedzić KontenerArt i ulicę Zieloną ze względu na spore natężenie restauracji na metr kwadratowy. A Wy?

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 16, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


O dylematach w odbiorze sztuki

Po długim tentegowaniu w głowie wyszło mi, że w zasadzie każdą ambiwalencję, jaką mam w kwestii tego, czy dana rzecz jest sztuką, czy nie, można rozwiązać za pomocą prostego pytania: podoba mi się albo nie. Nie rozwiązałam jeszcze kwestii, czy utwór typowo prześmiewczy, zrobiony z blazą na ryju, jest sztuką czy zaawansowaną ironią, ale jeszcze sobie na ten temat pomyślę.

Sztukę przypadkiem odebrałam dziś w Palmiarni, gdzie oprócz pierzastych kurek, muszli (a muszle naprawdę obłędne) i ryb była wystawa prac studentów i wykładowców ASP. I zaprawdę, zieleń jest stworzona jako tło do wystawiania czegokolwiek. Lepsza niż białe ściany, marmury i strażnicy z uzbrojeniem. Od razu powiem, że zachwycił mnie Pink-win i steampunkowe wiszące metalowe szpikulce. I pierzaste kurki, ale kurki nie ulegają wątpliwości.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 1, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: park-wilsona - Skomentuj


MM + słoń, jaki jest

Mam taki nawracający sen, że muszę oddać książki do biblioteki. Nie mogę ich znaleźć, znajduję nie z tej biblioteki, co trzeba, brakuje którejś, mam do oddania taką, którą dawno oddałam. Ogólnie drama. Więc w kwestii porządkowej chciałam wyjaśnić publicznie, że nie zalegam żadnej bibliotece, ba - w żadnej nie mam karty, nie wypożyczam od lat (nawet na uczelni oddałam obiegówkę w terminie). Może już mi się nie śnić więcej, skoro to ustaliliśmy?

Ale to tak dygresyjnie. Nowa galeria handlowo-parkingowa w centrum miasta cieszy mnie bardzo. Zupełnie nie z zakupowego punktu widzenia, bo w środku te same sklepy co gdzie indziej (chociaż Lidl w centrum - miła rzecz), ale z dwóch powodów, nazwijmy to, miejskich. Zniknął ohydny, szpecący centrum blaszak, stanowiący wzbogacony "bazarek" i zniknęła trwająca kilka ładnych lat budowa. Są w zamian miejsca parkingowe pod ziemią, przez co jest szansa, że jakaś część parkujących w okolicach Starego Rynku zejdzie do podziemia. I jest całkiem zgrabny architektonicznie budynek, z dużą ilością szkła, w którym ładnie się odbija stojący obok pałac Anderschów. I z tarasem widokowym, z którego wprawdzie nie ma aż tak spektakularnego widoku jak z Okrąglaka czy może-kiedyś-zakończonego Zamku na Górze Przemysła, ale zawsze coś.

Przy okazji wiosennie się zobowiązałam do szerszego zwiedzania restauracji. Zima mnie zdołowała i cały czas dołuje (proszę, 20 marca, w zaspach śnieg po majutowy pas?!). Nigdzie nie chodzę i jest mi z tego powodu zupełnie tak sobie, więc. Jedna nowa restauracja na miesiąc, proszę. Dziś "Zielone słonie" - mieszczą się na Ratajczaka tuż przy Pasażu Apollo, mam wrażenie, że wcześniej była tam księgarnia "Czuły barbarzyńca". Jak się łatwo domyślić, w środku (i na zewnątrz) są słonie i jest ich dużo. Również w toalecie, z jednej strony drzwi jest słoniowa trąba i przód, z drugiej - część słonia wręcz przeciwna. W menu sałatki, zupy, pizza i dla dzieci, ale - teh drama - nie ma frytek. Ogórkowo-melonowa lemoniada pyszna, a szpinak z fetą, granatem i truskawkowym winegretem - doskonały. Parter bez schodów, ale toaleta na półpiętrze. Dla dzieci nie ma kredek ani innych sprzętów ułatwiających czekanie (oraz nie ma frytek!).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 20, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4


Muzeum Instrumentów Muzycznych

Według strony muzeum to jedyne takie muzeum w Polsce. A szkoda, bo bardzo ciekawe. Za jedyne 5,5 zł od dorosłego (kurduple darmo) można popatrzeć (niestety tylko) na całą gamę instrumentów z całego świata - od najprymitywniejszych glinianych gwizdawek i drewnianych flecików z gałązki po pozytywki i fortepiany. Wiadomo, 3,5-latce ciężko wytłumaczyć, czemu nie można grać na pięknych bębnach ani klapnąć w kuszące czarno-białe fortepianowe klawiatury; na szczęście sytuację uratowała miła pani na trzecim piętrze, pokazująca gongi, w które można pacnąć.

Mnie najbardziej - bo nieme instrumenty tylko frustrują, a w muzeum nie było słychać żadnej muzyki - zaciekawiły zdobienia. Lwie nogi fortepianów, złote ozdoby na drewnie, niesamowite rzeźby na szczytach harf, inkrustacje masą perłową i rzeźbione pudła rezonansowe - sztuka zdobień w pigułce.

W muzeum stoi też złota figurka Oscara dla A. P. Kaczmarka za muzykę do "Finding Neverland", co nam się ładnie wpisało w opowiadaną ostatnio Majutowi historię Piotrusia Pana, chłopca, który nie chciał dorosnąć.

Muzeum nie ma windy (chyba, nie zapytałam wprost). Wstęp - 5,5 zł, w soboty - darmo.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 17, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: sztuka - Komentarzy: 5


Liczenie w przerwach kicania

Nagły atak zimy wśród wiosny, która przecież już tu była, zagonił nas do Starego Browaru. Maj uznał, że skoro jest tyle zajączków, należy je policzyć.

Mnie taka masa królików, ułożonych dodatkowo w niepokojące wzory, raczej zastanawia i karmi moją wewnętrzną paranoję. A jak się uzbroją i ruszą? Zaanektują kasy i przestaną przyjmować karty kredytowe? Zmieni im się wyraz pyszczków z nieobecno-neutralnego na taki bardziej jadowity? Czy są na to jakieś tabletki? Odstawiłam biało-zielone i chyba czegoś mi w diecie brakuje.

Próbowałam "The Wire", nuda, jak w polskim filmie - dwa długie odcinki serialu streściłabym montażem w 20 minut. Próbuję "House of Cards", ale to jak impreza na księżycu - świetny Kevin Spacey i cudowna, zimna Robin Wright, tyle że nic tak mnie nie nudzi jak polityka. TŻ znalazł przynajmniej doskonałe "The Middle" z Janitorem w roli cynicznego ojca rodziny (wprawdzie nie wypycha wiewiórek, ale jest mistrzem ciętej riposty), ale to komedia. Co dalej, wsyechđwiecie^Wwszechświecie?

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 9, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Moje miasto - Tag: stary-browar - Komentarzy: 8


2 marca

Wybiegłam w pierwszy słoneczny dzień umownej wiosny. Zamknięta w ciemnym lutym, chciałam się wytarzać w dzisiejszym słońcu, w błękitnym niebie, w złoto-różowym zachodzie słońca (kto pojechał na zakupy bez aparatu, kto?).

Współczuję sobie skojarzeń. Przejeżdżamy koło śmietnika w centrum miasta, przy którym roboczo odziana w skórę i dres starsza młodzież w ścisłym kółeczku wymienia opinie. Nie pomyślałam "chuligani", skąd. Nie pomyślałam "planują wieczorną wypitkę", skąd. Oni mają daily stand-up, to oczywiste.

Kolejne skojarzenie - sobotnie śniadanie w Republice Róż (Maj zyskał kolejną ksywę "Mistrzyni Usypiania Nie Wtedy, Kiedy Trzeba", albowiem przysnął w ramionach TŻ podczas spożywania republikowej babeczki oraz zielonego ogórka), wchodzą ubrani na czarno panowie w kapeluszach, starsi, dość sztywni, gładko ogoleni, również na karku. Typowa włoska mafia, szukam cienia wąsika i przyglądam się, czy pod marynarkami nie wybrzusza się znajomy kształt spluwy. Dopiero za drugim czy nawet trzecim rzutem oka zauważam koloratki.

Wymieniam korespondencję z przemiłą osobą o imieniu Ainhoa, od tego od razu zaczynam się uśmiechać. Tylko skąd osoba o baskijskim mianie w Szkocji?

Nie tylko ja wypłynęłam na miasto - na schodach pod Teatrem Wielkim kolorowo ubrani ludzie symulują wiosłowanie i śpiewają do kamery. Na Niepodleglości telewizja wywiaduje starszą panią, mam nadzieję, że na temat wiosny, a nie że wszystko się nie podoba.

Dziś ma się wszystko podobać.

Tymczasem idę myśleć o malowaniu schodów na Wildzie. Oraz szyć jajka oraz kurczaki na kiermasz w placówce edukacyjnej.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 2, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1