Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Moje miasto


KontenerART

Wyjątkowo udało mi się dotrzymać danej sobie obietnicy, bo z tym u mnie przeraźliwie krucho, i pojechałam obejrzeć poznańskie wydanie Restaurant Day. Cała rodzina zachwycona - Maj grzebała w piasku i skakała na kanapie, TŻ dostał wegańskie ciasto z rabarbarem i Fritz Kolę, a ja widok na sporą część mojego poznańskiego startu - Wartę, most Rocha i Politechnikę Poznańską. W KontenerART (-arcie?) byłam po raz pierwszy i chyba polubiłam mimo tymczasowości miejsca (a może właśnie dzięki temu?). Na piasku, rozsypanym między kolorowymi kontenerami, na paletach i oponach, kłębił się tłum dzieci, psów i dorosłych w różnym wieku. Ludzie w mieście chcą być razem, chcą przestrzeni bez samochodów, tylko na relaks. I to jest to miejsce. Scena, na której można skakać, bębny do bębnienia i jedzenie, którego nie można dostać gdzie indziej. Idea Restaurant Day jest taka, że otwiera się restaurację na jeden dzień i sprzedaje coś, co się przygotowało - ciasta, przekąski, warzywa, hummus, kanapki. I ta idea do mnie bardzo przemawia. Następna odsłona 18 sierpnia, polecam.

A dzisiaj byłam na pikniku na Cytadeli, ale ponieważ wczoraj pojawiła się urocza przygodówka z nawiedzoną posiadłością, to zrobiłam tylko lemoniadę truskawkową. I kupiliśmy wraz ze współpiknikowiczami pizzę w Umberto. To był nader świetny piknik.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday May 19, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: cytadela - Komentarzy: 2


Święto ulicy Żydowskiej

Bardzo lubię uliczne jedzenie. Niekoniecznie w postaci cieknącego kebaba z surówką z kapusty kiszonej (z wiadra), ale lokalne, zrobione ze świeżych składników, unikalne i specyficzne dla danego miejsca. Wiem, pod tę definicję niekoniecznie łapie się zapiekanka z Mostu Teatralnego, ale zwyczajnie mam sentyment do tego miejsca. W poprzedni weekend ucieszyłam się bardzo, że na ulicy Żydowskiej pojawiły się stoły, scena, stragany i klimat z okazji święta ulicy [link nieaktualny - 2018]. Wszędzie było pełno kropel, bo mżył deszcz całe przedpołudnie, ale podobało mi się, że można na ulicy zjeść bajgla. I zupę z soczewicy. I że nagle pojawiło się mnóstwo ludzi, również starszych (a nie tylko hipsterów).

W tę sobotę z kolei będę pewnie się kręcić w okolicy niektórych z otwartych na Restaurant Day jednodniowych restauracji. Chcę odwiedzić KontenerArt i ulicę Zieloną ze względu na spore natężenie restauracji na metr kwadratowy. A Wy?

Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday May 16, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


O dylematach w odbiorze sztuki

Po długim tentegowaniu w głowie wyszło mi, że w zasadzie każdą ambiwalencję, jaką mam w kwestii tego, czy dana rzecz jest sztuką, czy nie, można rozwiązać za pomocą prostego pytania: podoba mi się albo nie. Nie rozwiązałam jeszcze kwestii, czy utwór typowo prześmiewczy, zrobiony z blazą na ryju, jest sztuką czy zaawansowaną ironią, ale jeszcze sobie na ten temat pomyślę.

Sztukę przypadkiem odebrałam dziś w Palmiarni, gdzie oprócz pierzastych kurek, muszli (a muszle naprawdę obłędne) i ryb była wystawa prac studentów i wykładowców ASP. I zaprawdę, zieleń jest stworzona jako tło do wystawiania czegokolwiek. Lepsza niż białe ściany, marmury i strażnicy z uzbrojeniem. Od razu powiem, że zachwycił mnie Pink-win i steampunkowe wiszące metalowe szpikulce. I pierzaste kurki, ale kurki nie ulegają wątpliwości.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday May 1, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: park-wilsona - Skomentuj


MM + słoń, jaki jest

Mam taki nawracający sen, że muszę oddać książki do biblioteki. Nie mogę ich znaleźć, znajduję nie z tej biblioteki, co trzeba, brakuje którejś, mam do oddania taką, którą dawno oddałam. Ogólnie drama. Więc w kwestii porządkowej chciałam wyjaśnić publicznie, że nie zalegam żadnej bibliotece, ba - w żadnej nie mam karty, nie wypożyczam od lat (nawet na uczelni oddałam obiegówkę w terminie). Może już mi się nie śnić więcej, skoro to ustaliliśmy?

Ale to tak dygresyjnie. Nowa galeria handlowo-parkingowa w centrum miasta cieszy mnie bardzo. Zupełnie nie z zakupowego punktu widzenia, bo w środku te same sklepy co gdzie indziej (chociaż Lidl w centrum - miła rzecz), ale z dwóch powodów, nazwijmy to, miejskich. Zniknął ohydny, szpecący centrum blaszak, stanowiący wzbogacony "bazarek" i zniknęła trwająca kilka ładnych lat budowa. Są w zamian miejsca parkingowe pod ziemią, przez co jest szansa, że jakaś część parkujących w okolicach Starego Rynku zejdzie do podziemia. I jest całkiem zgrabny architektonicznie budynek, z dużą ilością szkła, w którym ładnie się odbija stojący obok pałac Anderschów. I z tarasem widokowym, z którego wprawdzie nie ma aż tak spektakularnego widoku jak z Okrąglaka czy może-kiedyś-zakończonego Zamku na Górze Przemysła, ale zawsze coś.

Przy okazji wiosennie się zobowiązałam do szerszego zwiedzania restauracji. Zima mnie zdołowała i cały czas dołuje (proszę, 20 marca, w zaspach śnieg po majutowy pas?!). Nigdzie nie chodzę i jest mi z tego powodu zupełnie tak sobie, więc. Jedna nowa restauracja na miesiąc, proszę. Dziś "Zielone słonie" - mieszczą się na Ratajczaka tuż przy Pasażu Apollo, mam wrażenie, że wcześniej była tam księgarnia "Czuły barbarzyńca". Jak się łatwo domyślić, w środku (i na zewnątrz) są słonie i jest ich dużo. Również w toalecie, z jednej strony drzwi jest słoniowa trąba i przód, z drugiej - część słonia wręcz przeciwna. W menu sałatki, zupy, pizza i dla dzieci, ale - teh drama - nie ma frytek. Ogórkowo-melonowa lemoniada pyszna, a szpinak z fetą, granatem i truskawkowym winegretem - doskonały. Parter bez schodów, ale toaleta na półpiętrze. Dla dzieci nie ma kredek ani innych sprzętów ułatwiających czekanie (oraz nie ma frytek!).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday March 20, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4


Muzeum Instrumentów Muzycznych

Według strony muzeum to jedyne takie muzeum w Polsce. A szkoda, bo bardzo ciekawe. Za jedyne 5,5 zł od dorosłego (kurduple darmo) można popatrzeć (niestety tylko) na całą gamę instrumentów z całego świata - od najprymitywniejszych glinianych gwizdawek i drewnianych flecików z gałązki po pozytywki i fortepiany. Wiadomo, 3,5-latce ciężko wytłumaczyć, czemu nie można grać na pięknych bębnach ani klapnąć w kuszące czarno-białe fortepianowe klawiatury; na szczęście sytuację uratowała miła pani na trzecim piętrze, pokazująca gongi, w które można pacnąć.

Mnie najbardziej - bo nieme instrumenty tylko frustrują, a w muzeum nie było słychać żadnej muzyki - zaciekawiły zdobienia. Lwie nogi fortepianów, złote ozdoby na drewnie, niesamowite rzeźby na szczytach harf, inkrustacje masą perłową i rzeźbione pudła rezonansowe - sztuka zdobień w pigułce.

W muzeum stoi też złota figurka Oscara dla A. P. Kaczmarka za muzykę do "Finding Neverland", co nam się ładnie wpisało w opowiadaną ostatnio Majutowi historię Piotrusia Pana, chłopca, który nie chciał dorosnąć.

Muzeum nie ma windy (chyba, nie zapytałam wprost). Wstęp - 5,5 zł, w soboty - darmo.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday March 17, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: sztuka - Komentarzy: 5