Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Maja

Oczywiście, że jadłam

- Maju, nie zżeraj paragonu, królewno. Papier nie jest smaczny i się go nie je. Mama nie je papieru, prawda?
- A jak mama była majutką dzidzią, to nie jadła?

Touche, córko.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 6, 2012

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 7


Zakaz wjazdu w Marcelińską, objazd Polną

Z dużą przyjemnością odnajduję u siebie te kawałki układanki, o których już prawie zapomniałam. Działa ten, który jest odpowiedzialny za zatrzymywanie się na dźwięk ptasiego śpiewu. Obudził się ten, który od pół roku planował, żeby stanąć opodal Bukowskiej i poczekać na nisko przelatujący samolot z 70-300 w ręku. Jest kolejny, który znalazł sałatkę grecką ze świetnym winegretem w restauracyjce w mallu we wsi (albowiem we wsi mamy malla z prawdziwego zdarzenia i mogłabym[1] - prawie nie ubierając się - przejść się w płaszczu narzuconym na piżamę[2] po zakupy).

Mam też Plany. Przez duże P. Krótko i długoterminowe. Że posiejemy z Majem rzeżuchę. Że zjem śniadanie w miłym towarzystwie. Że spotkam kobietę mojego życia, której nie widziałam od trzech lat. Że wreszcie wrócę do Berlina, skoro zrobili mi autostradę pod nosem. Że zobaczę Paryż (i nie wiem, czy nie spróbować wyeskalować tego jeszcze na jakąś Grecję). Że rozpocznę nowy rozdział w życiu. Że przestanę zazdrości ^eri najpiękniejszego mieszkania w kamienicy, jakie widziałam. Nie robię listy jednak. Nie chcę skreślać i patrzyć, co nie skreślone. Nie chcę planować szczegółów (poza Paryżem, bo Paryż chcę zaplanowany; oglądamy z Majem zdjęcia i czytamy przewodnik dla dzieci), wolę poczekać, aż się zacznie.


(misia i podłogi użyczyła ^eri).

Ale oczywiście i tak najchętniej bym spała pół dnia.

[1] Jakbym była rano chętna do czegokolwiek więcej niż do spania.

[2] Piżamę mam, trencza model ekshibicjonista niestety nie.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 3, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Skomentuj



Easy as Sunday morning

Weekend kondycyjny. Maj zdrowieje z kolejnego przeziębienia, ja się właśnie rozkładam. Im bardziej czuję się słabo, tym bardziej ubolewam, że nie mogę wyjść (a nawet jeśli bym wyszła, to Maj niespecjalnie chce uczestniczyć; moja krew - "pójdziemi, jak będzie ciepjej"). Za oknem słonko, leniwy niedzielny poranek nie wdziera się w dzień jakoś gwałtownie. Poranne tarzanie się w łóżku, nagromadzona po nocy elokwencja i czułość najczęściej trafia w koty, do których powoli dociera, że jest trzecia osoba chętna do głaskania. W domu pachnie herbatą.

I już w połowie lutego rozebrałam choinkę.

Szlifuję jazdę C5, pożyczanym od TŻ-a, który cierpliwie jeździ do pracy z kolegą. Do tego wykupili mi czerwone C3 w salonie. Teraz nie wiem, brać czarne, czekać do kwietnia? (Dla porządku dodam, że nie zamierzam zmieniać marki, z góry dziękuję). Decyzje, decyzje. Z policji dostałam zawiadomienie, a starostwo powiatowe w celu wyrejestrowania potrzebuje zaświadczenia. Semantyka na poziomie papieru, nie lubię.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 12, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 9


Lans właściwy, czyli ja i moja poziomica

Jest zima, nie? Bardziej ciemno niż jasno, ostatnio tak zimno, że wszystko urywa, ręce odmrożone, a w nosie kisiel. I to jest czas, kiedy trzeba wypić gorącą herbatę z sokiem malinowym. Moja propozycja jest taka: idźcie do Paderewski Restaurant i przy okazji rozgrzewania się herbatą (albo przy okazji ręcznie robionego świeżego makaronu czy właśnie wyjętej z pieca pizzy) obejrzyjcie moje lato na zdjęciach. Wreszcie. Mimo niespodziewanego braku taśmy dwustronnej, przez co TŻ wykonał misję specjalną i oprócz taśmy znalazł w Empiku nowo wydane "Przygody Misia Uszatka". Mimo trudności z wyborem z dziesiątków tysięcy zdjęć. Mimo. I wreszcie. Bardzo się cieszę, wiecie?

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 4, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 11


Malutka czarownica

Dawno, dawno temu Otfried Preussler napisał uroczą książeczkę o tym, że pewna 127-letnia czarownica miała w rok zostać Dobrą Czarownicą. A w Teatrze Animacji w Zamku można było o tej czarownicy obejrzeć przedstawienie. Pierwszym założeniem, jakie zrobiłam, było "w każdej chwili możemy wyjść". I tu niespodzianka - pół widowni zajmowały dzieci, a ćwierć - zupełne maluchy. Można było biegać dookoła widowni w czasie przerwy, kiedy świecą jampki, mama, ziejone, niebieskie, cierwone i ziójte, a kiedy zgasło światło i zagrała muzyka, można było wydawać radosne okrzyki, klaskać, śmiać się i tańczyć. Rozsądny kruk tłumaczył czarownicy, jak ma postępować, czarownica tańczyła i skakała, ale uczyła się powoli, że miło być dobrym. Minimalna scenografia w ogóle nie przeszkadzała dziecku, przecież wiadomo, że miotła może być drzewem, a aktorka niosąca lalkę jest złą ciotką Rrum-Brum-Trrach. Sama mam mieszane uczucia co do spektakli teatralnych - nie umiem poczuć, oglądam technikę i scenografię; tymczasem pierwszy raz z dzieckiem jest świetny, świeży i głęboki. Maj wierzy w historię, powtarza: udało się, mama, ciarownici i abjakadabja! i nie zastanawia się, jak aktorzy dają radę nie roześmiać się po którymś dziecięcym komentarzu z widowni.

Dawno nie byłam w Zamku w dzień. A warto. Bo wieczorem i nocą to ponure korytarze, ciemne sale i odgłos kroków w oddali. W pełnym słońcu jest ciepłe drewno, rzeźby i schody pod sam dach.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 29, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: sztuka - Komentarzy: 1