Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Listy spod róży

Kawałek metra (3)

Żeby nie było, że najpierw metro było w Europie, a potem długo, długo nic, już w 1913 roku powstało metro w stolicy Argentyny. Nietypowa nazwa - Subte - wyjaśniła mi się szybko, bo to skrót od Subterráneos (de Buenos Aires), "podziemna". Wagony jak wszędzie indziej, zejścia do stacji podobnie, ale to, co mnie wzruszyło najbardziej to - wiadomo - kompozycje z pięknych kafelków na ścianach (murales) oraz Matka Boska z Metra, chyba na stacji Catedral.

PS Przeglądając w głowie listę miast, w których byłam, okazało się też, że jechałam metrem we Frankfurcie (takim świeżym, z 1968 roku), ale nie mam żadnych zdjęć.

Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 18, 2015

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: buenos-aires, metro, argentyna - Skomentuj


O śnieżycach, ale takich bez śniegu

Co roku trwa wyścig - czy da się trafić na szczyt kwitnienia śnieżyc w Śnieżycowym Jarze zanim wojsko pozamyka teren w celu rozsiania po okolicznych lasach nabojów i robienia hałasu. W tym roku może odrobinę (pun intended) przestrzeliłam, bo największy rozkwit ma mieć miejsce w ten (14-15.03) weekend, ale i tak było pięknie. 6 km spaceru przez nieco zabłocony las, rojące się mrowiska, motylki cytrynki rysujące w powietrzu koronkowe arabeski, śpiew ptaków i tłumy ludzi, często ze zwierzyną i przychówkiem. I mnóstwo drobnych kwiatków, wychylających się spod pojesiennych liści.

Zdaje się, że nie pokazywałam zdjęć z ubiegłego roku, bo mi padła płyta w komputerze, ale tak wyglądało w Jarze w 2009 roku (jakoś zaskakująco aktywna w ciąży byłam).

Jak trafić: myśmy jechali od strony wsi Starczanowo (tej koło Murowanej Gośliny), bezpośrednio przed wejściem do rezerwatu jest parking na polu (4 zł/auto). Można też podjechać od Uchorowa, ale nie jechałam tamtędy, więc nie wiem. Dla młodzieży mały plac zabaw (aczkolwiek ciężko przeforsować opcję, że najpierw spacer, potem plac, co poddaję pod rozwagę) oraz tuż obok młody wesoły koń, chętnie robiący za lokalnego gwiazdora, nawet bez zakąski.

Na facebookowej stronie Rezerwatu pojawiają się informacje o terminach i stanie zaawansowania kwiatostanu. I jeśli planujecie, tak jak my, że po spacerze fajnie byłoby udać się do Murowanej Gośliny na pizzę, to raczej zarezerwujcie miejsce, bo na taki pomysł wpada zapewne 1/3 odwiedzających.

GALERIA ZDJĘĆ.

PS Maciej, mam wrażenie, że Cię widziałam, ale minąłeś mnie w przelocie.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 8, 2015

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: 2015, śnieżycowy-jar, polska - Komentarzy: 2


Kawałek metra (2)

Budapeszt. Miasto po dwóch stronach Dunaju, co - jak się okazuje - wcale nie przeszkadza w tym, żeby wykopać pod ziemią drugie najstarsze metro na świecie (1896!). Zważywszy na egzotyczność języka, w którym taka "policja" to "rendőrség", to naprawdę zaskakujące, że metro nazywa się tak zwyczajnie - "metró". Podejrzanie oczywiste. W Budapeszcie metro jest zdecydowanie fajniejsze niż jeżdżenie samochodem, albowiem wiele ulic jest jednokierunkowych i czasem trzeba przejechać dwa razy przez Dunaj, jak się źle skręci. BTDTGTT (jako pasażer, bo nie miałam jeszcze prawa jazdy).


(2005, 2006)

I tak jak berlińską linię U2 rozsławił pewien dubliński zespół, tak budapesztańskie metro występuje jako pełnoprawny bohater w filmie "Kontrolerzy".

Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 6, 2015

Link permanentny - Tagi: metro, węgry - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Kawałek metra (1)

Nie lubię autobusów (oczywiście z wyjątkiem piętrowych, zwłaszcza tych jeżdżących po niewłaściwej stronie). Uwielbiam za to metro. Za fantastyczną architekturę stacji, ruchome schody, logikę i łatwość opanowania jazdy nawet na Tajwanie, gdzie wprawdzie oprócz ideogramów były angielskie napisy i nazwy, ale prawie każdy zapytany lokales uśmiechał się, kręcił głową i zwiewał. Z okazji odzyskania archiwum zdjęć z padniętego w ubiegłym roku komputera zebrałam mały cykl, który ma to do siebie, że zawiera tory oraz jest kolorowy. Oraz ma dla mnie niebagatelną wartość sentymentalną.

Berlin, Niemcy. Metro nazywa się U-bahn (w przeciwieństwie do S-bahnu, który jest kolejką podmiejską), łatwo znaleźć, bo nad każdą stacją jest niebieska litera "U". Zwłaszcza wzrusza mnie umieszczany na szybach wzorek ze stylizowaną Bramą Brandenburską, która przewrotnie kojarzy mi się z Tronem. Część tras zbudowana jest na estakadach, więc jest jeszcze piękniej, zwłaszcza w dzień.


(2012, 2014)

Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 4, 2015

Link permanentny - Tagi: niemcy, metro - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Komentarzy: 2



Berlin, dzień 3

Pierwszy raz o królikach wspomniał sympatyczny pan w windzie, w porannym small-talku. Że nie spodziewał się w Berlinie. Tymczasem spora populacja królików, zamieszkująca pod berlińskim murem, na ziemi niczyjej, dalej zasiedla okolice Muru Berlińskiego i nawet jest o tym polski film. Potem króliki widziała moja H., a dopiero dziś, wracając po spacerze z mżawce do Bramy Brandenburskiej[1] i z powrotem, zobaczyłam i ja. I Maj. Maj zachwycony, planował już wyprawę po świeżą marchewkę, żeby króliki tą marchewką zbawić do pogłaskania.

A wcześniej dałam się wielokrotnie oszukać. Najbardziej dojmujące było oszustwo o dźwięcznej nazwie Hexenhause, polegające na tym, że się siadało na nieruchomej ławce, a dookoła, w osi poziomej, obracał się dom. Sufit nagle był pod stopami albo ławka przechylała się na podłogę, co groziło wypadnięciem. Tyle że nie. Przezorni Niemcy wyposażyli nawet ławkę w panic button (albo proponowali zamknąć oczy). Że niby iluzja. Po tym te wszystkie drobne oszustewka, że jak się kręci bączkiem z czarno-białymi paskami, to nagle pojawiają się kręgi czerwone, zielone i granatowe albo że mały odważnik wydaje się lżejszy od dużego, tyle że nie, były do zaakceptowania. Całe Science Museum Spectrum to miejsce głośnych okrzyków radości, że po raz kolejny udało się mózg oszukać. Albo mózgowi oszukać człowieka.

[1] Unter den Linden dalej rozkopana. Pierwszy raz szłam tamtędy w 2007 roku i od tamten pory nic się nie zmieniło. No, wtedy pod Bramą nie było manifestacji ukraińskiej, a dziś i owszem.

Adresy:
Do Muzeum Techniki i Centrum Nauki Spectrum można wejść na jednym bilecie (dzieci do lat 6 nie płacą), ale obydwie instytucje mieszczą się w innych budynkach. Spectrum mieści się przy Möckernstraße 26, Muzeum - tuż obok, przy Trebbiner Straße 9.
Obiad: wprawdzie pojechaliśmy szukać pożywienia na Unter den Linden, ale wróciliśmy do świetnej greckiej restauracji przy Tempelhofer Ufer 12. Taverna Athene serwuje ouzo w ramach aperitifu, dla młodzieży błękitny sok chyba z granatów.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 21, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy - Skomentuj