Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

Long gone day

Za każdym razem, kiedy patrzę po południu w moje kuchenne (brudne, ale może się zbiorę i umyję któregoś dnia) okno, nie wiem czemu przypomina mi się senno-leniwa, ale rytmiczna piosenka Mad Season "Long Gone Day". Lipcowa.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 18, 2014

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 4


Zupełnie dziwne lato

Sprawy wymknęły mi się nieco spod kontroli. Zaczęło się niewinnie. Kilo truskawek. Biały pieprz. Paczuszka słoików z Wecka. Trochę zamieszam. Będzie pachniało. Nie wiem, naprawdę, dlaczego nagle znalazłam się w samym centrum przetwórni. 8 kilo moreli. 4 kilo agrestu. Truskawek chyba również 4. Trochę porzeczek. Jagody. Wspominałam o rabarbarze? Mnóstwo cukru. Jak Matki Polki Słoikowe u Chutnik zaklinam lato w przetwory, do ciasteczka z wróżbą na przyszłość. Zrób mi wafelka z dżemem, mamo. Bulgocze, pachnie słodyczą, czasem dojdzie aromat cynamonu i lawendy. Mogę przestać w każdej chwili, jak zawsze. Tylko jeszcze mirabelki, paczka z pięknymi słoikami (gdzie ten kurier?!), wiśnie, a może i poziomki? Gdzieś w pamięci mam smak poziomkowej konfitury, przywiezionej z daleka, jeszcze w PRL-u. Inne smaki - truskawka, domowa wiśnia, powidła śliwkowe - jakoś się rozmyły, ale te poziomki pamiętam, smak, konsystencję. Może nie powinnam tego psuć?

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 15, 2014

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 2


O porównywaniu, schodach i rzece

Wielu rzeczy w Poznaniu nie ma, zdaję sobie sprawę. Warta nie przypomina Tamizy, bulwary są ciągle w fazie projektu, a wszystko wymaga sprzątania (i to regularnie). Ale jest potencjał, a od dzisiaj - oficjalnie - kolorowe schody. Może nie takie, jak w San Francisco, ale wnoszą trochę koloru do niezagospodarowania świata. O tym, skąd się wzięły, można przeczytać na stronie Ulepsz Poznań (m. in. o tym, że początkowo miały być na Wildzie i czemu się nie udało). Będzie można nimi zejść nad Wartę, na przykład na śniadanie.



Tuż obok, pod mostem Chrobrego, są murale. I echo.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 5, 2014

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: murale - Komentarzy: 2


Hampton Court

[21.06.2014]

Trzej panowie w łódce (nie licząc psa) odwiedzili pałac i ogrody w Hampton Court podczas wycieczki w dół Tamizy. Labirynt, na który mieli poświęcić kwadrans, zajął im nieco więcej (patrz tu, tu i tu). Z Majem konsekwentnie szłyśmy w prawo i labirynt zajął nam raptem minut kilka, ale niektórzy z naszej trzyosobowej wycieczki się WTEM zgubili, widać nie znali sposobu Jerome K. Jerome'a z przypisu (dwa razy w prawo, a potem zawsze w lewo). I jak przed wejściem tak sobie z lekceważeniem o konstrukcji pomyślałam, tak w środku miałam kilka dość przerażających myśli (zwłaszcza spotęgowanych przez ludzi mijających mnie w panice kilkukrotnie), że będę wołać dozorcę w celu uwolnienia. Don't underestimate the power of kupa krzaków.

Świetne miejsce na letni piknik - w kawiarni można kupić prowiant, można też zabrać ze sobą - są stoliki, ławki i cudownie miękka trawa, po której (poza ogrodami formalnymi) można chodzić. W zamku nieco skromniej niż w Windsorze, chociaż może dlatego, że trasa wiedzie raczej przez kuchnię i dziedzińce niż przez salony. Na dziedzińcu z ogrodem król Henryk VIII z którąś z kolei żoną (raczej żywą, więc odpadają te zdekapitowane), w ogrodzie figurki zwierząt z proporczykami. I jak rozumiem byka, lwa czy nawet smoka, tak jaguar w kolorowe kropki wydaje mi się pewnym nadużyciem ziołowych dekoktów.

Ulotka dla turystów jest również po polsku, nieco chropawa ("zobaczyć najstarszy i największy winorośl ma on ponad 230 lat"). Ale jest. Hampton należy do stowarzyszenia HRP i jeśli się chce więcej razy w ciągu roku ogladać Tower of London, Hampton Court, Banqueting House w Whitehall, Kensington Palace, Kew Palace czy Hillsborough Castle, to zdecydowanie warto kupić kartę członkowską. W przypałacowym parku odbywa się sporo wydarzeń - 8-13 lipca w Hampton Court można odwiedzić Flower Show, zaś 23-25 sierpnia będzie się odbywać GoodFood Festival. Książkę "Trzech panów w łódce" można dostać w e-booku darmo w virtualo.pl (niestety bez przypisów). Jedyna trudność ze znalezieniem parkingu jest taka, że jest za parkową bramą, a nie - jak w Windsorze - poza terenem pałacu. Trochę nam zajęło, zanim to odkryliśmy.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 21, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: hampton, anglia, wielka-brytania - Komentarzy: 5


East Ealing i Chiswick

[19-20.06.2014]

Celowo odpuściłam Londyn klasyczny turystycznie, tym razem. Niskie domki, szerokie ulice, piętrowe autobusy. Etnicznie zróżnicowani przechodnie, pachnie jedzeniem. W East Ealing dużo zieleni, małe restauracje, kościoły i piętrowe autobusy. Metro wszędzie, chociaż Maj zdecydowanie wolał piętrowe autobusy; dobrze opisane przystanki na rozkładach jazdy, więc jeździliśmy. Rano śniadanie, obiad w plenerze, kolacja w którejś z przytulnych restauracji, gdzie wszyscy się uśmiechają, przytulają dzieci i obdarowują (z rzeczy dziwnych - poza zwyczajowymi lizakami - Maj dostał wykrochmaloną serwetkę ustawioną w stożek, bo "tak się ładnie nią bawił, robiąc pieskowi czapeczkę"). Wszędzie Polacy, często rozpoznaję już po wyglądzie i odzieży, głównie zdradzają fryzury, często okulary (serio, aż tak widać! ciekawe, czy po mnie też), na ulicach Delikatesy Mleczko i Kujawiak, Sami Swoi i Gosia Travel.

Restauracje - nie wypada nie polecić: Gourmet Burger Kitchen (35 Haven Green, Ealing, W52NX - nieaktualne, są inne lokale), The Clay Oven (13 The Mall, London W5 2PJ), 2nx (34 Haven Green, London W5 2NX).

[21.06.2014]

Chiswick to dzielnica parkowo-handlowa, z metra wychodzę na ulicę małych sklepików, pubów, moich ulubionych charity stores. W sobotnie przedpołudnie przyjechaliśmy na śniadanie, a żeby mieć cel, idziemy do Gap Kids (ale bez rewelacji, dwie koszulki dla Majuta). We francuskiej cukierni-bistro przeglądam prześliczny album o dzielnicy - łabędzie, pies fotografa, bistro, w którym właśnie siedzę. Na ulicach kolor i światło, gwar żyjącego miasta. Samochody nie trąbią, mimo że jeździ ich sporo, zachwycony Maj odlicza każdy piętrowy autobus. Pomnik Williama Hogarta z ulubionym mopsem. Zdecydowanie polubiłam Chiswick.



Restauracje: Maison Blanc (26-28 Turnham Green Terrace, London, W4 1QP).

GALERIA ZDJĘĆ - Ealing i GALERIA ZDJĘĆ - Chiswick.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 20, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: anglia, londyn, wielka-brytania - Komentarzy: 3


Savill Garden

[20.06.2014]

Niby w Unii jest system metryczny, ale odległości w Anglii dalej są podawane w jardach i milach[1], a powierzchnia w akrach. Musiałam sobie przeliczyć, jak duży jest Savill Garden i wyszło, że całkiem duży (35 akrów = 140 tys. m2[2]). I nie dość, że duży, to obłędnie piękny. Pachnący różami, pełen brzęczących owadów, kwiatów (ciągle jeszcze kwitły azalie!), łopiany wyższe od człowieka i ptactwo. Oswojone, miejscami nachalne. Kaczka prowadzi kaczęta, gęś - nieco ostrożniejsza - syczy na ludzi, bo może chcą uprowadzić jej przerośnięte potomstwo, ale tak się odwraca, żeby tę chrupkę kukurydzianą chwycić. Tylko wiewiórek nie ma. Obiecywali wiewiórki, że w Anglii jak splunąć, a tu żadnej. Owce na poboczu - jasne. Nawet króliki widziałam koło lotniska. Ale wiewiórki - null, niente, nada.

Warto słuchać personelu, który mówi, że o 18 zamykają, bo o 18:10 się stoi i puka grzecznie w szybkę, czekając, aż przyjdzie zdziwiony (acz grzeczny! żadnych pretensji, za to z pytaniem, czy nam się podobało) ochroniarz, żeby wypuścić. Ciekawa, ile osób się już przespało na ogrodowej ławce (albo wyszło przez płot, nie był bardzo wysoki).

Bilety przez internet [2018 - link nieaktualny] kosztują tyle samo, co na miejscu, kolejek nie ma. Dzieci do lat 6 bezpłatnie. Parking do 1,5 godziny - darmo, potem jakoś niewiele za kolejne godziny.

TL;DR: warto, zwłaszcza na piknik. Trawa z jedwabiu, koniecznie bose stopy. Na miejscu sklep i kawiarnia.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Oraz co jakiś czas pojawia się informacja No hard shoulder for 5 miles, która mnie całkowicie wybiła z kontenansu. Po czym się okazuje, że trywialnie chodzi o pobocze.

[2] Oczywiście, można - jak Amerykanie - przeliczać na wielkość boiska futbolowego - 26 boisk, google uczynnie przeliczyło.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 20, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: anglia, savill-garden, wielka-brytania, ogrod-botaniczny - Komentarzy: 2