Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Jonathan Franzen - Na rozdrożu

Tak, wiem, planuję właśnie zacząć narzekać na to, na co narzekałam przy każdziutkiej wcześniejszej książce Franzena - że jest nieprzyjemna. Powinnam być mądrzejsza, wszak to Franzen. Okropni, zaburzeni ludzie, za których zachowanie się wstydzę, nawet tylko czytając, zero zrozumienia dla ich motywacji, a jednocześnie coś mnie pcha, żeby czytać, bo to jak podglądanie czegoś szokującego, zdrapywanie strupa, odgryzanie skórki przy paznokciu, będę żałować, ale i tak to zrobię. To nie jest tak, że to zła książka, bardzo dobrze się ją czyta, ale zostawia taki nieprzyjemny osad w głowie.

Jak w innych książkach, Franzen rozgrywa temat erozji rodziny. Początek lat 70., toczy się jeszcze wojna w Wietnamie. Russ Hildebrandt, pastor pomocniczy jednego z lokalnych kościołów, ma kryzys na wielu poziomach - jakiś czas temu został wykluczony z Crossroads (nb. to oryginalny tytuł książki), wspólnoty młodzieży, którą sam założył, za co wini nawet nie zbuntowaną młodzież, ale Ricka Ambrose’a, młodego, charyzmatycznego działacza, którego traktował jak syna; nie może znaleźć wspólnego języka z ukochaną wcześniej córką Becky; nie pociąga go już żona, która się roztyła[1] i straciła cały powab, pociąga go za to jedna z parafianek, owdowiała Frances. Z gracją słonia Russ usiłuje dyskretnie spędzać czas z potencjalną podrywką pod pozorem działalności dobroczynnej. Marion, żona Russa, żyje w ciągłym wstydzie z powodu przeszłości, o której nie chce z nikim rozmawiać do momentu, kiedy nie wyleje się to z niej podczas wizyty u znienawidzonej terapeutki. Najgorsze dla Marion jest to, że terapeutka wcale nie uważa jej za najgorszego człowieka na świecie, a wręcz twierdzi, że została wielokrotnie skrzywdzona i należy się jej współczucie i pomoc. Sposobem na poradzenie sobie z tym dysonansem jest faza manii - cicha żona pastora decyduje się na zerwanie z wizerunkiem łagodnej pani domu, wraca do palenia i zaczyna katować się morderczą dietą, żeby schudnąć i odzyskać życie, które świat jej zabrał 30 lat wcześniej. Clem, najstarszy syn, odkrywa swoją seksualność oraz zobowiązanie, jakim jest miłość, i przerażony tym faktem, decyduje się - wbrew woli ojca, pacyfisty - zaciągnąć do wojska. Becky, rozsądna i odpowiedzialna 17-latka na progu studiów, zakochuje się w zajętym chłopaku z zespołu, co rozpoczyna szereg niekoniecznie rozważnych decyzji. Wreszcie Perry, średni syn, niesamowicie inteligentny, obdarzony doskonałą umiejętnością grania na innych, w tym członkach chrześcijańskiej wspólnoty, okazuje się być lokalnym dealerem narkotyków i manipulatorem, niestety jego cwaniactwo obnaża starsza siostra. I oczywiście wszystko się rozsypuje jeszcze bardziej.

To nie jest tylko książka o rodzinie, ale też o amerykańskim podejściu do wiary i religii, wraz z konkurującymi ze sobą różnymi kościołami. Absurdalnie, najmniej wierzącą osobą jest Russ, pastor, dla którego modlitwa to praca, a nie ukojenie czy siła. Marion, wychowana jako ateistka, w trakcie załamania nerwowego doznała objawienia i właśnie dewocyjna modlitwa pozwoliła jej wyjść z czarnej dziury depresji. Becky, również niewierząca mimo bycia córką pastora, wybrała najpierw wspólnotę, żeby zbliżyć się do ukochanego Tannera, potem - po upaleniu się marihuaną - wpadła w religijny trans, z którego już nie wyszła. Clem wprawdzie nie używa religii do rozwiązania swoich egzystencjalnych problemów, za to wybiera drogę ascezy i rezygnacji z siebie, żeby dać coś innym. O Perrym, któremu po zażyciu ogromnych dawek kokainy objawia się bóg, już nawet nie wspominam. Do tego wszystkiego autor dokłada jeszcze ogromne tło społeczne, w tym konflikty na tle rasowym, wynikające pośrednio z dobroczynności białych w stosunku do mniej uprzywilejowanych - Indian Nawaho i Czarnych.

[1] I tu pozdrawiam serdecznie, otóż Marion - prawie 50-letnia, matka czwórki dzieci - waży oszałamiające 65 kilo. Ale na szczęście robi się bardzo atrakcyjna, bo głodząc się i paląc papieros za papierosem, chudnie 10 kilo i już wszystko się jej świetnie układa. Tyle że nie.

Inne tego autora tutaj.

#72

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 13, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Terry Pratchett - Ostatni bohater

Emerytowani bohaterowie pod wodzą Cohena Babrarzyńcy, do niedawna zasiadającego na tronie Imperium Agatejskiego (por. Ciekawe czasy), zaopatrzeni w tajemniczą beczułkę i porwanego minstrela, kierują się w stronę Cori Celesti, żeby - jak się w trakcie okazuje - zwrócić bogom ukradziony u zarania legend ogień. Co, jak z kolei odkrywa Patrycjusz Vetinari, według jednej z legend może spowodować zapaść magii na jakiś czas, wystarczająco długi, żeby Świat Dysku się rozpadł. Zbiera więc ekipę, składającą się z Leonarda z Quirmu, kapitana Marchewy i słynnego z niemagiczoności maga Rincewinda (tu proszę zaznaczyć, że ten ostatni nie zgłosił się na ochotnika), żeby w zbudowanym przez Leonarda statku powietrznym przeszkodzić bohaterom w ich dosłownie ostatniej wyprawie. Dużą rolę odgrywa Bibliotekarz oraz Myślak Stibbons; pierwszy ma cztery chwytne kończyny, drugi coraz bardziej umie w dyplomację i ma mocny zmysł techniczny. Dużo żartów z korporacji i stylów zarządzania, trochę kreatywnego przekształcania ziemskiej historii wynalazczości i science-fiction, wszystko jest obficie podlane pratchettowskim ciepłym humorem.

”Ostatni bohater” to w zasadzie nowelka, ale całkiem obszerna, a dodatkowo w dużym formacie oraz zawierająca mnóstwo grafik i diagramów, więc dodatkowo uczta dla oczu, tyle że powoli się czyta, bo przewracanie dużych kartek jest taaakie wyczerpujące.

Inne tego autora.

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 11, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, panowie, sf-f - Skomentuj


Jennifer Egan - Manhattan Beach

USA, 1943. 20-letnia Anna Kerrigan pracuje w dokach, ogłupiająca, powtarzalna robota przy mierzeniu jakichś elementów do okrętów wojennych; marzy o tym, żeby zostać nurkiem, ale w tej epoce - nawet w czasie wojny - nie jest to proste. Jej praca musi zapewnić byt matce i mocno niepełnosprawnej siostrze, ojciec - drobny cwaniaczek na usługach półświatka - zniknął 5 lat wcześniej. Niespodziewanie Anna spotyka Dextera Stylesa, gangstera, do którego ukochany ojciec zabrał ją kiedyś jako zasłonę dymną. Zbliża się do niego (i tu niestety poza silnym wątkiem emancypacyjnym jest też dość zbędny wątek erotyczny), żeby wyjaśnić kwestię zniknięcia ojca, bo nie wierzy, że mógł ją z własnej woli opuścić.

I jak jest to książka z potencjałem, tak jest krojona na wzór Wielkiego Amerykańskiego Eposu. Mnóstwo stron, wiele wątków, rozliczenie z historią - jest tu wszystko. Przymusowa pseudo-emancypacja kobiet w czasie wojennego niedoboru rąk do pracy, która pokazała dwa zjawiska - że chętne kobiety są dobre lub czasem lepsze od mężczyzn, ale mężczyźni i tak wolą korzystać z kobiet przedmiotowo, więc sytuacja jest równościowa tylko na papierze, a jakikolwiek sukces może odnieść tylko osoba bardzo zdeterminowana. Opieka nad silnie niepełnosprawnym dzieckiem i obciążenie, jakie niesie to dla rodziny bez wsparcia; to okazało się przygniatające dla ojca Anny, Eddiego, który uciekał od ukochanej żony i córki, żeby nie widzieć postrzeganej jako wadliwą córki młodszej. Świat gangsterów, w których ludzie uwikłani w ciemne interesy, czasem bez innej opcji, mimo wżenienia się w elity, nie są w stanie wyjść ponad pewną sferę. Wreszcie pojawia się wątek stricte wojenny, opowiadający o pechowym rejsie statku handlowego, zatopionego przez U-booty i o heroicznej walce jednej z postaci, która tchórzliwość w życiu prywatnym usiłuje zmazać bohaterstwem na morzu. I każdy z tych wątków sam w sobie jest ciekawy, widać ogrom pracy, jaki autorka włożyła w zbudowanie realiów, ale połączone razem to za dużo.

Za to bardzo ładna okładka, na zdjęciu nie widać specjalnie, ale niebieski jest metaliczny.

#70

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 4, 2022

Link permanentny - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Skomentuj


Karolina Żebrowska - Modowe rewolucje

Trochę przypadkowo kupiłam na super-przecenie w Wydawnictwie Znak, po części dlatego, że tanio (pozdro z Poznania), po części dlatego, że z przyjemnością oglądam filmy Karoliny na youtube. Stąd wiem, że nie dość, że zna się na historii mody, to jeszcze jest osobą inteligentną, z uroczym sarkastycznym poczuciem humoru i ma do siebie dystans. Książka eksponuje akurat bardziej wiedzę historyczną (co widać np. po imponującej bibliografii), mniej humor i celny sarkazm, ale nie ujmuje to jej lekkości; uprzedzając zarzut, że no ale książka od jutuberki, daj bogini wszystkim taką erudycję, błyskotliwość i umiejętność władania słowem jak Karolina. Fakt, że niespecjalnie się interesuję modą jako taką, ale nawet w takim ujęciu to arcyciekawa pozycja o tym, czemu kobiety nie pokazywały kolan, skąd się wziął stanik, o ewolucji postrzegania koloru czarnego, że buty na obcasach były pierwotnie przeznaczone dla mężczyzn, o ekologii, zastosowaniu tworzyw sztucznych w obuwnictwie czy o tym, kto ubierał królowe oraz o skandalach i ich konsekwencjach. Bardzo ładne zdjęcia samej Karoliny oraz sporo historycznych rycin i zdjęć zachowanych przykładów odzieży i obuwia z epoki.

(Rozładowuję stosy papierowych książek, bo pożyczyłam nastolatce kindla w celu lektury i nie mogę się doprosić zwrotu. Nie że zaczęła czytać, tylko męczy tę nieszczęsną "Balladynę" od dwóch tygodni chyba).

#69

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 27, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, panie, historia - Skomentuj


Tales from the Loop

Jest sobie szwedzki artysta, Simon Stålenhag malujący przedziwne obrazy, gdzie zwyczajne, sielskie pejzaże zaludniają dziwne roboty, budynki rodem z enerdowskiego socrealizmu, uzbrojeni w futurystyczne artefakty żołnierze czy wreszcie ludzie, którzy się zupełnie temu, co jest wokół nich, nie dziwią. I to - na pewnym poziomie - jest doskonałym streszczeniem tego nietypowego mini-serialu. Rolnicze Ohio, koło niedużego miasteczka mieści się Pętla - miejsce pracy urzędników i naukowców, głównie fizyków - którzy coś badają. Co konkretnie - nie wiadomo, ale po całej okolicy poniewierają się maszyny nieznanego pochodzenia, o czasem zaskakujących mocach - przenoszenia w czasie, zatrzymywania czasu, przepowiadania przyszłości, rozdzielania rzeczywistości na alternatywne ścieżki, czasem też są świadome i człekokształtne. Każdy z odcinków jest niezależnym epizodem, ale ich fabuła splata się ze sobą. I tak jak na obrazach, nikt się niczemu nie dziwi[1]. 10-letnia Loretta szuka matki, która pracuje w Pętli; matka zabrała jeden z kamieni, z których zbudowana jest tajemnicza kula. Loretta z tym kamieniem przenosi się kilkadziesiąt lat w przyszłość, gdzie spotyka samą siebie - matkę dwóch synów, również pracującą w Pętli. Jeden z synów Loretty wędruje w jeszcze dalszą przyszłość, dziewczyna drugiego odkrywa, że umie wstrzymać czas dla całego świata, strażnik Pętli wtem odkrywa, że w innej linii czasu miałby inne życie.

Serial ma 1 sezon, 8 odcinków, nie wiem, czy będzie więcej. Wbrew moim obawom, stanowi zamkniętą całość, zagadki są - do pewnego poziomu - wyjaśnione. Do pewnego poziomu, gdyż, jak wspomniałam, tu się nikt niczemu nie dziwi, nikt niczego nie wyjaśnia - skąd się wzięły artefakty, kto je stworzył, raz pojawia się informacja, że Pętlę założył teść Loretty, drugi raz, że niektóre z tworów są jego projektu. Tymczasem wszystko jest dość stare, często zniszczone, nawet pracownicy Pętli nie znają zastosowania niektórych mechanizmów. Desant obcej cywilizacji? Świat alternatywny, w którym czas zatoczył tytułową pętlę i cywilizacja odrodziła się w prawie identycznym kształcie na gruzach poprzedniej (przeskoki są między latami mniej więcej 1960 do połowy lat 80., potem do okolic roku 2000)? Poza małym miasteczkiem jest też duże, bardzo futurystycznie wyglądające miasto, ale czy świat tak samo tak wygląda jak w okolicach Pętli? Dziwne i dość niepokojące, ale bardzo ciekawe; klimatem podobne do Eureki czy Fringe’a.

[1] Co oczywiście strasznie mnie irytowało i zmuszało do głośnej dyskusji z ekranem. No na litość, niszczeje sobie budowla, w której można zamienić się z kimś na jaźń, wchodzą tam dzieci bez nadzoru, wychodzą, gromada naukowców jest tak zajęta, że tego nie bada. Bo po co.

Przeczytałam też w międzyczasie Złodzieja czasu Pratchetta.

#68

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 25, 2022

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Tagi: 2022, panowie, sf-f - Skomentuj


Barbara Gordon - Waza króla Priama

Mecenas Stefan Zamorski, znajomy autorki, opowiada jej i przygodnym znajomym o pewnej historii, w której na skutek zbiegu okoliczności zagrał (z sukcesem!) rolę detektywa[1]. Wraz z niedawno poślubioną młodą[2] żoną trafia im się niespodziewanie okazja spędzania “Ostatków” z zagranicznymi gośćmi, żeby wypełnić wakat po parze Szwedów, którzy się niespodziewanie rozchorowali po wizycie w knajpie na warszawskiej Pradze. Poza nimi w “Sowim Uchu”, odosobnionym myśliwskim zameczku, pojawiają się goście zagraniczni - Brazylijczyk z córką, małżeństwo Niemców, Amerykanin, Szwajcar, Brytyjczyk i Francuzka, wraz z mocno niezbornym (ale posiadającym koneksje rodzinne[3]) przewodnikiem o dźwięcznym nazwisku Duda. Zaskoczeniem jednak okazuje się pojawienie się znanego profesora archeologii wraz z małżonką i dwoma asystentami. Przy okazji zwiedzania zamku goście odkrywają tytułową wazę w kształcie sowy, co daje sumpt do dyskusji o antyku (Zamorski jest ekspertem, wszak “chodził do szkoły w czasach, kiedy uczono w gimnazjach greki i łaciny z większym zapałem, niż współczesnych języków obcych, a znajomość wszystkich skomplikowanych powiązań w mitologicznej rodzince bóstw z Olimpu obowiązywała każdego kulturalnego człowieka”) oraz o skarbach zagrabionych przez hitlerowców. W trakcie balu przebierańców (gdzie jednym z zabawnych przebrań jest postać Piętaszka, sprawnie przemalowanego farbą na czarno) ginie dwoje z uczestników, a mecenas Zamorski - jako osoba z boku i z wykształceniem prawniczym - odkrywa, kto jest mordercą, a kto ukrywającym się przed sprawiedliwością zbrodniarzem wojennym.

Zostawiając intrygę z boku, jakże to pretensjonalna historia. Autorka piętnuje brak poszanowania dla kodeksu towarzyskiego w sferach naukowych, gdzie byle asystent lekceważy autorytet znanego profesora i nie tylko potrafi usiąść przed nim przy stole, zamiast poczekać, ale też ośmiela się mieć inne zdanie. Większość gości emocjonuje się polowaniem, również panie, a anegdotka o tym, że matka opiekuna zameczku urodziła go na polowaniu na dziki, bo nie chciała wracać do domu, żeby nie przerywać nagonki, budzi zachwyt. Zgrozę budzi postawa żony profesora, która jawnie przyznaje się do tego, że ma kochanka, bo jest kobietą nowoczesną i ”ma pełne prawo dysponowania dowolnie swoją osobą. Nie jesteśmy już niewolnicami domowego ogniska. (...) Kto mówi o równouprawnieniu? Coś takiego nie istnieje w naturze. Zawsze zachodzi przewaga jednego z czynników. Chodzi o to, czy przeważa lepszy, wartościowszy, czy też mniej wartościowy. Pan to nazywa „nowoczesne poglądy”! Ależ my po prostu zaczynamy zawracać ze złej drogi, na którą wprowadzili mężczyźni ludzkość stopniowo w ciągu wielu wieków.”. Jednocześnie legenda o porwaniu kobiety przez rycerza jest uznawana za “wielką miłość”, a jej samobójcza śmierć po zabójstwie gwałciciela dowodzi, że jednak coś było na rzeczy. Nikt się też nie dziwi, że prosta posługaczka odmawia wyjścia za mąż za swojego zwierzchnika, bo by się jej wstydził, nie mówi nawet synowi, kto jest jego ojcem. To wszystko podlane jest erudycyjnym sosem złożonym z mitologii, Szekspira, Cerama i Schliemanna i piętrowym dyskusjom, do kogo należą starożytne drogocenności.

Się je: flaki z pulpetami, gęś z kapustą, szarlotkę z bitym kremem (a zagraniczni goście zagryzają tabletkami na niestrawność), tradycyjny bigos.

Się pije: rodzimą „czystą” (“napojem, jak twierdzi wielu znawców, szlachetnym i mniej dla zdrowia szkodliwym, niż różne zagraniczne whisky”) i prawdziwą kawę.

Się reklamuje: “Inteflorę”, dzięki której można zamówić kwiaty w Paryżu i wysłać je do Leśnej Podkowy.

[1] Autorka nie stroni od szydery, wspominając, że wprawdzie Zamorski jest świetnym gawędziarzem oraz dostarcza jej tematów do książek, ale kiedy samodzielnie napisał nowelkę kryminalną, otrzymał od redakcji informację zwrotną „Ob. S. Z. — Fabuła nieprawdopodobna, realia sądowe wzięte z sufitu, zupełna nieznajomość środowiska sądowniczego i procedury. Radzimy pójść choć raz na rozprawę i posłuchać mowy obrończej adwokata z prawdziwego zdarzenia, jak np. mecenasa Stefana Zamorskiego. Trzeba również popracować nad stylem”.

[2] Pan mecenas traktuje swoją uroczą żoneczkę protekcjonalnie, ukrywa przed nią informacje, stwierdzając, że jest zbyt naiwna i może je bezmyślnie rozpowiedzieć dalej.

- Ciekawa teoria - zauważyłem ironicznie. Nie lubię kiedy bliska mi kobieta wymądrza się i w dodatku podważa moje koncepcje. Z tego powodu już raz w życiu zrezygnowałem z wielkiej młodzieńczej miłości; była to kobieta zbyt piękna, zbyt zdolna, zbyt inteligentna i piekielnie żądna sławy. Myślałem, że miła i wesoła tancerka rewiowa zaoszczędzi mi pouczeń.
Kiedy żona wyznaje mu pewną, powiedzmy, wstydliwą tajemnicę rodzinną, zamiast potraktować ją jak osobę dorosłą, mecenas “ukrywa wzruszenie” żenującymi żarcikami.
Wstałem, i pogłaskałem ją po włosach, jak małe dziecko. Szukałem w pamięci jakichś słów, które stanowiłyby odpowiedni epilog dla naszej rozmowy. Na próżno. Chyba pierwszy raz w życiu ja, wytrawny majster krasomówstwa, nie mogłem dobrać wyrazów, które nie brzmiałyby sztucznie albo banalnie. Najlepiej w takich wypadkach zażartować:
— Teraz niech Zamorska wróci do klasy, usiądzie grzecznie w ławce i uważa na lekcji. Zadanie domowe omówimy później razem.

[3] W naszej instytucji stale brakuje ludzi, więc chętnie angażują, jeżeli ktoś jako tako wygląda, ma olej w głowie i zna jakiś język. Ja znam rosyjski ze szkoły i średnio angielski. Na turystyce się nie znam. Skończyłem w zeszłym roku stomatologię. Dali mi skierowanie do pracy na prowincję. Ale moja mamusia na to się nie zgodziła. Bo ja jestem jedynakiem. Wymyśliła, żeby mnie wypchnąć na studia podyplomowe, dziennikarstwo albo afrykanistykę. Ale na dziennikarstwo mnie nie przyjęli. Podobno nie zdałem egzaminu. Myślę jednak, że to jakieś szykany. Jeden profesor powiedział mi, że powinienem zęby leczyć, skoro mnie tego przez tyle lat uczono. Więc żebym nie jechał na tę prowincję, mamusia znalazła dla mnie posadę. Właśnie w „Orbisie”. Trochę mnie przyuczyli, ale tak naprawdę, to ja nie bardzo wiem, co z nimi wszystkimi mam robić. (...) No i dogadać się nie ze wszystkimi mogę. Ja do tego Anglika przemawiam, a on prycha ze śmiechu i tyle. I to ma być angielski dżentelmen? Ten Niemiec zaś po angielsku w ogóle nie mówi, a ja niemieckiego ani w ząb.

Inne z tej serii, inne tej autorki.

#67

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 19, 2022

Link permanentny - Tagi: kryminal, panie, prl, 2022, klub-srebrnego-klucza - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Skomentuj