bolą mnie zęby już tylko od Twojego streszczenia. to ja już wolę kiepską sf ;)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Podchodziłam z dużą nadzieją, bo miała być angielska prowincja, z klimatem i jakimś tam wąteczkiem miłosnym. Z tego wszystkiego dostałam klimat, prowincję, historię rodziny i monstrualną idiotkę, która mnie doprowadzała do chęci pyrgnięcia książką o ścianę, a wierzcie mi, wiele złych książek przeczytałam. Wiktoria ma 22 lata, 3 lata wcześniej została rzucona przez Olivera Dobbsa, ekscentrycznego acz rokującego pisarza, który nagle oznajmił, że było miło, ale się żeni, bo zrobił bogatej pannie dziecko. A Wiktorii nie, więc. I nagle wraca, wnosząc do mieszkanka Wiktorii dwuletniego chłopczyka; oznajmia, że jego matka zginęła w wypadku, a on zabrał malucha od teściów, bo nie życzył sobie, żeby się nim opiekowali. Wiktoria niewiele myśląc (bo chyba to nie jest jej mocna strona) idzie z Oliverem do łóżka, po czym wyjeżdża z nim do posiadłości opisanej w jednych z jej ulubionych książek. I wprawdzie posiadłość wygląda jak w książce, ale Oliver się niespecjalnie zmienił i dość szybko pokazuje, że nie zależy mu ani na Wiktorii, ani na synku. Na szczęście to historia pozytywna, więc w odwodzie jest sympatyczny dziedzic majątku, którego Wiktoria mimochodem poznała w Londynie, więc wiadomo, jak się skończy.
Inne tej autorki:
#54