Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Stieg Larsson - Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

On, Mikael Blomkvist - dziennikarz gospodarczy zostaje wpuszczony na mieliznę i oskarżony o zniesławienie potentata, w efekcie skompromitowany i z wyrokiem. Ona, Lisbeth Salander - socjopatyczna hakerka-riserczerka z opiekunem prawnym i bliżej niewyjaśnioną acz trudną przeszłością, skomplikowana, moralna i ciągle krzywdzona przez okoliczności. Stykają się przy okazji pisania przez Mikaela sagi rodu Vangerów i, niejako ubocznie, przy prywatnym śledztwie w sprawie zaginięcia przed 40 laty dziedziczki rodu. I w duecie są całkiem skuteczni, mimo że przeciw nim jest cała rodzina Vangerów, zdegenerowany kurator i przestępca sprzed lat.

Świetna, dynamiczna i detaliczna narracja, zgrabnie nakreślone sylwetki bohaterów (nie ma szans pomylić kogokolwiek mimo podobieństwa nazwisk, co jest moim przekleństwem w niektórych kryminałach), skandynawskie domy i pejzaże, trochę przemocy (ale za to wyrafinowanie brutalnej) i... jakbym nie słyszała mnóstwa opinii, że lektura Larssona to Ostateczna Jakość Skandynawskiego Kryminału, że potem już żadna inna książka o depresyjnych policjantach z Północy nie będzie już taka sama, to bym była zachwycona. Ale usłyszałam i nie jestem. Bo to, owszem, bardzo dobry kryminał, ale. I tych "ale" mimo tego jest sporo.

Po pierwsze, woda. Czyta się szybko i dobrze, bo jest mało treści w treści. Po drugie, lista zakupów. Zacytowane, czasem kilkakrotnie te same, maile. Prawie że każdy ubiór jest opisany, każda droga, każdy dom, każda czynność, łącznie z chodzeniem do toalety. I jak ogólnie bym się nie czepiała, bo dodaje to zapachu i smaku (niekoniecznie toaleta, ale zawartość lodówki i owszem), tak po trzecie - niewystrzelone strzelby i to dużo. Porozpoczynane wątki, wspomnienia o rzeczach i osobach nieistotnych (siostra Lisbeth - co za potencjał), pewnie do wykorzystania w następnych tomach, ale nie. Po czwarte, Hollywood. Książka w zasadzie jest gotowa do przeniesienia na ekran. Wada, zaleta - to dyskusyjne, ale mam wrażenie, że to jedna z cech, która skazała "Millenium" na sukces, a za którą ja niespecjalnie cenię.

Obejrzałam też szwedzką ekranizację. I też zostawiła mi ambiwalentne uczucie - bo ładnie zrobiona, dobrze dobrani aktorzy, ale ze wszystkich wątków pozostawiony główny - sprawa Vangerów i szczątkowo Wennerstroma, przez co - bez znajomości książki - ginie połowa przyjemności z działań zakulisowych i samej Lisbeth, u której na tyle dużo dzieje się w głowie (i komputerze), że spłyca to całą akcję. I - po obejrzeniu trailera do wersji amerykańskiej (bo podeszłam do sprawy kompleksowo) - nie widzę sensu kręcenia remake'u. Chyba że to jedyny sposób na to, żeby zarobić w Stanach, bo czytanie napisów to praca.

Inne z cyklu:

#62 (a #63 i #64 niebawem).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 25, 2011

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam - Tagi: 2011, kryminal, panowie - Komentarzy: 11

« Wielkopolska w weekend - Trzcianka - Też z Wielkopolski »

Komentarze

tuve

"Listy zakupów" w t1, moim zdaniem, są niczym w porównaniu z tym co się dzieje w t2... utknęłam gdzieś tak w 1/3 i posuwam się aktualnie do przodu w tempie kilku stron na tydzień, nie mogąc się doczekać końca, bo podobno t3 jest lepsze... Mam wrażenie, że każda z tych książek powinna być co najmniej o połowę chudsza. Trochę tak jak Pilipiuk i seria "Oko jelenia". Dobrze, że skończyła się tylko na 6 tomach...

O, to jeszcze tak zupełnie od czapy dodam - w imieniu mojej rodziny oraz swoim serdecznie dziękujemy za odkrycie przed nami serialu "Castle" - uwielbiamy :)

Zuzanka

@tuve, owszem, ale zjechanie detali w t2 zostawiam sobie na kolejną notkę (teraz się przedzieram przez t3). A Castle - cała przyjemność po mojej stronie (oczywiście widziałaś Firefly?).

Theli

W t3 kilka strzelb wystrzela, a że Larsson chciał napisać 10 tomów, to by więcej.
W szwedzkiej ekranizacji najbardziej przeszkadzał mi Blomkvist. To jest to ciacho, któremu każda napotkana dziewczyna wskakuje do łóżka?

Zuzanka

@Theli, jestem w połowie t3. I owszem, jednym z moich zarzutów do t2-t3 jest to, że to produkt niepełnowartościowy, sklejony z notatek. A filmowy Blomkvist wygląda jak połączenie Putina i pana weterynarza D., co to od niego mamy koty. Tyle że wiesz - patrząc na innych Szwedów, to on nie jest taki ostatni.

Theli

Jak by miał uroczy uśmiech doktora D., to bym się nie czepiała :)

wonderwoman

ej, a mi szwedzki Blomkvist się podoba. mimo śladów po ospie/trądziku.
i chyba z tym ciachem chodziło nie o to, by to był brad pitt, ale że obcowanie z nim sprawia, ze się mu wskakuje do łóżka (bo to dobry pan, co głaszcze kobiety i one tak z wdzięczności mu wskakują).

Hoppke

Filmu nie widziałem, ale Blomkvist (wg. książki) nie był ciachem na widok którego nastolatki sikają w majty, tylko gościem, przy którym kobiety czuły się, no, dobrze. Swobodnie/bezpiecznie itp.

A co do tomów, to najbardziej wymęczyłem się na t2. W t3 parę wątków się domyka. I zapewne tak też byłoby z siostrą Lisbeth w którymś dalszym tomie...

roussefolle

książki zdecydowanie za grube, ale szybko przeczytałam. szwedzkie filmy świetne, właśnie Blomkvist nadał im realności. nie wiem czy D.Craig da sobie radę z tą postacią,przecież on taki superagent:)
i dzięki za podsunięcie Raising Hope.

Theli

@wonderwoman, @Hoppke, ja wiem, że Blomkvist nie miał być superprzystojniakiem, ale w filmie ciut za bardzo przesadzili z kluchowatością i nijakością.

Agnieszka

Pozwolę sobie się wtrącić, jako mieszkance Szwecji. Tutaj Blomqvist jest uważany za ciacho jako aktor. Cos jak Zamachowski czy inny Żmijewski. Szwecja nie ma setek tysięcy aktorów a największe ciacho, czyli Alexander Skarsgård wiecej czasu spędza w Stanach niż w domu. Tak wiec wybrali najlepiej jak mogli.

Zuzanka

@Agnieszka, to naprawdę wiele wyjaśnia :-D (ja się tam specjalnie nie czepiam, ale jednak mniej bym się dziwiła, jakby Blomkvista grał Skarsgård).

Skomentuj