Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Zofia Kaczorowska - Przesyłka z Lizbony

Irena, zniszczona alkoholem, papierosami i narkotykami 29-latka, dostaje drugą szansę - odnajduje ją Michał, Amerykanin polskiego pochodzenia, i proponuje, że przywróci jej świetność. I rzeczywiście - robi z niej gwiazdę estrady, Miriam; nie jest to jednak związek oparty na miłości, Michał wymaga trzeźwości i nie jest zainteresowany Ireną erotycznie, tylko finansowo. W pewnym momencie zaczynają się problemy - ktoś zatruwa lek na gardło piosenkarki, ginie lekarz, który lek miał zbadać, ktoś szantażuje Irenę przeszłością, każąc jej przemycać coś przez granicę, a gdy ta odmawia, cudem unika śmierci w samochodzie-pułapce, ginie “sympatia” lekarza, która widziała mordercę… Dzielny porucznik Warowski rozdziela dwie sprawy - wybuchu i szpiegostwa, do którego zmusza Miriam żądny przygód syn dyrektora i szkodzącego leku[1], który ewidentnie był przyczyną dwóch morderstw. Oczywiście z prologu, gdzie młoda Irena rozbija rodzinę małomiasteczkowego pijaka, wiadomo, skąd się po latach wziął mściciel.

Jak na PRL, to naprawdę jadący po bandzie kryminał, ze wszystkimi tropami - dwoma wątkami: aferą szpiegowską z szantażem i wieloletnią, przygotowaną na zimno wyrafinowaną zemstą (fxemljqmbal qmvrpvnx fcemrq yng mnenżn NVQF bfboę, xgóen qbcebjnqmvłn qb śzvrepv zngxv, fvbfgel v bwpn). Do tego dochodzi homoseksualizm, oczywiście widziany negatywnie przez służby (“amoralny bubek”), jako efekt rozczarowania kobietami.

Luksus w PRL: willa, fiat 125p, kolorowy telewizor i sprzęt wideokomputerowy, pelerynka z lisa lub etola z norek, zagraniczne perfumy, woda toaletowa OR “Masculin” w sprayu, szampan “Veuve clicquot”.

Się je: peto myśliwskiej, zsiadłe mleko, domowe ciasto.

Się pali: służbowe papierosy “Caro”.

Nazwiskizm: Wieńczysław Bicz, Borwicz.

Się ceni: kobiety bez uprzedzeń i przestarzałych poglądów w dziedzinie uczuciowo-seksualnej.

[1] Oczywiście pierwsza diagnoza lekarza, kiedy Miriam skarży się na działanie leku to “histeria”.

Inne tej autorki.

#84

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 19, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, kryminal, panie, prl - Skomentuj


Ali Smith - Przypadkowa

Lata 2010. Rodzina Smartów spędza wakacje w Norfolk, nie są jednak specjalnie szczęśliwi, choć utrzymują pozory. Wynajęty dom jest straszną ruiną i Eve - matka - wprawdzie usiłuje odzyskać wpłacone pieniądze, ale decyduje, że zostaną na całe lato; i tak zaszywa się w szopie w ogrodzie, gdzie pisze kolejną popularną książkę, chociaż już jej to nie bawi. Jej drugi mąż, Michael, doktor literatury, wymawia się pracą, żeby wracać do miasta, gdzie sypia z kolejnymi studentkami (i nie tylko), nudzi go spędzanie czasu na prowincji, gdzie nikt nie docenia jego erudycji. 12-letnia Astrid brzydzi się domem, a nudę zabija nagrywając na kosztowną kamerę wschody słońca i analizując wszystko, co widzi. Wreszcie 16-letni Magnus, do niedawna oczko w głowie mamy, genialny matematyk, jest na skraju załamania - żart, który zrobił, żeby przypodobać się popularnym kolegom, zakończył się samobójstwem koleżanki ze szkoły. I w tym momencie pojawia się tajemnicza Amber, która zaczyna rozmawiać ze wszystkimi. Eve myśli, że to studentka Michaela, i stara się traktować ją mimo niechęci z szacunkiem, Michael, że fanka powieści Eve, nie dziwi go więc, że nie interesuje się nim jako samcem, Astrid się w niej od razu zakochuje i uważa za swoją najlepszą przyjaciółkę, a Magnus - po tym, jak przerwała jego próbę samobójczą - zaczyna z nią sypiać. Ten dziwny układ, podawany w narracji każdej z czterech osób - trwa kilka tygodni, po czym nagle się kończy, kiedy Eve wyrzuca Amber, trochę bez pointy, trochę w sytuacji pozwalającej na świeże rozpoczęcie dla każdego członka rodziny.

Dziwna powieść, nie rozumiem jej fenomenu i obecności na listach nagradzanych. Amber, tytułowa Przypadkowa, jest dziwna. Nieskrępowana konwenansami, czasem niegrzeczna, nadszczera tupeciara wchodzi do letniego domu i zostaje, dopóki jej to pasuje. Problem w tym, że nie ma wyjaśnienia - poza przypadkowym zdarzeniem w finale - po co się pojawiła, jaki miała cel i czy to, co zrobiła w londyńskim mieszkaniu Smartów, było od początku zamierzone. Dobrze się czyta, chociaż miejscami krindż przeplata się z sytuacją bez wyjścia, ale chyba niekoniecznie coś z tej lektury zostaje.

Inne tej autorki.

#82

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 14, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Jami Attenberg - Ja

Andrea nie umie w stabilność. Nie jest w związku, co stanowi sporą bolączkę dla jej matki, nie lubi swojej pracy w agencji, chociaż wykonuje ją sprawnie, unika tego, co trudne, izolując się od brata i bratowej, którym urodziła się córka z nieuleczalną chorobą rozwojową. Wprawdzie rzuciła chętnie brane narkotyki, ale dalej zdarza jej się za dużo pić, imprezować i wracać z przypadkową podrywką z imprezy. Była w dłuższych związkach, ale za każdym razem kończyło się źle. Mobbowana przez charyzmatyczną wykładowczynię zarzuciła studia artystyczne, jedyną pozostałością są kolejne bloki ze szkicami widoku z okien jej nowojorskiego mieszkania. Ale tak naprawdę w stabilność dookoła niej nie umie nikt - związek jej brata się sypie, bo patrzenie na wegetację dziecka skazanego na śmierć nie łączy ludzi, jej matka po tym, jak ojciec przedawkował kilkanaście lat wcześniej, nie pozbierała się, a pustkę zatyka działalnością aktywistyczną, przyjaciółka po wymarzonym ślubie i pięknym dziecku odkrywa, że ani jej przystojny mąż jej nie kocha, ani ona jego. Co musi się zdarzyć, żeby zaczęła sobie układać życie i czy w ogóle to możliwe, kiedy ma się taki bagaż i 40 lat?

Na okładce oczywiście wydawca udaje, że to lekka książka dla kobiet, informując o “zjadliwie komicznym stylu” narratorki. Otóż nie, to nie jest Bridget Jones, tylko chaotyczna, dygresyjna opowieść o tym, że dysfunkcyjne dorastanie, przypadek czy wypadek losowy mogą wpuścić człowieka w taki kanał, że wyjście z tego jest co najmniej trudne, jeśli nie niemożliwe. Finał daje nadzieję, że Andrea poustawia sobie priorytety, z drugiej strony, czy będzie to już sytuacja “na zawsze”, nie wiadomo. Ale tak samo ma każdy - brat, przyjaciółka, matka, były kochanek, współpracowniczka, nie wiadomo.

#81

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 10, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Małgorzata Czyńska - Dom polski. Meblościanka z pikasami

Wbrew moim oczekiwaniom, że dostanę przekrojowy reportaż o trendach w mieszkalnictwie i wnętrzarstwie z rysem historycznym, to zbiór wywiadów z losowo wybranymi designerami z okresu PRL-u, którzy opowiadają o swoich zainteresowaniach, dziedziczności i ścieżkach, jakie doprowadziły ich do miejsca, w których są. Nie znałam żadnej z tych osób i po lekturze wywiadów kojarzę tylko twórcę marki Vox, w pozostałych przypadkach nie zapamiętałam kompletnie nic, bo opowiadają o swojej rodzinie, wojnie, socjalizmie (bardzo oględnie i jakby zawsze obok), zrealizowanych niszowych projektach (niestety bez zdjęć!) czy innych przypadkowych wydarzeniach. Czyta się przyjemnie, to sensownie przeprowadzone wywiady, ale zdecydowanie to rzecz do błyskawicznego zapomnienia po lekturze.

#79

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 7, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, panie, reportaz - Skomentuj


Zofia Kaczorowska - Gość z Singapuru

Narratorka, Sława, wraca z pogrzebu swojej przyjaciółki Mai i analizuje szczegóły dziwnej przyjaźni. Lata temu Maja poderwała ukochanego Sławy i się z nim ożeniła, a późniejsza znajomość została odzyskana tylko dzięki Renacie, powolnej, otyłej, tępej umysłowo i pozbawionej sex-appealu wspólnej przyjaciółce. I nagle zaczyna się zastanawiać, czy Mai ktoś nie zamordował. Podejrzenie pada na egzotycznego Radżiwa Khana z Singapuru (posługującego się polszczyzną w stylu pana Mulgaarda), z którym przyjaciółka się ostatnio prowadzała. Zwierza się z podejrzeń pułkownikowi Serwiczowi, znajomemu jej zmarłego męża, ale ten ją zbywa, więc rozpoczyna wraz z Renatą prywatne śledztwo - odwiedza w przebraniu dancing w hotelu (obowiązkowo jest striptiz), obserwuje dom pięknej partnerki Radżiwa, cudem unika napadu, wreszcie zirytowana tym wszystkim udaje się z dawno odkładaną wizytą do krewnej męża w Szwecji, co wcale nie kończy ciągu zaskakujących wydarzeń.

To taka mniej zabawna Chmielewska, z wszechobecną i przyjazną milicją, która nie waha się wystawić na wabia wścibskiej 40-latki, żeby zdobyć dowody na działanie szajki handlarzy narkotyków. Opisy imprezy w hotelu, gdzie przebrane za “dewizówki” panie zostawiają nachalnych Arabów z rachunkiem do zapłacenia, podróży promem, gdzie restauracja i strefa wolnocłowa za walory wymienialne oraz drogie parówki za złotówki, wreszcie wizyta w Szwecji z jej drożyzną i jednocześnie nieskrępowaną bezpretensjonalnością to ewidentnie doświadczenia autorki. Akcja jest dość przewidywalna, bezbłędnie wytypowałam sens podarowania futra z norek i zgadłam osobę mordercy.

W tle intrygi kryminalnej pojawia się temat przyjaźni i pożycia damsko-męskiego. Kobiety nazywające się przyjaciółkami bynajmniej się nie lubią. Maja spotyka się ze Sławą tylko po to, by chwalić się powodzeniem w życiu, futrami i biżuterią. Sława z kolei gardzi Renatą, wprost wyszydzając ją bez skrępowania przy każdej okazji. Zaniedbywana latami przyjaciółka tylko czeka, żeby wyswatać narratorkę z kuzynem. Sława wspomina, że ukochany rzucił ją dla Mai tylko dlatego, że nie chciała iść z nim do łóżka, wspomina potem, że przyjmuje tylko platoniczną adorację panów, bo "sparzyła się" na gorących uczuciach. Wiem, to kryminał i w PRL-u sprawy "kobiece" były traktowane jako bzdurne - szmatki, gierki, fryzjer i kwiatki, ale i tak nieustająco mnie to rozczarowuje.

Się nie pali: narratorka!

Się je: fistaszki i daktyle (na przyjęciu); słone paluszki; udziec barani z zieloną sałatą (najtańszy na dancingu), szynkę, polędwicę, sałatkę i śledzie (tu już zagraniczni fundują); jajecznicę na boczku z bułką paryską i kiełbasę (na śniadanie, gospodarz domu); szwajcarską czekoladę z orzechami, bulion, stek, kompot, krem z bitej śmietany, mrożonego ananasa z puszki (?!), kurczaka z frytkami (na promie); gotową zupkę, szynkę z puszki, desery z kremem i cytrusy (w Szwecji); wędliny, łosoś, sałaty, szyjki rakowe, kremy z czekoladą, wielosmakowe lody (w Szwecji, ale na przyjęciu); karpia, kurczaka, główkę sałaty, kilogram keksu, pasztet w puszce (na Boże Narodzenie).

Się zachwyca w Szwecji: windami, zsypami bez insektów i pojemnikami na surowce wtórne.

Się kupuje: mięso na kartki.

Się pije: kawę i koniak, Cinzano (podczas remanentu stanu posiadania denatki), czerwone wino, armeńską brandy “Ararat”, pieniące się niskoprocentowe wino (w Szwecji), wino bułgarskie, wytrawną “Sophię”.

Się wychodzi za mąż: za dwa razy starszego ekonomistę, którego największą zaletą było mieszkanie i słabe zdrowie (szybko umarł).

Się leczy: kroplami walerianowymi, kwasem bornym, rumiankiem.

Się posługuje stereotypami: “czarni” brudzą jak świnie, rozrzucając niedopałki, zaś krzykliwie ubrani Cyganie szczypią kobiety w wypukłości.

Się całuje: z dubeltówki.

Się przywozi promem ze Szwecji: stare lodówki, pralki, telewizory, video, zmywaki Svinte (do żelazka).

Się ogląda: "W kamiennym kręgu".

Się dostaje w prezencie: perfumy od Chanela (sic!).

Inne tej autorki.

#77/#13

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 2, 2024

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2024, kryminal, panie, prl - Skomentuj


Izabela Morska - Znikanie

Autobiograficzna, reportażowo-beletrystyczna opowieść o tym, jak to jest być chronicznie chorą w Polsce. Autorce zaczynają drętwieć ręce, na tyle mocno, że traci w nich władzę. Do tego z czasem dochodzą kolejne niepokojące objawy, straszliwy, wyniszczający ból, naturalnie więc udaje się do lekarza, licząc na to, że dostanie dobrą i szybką diagnozę, leki i będzie jak nowa. Tyle że nie. Przerażający opis długotrwałej, często jałowej walka z systemem służby zdrowia, niechęć lekarzy do zajmowania się tym, czym powinni, czymkolwiek, co wymaga większej wiedzy lub wyjścia poza schemat, kolejki do diagnostyki - to wszystko w teorii można obejść, a to po znajomości, a to płacąc horrendalne rachunki prywatnie, a to szukając lekarza, który będzie skłonny wystawić skierowanie. Tu nie liczy się, kim była zdrowa Izabela - naukowczynią, pisarką, córką, osobą nieheteronormatywną, tu liczy się, czy jest pokorna i nie kłóci się z lekarzem, czy wychodzi sobie diagnozę i doczeka operacji i czy pozbawiona władzy w rękach będzie w stanie zarabiać, wreszcie - czy ta cała choroba to nie histeria, co w pewnym momencie jest zasugerowane z wyżyn lekarskiej wszechwiedzy. W tle autorka wraca do choroby i śmierci matki, unikania tematu, niewłaściwych diagnoz i niejako dziedziczności tematu chorób. Analizuje też stosunek otoczenia do osoby chorej, pierwszą aktywną falę wsparcia, rozmywającą się z czasem, bo ileż to można chorować; przełamywanie barier wstydu i obawy przed proszeniem o pomoc; indolencję systemu, gdzie bez papierka nie ma żadnego wsparcia, a chora jest uznawana za sprawną.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 30, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj