Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o kryminal

Caroline Kepnes - Ty

Genevieve Beck, zwana przez przyjaciół Beck, trafia przypadkiem do księgarni, gdzie nawiązuje z chłopakiem zza lady nić porozumienia - czytają te same, niesztampowe książki, wygląda na interesującego gościa. Niedługo potem spotyka go przypadkiem, kiedy rozżalona zachowaniem swojego chłopaka (który nie do końca się poczuwa), pijana wraca z imprezy; Joe - bo tak ma na imię - jest fantastyczny: odwozi ją do domu, rozumie jej problemy, nie próbuje nawet jej pocałować, chociaż widać, że jest zainteresowany. Beck wymienia się z nim numerami telefonów, rozpoczynają rozmowy, o, jakże on ją rozumie, jej problemy z życiem, olewającym ją chłopakiem, z przyjaciółkami. Czasem się spotykają, ale wiadomo, że raczej nic z tego nie będzie do momentu, kiedy znika chłopak Beck. Dziewczyna jest wściekła, czytając na facebooku i twitterze zachwyty nad inną, hermetyczne opisy narkotycznych zjazdów, więc wygląda na to, że kiedy zniknęła przeszkoda, Beck i Joe mogą ze sobą być i będzie to świetny związek.

Jedyny problem jest w tym, że całą historię opowiada Joe i jej wymowa jest absolutnie inna. Joe wcale nie jest szarmancki, nie ma intuicji, nie jest stworzony dla Beck. Joe poznał jej dane z karty kredytowej, którą płaciła, znalazł jej adres, bo nieostrożnie opisywała swoje życie w social mediach, ba - nie oddał jej znalezionego telefonu (za który rachunki płaciła nic nie wiedząca matka), dzięki czemu dostał wgląd w każdy szczegół życia Beck i mógł bez problemu pójść ścieżką, która doprowadzi go do jej łóżka. I jeszcze można by było to Joe wybaczyć, zakochał się od pierwszego wejrzenia, pasują do siebie, małe socjotechniczne wsparcie nie zawadzi, tyle że to nie pierwszy raz, kiedy coś takiego się zdarzyło. Przed Beck była inna dziewczyna, którą tak bardzo kochał, ale nie była wystarczająco dobra, a finał tej znajomości chyba nie był dla niej zbyt pozytywny. Wspominałam, że w pewnym momencie zniknął z życia Beck jej chłopak, ignorując ją, oddalając do innej i w świat ciągłej imprezy? On nie zniknął - został porwany przez Joe, który zbudował historię jego odejścia na twitterze, po czym go zabił. I znowu - gdy mimo ogromnego zaangażowania Joe, Beck zaczyna się od niego oddalać (wymawiając się chęcią pomocy przyjaciółce, studiami, terapią); chłopak musi podjąć po raz kolejny mocniejsze akcje, żeby mogli być szczęśliwi.

To świetne studium zachowań psychopatycznych, akcja wciąga, a autorka potrafi nawet czasem pokazać, że świat opisany nie jest czarno-biały. Łatwo jednak wpaść w oczywistą pułapkę usprawiedliwiania przemocowego zachowania oprawcy zrzucaniem winy na ofiarę. Był wrażliwy, niepewny, wcześniej zraniony, musiał o siebie zadbać nawet kosztem prywatności dziewczyny. Oczywiście, że dałam się wpuścić autorce w ten kanał.

Inne tej autorki:

#38

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 10, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, panie, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Stephen King - Koniec warty

Trzecia część trylogii (czyli łatwo się domyślić pewnych finalnych rozwiązań fabularnych) o detektywie Billu Hodgesie i jego ekipie. Morderca z Mercedesa, Hartsfield, jest pacjentem Kliniki Traumatycznych Uszkodzeń Mózgu, ponieważ cios w czaszkę skarpetką wypełnioną kulkami z łożysk raczej nie robi nikomu dobrze; okazuje się jednak, że jego stan absurdalnie się poprawił - potrafi korzystając z nieuwagi albo zahipnotyzowania przejmować ciała swoich lekarzy i pielęgniarzy. Hodges, coraz bardziej wychudzony detektyw, odkrywa, że ma słabo rokującego raka trzustki. Nie jest to specjalnie dobra nowina w żadnej sytuacji, ale tym bardziej kiedy okazuje się, że Pan Mercedes planuje zmusić do samobójstwa wszystkich, których uważa za swoich wrogów, na szczycie listy umieszczając ekipę detektywa. Niestety, to najsłabsza książka i najmniej detektywistyczna, a najbardziej nadprzyrodzona. Do przejęcia umysłu wystarczy dać ofierze specjalnie spreparowaną konsolę do gier (wystarczy odrobina socjotechniki), a wgapiająca się w kolorowe rybki osoba staje się podatna na wpływ mordercy (bez względu na odległość). Dobrze się czyta, jakieś tam napięcie się buduje, ale miałam poczucie, że przeczytałam książkę napisaną według listy kroków "jak napisać bestseller".

Inne tego autora tutaj.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 5, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panowie, sf-f, kryminal - Skomentuj


Arthur Conan Doyle - Przygody Sherlocka Holmesa

Klasyka kryminału, wiadomo, ale tym razem zdecydowałam się podejść do lektury z lekkim (wszak to jednak Holmes!) hejtem. Uwaga - ze względu na wiekowość literatury, będą spoilery.

Ofiarą "Zabójstwa przy moście" była podstarzała Brazylijka, wzgardzona żona bogacza, który poznał młodą, piękną guwernantkę, a żona przeszkadzała mu w skonsumowaniu romansu. Holmesowi oczywiście wystarczy rzut oka na piękną pannę, aresztowaną na podstawie poszlak, żeby autorytatywnie stwierdzić, że ta anielska istota jest niewinna. Podczas wyjaśnienia sprawy rewolwer Watsona wpada do wody, a współcześnie wystarczyłoby sprawdzić, czy ze znalezionej broni rzeczywiście strzelano.

Tytułowa "Samotna cyklistka" przychodzi do Holmesa i, ponieważ jest zjawiskowo śliczna, detektyw przyjmuje sprawę. Koło panny dzieją się rzeczy dziwne - pojawiają się dawni znajomi jej wuja, który lata temu wyemigrował, jeden ją zatrudnia i chce się żenić, drugi (wyjątkowy oblech) zabiera się do rzeczy z łapami, a do tego śledzi ją tajemniczy człowiek na rowerze. Zapowiada się dramatycznie, a tymczasem chodzi o kasę i nikt nie umiera.

"Umierający detektyw" to historia dość ładnie pokazująca ślepe przywiązanie Watsona, który wezwany do umierającego Sherlocka, daje się obrażać, zostaje skrzyczany, ale posłusznie wykonuje polecenia. Dzięki temu Holmes aresztuje mordercę, a od Watsona przydatniejsza jest belladonna i gliceryna.

"Pięć pestek pomarańczy" to znak, że adresat listu z taką zawartością niebawem zginie marnie. Holmesowi trochę zajmuje, żeby połączyć wpisane na kopertach litery KKK z przyjazdem pierwszego denata z południa Stanów Zjednoczonych tuż po Wojnie Secesyjnej. Już po zamordowaniu trzech osób wykrywa zbrodniarza za pomocą analizy rejestrów portowych. W dobie internetu mógłby to ogarnąć w kilka godzin.

"Ostatnia zagadka" to kolejna historia, w której Watson jest potraktowany per noga i zostaje w przekonaniu, że Sherlock spadł w dół wodospadu wraz ze swoim arcywrogiem, Moriartym. Spoiler alert: nie spadł, a Watson daje się nabrać na najstarszy numer świata - w dramatycznej sytuacji daje się odwołać do "umierającej Angielki, która przed śmiercią chce zobaczyć rodaka". Geniuszu Sherlocka ma dowodzić wejście frontem do domu Watsona i wyjście tyłem przez parkan, dla zmylenia obserwujących.

"Przygoda w pustym domu" miała być samodzielnym śledztwem osieroconego Watsona, ale - niespodzianka - pojawia się Holmes, udatnie przebrany za staruszka, zaskoczenie. Sprawa wyjaśnia się mimochodem, bo morderca zasadza się też na detektywa. Głównymi bohaterami są: pani Hudson i woskowe popiersie odziane w szlafrok.

"Błękitny karbunkuł" zostaje znaleziony w żołądku świątecznej gęsi i to chyba jedyna sprawa, kiedy widać sprawną detektywistyczną robotę. Sherlock lokalizuje człowieka niosącego zgubioną potem gęś (chociaż określanie, że ktoś pracuje umysłowo po wielkości głowy, jest dość naiwne), odkrywa, skąd wziął gęś oraz - finalnie - znajduje przestępcę, który klejnot skradł i nakarmił nim ptaka. W serialu byłby to odcinek Christmas special.

W "Żółtej twarzy" do Sherlocka zgłasza się stroskany małżonek, którego do tej pory idealna żona zaczęła mieć tajemnice. Podejrzewa nie wiadomo co, a okazuje się, że chodzi o dość specyficzne dziecko z poprzedniego związku. Sherlock nie robi nic, tylko jedzie z klientem na konfrontację. Wyjątkowo pojawia się happy end i nie ma zbrodni.

"Dziedzice z Reigate" są w konflikcie o ziemię z sąsiadem i obydwie rodziny nawiedza plaga przestępstw. Najpierw u jednym pojawia się włamywacz i kradnie dziwny zestaw rzeczy, potem u drugich ktoś włamuje się, że odstrasza go stangret, niestety zostaje zabity w trakcie. Sherlock spędza akurat czas u znajomego Watsona w okolicy, zagląda więc z ciekawości, niestety jest słaby i niechcący przewraca stolik w Reigate. Ha, wcale nie niechcący, tylko jako dywersję, bo szuka dowodu w kieszeni szlafroka zbrodniarza.

Inne tego autora:

#4/#2

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 20, 2018

Link permanentny - Tagi: cwa, mwa, 2018, kryminal, panowie - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Komentarzy: 2


Patrick Suskind - Pachnidło

Książki zaczęłam słuchać jeszcze w 2017, więc nie wiem, czy zakwalifikować ją jednoznacznie jako Najgorszą 2017 czy zacząć nią stawkę na Najgorszą 2018 z Szansą na Bezkonkurencyjne Pierwsze Miejsce. Tak czy tak - przesłuchałam, więc Wy nie musicie.

Jan Baptista Grenouille (czytany przez lektora "Grenuj", co błyskawicznie mi się zrymowało i tak już zostało) urodził się w najbardziej śmierdzącym na świecie miejscu - w XVIII-wiecznym Paryżu, na targu rybnym. Był dzieckiem nieślubnym, ograniczona umysłowo matka chciała go zostawić na kupie gnijących ryb, ale wydarł się na tyle głośno, że ktoś go usłyszał, więc w konsekwencji matkę skazano na śmierć, a niemowlę zaczęło podróż przez domy zastępcze. Long story short, dziecko było przerzucane jak gorący kartofel, bo nie pachniało, a to dla wielu ówczesnych było oznaką diabelską (oraz każdy napotkany człowiek był platfusem umysłowym). Kiedy Grenouille zaczął jako tako ogarniać, na czym świat polega, odkrył, że jedyną rzeczą, jaka go interesuje, to zapachy. Katalogował je, uczył się ich, poznawał, aż wreszcie dotarło go niego, że chce się zapachem zajmować. Przez pracę w garbarni trafił do perfumiarni (z przystankiem na zamordowanie ślicznie pachnącej dziewczynki, której zapachem się upił), przez kilka lat incognito zawojowując rynek perfum w Paryżu i nie tylko, po czym w misji zakonserwowania zapachu dziewiczej niewinności (przy czym dziewica musiała być pulchna i ładna, najlepiej ruda) udał się do Graz, gdzie podobno umieli coś więcej niż destylację. Po drodze zatrzymał się w najbardziej odludnym miejscu Francji, gdzie w górskiej grocie przez 7 lat wegetował na korzonkach i surowych jaszczurkach, śniąc deliryczne sny o zapachach, po czym - kiedy sam wpadł na to, że nie pachnie - wrócił do pierwotnego planu i w Grazu, zatrudniając się w lokalnym zakładzie produkującym wonne olejki, wymyślił wreszcie sposób na ultra-pachnidło. W tym celu zabił najpierw trochę zwierząt, potem trochę ludzi, wreszcie 25 młodych dziewcząt. Po czym dotarło do niego, że to i tak było bez sensu, więc zdecydował się - po brawurowej ucieczce spod ręki kata - na powrót do Paryża i śmierć tam.

Ale to nie fabuła jest w tej książce najgorsza (chociaż zdecydowanie dilerska). Ba, nawet najgorszy nie jest brutalny naturalizm ze szczególnym uwzględnieniem setek słów na smród, detaliczne opisy śmierci czy ohydę biedy. Ta książka jest zwyczajnie nudna i przegadana; autor przez wiele stron snuje wyrafinowane metafory, np. porównując Grenouille'a do kleszcza za pomocą opisania kleszcza i jego zwyczajów, żeby czytelnik zajarzył, że bohater jest podobny do kleszcza, który... Los każdej z postaci drugoplanowych znajduje miejsce na kartach książki, nawet jeśli już nie jest istotna dla akcji, można się tylko cieszyć, że Suskind nie zdecydował się opisać wszystkich mieszkańców ówczesnej Francji, bo w końcu czemu nie. No i zakończenie, podsumowujące bezsens całości. W moim przypadku również bezsens czytania.

#2/#1

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 14, 2018

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: panowie, 2018, kryminal - Komentarzy: 7


Paula Hawkins - Zapisane w wodzie

Małe miasteczko Beckford mieści się tuż obok rzeki; najbardziej znane miejsce to Topielisko, gdzie od kilkuset lat umierają kobiety. Najpierw "wiedźmy" topione podczas próby wody, potem liczne samobójczynie. Nel Abbott, pisarka, podejmuje wysiłek zebrania historii wszystkich kobiet, które zginęły w rzece, co budzi wiele kontrowersji, zwłaszcza po samobójczej śmierci nastoletniej Kate. Jules, siostra Nel, która do tej pory unikała kontaktu z siostrą, musi wrócić do miasteczka, z którego uciekła przed laty, na jej pogrzeb, bo również Nel nie unika losu, jaki spotkał jej poprzedniczki. Kilka kobiet - Jules, córka Nel - Lena, policjantka Erin, schizofreniczna Nickie, żona policjanta Helen - składają w całość swoją przeszłość, żeby odkryć, do doprowadziło do kolejnej śmierci.

W przeciwieństwie do "Dziewczyny z pociągu" akcja tutaj niespecjalnie się klei w zgrabny finał. Wielowątkowa narracja, skacząca między przeszłością a teraźniejszością, przeplatająca punkty widzenia poszczególnych uczestników wydarzeń, w tym - jak się łatwo domyśleć - mordercy, tej spójności nie ułatwia. Jakkolwiek jedno z morderstw sprzed lat zostało wyjaśnione, do drugiego morderca się przyznał, tak pozostałe niekoniecznie wiarygodnie zostały zamknięte. Trochę się zmęczyłam lekturą i na końcu nie było oczywistego katharsis.

Inne tej autorki.

#78

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 25, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, panie, kryminal - Skomentuj


Zygmunt Zeydler-Zborowski - Spotkanie w Montevideo

Historia to niebanalna - PRL-owski autor kryminałów, Kowerski, jak się potem okazuje połączenie detektywa-hobbysty[1], erotomana[2] i eks-komandosa[3], płynie do Urugwaju, żeby odwiedzić szwagra. Wyprawa nie zaczyna się dobrze - strajkuje elektrownia[4], a wprawdzie celnicy pozwalają na przewiezienie dwóch litrów wódki eksportowej, ale w porcie okazuje się, że szwagier umarł kilka dni temu. Przez mieszkanie szwagra (zrozpaczona żona wyjechała do rodziny na prowincję) przewija się szereg dziwnych postaci - właścicielka domu pogrzebowego, pośrednik handlowy, kobieta o końskiej szczęce, a Kowerski zajmuje się głównie spuszczaniem łomotu napotkanym panom[5] (i niektórym paniom, tym, których nie ciągnie do łóżka), przy czym dziwi się ogromnie, że lokalna policja najpierw nie traktuje go poważnie, a potem ładuje do aresztu, bo są świadkowie pobicia. W ramach karkołomnej intrygi, w którą zaplątany był Interpol, Amerykanin ze złotymi okularami i zębami oraz brutalny szwagier byłej żony szwagra (naprawdę) przypadkiem udaje mu się sprawę rozwikłać i - wraz z niespodziewanie ocalałym szwagrem wraca do Polski, na pokładzie pisząc niniejszą książkę[6].

Się pije: wina, canię (bimber z trzciny cukrowej), mate i mocną czarną kawę.

Się je: drogie, ale niesmaczne obiady w restauracji; sandwicze na gorąco; wstrętną zupę i suchy chleb (w więzieniu), suchary i słodką marmoladę (w przypadkowym miejscu transferowym); kanapki z serem; ryż z kartoflami i z kawałkami baraniny z dodatkiem sałaty gorzkiej jak piołun czy niewyraźną zupę, mocno zaprawioną olejem, baraninę ze smażonymi kartoflami, na deser konfitury z brzoskwiń (na prowincji); pieczoną kurę, kiełbasę i jajka na twardo (w podróży).

[1] Takiego raczej niesprytnego. W celu sprawdzenia, czy rzeczywiście jeden z kaktusów ma zatrute kolce, udaje się do sklepu zoologicznego, kupuje szczura (tylko dlatego, że nie było świnki morskiej) i zwierzę zabija, z czego nic nie wynika. Obserwuje bez zdziwienia słoik z kokainą w biurku szwagra, nie wiążąc tego zupełnie ze śmiercią tego ostatniego.

[2] Kobiety w Ameryce Południowej dzielą się na chętne i płatne. Dzień po przyjeździe usiłuje pocieszyć szarmancko właścicielkę zakładu pogrzebowego, z którą - podobno - sypiał jego brat.

Rozmowa nasza toczyła się w dalszym ciągu, nie zmierzając jednak do żadnego konkretnego celu. W   pewnym momencie doszedłem do przekonania, że sytuacja dojrzała już do tego, aby nadać jej charakter bardziej intymny. Podniosłem się więc, pochyliłem się nad piękną właścicielką zakładu pogrzebowego i chciałem ją pocałować.
Odsunęła mnie jednak łagodnie, ale bardzo stanowczo.
– Czy nie uważa pan, że nazbyt szybko pragnie pan wejść w posiadanie spadku po szwagrze? – powiedziała.
Nie mam zwyczaju używać przemocy w stosunku do kobiet. A w tym wypadku daleki byłem od tego, żeby walczyć. Odsunąłem się więc spokojnie i, jak to się zwykle robi w podobnych sytuacjach, sięgnąłem po papierosa.

#seemslegit

Chwilę później, podczas zwiedzania mieszkania żony ogrodnika brata, zabawia kilka godzin w sypialni. Nie ma się oczywiście czemu dziwić.

Znowu wybuchła płaczem. Wstałem, pochyliłem się nad nią i zacząłem ją pocieszać, robiłem to zaś z takim zapałem, że pocałowałem ją w usta. Skutek był natychmiastowy. Przestała szlochać, patrzyła na mnie błyszczącymi, szeroko otwartymi oczami. Czułem się trochę zmieszany. Miałem przecież do czynienia z biedną, zrozpaczoną kobietą. Wróciłem na swoje miejsce i wypiłem wermut. (...) Na usprawiedliwienie pięknej żony kulawego ogrodnika muszę tu sobie zrobić trochę reklamy. Mam sto osiemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu, ważę dziewięćdziesiąt dwa kilogramy, jestem muskularny, wysportowany i mimo iż przekroczyłem już czterdziestkę, cieszę się świetną formą fizyczną. Czuprynę mam gęstą, ciemnoblond, zaledwie leciutko szpakowatą.

Ale umówmy się, jest człowiekiem z klasą i za seks nie płaci:

Właściwie nie była brzydka, tylko bardzo zaniedbana. Miała ładne, gęste włosy i czarne oczy o mocnym blasku. Trochę może za tęga, ale jeszcze figurę miała dobrą. Siedziała przy ogniu na niskim stołeczku i piła kawę. Widocznie musiała wyczuć, że ją obserwuję, bo po chwili spytała:
– Cóż mi się tak przyglądasz?
– Bo mi się podobasz – odpowiedziałem. Wzruszyła ramionami.
– Jeżeli masz ochotę i piętnaście peso, to możesz ze mną pójść do łóżka.
Ta niedwuznaczna propozycja trochę mnie zaskoczyła. Potrząsnąłem głową.
– Żałuję bardzo, ale nie mam ani ochoty, ani piętnastu peso – wyjaśniłem.

Nawet jeśli pobudki damy są niejasne, naszemu potomkowi kosynierów to nie przeszkadza:

Weszła. Była w piżamie. Wydało mi się, że to dalszy ciąg mych marzeń. Dopiero kiedy poczułem jej pocałunki, zrozumiałem, że to nie sen. Wiedziałem, że pragnie się tylko zemścić na swym mężu, ale w danej chwili nie obchodziło mnie to.

Ba, nawet zdobywa się na ingerencję w życie prywatne damy, którą noc wcześniej obracał w piernatach:

Armando bił żonę. Walił ją grubym, skórzanym bykowcem, używanym przez peonów do poganiania bydła. Obok, na kamiennej płycie starego grobowca, siedział Carlos i paląc papierosa, najspokojniej przyglądał się tej scenie. Alma, zakrywając sobie twarz rękoma, jęczała głucho.
–  Ja cię nauczę posłuszeństwa! Ja cię nauczę posłuszeństwa –  powtarzał za każdym ciosem Armando.
W normalnych warunkach nie wtrącałbym się do rodzinnych nieporozumień, ale czułem się w jakiś sposób zobowiązany wobec tej kobiety. Chociaż więc sytuacja nie wymagała komentarzy, spytałem:
– Co pan robi?!

[3]

Stara fotografia z czasów wojny: (...) i ja, wszyscy w   mundurach komandosów. Dziarskie miny, wyzywające spojrzenia, ileż to lat, ileż wspomnień, ile wspólnie przeżytych walk, niebezpieczeństw, burd, awantur i przygód miłosnych. Bujne to było życie, pełne silnych wrażeń i wielkich nadziei. Byliśmy młodzi, bardzo młodzi i to chyba było najważniejsze. Przypomniała mi się owa pamiętna awantura w   Neapolu. Nie wiem właściwie, o co poszło. Najprawdopodobniej o jakąś dziewczynę. Włochów było z piętnastu. Nas trzech. Byliśmy wtedy w   formie. Wszystkich naszych przeciwników trzeba było odwieźć do szpitala. Lokal zdemolowaliśmy doszczętnie. Na zakończenie Wojtek zawiesił właściciela knajpy na żyrandolu. Wisiał biedak na pasku i ruszał rękami i nogami, jakby się uczył pływać. Przeklinał przy tym w swym ojczystym języku na czym świat stoi. Wojtek zawsze był pomysłowym chłopakiem.

[4] Oczywiście nie do pomyślenia w Polsce, co autor skrzętnie notuje na wypadek, jakby ktoś czytał.

[5] Chociaż czasem, uwaga, ma przemyślenia!

Ciągle nie mogłem pozbyć się dręczących wątpliwości. Bo jeżeli Garcia nie miał z tą całą sprawą nic wspólnego i tylko ten chłopak napuścił mnie na niego, to nie ulegało wątpliwości, że wygłupiłem się w sposób nieprawdopodobny. Na domiar złego mogłem mieć rzeczywiście poważne przykrości, jeżeli na przykład temu Mulatowi złamałem szczękę. (...) Zacząłem teraz żałować, że zbyt pochopnie zaatakowałem Garcię.

[6]

Wychodzę na pokład. Na leżaku przykryty kilkoma kocami leży Michał. Czyta mój maszynopis. Spogląda na mnie i pyta z uśmiechem:
– Czy masz zamiar dać to do czytania Kasi?
– Ta książka nie jest dozwolona dla mojej żony – odpowiadam.

Inne tego autora tu.

#70

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 21, 2017

Link permanentny - Tagi: 2017, panowie, prl, kryminal - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 3