Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o dla-dzieci

Krystyna Boglar - Każdy pies ma dwa końce

Obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy z bujnych lat 70. pamiętają tylko, że można było wszystko załatwić oraz że zawsze było słońce[5]. Inżynier Leśniewski mimo posiadania na stanie żony-studentki i czwórki dzieci, nie dostaje[1] przydziału[2] na wczasy pracownicze, pożycza więc malucha[3] od kolegi z pracy i zabiera młodszą dwójkę na wakacje. Ponieważ w ramach przygotowań ojciec skupia się głównie na poszukiwaniu pasków klinowych i palców rozdzielacza[4], okazuje się, że jak już przestało padać[5], to nie wiedzą, dokąd jechać. Więc najpierw jadą odwiedzić 13-letniego syna, który z rówieśnikami i brodatym nauczycielem od wf-u zbiera maliny u chłopa, a potem 16-letnią córkę-harcerkę, która opiekuje się dziećmi na koloniach w górach. I wszystko byłoby jak trzeba, gdyby nie to, że najmłodsze - 8-letnie bliźnięta - mają nadwagę i rodzice chcą je na wyjeździe odchudzić, odmawiając im napychania się pod korek[6]. Bliźnięta nie są z buraka strugane i organizują sobie gotówkę, za którą uzupełniają puste według nich brzuszki w barze mlecznym i nowotarskim warzywniaku, tyle że zamiast kiszonych z beczki omyłkowo biorą pakowaną w kartkę z Przekroju[7] tajemniczą paczkę i nagle za czerwonym maluchem i dwójką pulchnych nielatów rusza przestępcza banda.

Ładne rysunki, dość pretekstowa akcja, zachowanie rodziców przyprawiające o silną chęć walenia głową o stół, stan świadomości społeczno-ekonomicznej ośmiolatków - nie do pojęcia teraz, w sumie całkiem sympatyczna lektura na szare popołudnie.

[1] Bo w słonecznym PRL-u się dostawało. Mimo że i tak za wszystko trzeba było zapłacić.

[2] Przydziały były przydzielane według hierarchii, a to, co zostało, dostawał lud pracujący.

[3] Maluch (aka Fiat 126p) miał teoretycznie cztery miejsca, więc sześcioosobowa rodzina musiała się podzielić na podgrupy. Nie miał też fotelików dla dzieci, ani pasów z tyłu, a tradycyjne miejsce bagażnika z tyłu zajmował silnik. Oczywiście można się było w niego zapakować na dwa tygodnie wakacji w cztery osoby, BTDTGTT.

[4] Oczywiście w sklepach specjalistycznych niczego nie mógł dostać, a sprzedawcy pukając się w czołowo oświadczali łagodnie: "Panie, coś pan, zwariował? Z końcem czerwca chcesz pan kupić palec rozdzielacza? Trzeba było w marcu myśleć o wakacjach!"

[5] Za fenomen pamięci grupowej, która chyba każdemu, kto dorastał w PRL-u, podsuwa sielskie i zawsze słoneczne obrazy, odpowiedzialne są po części pocztówki, po części rzadkość występowania aparatów fotograficznych i koszt kliszy, więc się nie robiło zdjęć w byle jaką pogodę, tylko pstrykało w doskonałych warunkach oświetleniowych.

[6] To odważna teza, że w PRL-u były dzieci z nadwagą!

[7] Prasa codzienna jest dobra wyłącznie do pakowania suchej włoszczyzny - oznajmiła kładąc pakiet na ladzie obok kasy. - Do ogórków i kapusty[8] nadają się tylko tygodniki. A najlepszy "Przekrój", bo nie przemaka - dorzuciła.

[8] Imaginujecie sobie? Kiszona kapusta pakowana w kartkę z "Przekroju"?

#8

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 9, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, dla-dzieci, panie, prl - Komentarzy: 15


Hanna Januszewska - Pierścionek pani Izabeli

Jedna z tych książek z dzieciństwa, których się po latach szuka, pamiętając tylko, że był budynek z galeriami i z tych galerii wchodziło się do domów, a przed domem rósł kasztanowiec. A potem się po latach czyta i już-już się wsiąka w magię domu, którego zacinające się normalnie drzwi przenoszą bohaterów w czwarty wymiar, gdy jak wiadro zimnej wody oblewa czytelnika natrętna pedagogiczna nuta. A to student fizyki trafia do ogrodu Izaaka Newtona i uczy się o przyciąganiu ziemskim, lubiący fajerwerki 10-latek trafia w czasy Napoleona i dowiaduje się o ówczesnych materiałach wybuchowych, a po wybuchu leci w gwiazdy i ogląda z bliska konstelacje, zaś babcia kochająca kokoszki trafia do kurnika i jest szczęśliwa. Wszyscy przez cały czas szukają tytułowego pierścionka, który ginie pani Izabeli, niegdysiejszej gwieździe opery. I znajdują, bez specjalnych efektów. Oczywiście na końcu wszyscy bratają się na przyjęciu przy galeryjce, bo wszyscy się lubią i chętnie z sąsiadami spotykają.

Urocza książka dla dzieci (tym bardziej, że jedna z dziewczynek Złudnych ma na imię Maja), ale zgrzyta bardzo czytana nieco później niż w wieku lat piętnastu.

#25

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 29, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, dla-dzieci, panie - Komentarzy: 4


Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki

Bajeczki są dziwne. Z jednej strony ciekawe, bo nietypowe (i o zwierzętach, i o dżinach, i o mądrym Salomonie czy o praludziach), z drugiej bardzo toporne. I w warstwie językowej, i na poziomie rysunków, i społecznym (dużo aluzji do społeczeństwa klasowego, roli kobiety i mężczyzny, feudalizmu i angielskiego kolonializmu). Nie wiem, na ile to kwestia tłumaczenia i rysunków w polskim wydaniu, ale czyta się ciężko (zwłaszcza przedziwnie rymowane wiersze). Kiedy czytałam je kilkanaście lat temu, byłam zachwycona, teraz już nie tak bardzo.

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 9, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, dla-dzieci, panowie - Skomentuj


Tove Jansson - Dolina Muminków w listopadzie

Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś, kogo nie znał.

To jedna z ładniejszych książek o tęsknocie. Każdy tęskni (no, poza Mimblą, która jest tam, gdzie chce być). Filifionka za poczuciem bezpieczeństwa. Homek za kimś, kto się o niego zatroszczy i przygotuje mu kawę. Paszczak chciałby fachowej pomocy kogoś, kto sprawiłby, że zniknie strach przed samodzielną nauką żeglowania. Wuj Truj za spokojnym miejscem, gdzie mógłby łowić ryby w strumieniu i nikt by nie chciał się nim na siłę opiekować. Włóczykij, trochę wbrew sobie, tęskni za Doliną, bo tam została letnia piosenka. Wszyscy idą do Doliny Muminków, miejsca, które zajmuje w ich wyobraźni najcieplejszą i najważniejszą pozycję, gdzie zawsze jest lato, pachnie bez, a w domu czekają mgliście zarysowani gospodarze.

Tymczasem w Dolinie nikogo nie ma - dom stoi pusty i zakurzony, w ogrodzie nie kwitnie bez, w potoku nie pływają stadami ryby, a na pomoście nie ma "Przygody", bo rodzina Muminków popłynęła pomieszkać w latarni morskiej. Goście są skazani na swoje towarzystwo i na uporanie się ze swoimi problemami samodzielnie.

Znajduję w sobie po trochu z każdego z nich. Jak Paszczak szukam wymówek, żeby nie uczyć się nowych rzeczy, a kiedy już dłużej nie mam pretekstu do odkładania, zamykam się w sobie. Nasila się to wszystko w listopadzie, kiedy jest ponuro, szaro, deszczowo, a za horyzontem czai się śnieg, sygnalizujący kilkumiesięczną wegetację. W tym roku jest lepiej.

Inne tej autorki tutaj.

#48

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 17, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, dla-dzieci, panie - Komentarzy: 7


Nowe legendy miejskie. Warszawa Praga. Kraków Nowa Huta

Spodziewałam się czegoś innego - papierowego wydania serwisu Urban Legends w wersji polskiej bądź z typowo polskimi historiami krążącymi pocztą pantoflową. Zamiast tego dostałam ładnie wydaną książkę ze spisanymi historiami wymyślonymi przez warszawskie i krakowskie dzieci z wczesnej podstawówki, ozdobione rysunkami autorów. Niestety, nudne i niestrawne. Nie podziwiam wyobraźni 9-10 latków, historie są przeciętne, dziecinne i naiwne. Książka wraca na podaj.net (serwis już nie istnieje - 2018).

#45

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 5, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, dla-dzieci - Skomentuj


Tove Jansson - W dolinie Muminków

To taka najjaśniejsza i najpozytywniejsza ze wszystkich książek o Dolinie. Nie ma prawdziwych niebezpieczeństw - czarodziejski kapelusz, działający wprawdzie niespodziewanie, ma działanie odwracalne i przydaje się do przekupienia Buki. Buka nie jest straszna (jak w "Tatusiu Muminka i morzu"), tylko samotna i zziębnięta, a do tego bardzo rozsądna i dająca się przekupić. Przerażający czarnoksiężnik z czarną panterą wygląda na złego, ale mimo posiadania wielkiej mocy nie używa jej do szkodzenia nikomu, a wręcz przeciwnie. W dzieciństwie to właśnie była moja ulubiona książka o lecie - dom z drabinką sznurową, hamak w ogrodzie, gąszcz egzotycznych roślin, wyprawa łódką na wyspę, szukanie skarbów i leniwe leżenie na pomoście, a na końcu wielki całonocny festyn z fajerwerkami i naleśnikami. Teraz wprawdzie czuję się bardziej jak Mama Muminka z torebką i nieustającą chętką na drzemkę popołudniową, ale mam cały czas w środku to poczucie, że jeszcze przede mną trochę takich letnich dni.

Inne tej autorki:

#4

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 5, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, dla-dzieci, panie - Komentarzy: 4