Więcej o
2025
Rok 1967, początek czerwca. Rzecz się dzieje egzotycznie, bo w Szwecji. W małej nadmorskiej miejscowości w luksusowej willi mieszkają zamożni wczasowicze, spędzają czas na spacerach, brydżu i rozmowach. Wtem jedna z lokatorek, milionerka Jansson, zostaje znaleziona martwa. Okazuje się, że dama była z pochodzenia Polką, a na ramieniu miała wytatuowany numer, co wskazywało, że była więźniarką z Oświęcimia. O śledztwie, prowadzonym przez bardzo młodego policjanta, opowiada w swoich notatkach jeden z mieszkańców pensjonatu, dokooptowany do śledztwa ze względu na zawód - jest lekarzem policyjnym. Policja wraz z dziennikarzami analizuje różne tropy, pada nieodłączna sugestia, że to dzicy obcokrajowcy, w tym Polacy, bo przecież żaden szanujący się Szwed itd. Ginie kolejny Polak mieszkający w okolicy, również po przejściach obozowych, a niedługo potem jeden z policjantów z lokalnego posterunku. Narrator podkpiwa sobie z młodego śledczego, ale ten dowiaduje się zaskakująco dużo rzeczy o zamordowanej i idzie jak po sznurku do zbrodniarza wojennego, który myślał, że się nie wywinie.
Nie czytałam wcześniej tej książki, ale tropy pozostawione przez autora były oczywiste, zwłaszcza że to nie jedyna książka Edigeya, gdzie intryga jest oparta o ten sam charakterystyczny motyw, co u pewnej znanej autorki kryminałów. Miejsce akcji jest dość pretekstowe, równie dobrze mógłby to być jakiś polski kurort, bo realia są dość ubogie[1]; może był to pretekst do bawiąc-uczyć o Folke Bernadotte i jego powojennej akcji wsparcia dla więźniów obozów. Klasycznie, morderca złapany jest za pomocą odcisku na szkle oraz dzięki sprytnej prowokacji, której ten nawet nie zauważa. Trochę polityki - zamieszanie na Bliskim Wschodzie oraz dywagacje o równowadze w Szwecji, gdzie wzajemnie na siebie wywiera nacisk rząd, prasa i opozycja, a jak coś pójdzie nie tak, to zwalniany zostaje personel niższego szczebla.
Się kupuje: tani alkohol na polskim promie, tańsze masło i ser w Kopenhadze.
Się nie pije: herbaty, jak kto pije - gwarantowanie obcokrajowiec.
Się pije: doskonały koniak.
Seksizm: właścicielka pensjonatu sugeruje zapieczętowanie pokoju denatki, pomysł oczywiście przypisuje sobie lekarz policyjny. Pokojówka jest określana tylko jako apetyczna, śliczna i urocza, a podczas przesłuchania, kiedy okazuje się, że coś przemilczała, śledczy bynajmniej nie jest dla niej bardzo uprzejmy.
[1] Potencjalnie egzotyczną jak na lata 60. rzeczą jest opcja pójścia do nocnego klubu na striptiz w celu rozrywki. Wprawdzie panie są ponętnie krągłe, ale całość jest nudna. Dodatkowo elementem intrygi jest kradzież i przy okazji szczegółowe wyjaśnienia, jak działają czeki, których w Polsce nie było wtedy (nie narzekam, mam w pamięci krótki epizod z próbą korzystania z czeków w okresie przed posiadaniem konta, nie polecam, nikt tego badziewia nie honorował, a próba wypłaty była karkołomna).
Inne tego autora.
#66/#15
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 12, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panowie, prl
- Komentarzy: 4
Narratorka, czasem zwana przez wiarołomnego męża Wilhelma Belcią, snuje monolog. O swojej matce, włosach jako znaku rozpoznawczym, które jednak goli na zapałkę, bo jej mąż wtedy się nią zachwyca, o tym, że mąż kupił jej pieska po tym, jak urodziła martwe dziecko, a potem zatrudnił do opieki nad pieskiem Niańkę, z którą miał romans. O wcześniejszych związkach, o historii romansu, który Niańka w tym rzadkim momencie, kiedy zawarły sojusz przeciw Wilhelmowi, opowiadała przy papierosach w łazience, a który to romans miał miejsce w tytułowym hotelu. W tym samym hotelu, w którym narratorka spotyka się z panem, któremu tę opowieść snuje.
Wierzę, że jest to głos pokolenia, głos kobiet, które godzą się na kompromisy w imię tradycji, mąż, dziecko, a potem pozostałą z pustką i niespełnieniem, wypełniając niewygodną rolę, narzuconą przez nie wiadomo co - poczucie obowiązku, lojalność, posłuszeństwo. Ale jednocześnie to bardzo męczący utwór, zapewne bardziej sceniczny niż powieściowy, nie ma fabuły, nie ma rozwiązania i finału, jest tylko opowieść w opowieści, która zawiera kolejne opowieści. Przeczytałam, Wy nie musicie.
#65
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday September 10, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Kapitan Van Toch, Czech udający Holendra, odkrywa w tropikach inteligentne jaszczury - uczą się szybko mówić i kreratywnie korzystają z narzędzi. Na początku wymienia drobne elementy uzbrojenia za perły - zyskuje drogie klejnoty, za które może urządzić się do końca życia, a jaszczury mają czym bronić się przed dziesiątkującymi je rekinami. Sytuacja szybko eskaluje, drobne przedsiębiorstwo poszukiwawcze po śmierci kapitana przeradza się w ogólnoświatowe konsorcjum, które szkoli jaszczury, rozwozi po całym świecie i sprzedaje do czasem morderczych prac podwodnych. Ma to oczywiście wpływ na światową gospodarkę, pojawia się konsekwencje - konflikty dyplomatyczne, często nieludzkie warunki traktowania jaszczurów budzą z jednej strony współczucie (i dyskusje, czy salamandry mają duszę), z drugiej zmuszają do coraz większej hodowli i zastępowania zużytych, panoszą się piraci, odławiający dzikie osobniki, dostarczanie zwierzętom broni i ładunków wybuchowych prowadzi do niespodziewanego finału.
Rzuciłam się na Čapka jak Reksio na szynkę, bo wreszcie jakiś klasyk, który nie dość, że jest świetnie napisany, to jeszcze nie irytujący i zabawny. Doskonałą frazę i nie irytującą treść podtrzymuję do samego, ale im dalej w las, tym bardziej mi rzedła mina. Nie że nie ma humoru - jest, mnóstwo, a oprócz często używanej ironii jest sporo zabawy formą - cytowane są celne komentarze, artykuły, depesze; bohaterowie absolutnie nie zdają sobie sprawy z wagi tego, co robią, a autor to bezlitośnie punktuje. Problem w tym, że to zabawna książka o niewolnictwie, wyścigu zbrojeń, wojnie i metodycznym niszczeniu grupy stworzeń w celu zaspokojenia demona kapitalizmu. Więc heheszki heheszkami, ale szybko miałam gęsią skórkę podczas słuchania, a uśmiech mi zamierał na ustach. Uprzedzając pytania, to książka o ludzkości o tym, jak szybko i zręcznie jesteśmy w stanie zniszczyć coś, co bez nas dobrze funkcjonowało oraz jak bardzo jesteśmy nienasyceni; dlatego nie możemy mieć ładnych rzeczy. Świetne, chcę więcej Čapka, ale może niekoniecznie o takim ciężarze gatunkowym.
#64/#14
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 8, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, panowie, sf-f
- Komentarzy: 2
Lauren widzi, jak z drabiny na strych w domu, który współodziedziczyła z siostrą po babci, schodzi jej mąż. Tyle że nigdy nie miała męża! Mężczyzna nie jest obrzydliwy, decyduje się więc zrobić dobrą minę i udaje żonę, a w międzyczasie dyskretnie - posługując się telefonem - orientuje się, że żyje w innej rzeczywistości niż zapamiętana. Szybko odkrywa się, że kiedy mąż wchodzi na strych, następuje dziwne wyładowanie i ze strychu wraca ktoś inny, kolejny mąż, a świat dookoła niej ulega resetowi i zmianie. W pracy - często innej niż wcześniej - może wziąć dzień wolny, stan konta nie zależy od poprzednich zakupów, jej siostra ma dzieci albo nie, jej przyjaciele są w związkach, a mężowie są albo w porządku, albo zupełnie nie, meble i mieszkanie się zmienia, jedyną stałą jest to, że ona pamięta. Na początku zmienia więc ich jak rękawiczki, czasem z dość trywialnych powodów, potem z tymi, którzy są fajniejsi, zostaje na dłużej. Bardzo lubi Cartera, ale Carter niespodziewanie znika, zostawiając ją z rozdartym sercem. Spędza stosunkowo dużo czasu z super zamożnym Feliksem, ale luksus przestaje jej przesłaniać to, że jej mąż to hochsztapler i palant. Czasem bywa dramatycznie, czasem brutalnie, ale Lauren planuje kontynuować bez poczucia celu do momentu, kiedy ze strychu nie schodzi Bohai, który - tak jak ona - skacze między światami. Miłości między nimi nie ma, ale dogadują się, że po kolejnych przeskokach będą się ze sobą spotykać. Po prawie 200 mężach Lauren zaczyna myśleć o tym, czy podoba jej się takie życie i w którym momencie będzie wreszcie idealnie.
Arcyciekawy pomysł, zupełnie mnie nie dziwi, że już robi się ekranizacja. Nieco podobny klimat do ”The Time Traveler’s Wife”, tyle że zamiast zabawy z czasem jest multiverse. Lauren każdorazowo analizuje, w jaki sposób się z nowym mężem spotkała, co się dzieje z jej przyjaciółmi i rodziną, ale niespecjalnie się zastanawia, co się stanie, kiedy mąż “wróci na strych”, wyskakuje z kolejnych światów bez konsekwencji. Nieco bardziej świadomym “podróżnikiem” jest Bohai, który ucieka od razu, kiedy widzi dzieci lub zobowiązania, bo obawia się, że pozostawienie tego będzie trudniejsze niż tylko ucieczka od kolejnych partnerów. Dramatyczna jest historia związku Lauren, który zaczyna się od tego, że mąż schodząc ze strychu spada i łamie kręgosłup - tak, technicznie trudno jest połamanego człowieka zmusić do ponownego wejścia na strych, nawet jak się okazuje, że wymaga opieki (butelki z moczem!) i jest… zwyczajnie nudny. Czy to sprawia, że Lauren jest złym człowiekiem i bez skakania między światami również by bez wahania odeszła od męża, bo głośno żuje jedzenie, ma duże stopy czy dlatego, że w domu jest za czysto? Niekoniecznie. Ale tu ma wybór, chociaż czasem to wybór kosztowny. Finał jest całkiem zgrabny, aczkolwiek nie wiem, czy optymalny.
#63
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 5, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, panie, sf-f
- Komentarzy: 1
Mam wrażenie, że “Najdalszy brzeg” jeszcze czytałam, dawno temu. Magia zanika, pozostawiając nie tylko czarnoksiężników, ale też zwykłych ludzi bez poczucia sensu. Młody następca tronu w Havnorze, Arren, dociera do szkoły na Roke, gdzie alarmuje arcymaga Geda, że świat się degeneruje wszędzie. Razem ruszają w stronę zachodzącego słońca, do końca nie wiedząc, gdzie. Młodzieniec jest nieco zaskoczony zwyczajnością Geda, który najlepiej wspomina pasanie kóz, a nie rozmowy ze smokami czy wyprawy, o których opowiadane były legendy. Wędrują, wędrują, przeżywają chwile załamania, spotykają się z coraz drastyczniejszymi sytuacjami, gdzie realność nie daje żadnej nadziei, wreszcie docierają do tytułowej najdalszej krainy i Ged stacza ostateczną walkę z Cobem, zarozumialcem z pierwszego tomu, który doprowadził do wycieku magii. I to nie jest zły tom, ale jest dość statyczny, taki quest, przegląd przez krainy i pomost do ostatniego tomu.
Znacznie bardziej podobała mi się nieczytana wcześniej ”Tehanu”. Tenar, aktualnie zwana Gohą (sic!), wdowa po gospodarzu Krzemieniu - bo zamiast wielkiego świata i zaszczytów, które mogła mieć po odzyskaniu pierścienia Erretha-Akbe - wolała spokojne, wiejskie życie żony i matki na wyspie Gont, udaje się na wezwanie umierającego maga Ogiona. Zabiera ze sobą Therru, cudem uratowaną od śmierci poparzoną dziewczynkę, skrzywdzoną przez rodziców. Mała prawie nie mówi, boi się wszystkich oprócz Tenar; gorzej, nawet zwykle łagodni mieszkańcy wsi unikają jej i uważają za przeklętą. Ogion umiera, nie doczekawszy Geda, po którego posłał. Ged się pojawia na plecach smoka Kalessina, ale to cień człowieka - utracił swoją magię, odzyskując jej zasoby dla świata, do tego utracił nadzieję i siły. Wtem się dzieje - pojawiają się posłańcy młodego króla, zarozumiały mag Osika i szemrany mężczyzna, dawny towarzysz opiekunów Therru. Ci pierwsi szukają Geda, pozostali krzywo patrzą na przeklętą babę Gohę i jej paskudnego bękarta. Na tym dramatycznym gruncie rozwija się zajawiana dwa tomy wcześniej miłość Tenar i Geda, Therru odkrywa swoje pochodzenie (spodziewałam się od pierwszej opowieści o ludziach i smokach), a źli zostają ukarani. To zdecydowanie bogatsza i bardziej dojrzała historia o przemijaniu, życiowych decyzjach, miłości i zaufaniu. Tyle że według mnie jest za krótka - po brutalnym finale w zasadzie kończy się wielkim odkryciem i żyli-długo-i-szczęśliwie stronę przed końcem.
Inne tej autorki.
#61-62
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 2, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, panie, sf-f
- Komentarzy: 3
Annie odprowadza 17-letnią córkę na samolot do Londynu, dziewczyna spędzi tam trzy miesiące przed studiami. Wraca do pięknego domu w Malibu, zastanawiając się, czym zapełni pustkę po byciu przede wszystkim matką, wtem dostaje od ukochanego, choć zapracowanego męża prosty komunikat: kocha inną, zostawia ją, ma nie robić scen. Po początkowym szoku Annie wraca do rodzinnego miasteczka w stanie Waszyngton, do swojego owdowiałego od lat ojca. Ojciec wysyła ją do psychiatry, wjeżdża prozak, Annie zaczyna zmiany od obcięcia włosów na krótko. W salonie dowiaduje się, że jej najlepsza przyjaciółka z liceum umarła, pozostawiając małą córeczkę i męża Nicka, który przed ślubem był pierwszym chłopakiem Annie. To wystarczy, żeby kobieta odzyskała poczucie sensu, bo kto jak nie ona naprawi 6-latkę i alkoholika z nieprzepracowaną żałobą. Tyle że w pewnym momencie nie dość, że jej wiarołomny mąż przegląda na oczy i chce ją z powrotem, to jeszcze okazuje się, że tuż przed rozstaniem zaszła z nim w ciążę.
Mam takie mieszane uczucia w związku z książkami tej autorki. Są sprawnie napisane, postaci barwne, historie ciekawe, ale nie każda książka przynosi coś wartościowego. Podobały mi się ”Firefly Lane” i “Słowik”, inne mniej; ta należy do tych, co mniej. Fabuła jest dość łopatologiczna, trochę na coelhowskiej zasadzie “wszechświat sprzyja dobrym, a złych karze”, osoba dobra wyjdzie obronnie z każdej opresji, nawet jeśli jest to tak sobie wiarygodne psychologicznie. Niekoniecznie do ponownego czytania.
Inne tej autorki.
#60
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 1, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj