Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o 2014

John Galsworthy - Nowoczesna komedia

Kolejne pokolenie Forsyte'ów, lata 20. XX wieku. Syn Ireny, Jon, wyjechał z nią do Ameryki i na trochę ślad po nim zaginął. Fleur, córka Soamesa, wzięła szybki ślub z Michałem Montem, bo nie dość, że szlachta, to jeszcze do tego okazał się miłym człowiekiem. Jak ojciec, który otaczał się ładnymi przedmiotami, córka zaczęła otaczać się sławnymi ludźmi - pisarzami, poetami, aktorami, prowadząc tzw. salon. Spora część książki, jako przełamanie miałkości egzystencji tzw. sfer (romansiki, afera finansowa, proces o zniesławienie - jedna pani nazwała Fleur snobką, Fleur nazwała ją niemoralną i żmiją), opowiada o batalii młodego Monta w parlamencie w sprawie tzw. foggartyzmu, który naiwnie zakładał poprawienie stanu biedoty przez eksport dzieci do kolonii. Jak mówi moje dziecko - nudy, nudy, nudy. Sytuacja nieco się poprawiła w drugim i trzecim tomie, kiedy świeżo ożeniony z Amerykanką Jon wraca do kraju, żeby założyć farmę. Fleur, mimo że jakoś poukładała sobie życie z Michałem (dorobili się nawet dziecka, małego Kita), wpada na błyskotliwy pomysł, że jak się prześpi z Jonem, to potem jakoś to będzie. To już prawie powieść sensacyjna, tyle że - absurdalnie - bardziej współczułam staremu Soamesowi, który jako jedyny czuł, że coś się dzieje i usiłował ochronić swoją córkę przed samą sobą.

Wprawdzie to oryginalna Saga miała w zamyśle opowiadać o schyłku imperium, ale właśnie "Nowoczesna komedia" pokazuje, jak się rozpada wyobrażenie klasy wyższej o jej roli w społeczeństwie. Pseudodobroczynność, reakcja na strajki robotników kontra wyścigi w Ascot, bywanie i Parlament.

Inne tego autora tu.

#131-132 (2014), #2 (2015)

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 6, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, 2015, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Kate Atkinson - Jej wszystkie życia

Wyobraźcie sobie połączenie "Września" Rosamunde Pilcher i jej detalicznie opisaną angielską, leniwą prowincje z bohaterami opowiadań o bombardowanym Londynie Connie Willis, w którym przeniesieni z przyszłości historycy ratują katedrę Świętego Pawła. To właśnie będzie ta książka. J. obiecała mi, że dostanę kawałek pysznej fabuły i była to święta prawda - wsiąkłam i nie mogłam się oderwać. Ursula, urodzona pewnej zimowej nocy podczas śnieżycy w angielskim wiejskim dworku, ma wiele takich punktów w życiu, kiedy dzieje się jej coś złego - o mało nie umiera przy urodzinach, spada z dachu, topi się, ociera się o zarażenie hiszpańską grypą... tyle że w jakiś metafizyczny sposób umie wrócić do rozstajów życia i wybrać inną drogę, która ją (i jej bliskich) uchroni. "Jak by to było, otrzymać od losu drugą szansę? A potem trzecią? Mieć nieskończoną liczbę możliwości, aby przeżyć swoje życie? Czy za którymś razem udałoby się ocalić świat przed przeznaczeniem, jakie jest mu pisane?" - pyta redakcja (autorka) w notce na okładce. Do tego wszystkiego to bardzo ciepła książka, taka domowo-sielska, mimo że z elementami tragicznymi. Życie składa się z malutkich "tu i teraz" i to od bohaterów zależy, czy umieją to dobrze wykorzystać.

Królowa jest zachwycona.

Inne tej autorki:

#100 (yay!)

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 2, 2014

Link permanentny - Tagi: panie, 2014, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


Albania, Saranda

... czyli o tym, że jednak było jechać do Butrintu. Albowiem w Butrincie są podobno piękne wykopaliska na miarę Pompejów, tylko może mozaiki pochowane. Ale mając w perspektywie 4 godziny mendzenia, że jest gorąco, nogi bolą, pić, kiedy się kąpiemy, ja chcę już do hotelu itp., wybraliśmy opcję plaża w Sarandzie. Więc - jeśli ktoś Wam powiedział, że w Grecji jest brudno i byle jak, to nie był w Albanii. Plaża publiczna, jakkolwiek piękna wzrokowo, z błękitną, przezroczystą wodą, składa się z kamieni (wytrzymam, chociaż bose stopy oznaczają na zmianę syczenie z gorąca albo ze stanięcia na ostrych krawędziach) oraz z niedopałków, śmieci i pestek słonecznika. Bo połowa pali, druga połowa (nieletnia) łuska i rzuca, a śmiecą równo wszyscy. Miasto-kurort Saranda składa się głównie z hoteli-wieżowców, stosunkowo nowych, prawie zupełnie bez innych budynków, tuż przy plaży. Z rzadka zdarza się restauracja, a większość boleśnie przypomina Mielno '82. Więc jeśli marzycie o nostalgicznej podróży do PRL-u i FWP - Albania to zapewni. Wiem, jestem uprzedzona tylko dlatego, bo nie spotkałam żadnego kota (TŻ mówi, że je zjedli, ale jednak mam nadzieję, że nie). Pozytywy - lokalna waluta - leki - są naprawdę ładne (zwłaszcza monety), a Majut pozyskał pocztówkę w sklepiku ("it's a gift for kid").

PS Za oknem opcja niemiecka ma wieczór grecki. Lokalesi grają i śpiewają, turyści klaszczą i wznoszą okrzyki. Irytujące czasem cykady i okazjonalny wrzask sierpniowanej kotki (tutaj sezon chyba dalej w pełni) zdają się muzyką dla uszu.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 31, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: 2014, albania, saranda - Komentarzy: 1


#Korfu, Kerkyra[2]

[28.08.2014]

Stolicę wyspy wybrałam sobie na zwiedzanie w prezencie urodzinowym i był to naprawdę piękny prezent (nic to, że z powodu upału dostałam potwornej migreny, przeszła). Między Nową Fortecą (Neo Frourio) i Starą Fortecą (Paleo Frourio) rozciąga się labirynt wąziutkich uliczek we francuskim stylu. W uliczkach sklepiki, restauracje, biura podróży i mieszkańcy, którzy suszą pranie, siedzą na progach domów i rozmawiają z okien nad głowami przechodniów. Cała Kerkyra to mieszanka stylów - greckich, weneckich, francuskich i brytyjskich [2018 - link nieaktywny], pokazujących historyczne koleje losu wyspy. Z czasów, kiedy rodzina Durrellów mieszkała na wyspie (i wcześniejszych), zostało np. pole do gry w krykieta w samym centrum, na Esplanadzie (i urokliwa Rotunda Maitlanda). Malownicze arkady Listonu tuż obok Esplanady dają cień.

To był jeden z gorętszych dni wakacji, dlatego po samym mieście mam niedosyt - zdobyliśmy się ze względu na Majuta tylko na spacer uliczkami i przejście przez Starą Fortecę; Muzeum Banknotów było akurat zamknięte (w ogóle ciężko znaleźć na www aktualne godziny otwarcia obiektów), zmęczona i spocona 5-latka nie rokowała też na spokojne przeglądanie zbiorów Muzeum Sztuki Azjatyckiej czy Galerii Malarstwa. Jedliśmy w jednej z restauracji w Listonie - Gondola, ponieważ było życzenie, że pizza. Sama raczej bym celowała w jedną z greckich tawern w którejś z uliczek. Zdecydowanie warto też pojechać do przylegającego stolicy półwyspu Kanoni, skąd widać dwie wysepki - Vlachernę i Pontikonissi (i lotnisko ze zbyt krótkim - o 700 metrów - pasem startowym).

Lokalne specjalności: oliwa z oliwek, przetwory z kumkwatu (marmolada, konfitury, owoce w syropie i nalewka), loukoumi (greckie rachatłukum), gęsta marmolada z fig (w formie plastrów lub kiełbasek), suszone zioła i mydło oliwkowe. Wszystko można dostać na straganach i w marketach (we w miarę sensownych cenach) w każdej miejscowości turystycznej. Przywiozłam też książkę kucharską, poręcznie wydaną w wielu językach.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 28, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: grecja, korfu, 2014 - Skomentuj


Helen Fielding - Bridget Jones. W pogoni za facetem

Wszyscy nową Bridget zjechali, a ja wręcz przeciwnie - uważam, że autorce mimo upływu nastu lat udało się świetnie zachować osobowość bohaterki. Jones, lat 51 (aktualnie pani Darcy), wraca na "rynek" randkowania jako wdowa, 4 lata po śmierci męża; nie powiem, co pcha mi się na usta na określenie Marka Darcy, który chwilę po tym, jak urodziło mu się młodsze dziecko, pojechał do Darfuru, gdzie w ramach walki o prawa człowieka dał się wysadzić w powietrze. Nic się nie zmieniło - każdy dzień życia Bridget to liczenie kalorii, usiłowanie zrobienia czegoś innego niż twittowanie (w końcu łatwo się uzależnia od wszystkiego) lub myślenie o mężczyznach, chociaż w dalszym ciągu walory intelektualne jej się nie poprawiły. Usiłuje robić karierę jako scenarzystka, z podobnym rezultatem co wcześniej w roli dziennikarki. Twitter pozwala jej na zdobycie większej publiczności oraz WTEM! 30-letniego faceta. Ale co innego faceta zdobyć, a co innego utrzymać, zwłaszcza z dwójką absorbujących dzieci.

Owszem, sporo jest o pierdzeniu, ale i poprzednie tomy były dość fizjologiczne, a poza tym uczciwie - z wiekiem perystaltyka zaczyna odgrywać coraz większą rolę w życiu człowieka. Nie dziwię się też, że przez lata z Markiem Bridget nie zmądrzała, przecież nie było takiej potrzeby - Mark się martwił o wszystko i rozwiązywał nawet najidiotyczniejsze problemy. W drugim planie to książka o wdowieństwie i utracie, w lekkim tonie, bo to w końcu typowa chic-lit bez pretensji (owdowiała matka mieszka z owdowiałą przyjaciółką w luksusowym domu dla starszych, wyprawy statkiem i zumba). Kwestie szkolne z wyścigiem matek i działaniami "społecznymi" bardzo przypominają "Może zawierać orzeszki".

Inne tej autorki:

#55

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 25, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panowie, panie - Komentarzy: 5


Wacław Radziwinowicz - Gogol w czasach Google'a

W tle obrabiam kaktusy (a jest ich mnóstwo, tyle że konkurują z zaległościami serialowymi, więc wiecie), więc na czas oczekiwania przerywnik kulturalny (dzięki kindle'owi będzie ich chyba 8, nie licząc "Ewa wzywa 07").

Krótka forma - zbiór felietonów korespondenta GW z Moskwy z lat 1998 – 2012. O Putinie, Biesłanie, wojnie, korupcji, łagrach, Pussy Riot, zalegalizowanej bezkarności noworuskich, kontrastach, rosyjskiej duszy i rozmrażających się zwłokach żołnierzy zabitych w Czeczenii w chłodni-kostnicy. O nienawiści Rosjan do innych nacji - Czeczenów, Chińczyków czy Gruzinów, a nawet o nienawiści Moskwianin do Rosjan napływających do stolicy. O dzikiej brawurze, która każe krzyczeć pilotowi samolotu tuż przed katastrofą "Pizdziec!". To wszystko, co opisuje Daszkowa z przymrużeniem oka, w reportażach Radziwinowicza okazuje się oparte na faktach. Nie da się tej książki czytać z czystą głową, rzeczy paradoksalne i zabawne nie równoważą przerażającego spustoszenia, które historia poczyniła w głowach Rosjan.

#1 (chociaż zaczęłam w 2013).

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 13, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, panowie, reportaz - Skomentuj