Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Teresa, ciotka Joanny, przylatuje z Kanady, żeby odpocząć w Polsce. Z życzeń ma zwiedzanie dość losowych kawałków kraju, które przegapiła z czasów, kiedy jeszcze mieszkała na rodzinnej ziemi oraz żeby jeździć bocznymi drogami, bo ma dość autostrad; skądinąd jest to ciekawy paradoks, bo w drogach wielopasmowych w PRL-u raczej nie było specjalnego wyboru. Dość, że trasa wakacji planowana jest metodą mocno chałupniczą, noclegi - tylko po znajomości i raczej w niespodziewanych miejscach typu przyfabryczne pokoje gościnne lub po rodzinie. Po zamieszaniu na lotnisku za wesołą, choć mocno niezorganizowaną wycieczką, podąża samochód z kraciastą walizką, ktoś próbuje ich okraść, wreszcie podczas pieszej wyprawy znika Teresa. Joanna, ostoja rozsądku, usiłuje zapanować nad paniką, angażuje swojego gacha, Marka, związanego z tzw. służbami (wtedy jeszcze dobrze rokował) do rozwiązania tajemnicy porywaczy, którzy okazują się zaskakująco blisko związani z rodziną. Finał ma miejsce w rodzinnej Tończy, gdzie zostaje dokonane odkrycie z przeszłości.
To nie jest zła książka, aczkolwiek dość chaotyczna - wielokrotnie traciłam wątek, próbując nadążyć za rozłażącą się jak gacie na szwie rodziną. Jako osoba zorganizowana, zwłaszcza w kwestii planowania podróży, wielokrotnie zżymałam się nad ideą notowania adresów i terminów noclegów na wystrzępionej kartce, zresztą często gubionej, jechania “na pamięć” albo metodą pytania losowych osób o inne osoby. Wiem, że Chmielewska nie pałała zbytnią admiracją do zarządzania gospodarstwem, ale miałam gęsią skórkę czytając pasusy typu “Obiadowe kurczaki woziłam tam i z powrotem, upychając je w lodówce, na zmianę rozmrażając i zamrażając”, brr. Z rozczarowaniem odkryłam, że przestał mnie śmieszyć język - przy wszelkich nieporozumieniach wynikających z tego, że ktoś pomylił klatkę na filmie z klatką w zoo itp., mogłam tylko przewracać oczami.
Tak jak w innych reliktach PRL-u - pali się na potęgę, również w samochodzie. Na nocne czuwanie autorka bierze ze sobą dwie paczki smrodliwych ”Sportów” (chociaż już w “Klinie”, o czym niebawem, pali “Piasty”), bo inne papierosy nie odstraszają komarów.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#26