Więcej o
Maja
Krawędź lata. Najlepsza pora roku na świecie. Nawet poranek nie jest trudny.
Otwarte okno w sypialni nocą. Dźwięk pociągu, który jedzie gdzieś w świat, kiedy leżę wtulona w poduszkę i nigdzie się nie wybieram. Świat kręci się beze mnie.
Lipy. Już pachną. I piwonie. I jaśmin. W tym roku cykl kwitnienia następuje szybko i płynnie, nie zdążę się rozczarować, że skończył się bez, kasztanowce czy akacja, bo jest coś nowego.
Kot Burszyk, który jest na łóżku zawsze przede mną. A priori mruczący i absolutnie chętny na głaskanie; wyciąga w górę tygrysie łapy, pokryte futerkiem z jedwabiu i aksamitu.
I ten moment, kiedy dostaję rysunek z głowonogami. Zawsze mam na nim ogromne oczy i piękne piersi, bo wspomnienie o karmieniu jest od jakiegoś czasu najczęstszą historią, o której opowiedzenie prosi.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 5, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Maja
- Komentarzy: 1
Narysowałam na kartce prostokąt z kokardą, żeby było wiadomo, co; siebie i TŻ-a, żeby wiadomo od kogo. Bo Maj wstaje wcześniej niż my, a rano jestem w stanie wydać porcję mleka i wrócić spać. I był zachwyt. Kapelusz pasował i do piżamy, dało się też jechać w nim w samochodzie. Zdecydowanie większy fun factor niż zestawik Lego Friends z papugą. Chociaż Lego też miłe.
H&M, 25 zł.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 1, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Przydasie, Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 2
Nie pamiętam, czemu nie byliśmy rok temu, ale dziś było dość tłoczno, od nie pamiętam od jak dawna udało nam się dotrzeć akurat na koziołki o 12, więc tłoczno podwójnie. Do tego pani na gesangu, nachalnie zanęcająca wszystkich do puszczania baniek na komendę i do świetnej zabawy, też nie pomagała. Więc może dlatego. Maj był zaaferowany, łapał bańki, dmuchał, ale za dużo, za głośno, za ludnie.
GALERIA ZDJĘĆ, a z poprzednich okazji: 2012 i 2011.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 31, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
[15 maja 2014, a frazę pożyczyłam sobie dziś od Kaczki.]
Mogłaby być zodiakalnym wodnikiem, bo ze wszystkich żywiołów najbardziej lubi wodę. Zabieram więc tam, gdzie woda jest, nawet jeśli nie można się kąpać (wyjątkowo zimny maj, jak co roku, gdzie te 30 celsjuszów obiecane?). Pod Teatrem Wielkim widać, że miastu potrzebna jest trawa, na której można położyć się i patrzeć w niebo. Bardzo potrzebna.
Aktualnie jest legalistką, najważniejszymi znakami są aktualnie zakazy. Że nie palić, nie używać telefonu komórkowego, nie defekować psem, nie niszczyć zieleni. Oburzenie było zatem ogromne, kiedy zobaczyła, że mniejsza od niej dziewczynka zrywa przyfontannowe stokrotki. Ale jak to?! Czy jej mama nie przeczytała znaku, że nie wolno?! Na ławce z dziadkiem Heliodorem wprawdzie zakazu nie było, ale nie usiadła, nie robimy zdjęcia, ty usiądź. Usiadłam, jednakowoż ławki lepiej robić z drewna niż metalu, bo zimno w sempiternę.
Wracając zobaczyliśmy kaczkę-samiczkę. Ale taką prawdziwą, krzyżówkę. Kaczka pogardziła bułką, albowiem okazała się być matką i prowadzić ośmiokaczkowe stadko kacząt. Z lektury prasówki wyszło, że destabilizuje ruch drogowy w centrum miasta. Kaczko, szukaj domu poza ruchem miejskim.
GALERIA ZDJĘĆ.
PS W ramach odliczania na Świętym Marcinie kolejnych aptek, banków, lombardów i szybkich sklepów, gdzie bułki i wódka, odkryłam istnienie pralni samoobsługowej. Yay!
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 17, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 4
[11 maja 2014]
... i nie tylko. Po podróży drogami częściowo nieutwardzonymi (ale te widoki, bocian, łąka, rzepak, rzepak, rzepak, wierzba na horyzoncie i te chmury, jak z Chmur Dali) okazało się, że B. i V.[1] rzeczywiście spłodzili wielkookiego syna. I przywieźli irlandzki czedar (i rajstop w kotek! dla mnie!). Maj był nieco rozczarowany, że syn jest jeszcze rozmiarów mikrych i nie nadaje się do biegania z, ale nadrobiła zabawą z czarnym kotem Diabełkiem ("mamo, a mozemy jesce zostać? ploooosę!"). Ponieważ w okolicy był Biskupin, pojechaliśmy się upewnić, że w ciągu ostatnich dwóch lat nic się nie zmieniło. Nic. Wyploty z wikliny, drewno, podmokłe łąki, piękne niebo, króliki emitujące ogonki przy wskakiwaniu w krzaki, tylko Maj jakby urósł i się usamodzielnił. I nie zgubiliśmy tym razem pieska Waneski.
W leżącym opodal pałacyku w Marcinkowie Górnym jest bardzo elegancka (styl weselno-komunijny) restauracja. Owszem, na obiad dla 6 (i pół) osób trzeba się naczekać, ale jedzenie jest naprawdę świetne. Ze względu na lokalizację geograficzną - tuż obok zginął Leszek Biały podczas krwawej łaźni w Gąsawie[2] - większość dań w karcie ma coś królewskiego: a to leszkowy sos do królika, a to śledź z sosem tatarskim jest w stylu Leszka B., nie wspominając o zrazach. Niekrólewskie są wpadki niezamierzone - de volley, sos tomato (ciekawe, z czego) czy mrruczące purre.
A potem wracaliśmy w noc, co stanowi z niewiadomych względów atrakcję dla Maja.
GALERIA ZDJĘĆ 2014 oraz GALERIA ZDJĘĆ 2012.
[1] Lubię się upewniać, że ludzie z drugiej strony ekranu są prawdziwi, bardzo lubię.
[2] Chwilowo zawiesiliśmy na tę okoliczność zapoznawanie nieletniej z historią, szukam miejsc, w których zdarzyło się COŚ MIŁEGO, dla odmiany.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 16, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
biskupin, marcinowo, polska
- Komentarzy: 1
(od lewej: Maj, kot Diabełek)
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 15, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Maja, Fotografia+
- Skomentuj