Więcej o
Listy spod róży
Najważniejszym artefaktem wyjazdu okazał się duży pusty kubek po kawie nawynos, albowiem kiedy się przejeżdża przez tunel szybkiego ruchu pod Berlinem, to sytuacja robi się nieco napięta, jeśli najmłodszy uczestnik wycieczki zdradza chęć nagłego zwrotu spożytego w obfitości[1] pożywienia i napojów. Kubek utrzymał, doznałam wprawdzie uszczerbku na spodniach, ale w piątek spokojnie mogliśmy iść do zoo, a nie szukać na już w dzień wolny w Niemczech myjni samochodowej.
Myślałam, że wybraliśmy niesprytnie, idąc do zoo w dzień wolny od pracy, ale pogoda była doskonała (słonko, 16 stopni, 0% szans na deszcz), a ogromną[2] kolejkę przy głównym wejściu ominęliśmy, wchodząc w kilka minut od strony przeciwnej. Berliński zoolog jest fantastyczny - gęsty, zielony, pachnący wiosennym kwieciem (poza pawilonem drapieżników, który pachnie zwierzęciem), mimo tłumów wygodny, z mnóstwem ławek i zakamarków.
Z niejakim wstydem muszę wyznać, że najzabawniejszym wydarzeniem wizyty był tak na oko 2-letni malec, który zaaferowany wrąbał się w Petting Zoo w sadzawkę koło kranu do mycia rąk, tak po pas. Zapewne to zabawne dla niego i rodziców nie było, ale minę miał wartą wszystkich pieniędzy.
Adresy:
Bardzo przyjemna restauracja peruwiańska (z grającym do pieczystego młodym człowiekiem z gitarą): Sabor Latino, Badensche Straße 35.
Zoologischer Garten Berlin AG, Hardenbergplatz 8 (wejście główne), Budapester Str. 32 (wejście zapasowe, przy Akwarium).
[1] Albowiem chyba przestawimy się na karmienie w samochodzie. Wystarczy, że są zapięte pasy i uruchomiony silnik, a już zaczyna się przetrząsanie prowiantu i ciągłe pytanie "A co jest jeszcze do zjedzenia" (duży ogórek, kilka kawałków marchwi, chrupki ryżowe, chleb żytni, soczek, woda, precelki, jabłko, oreo). Oczywiście zakładając, że się nie zwróci.
[2] EDIT: całkiem małą, patrząc na kolejkę do poznańskiego Nowego Zoo (2h czekania).
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 1, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
niemcy, berlin, zoo, ogrod-zoologiczny, majowka2015
- Komentarzy: 4
W zasadzie to mieliśmy pojechać i ponurzać się w tulipanowym polu w podpoznańskich Gołuskach, ale okazało się, że tulipanów nie ma. Na małym poletku obok szklarni rosną jeszcze same pączki, nieliczne samosiejki dookoła, a zamiast tych kilometrów kolorów z ubiegłego roku jakaś świeża zielenina. Smuteczek. Zatrzymaliśmy się więc na kawę, zaskoczeni WTEM wyrośniętym pałacem. WTEM, bo świeżutkim, AD 2014. Pośrodku niczego pałac ze wszystkim - ze stawem, gazebo (!), ogrodem z mosteczkami nad strumykiem, placem zabaw (na kawę i na plac zabaw, żeby nie skłamać). W środku parkiet do weselnych korowodów, biel obrusów, kryształowe żyrandole, sztućce WMF, pianino dla tapera i wyrafinowane menu. Mimo zwykłej kwietniowej niedzieli - lokal pełny. Zapewne za 50-70 lat to będzie fajny zabytek nie wiadomo jakiej przeszłości.
Zjawiskowe niebo - gratis.
Strona pałacu tutaj (zwłaszcza polecam galerię).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 26, 2015
Link permanentny -
Tagi:
2015, batorowo, polska -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+
- Komentarzy: 2
Żeby nie było, że najpierw metro było w Europie, a potem długo, długo nic, już w 1913 roku powstało metro w stolicy Argentyny. Nietypowa nazwa - Subte - wyjaśniła mi się szybko, bo to skrót od Subterráneos (de Buenos Aires), "podziemna". Wagony jak wszędzie indziej, zejścia do stacji podobnie, ale to, co mnie wzruszyło najbardziej to - wiadomo - kompozycje z pięknych kafelków na ścianach (murales) oraz Matka Boska z Metra, chyba na stacji Catedral.
PS Przeglądając w głowie listę miast, w których byłam, okazało się też, że jechałam metrem we Frankfurcie (takim świeżym, z 1968 roku), ale nie mam żadnych zdjęć.
Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona * Porto. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 18, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
buenos-aires, metro, argentyna
- Skomentuj
Co roku trwa wyścig - czy da się trafić na szczyt kwitnienia śnieżyc w Śnieżycowym Jarze zanim wojsko pozamyka teren w celu rozsiania po okolicznych lasach nabojów i robienia hałasu. W tym roku może odrobinę (pun intended) przestrzeliłam, bo największy rozkwit ma mieć miejsce w ten (14-15.03) weekend, ale i tak było pięknie. 6 km spaceru przez nieco zabłocony las, rojące się mrowiska, motylki cytrynki rysujące w powietrzu koronkowe arabeski, śpiew ptaków i tłumy ludzi, często ze zwierzyną i przychówkiem. I mnóstwo drobnych kwiatków, wychylających się spod pojesiennych liści.
Zdaje się, że nie pokazywałam zdjęć z ubiegłego roku, bo mi padła płyta w komputerze, ale tak wyglądało w Jarze w 2009 roku (jakoś zaskakująco aktywna w ciąży byłam).
Jak trafić: myśmy jechali od strony wsi Starczanowo (tej koło Murowanej Gośliny), bezpośrednio przed wejściem do rezerwatu jest parking na polu (4 zł/auto). Można też podjechać od Uchorowa, ale nie jechałam tamtędy, więc nie wiem. Dla młodzieży mały plac zabaw (aczkolwiek ciężko przeforsować opcję, że najpierw spacer, potem plac, co poddaję pod rozwagę) oraz tuż obok młody wesoły koń, chętnie robiący za lokalnego gwiazdora, nawet bez zakąski.
Na facebookowej stronie Rezerwatu pojawiają się informacje o terminach i stanie zaawansowania kwiatostanu. I jeśli planujecie, tak jak my, że po spacerze fajnie byłoby udać się do Murowanej Gośliny na pizzę, to raczej zarezerwujcie miejsce, bo na taki pomysł wpada zapewne 1/3 odwiedzających.
GALERIA ZDJĘĆ.
PS Maciej, mam wrażenie, że Cię widziałam, ale minąłeś mnie w przelocie.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 8, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
2015, śnieżycowy-jar, polska
- Komentarzy: 2
Budapeszt. Miasto po dwóch stronach Dunaju, co - jak się okazuje - wcale nie przeszkadza w tym, żeby wykopać pod ziemią drugie najstarsze metro na świecie (1896!). Zważywszy na egzotyczność języka, w którym taka "policja" to "rendőrség", to naprawdę zaskakujące, że metro nazywa się tak zwyczajnie - "metró". Podejrzanie oczywiste. W Budapeszcie metro jest zdecydowanie fajniejsze niż jeżdżenie samochodem, albowiem wiele ulic jest jednokierunkowych i czasem trzeba przejechać dwa razy przez Dunaj, jak się źle skręci. BTDTGTT (jako pasażer, bo nie miałam jeszcze prawa jazdy).
(2005, 2006)
I tak jak berlińską linię U2 rozsławił pewien dubliński zespół, tak budapesztańskie metro występuje jako pełnoprawny bohater w filmie "Kontrolerzy".
Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona * Porto. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 6, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
węgry, metro
- Skomentuj
Nie lubię autobusów (oczywiście z wyjątkiem piętrowych, zwłaszcza tych jeżdżących po niewłaściwej stronie). Uwielbiam za to metro. Za fantastyczną architekturę stacji, ruchome schody, logikę i łatwość opanowania jazdy nawet na Tajwanie, gdzie wprawdzie oprócz ideogramów były angielskie napisy i nazwy, ale prawie każdy zapytany lokales uśmiechał się, kręcił głową i zwiewał. Z okazji odzyskania archiwum zdjęć z padniętego w ubiegłym roku komputera zebrałam mały cykl, który ma to do siebie, że zawiera tory oraz jest kolorowy. Oraz ma dla mnie niebagatelną wartość sentymentalną.
Berlin, Niemcy. Metro nazywa się U-bahn (w przeciwieństwie do S-bahnu, który jest kolejką podmiejską), łatwo znaleźć, bo nad każdą stacją jest niebieska litera "U". Zwłaszcza wzrusza mnie umieszczany na szybach wzorek ze stylizowaną Bramą Brandenburską, która przewrotnie kojarzy mi się z Tronem. Część tras zbudowana jest na estakadach, więc jest jeszcze piękniej, zwłaszcza w dzień.
(2012, 2014)
Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona * Porto. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 4, 2015
Link permanentny -
Tagi:
niemcy, metro -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Komentarzy: 2