Więcej o
Fotografia+
Oczywiście nikt w Poznaniu nie używa pełnej nazwy ulicy; mieszka się na Szamarzu albo idzie na Szamarz. Ulica jest dłuższa niż Jeżyce, pokażę więc tylko mały kawałek - od Kraszewskiego do Polnej (dalsza część jest już typowo domkowo-blokowa, a już typowo komunikacyjna). Niestety, jak to na Jeżycach, jedna strona jest zasłonięta przez parkujące samochody, a stan chodników nasuwa mi nieustająco pytanie: ludzie, czym wy te zwierzęta karmicie, ewidentnie mają problemy z żołądkiem?! Co mnie - trzymając się kwestii trawiennych - cieszy, to liczne przybytki kulinarne. Blubra Cafe, filia Pyrabaru, niedawno otwarta piekarnia połączona ze showroomem odzieży dziecięcej polskich projektantów Crazy J&Z czy otwierająca się drugiego czerwca cukiernia PJayCake (tuż przy Pyrze). Wszyscy już znają Osterię na rogu Polnej (można się napić kawy) czy Kuchnię Wietnamską, a o Yeżycach na rogu Wawrzyniaka i niebanalnej kwiaciarni Kwiaty&Miut już pisałam (można tam kupić słoiki Wecka). Niesamowicie mnie cieszy, że na długości dwóch przecznic da się wyczarować takie kawiarniano-barowe zagłębie.
Sama ulica, wysadzana po obu stronach grochodrzewem, ma prześlicznej urody kamienice - warto wchodzić w bramy (czasem zdobione freskami), w podwórka z lokalnymi kotami. Czasem się sypią, czasem stoją na krawędzi remontu, ale wierzę, że za kilka lat to będzie druga Ratajczaka. Nie wiem, jak państwo, ale ja wbijam na Szamarz. Jak nie dziś, to jutro.
Adresy:
- Pyrabar - Szamarzewskiego 13/15
- Crazy J&Z - Szamarzewskiego 11
- Blubra Cafe - Szamarzewskiego 14
- Kwiaty&Miut - Szmarzewskiego 11
- Osteria Express - Szamarzewskiego 37
- Yeżyce - Szamarzewskiego 17
GALERIA ZDJĘĆ (również inne ulice).
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 20, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce
- Komentarzy: 8
[15 maja 2014, a frazę pożyczyłam sobie dziś od Kaczki.]
Mogłaby być zodiakalnym wodnikiem, bo ze wszystkich żywiołów najbardziej lubi wodę. Zabieram więc tam, gdzie woda jest, nawet jeśli nie można się kąpać (wyjątkowo zimny maj, jak co roku, gdzie te 30 celsjuszów obiecane?). Pod Teatrem Wielkim widać, że miastu potrzebna jest trawa, na której można położyć się i patrzeć w niebo. Bardzo potrzebna.
Aktualnie jest legalistką, najważniejszymi znakami są aktualnie zakazy. Że nie palić, nie używać telefonu komórkowego, nie defekować psem, nie niszczyć zieleni. Oburzenie było zatem ogromne, kiedy zobaczyła, że mniejsza od niej dziewczynka zrywa przyfontannowe stokrotki. Ale jak to?! Czy jej mama nie przeczytała znaku, że nie wolno?! Na ławce z dziadkiem Heliodorem wprawdzie zakazu nie było, ale nie usiadła, nie robimy zdjęcia, ty usiądź. Usiadłam, jednakowoż ławki lepiej robić z drewna niż metalu, bo zimno w sempiternę.
Wracając zobaczyliśmy kaczkę-samiczkę. Ale taką prawdziwą, krzyżówkę. Kaczka pogardziła bułką, albowiem okazała się być matką i prowadzić ośmiokaczkowe stadko kacząt. Z lektury prasówki wyszło, że destabilizuje ruch drogowy w centrum miasta. Kaczko, szukaj domu poza ruchem miejskim.
GALERIA ZDJĘĆ.
PS W ramach odliczania na Świętym Marcinie kolejnych aptek, banków, lombardów i szybkich sklepów, gdzie bułki i wódka, odkryłam istnienie pralni samoobsługowej. Yay!
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 17, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 4
[11 maja 2014]
... i nie tylko. Po podróży drogami częściowo nieutwardzonymi (ale te widoki, bocian, łąka, rzepak, rzepak, rzepak, wierzba na horyzoncie i te chmury, jak z Chmur Dali) okazało się, że B. i V.[1] rzeczywiście spłodzili wielkookiego syna. I przywieźli irlandzki czedar (i rajstop w kotek! dla mnie!). Maj był nieco rozczarowany, że syn jest jeszcze rozmiarów mikrych i nie nadaje się do biegania z, ale nadrobiła zabawą z czarnym kotem Diabełkiem ("mamo, a mozemy jesce zostać? ploooosę!"). Ponieważ w okolicy był Biskupin, pojechaliśmy się upewnić, że w ciągu ostatnich dwóch lat nic się nie zmieniło. Nic. Wyploty z wikliny, drewno, podmokłe łąki, piękne niebo, króliki emitujące ogonki przy wskakiwaniu w krzaki, tylko Maj jakby urósł i się usamodzielnił. I nie zgubiliśmy tym razem pieska Waneski.
W leżącym opodal pałacyku w Marcinkowie Górnym jest bardzo elegancka (styl weselno-komunijny) restauracja. Owszem, na obiad dla 6 (i pół) osób trzeba się naczekać, ale jedzenie jest naprawdę świetne. Ze względu na lokalizację geograficzną - tuż obok zginął Leszek Biały podczas krwawej łaźni w Gąsawie[2] - większość dań w karcie ma coś królewskiego: a to leszkowy sos do królika, a to śledź z sosem tatarskim jest w stylu Leszka B., nie wspominając o zrazach. Niekrólewskie są wpadki niezamierzone - de volley, sos tomato (ciekawe, z czego) czy mrruczące purre.
A potem wracaliśmy w noc, co stanowi z niewiadomych względów atrakcję dla Maja.
GALERIA ZDJĘĆ 2014 oraz GALERIA ZDJĘĆ 2012.
[1] Lubię się upewniać, że ludzie z drugiej strony ekranu są prawdziwi, bardzo lubię.
[2] Chwilowo zawiesiliśmy na tę okoliczność zapoznawanie nieletniej z historią, szukam miejsc, w których zdarzyło się COŚ MIŁEGO, dla odmiany.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 16, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
biskupin, marcinowo, polska
- Komentarzy: 1
(od lewej: Maj, kot Diabełek)
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 15, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Maja, Fotografia+
- Skomentuj
22 marca. Zasiew:
(rzodkiewka, groszek pachnący)
16 kwietnia, zasiewy wzbogacone o sklepowe bratki, poziomkę (z zawiązkami kwiatów), kocimiętkę (olewaną przez trzodę) i rozmaryn.
(od lewej od góry: rozmaryn (z Jeżyckiego), szczypiorki - siedmiolatka i drobny, rzodkiewka. Na dole czarnuszka, przypołudnik, groszek. I bohater drugiego planu)
27/30 kwietnia.
10/11 maja. Z Targu Śniadaniowego przyniosłam posadzone przez Maja lewkonie, różową sałatę, dalie i dynię (dynia przeze mnie, nie mogłam się powstrzymać). A rzodkiewka już zjedzona.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 11, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 7
TAK.
Co mi się ogromnie podobało: sama idea - zjedzenie publicznie śniadania, w parku, na ławce, z ludźmi. Spotkanie znajomych (czasem przypadkiem). Świetne jedzenie - od typowo śniadaniowego (twarożek, jajka, kiełbaski, naleśniki) do żywności eko, bezglutenowej czy nietypowej (suszone wiśnie, winegret w butelce, konfitury, owoce w czekoladzie, ciasta). Świetne napoje - soki jabłkowe z burakami, pomarańczą, gruszką - doskonałe. Po parkowej alejce przewalał się tłum, z dziećmi, psami (Maj najpierw zaprzyjaźnił się z sympatycznym brązowym pieskiem pani od Kolektywu Kąpielisko, który aportował patyk, potem zakochał w 2-miesięcznym szczeniaczku chihuahuy). Dzieci można było zagonić do sadzenia na stoisku Kolektywu, gdzie posialiśmy z Majem czerwoną sałatę, dalie, lewkonie i dynię (do balkonowej kolekcji, o czym niebawem) albo zapuścić w klocki. Impreza zdecydowanie ma potencjał, zwłaszcza z lepszą pogodą (chociaż infrastruktura - namioty, stoły i ławki umieszczone pod drzewami - pozwalała na siedzenie i w czasie deszczu).
Kolektyw Kąpielisko
Trochę mniej TAK, ale ciągle nie NIE.
Wady: za mało stoisk. Jedno biedne Bike Cafe z kawą nie obsłuży kilkuset osób, kolejka na kilkanaście minut. Podobnie z ciepłymi śniadaniami (sadzone, jajecznica, naleśniki) - kolejka na ponad pół godziny. Ciasta zniknęły koło 13. Rozumiem, że to początki, że 3k lajków na facebooku to nie jest miernik popularności, ale warto imprezę rozszerzyć. Nie będę jutro na Sołaczu, gdzie ma się odbyć druga edycja, ale pewnie przyjadę za tydzień zobaczyć, co się zmieniło.
GALERIA ZDJĘĆ.
PS Wróciłam z suszonymi wiśniami, truskawkami w gorzkiej czekoladzie, sokiem jabłkowo-buraczanym i słonecznym winegretem z Werandy. I ze śniadaniem oraz kawą w brzuchu.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 10, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj