Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Krystyna Boglar - Nie głaskać kota pod włos

Niektóre książki trzeba przeczytać w dzieciństwie. Bo potem już tylko można cynicznie wypunktować rodzinę, w której pójście matki, do tej pory pełnoetatowo zajmującej się domem, na studia oznacza Ostateczny Krach Systemu Domowego. Starsza córka zostaje zagoniona do gotowania, starszy syn do sprzątania, młodsze bliźnięta znane szerzej jako Bąble zaopiekowują się same po sąsiadach. Mama studiuje pedagogikę, tata jest chory na grypę albo w delegacji. Szczęśliwie dla starszej córki są mrożonki ("Można wykorzystać mrożonki - powiedziała mama poważnie. Zupełnie nie doceniacie tego, co wam daje przetwórstwo. Mrożonki są tanie, zdrowe i co najważniejsze, kupuje się je bez kłopotu"), a dla starszego syna - ruda Agata, w której się kocha, nie śmieje się z tego, że wynosi śmieci, odkurza i froteruje podłogę. Potem jeszcze dokwaterowuje się ciotka, która głównie zajmuje się socjalizacją niejakiego Beńka, którego Bąble pozyskały jako młodzież patologiczną dla matki, żeby się wprawiała.

Non stop zacinająca się winda, którą teoretycznie dzieci nie powinny bez opieki jeździć, kilkuletni Blondyn siedzący na klatce schodowej pod drzwiami, bo babcia wyszła, 7-latki stołujące się w barze piwnym nieświeżą kaszanką. Słabe to trochę. Na szczęście mama zdaje egzamin u najostrzejszego profesora i jest szansa, że zaopiekuje się dziećmi chociaż przez wakacje.

Inne tego autora:

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 28, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, dla-dzieci, panie - Komentarzy: 7


Henning Mankell - Chińczyk

Przeraźliwie słaba i męcząca książka. Po wciągającym wstępie, opisującym brutalne masowe morderstwo w jednej ze szwedzkich wsi, jest wypełniacz - pamiętniki z XIX wieku, najpierw Szweda, potem Chińczyka, których los zetknął podczas morderczej budowy kolei na Dzikim Zachodzie, a następnie mnóstwo maoistowskiej ideologii i długi rzut oka na współczesne Chiny. I żeby przedrzeć się do wyjaśnienia morderstwa, trzeba przerzucić setki stron o tym, jak ciężko było i jest być Chińczykiem, jak bardzo główna bohaterka (a zgaduję, że i sam Mankell) była jako studentka zachwycona Mao i jego Czerwoną Książeczką, jak działają mechanizmy rządzące chińskim społeczeństwem (jest nawet streszczenie pięciogodzinnego przemówienia jakiegoś chińskiego naukowca o perspektywach przed narodem). Nuda i przerwa na reklamy.

Najgorsza z tego wszystkiego jest główna bohaterka, sędzia Birgitta Roslin. Kiedy dowiaduje się, że to przybrana rodzina jej matki zginęła w masakrze, wchodzi w śledztwo nie dość, że prywatnie, to jeszcze z gracją pancernika. Wpycha się na komisariat, zabiera ukradkiem z miejsca zbrodni pamiętniki, rozpytuje i jest nieco zdziwiona, że policja traktuje jej odkrycia chłodno[1]. Metodą kolejnych niesamowitych zbiegów okoliczności znajduje w koszu pekiński adres zleceniodawcy mordu, przypomina sobie, że jej najlepsza przyjaciółka zna się na Chinach i pac, nagle leci z nią do Pekinu. Metodą czołgową pcha pod oczy zdjęcie potencjalnego mordercy, zostaje napadnięta, trafia na siostrę przestępcy - przypadkiem ważną funkcjonariuszkę w chińskim rządzie i wraca, starając się wszystko przed wszystkimi ukryć. A już rozwiązanie historii, w którym uchodzi z życiem tylko dlatego, że przypadkowy Chińczyk wygląda jak przestępca, jest prawdziwie zaskakujące.

[1] Policja też nie rokuje. Roslin podsuwa im co chwila ciekawe tropy, które pieczołowicie ignorują. Niby śledztwo prowadzą, niby zbierają plon śledztwa Roslin, ale są tak niemrawi, że nic z tego nie wynika.

Inne książki tego autora tutaj.

#45 (chyba nie zdążę wyrobić rocznej normy do końca czerwca, foch)

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 25, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panowie - Skomentuj


Janusz Głowacki - Good Night, Dżerzi

Ambiwalencję odczuwam, bo bardzo lubię prozę Głowackiego, jego cyniczne i bezkompromisowe obserwacje, cięty język i umiejętność gładkiego pisania o wszystkim, a przy tym bardzo nie lubię prozy Kosińskiego i niespecjalnie mnie interesuje jego osoba. Dżanus G. ma napisać sztukę o Dżerzim K., o chłopcu ocalonym z Holocaustu, który na permanentnym kłamstwie zbudował sobie światową popularność, ocierając się z jednej strony o literackiego Nobla i inkasując kilka prestiżowych nagród, a z drugiej - o upokorzenie i strącenie z wyżyn nowojorskiego high-life'u, gdy jego blaga i legenda, oparta o nieprzekraczalność informacyjną Żelaznej Kurtyny, została ujawniona. Sztukę o strachu, cenie sławy, demonach za plecami, zawiści, miłości i braku odpowiedzialności, o zetknięciu słowiańskiej duszy z kapitalizmem.

Niestety, więcej tu Kosińskiego niż Głowackiego, epizody paranoicznych spotkań i podróży przez erotyczno-brutalne podziemia Nowego Jorku sprowadzają dla mnie całość do nieco lepiej napisanego "Malowanego ptaka 2", pełnego onirycznych historii rosyjskiej malarki Maszy, psychoanalizy niemieckiego reżysera Klausa i straconych szans amerykańskiej bizneswoman Jody. Dżerzi niszczy znajomych płci obojga, ofiarując im złudną szansę na zrozumienie jego przeżyć (niekoniecznie prawdziwych) z czasów wojny, na pokazanie czystego, najgłębszego życia, nurzając ich w bagienku, manipulując nimi i wypluwając na ulicę jak przeżutą gumę. On też nie wychodzi cały na biało, ale ma to gdzieś. Między wierszami to też historia samego Głowackiego, kolejna odsłona jego kariery na Zachodzie, która wspanialej brzmiała w Polsce niż tam, gdzie się znalazł przypadkiem i został jako literacka egzotyka. Bo nawet pisząc o kimś, pisze się o sobie.

Inne tego autora:

#44

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 21, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2011, beletrystyka - Komentarzy: 3


Iain Banks - Uwikłanie

Cameron jest dziennikarzem i śledzi sprawę tajemniczych morderstw ludzi na stanowiskach, dostając telefoniczne informacje od zamaskowanego elektroniką informatora. W międzyczasie pije, łyka szeroki zestaw substancji rozweselająco-uspokajających, gra w gry strategiczne i sypia z żoną przyjaciela. W pewnym momencie zostaje aresztowany, bo policja podejrzewa go o dokonywanie brutalnych i bestialskich mordów na osobach, które występowały w jednym z jego demaskatorskich artykułów. Cameron nie ma alibi, ba - czasem nawet bywał w miejscach morderstw, kontaktując się ze swoim informatorem. Przez mieszaną narrację - w pierwszej i drugiej osobie - czytelnik też nie wie, czy nie jest przez zapijaczonego i chutliwego Camerona wpuszczany w maliny.

Mainstreamowy Banks zachęcił mnie świetną i wciągającą "Ulicą Czarnych Ptaków", ale potem to równia pochyła. "Fabryka Os" była paskudna, brutalna i zbędna, a "Uwikłanie" - mimo wciągającej intrygi - powiela brutalność i niepotrzebną dosłowność "Fabryki". Za dużo wulgarnego i perwersyjnego pożycia intymnego, szczegółowe opisy tortur i morderstw, błoto chlupiące w przemoczonych butach, tryskająca krew i niepotrzebna przemoc. Treść sprawia, że książka jest czytalna, forma - mieszanie narracji i wchodzenie w brutalny detal - że niekoniecznie warto czytać.

#43

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 17, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Mark Lindquist - Requiem dla Nirvany

Na okładce porównywana z miłosno-muzycznymi "Przebojami i podbojami" Hornby'ego, dla mnie to jednak klimat gęstej i pełnej życia, amerykańskiej powieści w stylu Couplanda. Pete grał w jednym z zespołów grunge'owych, nagrali płytę i zespół się rozwiązał, bo celem było nagranie płyty i wyrywanie panienek. Żeby zrobić coś ze swoim życiem, został prokuratorem, ale nie zmienił wiele z czasów, kiedy żył muzyką. Alkohol, narkotyki, co wieczór impreza, czasem kolejna panna do poobracania (a że był gładki, to nie przychodziło mu to z trudnością), a rano kac. Wizyta u żonatej siostry i smutne spojrzenie matki po raz kolejny dało mu do myślenia, że 37 lat to czas na to, żeby znaleźć sobie miejsce w życiu. Pete układa w głowie katalog kobiet, z którymi się przespał i dociera do niego, że cały czas kocha Beth, striptizerkę, z którą kilkanaście lat temu spędził dwa miesiące w motelu, pijąc i pisząc muzykę. I chociaż poznaje niesamowitą Esme, dalej fantazjuje o Beth, sypia z przypadkowo poznanymi kelnerkami i eks-fankami, jednocześnie oskarżając o gwałt współczesnego złotego chłopca sceny muzycznej, który był tak pijany, że niespecjalnie pamięta, co się działo. I coś się zmienia.

To książka o późnym dojrzewaniu w kolebce grunge'u, Seattle. O tym, że muzyka wchodzi pod skórę i gra w głowie w każdym momencie życia. Tym bardziej mnie ujęło, że to moja muzyka. Odpowiadając na najważniejsze pytanie zadane w tej książce, to jednak Pearl Jam, a nie Nirvana.

#42

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 16, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Sue Grafton - N jak niesława

Tym razem w życiu Kinsey znienacka pojawia się jej pierwszy mąż - policjant, którego została kilkanaście lat wcześniej po krótkim pożyciu, kiedy poprosił ją o fałszywe alibi w sprawie o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Odmówiła, a mąż zrezygnował z pracy w policji, po czym się rozstali. Eks pojawia się w formie biernej, bo leży w szpitalu w śpiączce po postrzale, a Kinsey dociera do sprawy sprzed kilkunastu lat za sprawą dokumentów sprzedanych jej przez chciwego dekarza, który kupił na licytacji zawartość schowka eks-męża. Wśród niedojedzonej pasty do zębów, krążka antykoncepcyjnego i starych świadectw szkolnych Kinsey znajduje list od przyjaciółki męża, która wyjaśnia, że prośba o fałszywe alibi wynikała stąd, że mąż był rzeczywiście niewinny, a nie chciał jej informować o tym, że ją z ową przyjaciółką zdradza.

Kinsey wprawdzie ma żal, bo eks-mąż i tak okazał się palantem, ale uważa, że jest mu winna wyjaśnienie tej sprawy. I podjadając obrzydliwe żarcie (albo ćwierćfunciaka z McDonalda, albo siedmiozbożowy chleb, obficie posmarowany masłem orzechowym i obłożony piklami, z rzadka kolacja w zaprzyjaźnionej knajpce węgierskiej U Rosie), odwiedza znajomych sprzed lat - kochankę eks-męża, przyjaciół z policji i knajpę, w której wtedy wszyscy się spotykali. Finał jak zwykle ryzykowny - morderca atakuje ją w szkółce ogrodniczej i tylko dzięki użyciu ciężkiego sprzętu udaje się mordercę uszkodzić.

Inne tej autorki tutaj.

#41

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 13, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie - Skomentuj