Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Kinky Friedman - Elvis, Jezus i Coca-cola

Niestety, mimo kuszącego tytułu (tak, kupiłam książkę ze względu na imię autora i tytuł, co z tego) to dowód na to, że humoryści stand-upowi nie powinni publikować fikcji. Akcja "kryminału" opiera się na idiotycznym pomyśle[1], a największą zaletą jest stopień upakowania bon-motów i celnych fraz na akapit[2]. Kinky ma depresję, bo umarł jego przyjaciel, reżyser. W celu uczczenia jego pamięci zaczyna szukać ostatniego nakręconego przez niego, nieopublikowanego filmu o sobowtórach Elvisa. Filmu nie ma, ale po drodze znika eks-kochanka, a potem ginie agent zmarłego. Upływa sporo kolejek wszelakich napitków wysokoprocentowych i leczenia kaców, które spowodowały owe płyny, a mimo to Kinky'emu wraz z grupą podobnie popapranych przyjaciół (i drugiej kochanki) udaje się film znaleźć. Misja się powiodła, ale to dopiero początek problemu.

Zaczynałam ją dwa razy, za pierwszym razem poległam przez setną stroną.

[1] Jvrpmavr cvwnal/anćcnal svybmbs onebjl zn qjvr xbpunaxv, xgóer b fbovr avr jvrqmą - Whql mr Śeóqzvrśpvn v Whql m Cemrqzvrśpvn. Wrqan mavxn, fmhxn wrw m qehtą, cb pmlz bxnmhwr fvę, żr gb olłn wrqan v gn fnzn xbovrgn m qjbzn zvrfmxnavnzv, avrpb cemroenan, nyr anjrg cbqpmnf cbżlpvn vaglzartb Xvaxl avp avr mnhjnżlł; avttn cuyrrmr.

[2] Owszem, ładnych - ot: Umarł na scenie (...). Oficjalnie nazywano to przedawkowaniem, ale to nam niewiele mówi, ponieważ wcześniej czy później każdy musi przedawkować. Za dużo marzeń, kupowanych bez recepty. Za dużo "Early Timesa". Za dużo sobotnich nocy w Los Angeles.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 13, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Terry Pratchett, Stephen Baxter - Długa Ziemia

Za pomocą ziemniaka i kilku metalowych wihajsterków można zmontować sobie urządzenie - kroker, za pomocą którego można iść na wschód albo na zachód. Na taką samą Ziemię, jak Podstawowa, ale inną - taką, na której w przeszłości ludzkość się nie rozwinęła. Między światami można przenosić wszystko, oprócz żelaza (to we krwi można). Ma to sporo konsekwencji - od politycznych do ogólnoludzkich; można zacząć życie od nowa, bez cywilizacji albo pojawić się z bombą w Izbie Gmin. A, i po przejściu między światami się wymiotuje przez kwadrans, więc nie warto robić tego za często.

Nie wszyscy potrzebują urządzenia, żeby się przenosić - Joshua Valiente przenosi się tak łatwo, jak oddycha. Ze względu na to zostaje zwerbowany przez korporację i wraz z reinkarnowanym w sztuczną inteligencję Tybetańczykiem, Lobsangiem (czuję silny wpływ Pratchetta) udaje się w niespotykaną podróż tak daleko, jak można. Na zachód.

Jak zawsze, zastanawiam się rozpoczynając kolejny tom spoza Świata Dysku, po co Pratchett pisze cokolwiek spoza tego uniwersum, ale zbliżając się do 3/4, już wiem. Tym razem rzecz jest o poszukiwaniu. Siebie, świata, sensu i celu wszystkiego. I w pewnym momencie złapałam się na tym, że myślę nad skonstruowaniem krokera, bo może i z naszego świata da się przejść na zachód. Albo na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja.

Inne tego autora tu.

#8

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 12, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, popularnonaukowe, sf-f, 2013 - Komentarzy: 3


Amy Tan - Żona kuchennego boga

Po raz kolejny dałam się nabrać Amy Tan, która rozpoczyna historię o matce - emigrantce z Chin i córce - urodzonej już w San Francisco, wzajemnie przed sobą ukrywających sekrety. Córka nie chce opowiadać matce o stwardnieniu rozsianym, na które choruje, bo wie, że nadopiekuńcza matka będzie ją po chińsku leczyć i narzekać. Matka z kolei boi się opowiedzieć o swojej makabrycznej przeszłości z okresu drugiej wojny światowej. Helen, niespecjalnie lubiana przyjaciółka i współwłaścicielka kwiaciarnianego interesu, który prowadzi matka, namawia obie, żeby sobie wzajemnie wszystko wyznały, bo nie chce mieć więcej tajemnic. I przez 3/4 książki matka snuje skądinąd fascynującą, ale dziejącą się w Chinach opowieść o tym, że nie było specjalnie wesoło być 19-latką, wydawaną za mąż, nawet jeśli się pochodziło z bogatej rodziny (szczególnie nie polecam do czytania w ciąży i z małym dzieckiem). Niestety, po wysnuciu chińskiej wojennej historii, do Kalifornii akcja wraca na małą chwilę.

Inne tej autorki tu.

#9 (#8 będzie Pratchett :->).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 6, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, panie, 2013 - Komentarzy: 2


Martha Grimes - Pod Przechytrzonym Lisem

Inspektor Jury zostaje wezwany tym razem do zimowego North Yorkshire, żeby pomóc lokalnej policji (oczywiście niezachwyconej tym faktem) w wyjaśnieniu morderstwa Gemmy Temple, gościa właściciela połowy miasteczka, pułkownika Craela. Gemma pojawiła się nagle po latach, twierdząc, że jest dawną wychowanką Craela, Dyllis March. Była podobna, ale nie wszyscy jej wierzyli, niewiara niektórych była aż za mocna. W noc Trzech Króli Gemma pożyczyła kostium od właścicielki kawiarni, Lily Simmons, ale nie dotarła na bal. Nie wiadomo do końca, czy miała być ofiarą, czy ktoś czyhał na Lily, córkę dworskiej kucharki. Jury rozwiązuje po kolei wszystkie sprawy, odszukując więcej śmierci niż tylko tę jedną, oczywiście nie bez pomocy Melrose'a Planta, który - zupełnym przypadkiem - również przyjeżdża do posiadłości pułkownika (szczęśliwie bez wścibskiej ciotki Agathy).

Wrzosowiska nie są tak urokliwe jak opisywane w poprzedniej części Northhamptonshire, bardziej dzikie i niebezpieczne przez okoliczne morze i klify. Jury sobie wzdycha do pewnej pani, ale bez efektów. Efekty ma za to Melrose, prowadzący śledztwo w Londynie, w zamtuzie - musi prawie że wciskać pieniądze ochoczej Betsy, żeby się nie rozbierała. Dodatkowo udaje się rozwiązać problemy nastoletniego Bertiego, którego matka zostawiła bez opieki.

Ku mojemu zaskoczeniu, w tym tomie wyszło, że w zasadzie akcja dzieje się w latach 80., a nie w jakiejś nieokreślonej przeszłości - nastoletni kuzyn pisarki słucha Pink Floyd (The Wall i Atom Heart Mother), Rolling Stones i Grateful Dead. Trochę anachronicznie to się skleja z małymi miasteczkami, w których nic się nie zmieniło od II wojny światowej, ale może małe angielskie miasteczka tak mają.

Inne tej autorki: tu.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 2, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panie, 2013 - Komentarzy: 2


Jerzy Edigey - Elżbieta odchodzi

Inżynier Wojciechowski zgłasza na milicję zaginięcie swojej żony, która nie czekała na niego z obiadem, kiedy głodny wrócił z pracy. Ba, musiał sam ugotować ziemniaki i podgrzać mięso. Nikt go nie traktuje poważnie, każą czekać co najmniej dobę, ale inżynier ma kontakty, więc dzwoni do swojego przyjaciela, pułkownika milicji, który - dla odmiany - sprawą się przejmuje. Nie tylko ze względu na starą przyjaźń i dotychczasowe ciężkie przeżycia inżyniera (poprzednia żona go zdradzała i była ogólnie nieprzyjemna), ale ze względu na to, że inżynier jest socjalistycznej sławy specjalistą od laserów[1]. Od razu wchodzi w to kontrwywiad, który szybko wykrywa, że piękna Elżbieta wcale nie miała na imię Elżbieta i była wytrawnym szpiegiem. Oczywiście Elżbieta zostaje znaleziona i okazuje się, że jednak nie szpiegowała, bo obudziła się w niej miłość do kraju ojczystego mimo prania mózgu w erefenowskim "instytucie kultury".

Akcję posuwa do przodu głównie ciężka praca wywiadowców. Jeden z nich rujnuje się na kawę i melbę w Europejskim, żeby od fertycznej ekspedientki wyciągnąć rysopisy towarzyszy potencjalnych porywaczy zaginionej damy. Drugi udaje najpierw domokrążcę (sznurowadła i inne barachło), potem agenta ubezpieczeniowego, ale tak nieudolnie, że obrywa po głowie[2].

[1] Bawiąc, uczyć: polscy inżynierowie odbili wiązkę lasera od powierzchni księżyca i nie tylko.

[2] Za to dostajemy krótką lekcję, jak uwalniać się z więzów w warsztacie za pomocą pilnika (zwanego raszplą) i imadła (zwanego imadłem).

Inne tego autora tu.

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 29, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, prl, 2013 - Skomentuj


Douglas Coupland - Microserfs

Odwieczny konflikt między być a mieć - Daniel Underwood, tester z Microsoftu - powoli ewoluuje w swoim życiu z no-life'a w żyjącego pełnym życiem członka wielkiej wspólnoty. To książka o odkrywaniu siebie, pozbywaniu się bagażu złych doświadczeń i świadomym budowaniu takich stosunków ze światem, żeby się dobrze ze sobą i innymi czuć. To książka o przyjaźni - tej, która powstała za monitorami, działała na poziomie e-maili, ale która była na tyle mocna, że została poza pracą i komputerami. To manifest konsumpcjonizmu, życia w świecie podzielonym między wpływy wielkich korporacji. To naprawdę nie jest ważne, czy pracujesz w Microsofcie, IBM-ie, Siemensie czy Apple'u, nie jest istotne, czy jesz jedzenie z koncernu Kraft, Coca-Coca czy Nestle. Minęło trochę czasu od 1995 roku i tak naprawdę, już nie jest istotne, czy mieszkasz w Polsce czy w Kalifornii. Celowo nie traktuję jako głównego wątku start-upu, który rozkręca się w domu Daniela - nie jest ważne, czy odniosą sukces, ważna jest droga, jaką idą.

Dla mnie prywatnie to podróż wzdłuż El Camino Real - Burlingame, SFO, San Mateo, Palo Alto. Czytając, czułam zapach jedzenia na Mission w San Francisco, słyszałam dźwięk zatrzymującego się CalTraina. I przez te kilka lat od ostatniej lektury zapomniałam, jak bardzo wzruszający - choć obecnie bardzo naiwny - jest ostatni rozdział. Że mamy komputery po to, żeby nam łatwiej było ze sobą być.

Redakcyjnie to przykład, jak tłumaczenie i wydawnictwo może zabić książkę. Tłumaczenie Jana Rybickiego jest przeraźliwie złe - pomija 3/4 nazw własnych, które są istotą życia w świecie geeków (wiem, wiem, w 1996 roku nie było google'a i nikt nie wiedział, co to Miata czy Ovaltine), niszczy gry słowne, spłaszcza i upraszcza. Notka na okładce - przeżałosna.

Ładna recenzja Przemysława Gamdzyka (1997! a mogę podpisać się pod każdym słowem, poza jakością tłumaczenia).

Poprzednia recenzja (nie lubię jej). Z podziękowaniami dla A. za książkę.

Inne tego autora tu.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 25, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, panowie, 2013 - Komentarzy: 5