Więcej o
Czytam
Czego się spodziewacie po lekarzu poza tym, że przede wszystkim ma nie szkodzić? Pewnie tego, że potraktuje Was poważnie, zbada, przeanalizuje symptomy i zaproponuje sensowne leczenie? Martin nie jest takim lekarzem. Celem Martina jest zatrzymanie jak największej liczby pacjentów na poziomie pierwszego kontaktu, bez zawracania głowy specjalistom. Ale sporą grupę wiernych pacjentów ma, bo spędza z każdym 20 minut, słucha, nie gani nawet w sytuacji, kiedy pacjent nadużywa, a do tego skwapliwie wypisuje stymulanty i środki nasenne w razie potrzeby. Tak trafia do niego Ralph Meier, znany aktor; w podziękowaniu za wizytę wysyła zaproszenie na przedstawienie, w którym gra. Martin zaproszenie przyjmuje, a mimo niechęci żony, której nie odpowiadało obcesowe zachowanie aktora, planuje wakacje tak, żeby wylądować z całą rodziną tuż obok wynajętej przez niego willi. Z dwutorowej fabuły wiadomo od początku, że wszystko skończy się źle, ale Martin opowiada powoli, zastanawiając się nad punktami zwrotnymi, które doprowadziły do tragedii.
To historia o zwykłych ludziach, którym zdarza się robić rzeczy społecznie nieakceptowalne - zdradzać partnera, pragnąć ciała nastolatki, zgwałcić, skłamać, brutalnie pobić czy całkiem poważnie rozważać morderstwo (a może nie tylko rozważać?). Brudna, nieprzyjemna i zostawiająca osad.
Inne tego autora tutaj.
#10
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 13, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Matka, kiedy jeszcze żyła, nazywała ją "Perełką". Ale od lat nie żyje, podobno zmarła w Maroko, dokąd pojechała prawdopodobnie za jakimś mężczyzną, zostawiając córkę w drodze do rodziny. Perełce zostało po niej pudełko z drobiazgami, które wnikliwie analizuje i wspomnienia, które z kolei - niematerialne - blakną i nie wiadomo, czy tak było naprawdę. Nie ma kogo zapytać - nieliczni ludzie, którzy znali jej matkę, albo nie żyją, albo nie chcą o niej rozmawiać. To historia o poszukiwaniu na podstawie strzępków informacji, na podstawie złudzenia, że kobieta w żółtym płaszczu spotkana w metrze to matka, która nie leży pochowana na zapomnianym marokańskim cmentarzu, ale wróciła i żyje w zaniedbanej paryskiej dzielnicy.
Nie zachwycił mnie Modiano, ale i nie zniechęcił. Nie zachwycił, bo trudno tę historię nazwać powieścią, to raczej nowela czy opowiadanie. Oniryczny, osadzony na mapie metra zapis chaotycznej wędrówki młodej dziewczyny, chorej, prawdopodobnie z depresją, opierającej się na uprzejmości nieznajomych nie ma jasnego zakończenia, nie podaje rozwiązań; to epizod. Zostawia wiele niewiadomych - kim byli państwo, których córką zajmowała się Perełka i dlaczego nagle zniknęli? Czy kobieta w żółtym płaszczu była zaginioną przed laty kontuzjowaną tancerką, używającą różnych imion, niespecjalnie dobrą matką? Czy jakiekolwiek tropy pamięci Perełki zaprowadzą ją do znalezienia swojego miejsca w życiu? Autor unika odpowiedzi. Zniechęcenia z kolei nie ma, bo to piękny kawałek prozy, nasycony teksturą, zapachem, światłem i taką łagodnością narracji. Piękny jest w nim Paryż, omijający esencję miasta, przesuwający się jak za oknami komunikacji miejskiej, kiedy nie jest istotne, co za oknem, bo podróżujący myślami jest już u celu, ale kątem oka widzi symetrię, światło między koronami drzew i słyszy dalekie okrzyki bawiących się dzieci.
#9
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 4, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 1
Paul wraz z żoną niechętnie idzie na kolację z bratem, znanym politykiem i jego małżonką. Nie lubi go, gardzi nim, jego zachowanie go niezmiernie irytuje, do tego wygląda na to, że brat krzywdzi swoją partnerkę, bo tuż przed przyjazdem płakała. Obsługa restauracji też jest irytująca, drogie dania wjeżdżają bardzo wolno, rozmowa się nie klei. Zmarnowany wieczór, a jeszcze do tego pozostaje kwestia napiwku od rachunku na prawie 400 euro. Paul retrospektywnie przegląda swoje wspomnienia, wyjaśniające niechęć do brata i coraz bardziej naświetlające powód, dla którego się spotkali. Ktoś wychodzi z płaczem, przypadkowi goście chcą się sfotografować ze znaną osobą, w kieszeni telefon syna z szokującą zawartością.
I wtem dochodzimy do tego momentu, kiedy autor ujawnia drugie dno historii. Jest zaskakujące, mimo że autor wcześniej wielokrotnie sugerował, że nie do końca można wierzyć w zwierzenia Paula, mądrego, dociekliwego człowieka, kochającego męża, dobrego ojca. To nie jest humoreska o nudnej kolacji, tylko nieprzyjemna historia o decyzjach i ich konsekwencjach. Nie na okresy depresyjne.
#8
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 1, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Erlendur zostaje wezwany do samobójstwa - prawniczka wynajęła na weekend domek od koleżanki, a na miejscu zastała koleżankę powieszoną. Niby wszystko się zgadza, ale z braku lepszych zajęć policjant zaczyna drążyć, czemu doszło do takiej sytuacji, co niepomiernie irytuje męża denatki. Dodatkowo, ponieważ rzecz się dzieje nad jeziorem, przypomina sobie sprawę dwóch niezwiązanych ze sobą zaginięć sprzed lat - młodej dziewczyny i młodego chłopaka. I jak sprawy samobójczyni nie udaje mu się rozwiązać tak, jakby chciał, tak odkrywa, co się stało 30 lat wcześniej (niestety, zbyt późno dla ojca chłopaka, który właśnie umarł w domu opieki).
Miałki ten tom. W ogóle nie pojawiają się współpracownicy Erlendura, jego zdawkowa partnerka zabiera go wbrew jego woli do teatru, bo teatr go nie zachwyca, a po molestowaniu przez córkę spotyka się raz (i to w podłej knajpie, gdzie dają "solone mięso ze słodkim sosem mlecznym") z byłą żoną, a przez całe spotkanie ta ostatnia jest wściekła i na niego krzyczy.
Inne tego autora tutaj.
#7
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 29, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, panowie, kryminal
- Skomentuj
California Fidelity zerwała umowę z Kinsey po wydarzeniach z poprzedniego tomu (ubolewam, że autorka nie pociągnęła obiecującego wątku Luisa z meksykańskiego gangu), więc Kinsey przenosi swoje biuro do kancelarii znajomego prawnika, któremu będzie pomagać w prowadzonych przez niego sprawach. 6 lat temu została zamordowana znana lokalnie gwiazda architektury, zastrzelona przez wizjer w drzwiach; podejrzany był jej mąż, z którym przebywała w separacji. Po uniewinnieniu z braku dowodów w procesie karnym, pierwszy mąż zastrzelonej, ojciec ich dziecka, zdecydował się na wznowienie sprawy z powództwa cywilnego, żeby ratować dla córki majątek po żonie. Kinsey na pierwszy rzut dostaje więc do dokończenia wyjaśnienie sprawy niepewnego alibi, ponieważ poprzedni detektyw, jej kolega po fachu, właśnie zszedł był na serce z powodu nadmiaru kilogramów i złego trybu życia. Oczywiście chce się wykazać na wejściu, ale szybko odkrywa, że jej poprzednik prowadził śledztwo niechlujnie, nie spisywał wniosków i prawdopodobnie oszukiwał pracodawcę. Gorzej, podczas zapoznawania się z zeznaniami poszczególnych uczestników tragedii sprzed lat okazuje się, że mąż ofiary ma alibi oraz chce pomóc jej w oczyszczeniu swojego imienia. Na końcu oczywiście pani detektyw ląduje w potrzasku i ratuje ją tylko to, że ma w magazynku więcej pocisków niż założył morderca (oraz - po raz kolejny - przestępca umawia się z nią w rezerwacie ptaków, gdzie nie dociera).
W tle jest ognisty romans - wprawdzie Kinsey nie ma tym razem szczęścia (wzdycha tylko do Roberta Dietza sprzed paru tomów oraz jest leniwie uwodzona przez młodego złodziejaszka), ale do jej gospodarza, 80-letniego Henry'ego przyjeżdża równie wiekowy brat-hipochondryk, na którego zarzuciła sieć Rosie, właścicielka węgierskiej restauracji.
Inne tej autorki tutaj.
#6
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 29, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, panie, kryminal
- Skomentuj
1937, Warszawa. Jakub Szapiro, mistrz bokserski stolicy, na zlecenie Kuma Kaplicy, lokalnego biznesmena, zabija Nauma Bernsztajna, skromnego sklepikarza z Nalewek, który nie był w stanie zapłacić haraczu. Osierocony syn Nauma, 17-letni Mojsze, trafia pod opiekę boksera i jest świadkiem rozwoju podziemnego imperium przestępczego Kaplicy, a potem walki politycznej między organizacjami faszystowskimi a żydowskimi o kształt Polski w przededniu II wojny światowej. Całość zdarzeń pokazana jest z perspektywy o 50 lat starszego Mojsze, emerytowanego żołnierza izraelskiego, który spisuje wspomnienia, siedząc w swoim mieszkaniu w Tel-Awiwie.
Z przykrością stwierdzam, że to jedna z gorszych książek, jakie czytałam. Ma jedną piękną scenę - rozmowę Szapiro z dziennikarzem-pederastą (str. 153-162), dla której od biedy mogę uznać czas spędzony na czytaniu za nie do końca stracony, ale to mało.
Ludzie lubią różne rzeczy, rozumiem. Można lubować się w czytaniu opisów przemocy, gwałtu, ćwiartowania zwłok, pedofilii, technicznych opisów przemocowego seksu uprawianego dla podkreślenia statusu (ja niespecjalnie lubię). Można - co też rozumiem - pisać książkę jedną ręką, drugą trzymając na przyrodzeniu[1] (ale wolałabym, żeby wzmianka o tym znajdowała się na okładce). Nie akceptuję natomiast takich rozwiązań fabularnych, które kładą cały sens książki, tanie wyjście na miarę "a potem się obudził". Gh jcenjqmvr avr olł gb fra, nyr aneengberz jpnyr avr wrfg fla Oreafmgnwan, glyxb fnz Fmncveb, xgóel zn cenjvr qmvrjvęćqmvrfvąg yng v qrzrapwę fgnepmą, jvęp mncbzavnł xvz wrfg, tqmvr wrfg v wnxv ebx zn qmvś. Nawet doskonale opisana historia - wrzenie społeczne, konflikt Żydzi kontra Polacy, starcie różnych frakcji politycznych w przedwojennej Polsce, erudycja historyczna autora, ba, nawet niezaprzeczalnie seksownie opisana przemoc jako podstawowe narzędzie dialogu w życiu codziennym, nie ratuje całości.
Czy chcę czytać "Morfinę"?
[1] Nie że mi przeszkadza, że autor miał przyjemność, nawet sam ze sobą. Przeszkadza mi, że ja musiałam się przedzierać przez repetytywność frazy, bo akurat ta jedna lub druga autorowi wyszła. Kilkadziesiąt razy przeczytałam, że Bernsztajn senior został rozkawałkowany jak kogut na kaparot i nikt nie odmówił kadiszu nad jego grobem. Kolejne kilkanaście razy po niebie przepłynął nadprzyrodzony wieloryb Litani, połykając kolejną duszę jak Jonasza. Irytowała mnie też maniera fonetycznego zapisu jidysz (zamiast polskojęzycznego), zdecydowanie nieprzyjazna wzrokowo.
#5 (serio, trzy tygodnie czytałam, z przerwami)
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 20, 2017
Link permanentny -
Tagi:
2017, panowie, beletrystyka -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 5