Więcej o
Czytam
Zacznę od tego, że to nie jest jednak powieść z twistem, tylko taka, w której z czasem narrator (a przy tym czytelnik) dowiaduje się pewnych rzeczy, które zmieniają narrację. Tutaj są to rzeczy dość oczywiste, ale nie one stanowią o wartości książki.
1975. 12-letni Amir mieszka w Kabulu z wpływowym ojcem, sunnitą ze szlachetnego plemenia Pasztunów. W domku w ogrodzie mieszka służący Ali, szyita z plemienia Hazarów, z rok młodszym od Amira synem, Hasanem. Chłopcy są nierozłączni, Hasan uwielbia Amira i zrobiłby dla niego wszystko, jednak Amir ma należne mu z urodzenia i statusu poczucie wyższości; przyjmuje uczucie i zaangażowanie Hasana za pewnik, chociaż oczywiście go bardzo lubi. Co ciekawe, to ojciec, człowiek szanowany, popycha Amira w stronę dziwnej przyjaźni z synem służącego, absurdalnie też Amir ma wrażenie, że zasmuca ojca. Punktem zwrotnym jest turniej latawców, który Amir chce wygrać, żeby zasłużyć na szacunek ojca. Wygrywa z ogromną pomocą (czy raczej dzięki poświęceniu) Hasana, ale to gorzkie zwycięstwo, bo właśnie wtedy zawodzi, udając, że nie widzi brutalnej napaści młodych zwyrodnialców na Hasana. Od tej chwili już nic nie jest takie, jakie było, a po jakimś czasie Ali z Hasanem odjeżdżają. Na sferę osobistą nakłada się wielka polityka - napaść Sowietów na Afganistan, co zmusza ojca Amira do emigracji do Stanów. Amir dorasta, zostaje pisarzem, żeni się, osiada również mentalnie w Kalifornii, ale jak zadra siedzi w nim przeszłość. Po śmierci ojca jego spokój burzy telefon z Peszawaru, skąd dzwoni dawny przyjaciel rodziny i prosi o powrót, aby naprawić przeszłość.
Losy Amira, mimo że stanowią właściwą oś powieści, to tło dla prawdziwego dramatu - losów Afganistanu, szarpanego wieloletnią okupacją przez Związek Radziecki i wojną domową, z drastycznym zniszczeniem przez Talibów. Amir wraca do Kabulu, widzi szczątki świata, który znał, patrzy na codzienną śmierć, tę nagłą, ale i powolną, z głodu i załamania. Nie jest to powieść historyczna czy wojenna, ale mimo skupienia na jednej postaci, nie jest to łatwa lektura.
#100
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 11, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Sąsiedzi (Vid i Tiffany) spontanicznie zapraszają Ericę i Olivera na podwórkowego grilla. Ponieważ Erica była umówiona już wcześniej na ważną rozmowę z przyjaciółką z dzieciństwa, Clementine i jej mężem, Samem, ci ostatni również pojawiają się na przyjacielskim grillu. Narracja rozdziela się na przed i po; wiadomo, że na grillu stało się coś dramatycznie złego, z czym nikt z trzech par i ich dzieci nie potrafi sobie poradzić. Jeden wątek powoli odsłania chronologiczne wydarzenia, w drugim widać, jakie reperkusje są dwa miesiące później (co oczywiście sprawia, że czytelniczka obgryza pazury z niecierpliwości). Erica nie może sobie przypomnieć części wieczoru, przez co ma poczucie, że umyka jej coś ważnego. Dakota, 10-letnia córka Vida i Tiffany, przeżywa coś ciężkiego, izolując się od rodziców. Clementine i Sam nie sypiają w jednym łóżku, kontakty między nimi można oględnie nazwać jako niechętne, a ich 6-letnia córka sprawia problemy wychowawcze w przedszkolu. Wreszcie Clementine i Erica, przyjaciółki "od zawsze", unikają się, każda z listą pretensji. A, nie ma też upierdliwego staruszka Harry'ego, sąsiada Vida i Tiffany, który wiecznie miał pretensje i nawet zdarzyło mu się kopnąć ich psa.
Jakkolwiek powieść się doskonale czyta w trybie ciągłym, tak stężenie dramatycznych zdarzeń i osób specjalnej troski jest trochę za wysokie. Mamy matkę-hoarderkę, która zniszczyła dzieciństwo córce, a ze szkodliwego wpływu dorosła już kobieta ciągle nie może się wyzwolić mimo lat terapii. Jest rodzic z PTSD, który nie umie odbudować spokoju w sobie po traumatycznym wydarzeniu. Jest inny rodzic po stracie, próbujący dochodzić sprawiedliwości drogą sądową, co eskaluje w nienawiść do otoczenia. Jest kleptomanka, zabierająca "za karę" rzeczy osobie, która ich nie docenia. Jest para, która walczy z bezpłodnością i podejmuje trudne decyzje. Jest córka z niską samooceną, nieustająco walcząca o uwagę i docenienie ze strony matki, bardziej skupionej na szeroko pojętej filantropii. Ba, jest tzw. kobieta z przeszłością w biznesie erotycznym, która aktualnie martwi się reperkusjami tego. W pewnym momencie robi się z tego nieco niestrawny konglomerat, ale finalnie autorce udaje się wyjść obronną ręką. Niestety, książka dryfuje w stronę poradnika samopomocowego ("jeśli tak masz, szukaj terapii") niż literatury wysokiej. Absolutnie #guiltypleasure.
#99
Inne tej autorki tutaj.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 10, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Zbiór esejów o szeroko pojętym patriarchacie, czasem jawnym, czasem zakamuflowanym uprzejmością lub żartem w społeczeństwie[1]; jako że nie ma fabuły jako takiej, trudno streścić, poza tym, że jest o przemocy. Niektóre z tez autorki są znane z innych źródeł lub badań (np. codzienny strach kobiet i rozważanie zabezpieczenia przed gwałtem, rozważna dziewczynka pilnuje drinka itp.), ale w całości tworzą przerażający obraz kultury gwałtu i eskalacji. Zamiast streszczenia wybrałam więc dwa cytaty:
W chwilach największego pesymizmu myślę czasem, że kobiety muszą wybierać – między karą za brak podporządkowania a ciągłą karą, jaką jest podporządkowanie. Idee nie wracają do puszki, ale wysiłki na rzecz wepchnięcia kobiet z powrotem tam, gdzie ich miejsce, nie ustają (...) Dzięki demografii konserwatywna presja nie zadziała – Stany Zjednoczone nie będą już przecież krajem przede wszystkim białym – nie zadziała także dlatego, że dżiny nie wracają do butelek, osoby queer nie wracają do szafy, a kobiety nie zamierzają się poddać.
Wciąż jednak nierówność płci postrzegano jako problem kobiet. Podobnie jednak jak rasizmem, także mizoginią nie mogą skutecznie zajmować się jedynie jej ofiary. Mężczyźni, którzy to zrozumieli, rozumieją także, że feminizm nie jest spiskiem, mającym na celu pozbawienie ich praw, ale kampanią na rzecz wyzwolenia nas wszystkich. Musimy wyzwolić się od tak wielu rzeczy: na przykład od systemu, który nagradza konkurencję, bezwzględność, myślenie w kategoriach krótkoterminowych rozwiązań i nieustępliwy indywidualizm, systemu, który zarazem niszczy środowisko i promuje nieograniczoną konsumpcję – możecie go nazwać kapitalizmem. Wciela on to, co najgorsze w maczyzmie, niszcząc zarazem to, co najlepsze na Ziemi. Mężczyźni częściej lepiej się do niego dopasowują, ale w rzeczywistości nie służy on nikomu z nas.
To ważna książka, może nie odkrywcza, ale porządkująca pewne idee.
[1] Kolega skomentował moje zdjęcie, na którym jest hotel (tuż obok biurowca, w którym pracuję), dowcipnym pytaniem, czy mój mąż wie, że się szlajam po hotelach. Rok 2019.
Inne książki tej autorki.
#98
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 9, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, felietony, panie
- Komentarzy: 1
Szypulski Andrzej - Głupi kawał #025
Spis osób:
- inspektor Olszak - szef Malucha, trochę niechluj, ksywa Maigret
- podporucznik Maluch - magister prawa i absolwent szkoły oficerskiej, fan Poirota
- porucznik Kulicz - czyta kryminały dla relaksu
- Eligiusz Górecki (47) - recenzent teatralny, ma umrzeć wkrótce
- Helena Beskid (30+) - żona Eligiusza, aktorka, wcześniej już zamężna
- Elżbieta Sadorska (23) - aktorka, niby przyjaciółka Heleny, ale sypia z jej mężem
- Franciszek Żelazko - portier w klubie związków twórczych, udziela wysokooprocentowanych pożyczek
- Henryk Madej - literat, wygląda jak łysy kocur, lubi się całować na powitanie i pożegnanie
- Michał Gol (43) - aktor, grywa również role szekspirowskie
- Bogusław Czerpak (32) - młody i piękny, ale na pewno się roztyje, oficjalny adorator Elżbiety
- Roman Chłapowski (43) - sufler, ale zaczynał jako aktor
- Zuzanna - była żona Góreckiego
- Krzysztof Górecki (20) - wykolejony syn Eligiusza, pensjonariusz zakładu karnego
- Tadeusz Grzęda - zastępca naczelnego gazety lokalnej
- pani Genia - bufetowa z teatru
Do komendy przychodzi anonim, wycięty z gazetowych liter[1], w którym ktoś grozi Góreckiemu, recenzentowi teatralnemu, rychłą śmiercią. Milicja staje na wysokości zadania i - nie informując jednak zainteresowanego - otacza go dyskretną inwigilacją. Obiekt obserwacji wysłał właśnie żonę do Zakopanego i jako słomiany wdowiec zajął się czule kochanką, młodą Elżbietą. Sielankę psują jednak codzienne telefony, tym razem już bezpośrednio do Góreckiego, w których ktoś odlicza dni do śmierci recenzenta. Po pierwszym wrażeniu, że to głupi dowcip, spanikowany Górecki udaje się jednak na posterunek. Milicja używając zaawansowanej techniki próbuje zlokalizować dzwoniącego, ale na wszelki wypadek otacza potencjalną ofiarę jeszcze czulszą ochroną. Mimo to zbrodnia zostaje dokonana, a przestępca wpada, bo jednak okazuje się niepełnosprytny.
[1] Długo Maluch nie mógł znaleźć słowa UMRZE, pewnie dlatego, że była to część tytułu wstępnego (Czy Nato umrze naturalną śmiercią?), którego Maluch z reguły nie czytał.
Się pali: wawele (Górecki), zefiry (możliwe, że dowcipniś), sporty (Olszak).
Się pachnie: lawendowym Yardleyem.
Się je: domowy obiad (zupa z torebki zaprawiona żółtkiem, potem omlet, na końcu gruszki w kremie jajecznym), masło, ser tylżycki (z braku myśliwskiego), kotlety z garmażerii (tylko odgrzać na patelni).
Się pije: koniak gruziński pięciogwiazdkowy.
Zygmunt Sztaba - Śmierć lichwiarza #026
Spis osób:
- Rajmund Trapisz - lichwiarz, lubi wedlowskie czekoladki i kobiety
- Rachwalski - nagania Trapiszowi klientów, król plastikowych grzebieni
- inżynier Jerzy Olęcki - człowiek w potrzebie, ma chorą córkę
- Władysławostwo Białeccy - państwo notariuszostwo, mieszkają vis-a-vis Trapisza
- Mecenas Kratko - również pożycza od Trapisza
- Alojzy Ciołkosz - kierownik wydziału finansowego MRN, zwierzchnik Trapisza w pracy oficjalnej
- Hanka - córka dyrektora papierni, obiekt adoracji Trapisza
- Klara Wawrzycowa - inspektor wojewódzkiego zarządu spółdzielni pracy, przyjeżdża do pracy i na ksiuty
- Konrad Olkuski - leśnik, również w delegacji w tych samych terminach, co Klara. Przypadek?
- Stanisław Warzyc - nieświadomy niczego mąż Klary
- inżynier Machnicki - właściciel pięknego wiśniowego mercedesa, jowialny i uczynny
- Piotrowski - portier w hotelu “Renesans”, brat Wiktoryny, plotkarz
- Wiktoryna Piotrowska - pomoc domowa Białeckich, entuzjastka pogrzebów i inwigilacji
- Ludwik Duraszewski - planował prowadzić z Trapiszem warsztat samochodowy
- doktor Kępski - patolog
- sierżant Dreja - spostrzegawczy, ale nieostrożny funkcjonariusz
- Katarzyna - gospodyni Olkuskiego, mistrzyni kuchni
Pan Trapisz, dorabiający sobie do urzędniczej pensji lichwą, zostaje zamordowany, a jego sejf okradziony. Milicja usiłuje zrobić listę dłużników, odnajdując na niej na przykład panią Wawrzycową, która pożycza na zbytki[1], bo ma młodego i pięknego kochanka i jest nagle zaskoczona niestosowną propozycją Trapisza, że mogłaby oddać w naturze. Wychodzi, że tak naprawdę umoczone jest pół miasteczka, ale śledztwo rusza z kopyta, kiedy do gry wkracza pani Piotrowska, wielbicielka literatury romansowo-przygodowej, uczestniczka wszystkich lokalnych pogrzebów oraz właścicielka lornetki, przez którą obserwowała zarówno czyny nierządne w hotelu, jak i gości lichwiarza.
[1]
Bułgarskie karakuły - ożywiła się. - Takie jasno-szare. Cudne! W komisie trzeba by zapłacić najmniej szesnaście, siedemnaście tysięcy.
Się pije: czyściochę vel eksportową, wiśniówkę, orzechówkę.
Się pali: grunwaldy, giewonty, mocne.
Się je: kiełbasę jałowcową (w zasadzie to się marzy o jedzeniu), kiełbasę i salceson (na śniadanie), wędzoną szyneczkę z korniszonami, konfitury truskawkowe domowej roboty, placek ze śliwkami przy niedzieli.
Inne tego autora:
Krzysztof Opatowski - Złoty podział #027
Spis osób:
- Porucznik Hieronim Bielina - lubi lokalną turystykę, interesuje się etnografią
- Jerzy Ludwig (41) - inżynier, architekt, regionalista, zaginął nagle
- Ludwigowa - pracuje w Prezydium WRN, jako żona nie jest zbyt troskliwa[1]
- Marta Ludwig (16) - uczennica średniej szkoły muzycznej
- Mateusz Ludwig (14) - szkoła podstawowa
- Joanna Raube - kochanka Jerzego, sekretarka w przedsiębiorstwie
- Jacek Piotrowski - historyk sztuki, na zamku w Żarkach
- magister Marta Zimińska - inwentaryzuje z Piotrowskim obiekt
- Wiktor Kowal - cieśla z zaskakująco dobrą, acz wybiórczą pamięcią
- Karol Ciepły - fotograf, również fascynat zabytków
- Zenon Magórski (83) - emerytowany kelner, nie karany, niegdyś kamerdyner w majątku w Żarkach
1 czerwca obywatel Ludwig pojawił się w pensjonacie w Szklarskiej Porębie, przywitał ze współlokatorami, założył płaszcz przeciwdeszczowy i wyszedł na spacer, z którego nie wrócił. Podejrzane było też to, że kochanka Ludwiga, która miała rozpocząć urlop w tym samym czasie, zrezygnowała z niego, bo przedsiębiorstwo, w którym pracuje, dostało zamówienie, a jak to stwierdził Bielina, “kto dla dobra jakiegoś zamówienia rezygnuje z takiego wyjazdu?”. Przypadkiem wezwany do zwłok znalezionych w zrujnowanym zamku w Żarkach, odnajduje swoją zgubę. Porucznik nawiązuje więź z Piotrowskim, pracującym w Żarkach, dzięki czemu przy okazji oględzin miejsca zbrodni czytelnik dostaje wykład o architekturze i tytułowym złotym podziale.
[1]
Już od kilku lat żyjemy ze sobą jak obcy ludzie. Przyjdzie do domu, zje, na pierwszego odda pieniądze. Nie wiem, czy wszystkie. Nie wiem, ile zarabiał.
Się pali: zefiry.
Inne tego autora tu.
Inne z tego cyklu tutaj.
#97
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 8, 2019
Link permanentny -
Tagi:
2019, panowie, prl, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Robert przez trzy lata zbierał pieniądze na podróż dookoła świata, zlikwidował dotychczasowe mieszkanie, rozdysponował rzeczy na czas podróży, wreszcie z plecakiem ruszył w podróż. Sam. Z oczekiwaniem, że podczas kilku miesięcy w drodze zrozumie, jak jest być wolnym.
Chronologicznie to opowieść o rosyjskich pociągach (kolej transsyberyjska!), Syberii (gdzie deportowano jego dziadka[1]), Tajlandii (urocza historia rudego psa), Malezji, Nowej Zelandii, Peru czy wreszcie Wyspie Wielkanocnej. Wszystkie miejsca są prominentne w opowieści, ale to bagaż doświadczeń autora wysuwa się na plan pierwszy; nadmiar kontaktów z ludźmi, lata zaprzeczania i terapii, treningu, żeby się wpasować, to wszystko blokuje przed wolnością. Doskonała, refleksyjna narracja sprawia, że książkę się doskonale czyta. Intymne, prywatne zdjęcia ją wzbogacają.
Mój ulubiony fragment (z pozdrowieniami od wewnętrznej Filifionki):
Od podróży z plecakiem znacznie bardziej heroiczne i wymagające uważania na siebie wydaje mi się słuchanie wiadomości, chodzenie do pracy, która zabiera osiem, a z dojazdami dziesięć godzin, płacenie rachunków, życie historią ludzi z telewizora, których nigdy nie spotkałem, ale w imię których gotów jestem znienawidzić innych ludzi, którzy wybrali historię innych ludzi z telewizora, gromadzenie rzeczy i wyposażanie domu, martwienie się, ciągłe martwienie się o to, co może się wydarzyć, jak się do tego przygotować, co powinienem mieć, osiągnąć, kim być, zwłaszcza w porównaniu z tymi, którzy – co wyraźnie potwierdzają ich osie czasu na Facebooku – już kimś są.
[1] Mojego również, ale ja nie miałam okazji z nim o tym rozmawiać.
Inne tego autora tutaj.
#96
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 7, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, panowie, podroze
- Skomentuj
W rodzinnej wsi[1] Franka Kociuby[2], aktualnie porucznika, ginie strażnik łowiecki, Kaźmierowski. Franek wprawdzie jest na urlopie u rodziców, ale że Staszek Kaźmierowski był jego kolegą (a w Magdzie[3], żonie Staszka, się kiedyś kochał), to oczywiście chętnie się do śledztwa dołącza. Kociuba pomaga więc badać wątek lokalny, bo właśnie z więzienia wrócił kłusownik Wójcik, z wyrokiem za sprawą denata, dodatkowo ludzie chętniej mu powiedzą, co widzieli, niż miastowemu śledczemu. Major Grabicki, z kolei, zasilony niebawem przez Downara, bada wątek czerwonego jaguara, widzianego we wsi, co prowadzi do nierozwiązanego morderstwa dokonanego na starszej, zamożnej damie, ciotce byłej właścicielki jaguara. Mimo powiązań między dwoma sprawami, sprawcami są różne osoby, ale właśnie te niby przypadkowe powiązania pozwalają na rozwiązanie obu spraw. Jeden przestępca wpada, bo za długo nosi rękawiczki (i przez przetarty materiał zostawia odcisk palca na broni). Drugi zostaje ujęty dzięki zdjęciu w albumie i spostrzegawczej fryzjerce damskiej[4].
Jak zwykle u ZZ, tom bogaty jest w kulinaria[5], tym bardziej że tytułowa pieczeń jest istotna dla fabuły. Dodatkowo jest trochę przebieranek - Franek udaje archeologa, zakochanego w siostrzenicy zamordowanej, żeby poznać jej znajomych; Pakuła spotyka się z gosposią tychże znajomych, przybierając na wadze (“zgaga jest cholerna, ale gotuje pierwszorzędnie”); wreszcie niejaki Bartoszek[6] zaprzyjaźnia się z podejrzaną i proponuje jej interes z lisią farmą.
To już któryś z kryminałów, w których autor narzeka na problemy kadrowe w milicji (stąd chętnie wciągają nie podlegającego im Kociubę do śledztwa). Tym razem wakaty są, bo: “Woliński miał kraksę samochodową i leżał w szpitalu, Szymczak musiał poddać się operacji ślepej kiszki, a Małecki złamał nogę, wyskakując w biegu z tramwaju. (...) Dzisiaj znowu dzwonił Piotrowski, że nie przyjdzie; bo go brzuch boli. Lekarz mówi, że to może czerwonka”.
[1] Wieś ogólnie jest pechowa, bo wspomniane są wydarzenia z wcześniejszego chronologicznie tomu (“Czerwona nitka”, o czym niebawem), gdzie to Kociuba znajduje zwłoki kobiety.
[2]
Mundur nowiutki, prosto od krawca, świetnie dopasowany, a spodnie tak odprasowane, że kantami można by chyba kiełbasę kroić. Co tu dużo gadać, szykowny oficer.
[3]
Magda nie była malkontentką. Wprost przeciwnie, umiała cieszyć się życiem. Wesoła, energiczna, doskonale dawała sobie radę z gospodarstwem, z mężem i z trojgiem dzieci. Przed ich domem było mnóstwo kolorowych kwiatów, do których się uśmiechała. Roboty dużo, bo to i ugotować, i posprzątać, i ogródek wypielić, i uprać, nie mówiąc już o dzieciach, świniaku, kurach, kaczkach. No i o chłopa także trzeba trochę zadbać.
[4]
- Chciałbym cię prosić o pomoc w odnalezieniu pewnej wróżki.
- Szukasz wróżki? Stefanku, bój się Boga! Gdzież się podział twój materializm dialektyczny?
[5] Się je:
- "Zjadł jajecznicę z sześciu jaj i specjalnie się nie certował, kiedy mu gościnny gospodarz podsunął półmisek z wędliną"
- kurczęta i szparagi, smażoną kiełbasę, barszcz z pasztecikami, pieczeń sarnią po myśliwsku, pomidorową z kluskami (również na kościach)
- "Przedstawicieli władzy przyjął z otwartymi ramionami i nie zwlekając, postawił na stole butelkę wódki, kiełbasę, chleb i słoik z musztardą"
- czekoladę “Suchard” (a tak naprawdę Wedla/22 lipca)
- "Wojtasik źle spał tej nocy. Najadł się na kolację tłustego bigosu z kiełbasą i gniotło go w żołądku"
- do pociągu jajka na twardo i trzy bułki z kiełbasą szynkową
- - Była ostatnio sarnina? — spytał Downar. - Była. Znakomita. Przyrządzona na dziko. Marynowana w occie, z korzeniami. Wikcia zostawiła mi comber. Taką porcję, że trzech by się pożywiło. Z borówkami. I do tego kieliszek czerwonego wina.
[6]
Pułkownik Leśniewski nie mijał się z prawdą mówiąc, że sierżant Bartoszek na pierwszy rzut oka nie robił wrażenia człowieka o błyskotliwej inteligencji. Twarz okrągła, pucołowata, zdradzała zamiłowanie do obfitych posiłków, co zresztą można było wywnioskować z całej jego korpulentnej postaci. Oczy duże, niebieskie, spoglądały na świat gapiowato, a wrażenie te potęgowały jeszcze grube, zawsze trochę rozchylone wargi. Specjalista laryngolog doradziłby zapewne usunięcie trzeciego migdału lub przypalenie muszli nosowej. Jednakże, jak wiadomo, pozory często mylą. Tak też było i z sierżantem Bartoszkiem, o którym mawiali koledzy, że nie taki głupi, na jakiego wygląda. W rzeczywistości był to chłopak obrotny, sprytny, umiejący sobie poradzić w trudnych nieraz sytuacjach, wymagających szybkiej orientacji i błyskawicznego refleksu. Bez obawy można mu było powierzyć najbardziej odpowiedzialną funkcję, a jego aparycja nieraz już wprowadzała w błąd przeciwnika.
Się pije: wódkę na weselu, dobrą mocną herbatę, nalewkę, częstuje martini albo koniakiem, gin z odrobiną soku z grejpfruta, węgierskie wino „Egri Bikaver”, winiak na zakończenie śledztwa.
Się pali: giewonty, zefiry.
Się wyznaje szowinizm:
- Wszystkie baby są jednakowo głupie - mruknął [Franek Kociuba], wzruszając ramionami. (...) W powrotnej drodze pomrukiwał niezbyt pochlebnie pod adresem całego rodu niewieściego.
Kelman, Rozalia Kelman. Może to Żydówka albo Niemka. Czort ją wie. W ogóle to bardzo podejrzane to całe małżeństwo. Bo żeby chociaż ładna dziewczyna była, tobym się Wojtasikowi nie dziwił, ale taka pokraka… (...) Była wysoka, bardzo szczupła, a jej podłużna twarz, zakończona wydatną szczęką, czyniła ją podobną do angielskiej klaczy pełnej krwi.
- Nigdy w życiu nie widziałem tak pięknej i tak eleganckiej pani - powiedział po prostu. Słowa te zadźwięczały szczerze, bo właściwie rzeczywiście tak myślał. Dając bezpośredni wyraz swemu zachwytowi, Franek mimo woli obrał najlepszą taktykę. Nie ma na świecie kobiety, która by z prawdziwą przyjemnością nie słuchała hymnów pochwalnych na cześć swej urody, a kobieta po trzydziestce staje się z każdym rokiem coraz bardziej czuła na te sprawy.
My, kobiety, nie znamy się na tych wszystkich przepisach, skądżeż mogłam wiedzieć…
Obyczajowo:
W doskonałych nastrojach wrócili do leśniczówki.
— Cóż wam się tak oczy świecą? — spytała stara Maciejczakowa.
— Wesoło nam, mamo — zaśmiała się Hanka.
Leśniczy pogroził im palcem. — Ej, ej, uważajcie, żeby wam się data chrzcin z datą wesela zgodziła.
— Powiedz mi, Grażyno, co ty byś chciała robić?
— Ja chciałabym zostać wielkomiejską prostytutką. To znaczy… taka lepszą… taką kokotą, jak na przykład ta… jak „Dama Kameliowa”. Czytał pan „Damę Kameliową”. To Dumasa, tego młodszego, syna.
— Czytałem — skłamał Kociuba. — I sądzisz, że życie takiej kobiety jest interesujące?
— W każdym razie bardziej interesujące aniżeli dojenie krów i macanie kur. Ja bym była taką lepszą, dewizową. Wie pan? Znajomości z cudzoziemcami, przejażdżki luksusowymi wozami, kolacje w eleganckich lokalach, dansingi. To jest życie. Ale to wszystko nie dla mnie. — Machnęła ręką z rezygnacją. — Nie dla mnie — powtórzyła. — Niech mi się pan dobrze przyjrzy. „Dama Kameliowa” z taką piegowatą gębą? Z czym do gościa? Szkoda gadać. Nogi jeszcze by może uszły, ale te cholerne piegi…
Do przedziału weszli nowi pasażerowie: starsza dama, ucharakteryzowana na swawolną nastolatkę, tęgi jegomość o zaskakująco barwnym nosie i dobrotliwie spoglądających oczkach, przypominających zadowolonego z życia hipopotama, oraz młoda dziewczyna ze starannie rozczochranymi włosami. Zażywny jegomość, którego nos przypominał zupełnie inną część ciała pawiana, przez cały czas w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#95
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 6, 2019
Link permanentny -
Tagi:
2019, panowie, prl, kryminal, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj