Jakby akcję Dzieci z Bullerbyn przenieść do biednych Włoch tak w okolicach lat 70., dodać przemoc, bicie, krew, smród z gnijącego dołu i ran, to wyjdzie z tego książka o małym Michele, który w opuszczonym domu odkrywa zwłoki chłopca. A przynajmniej tak na pierwszy rzut oka wygląda, bo okazuje się, że choć chłopiec myśli, że jest trupem, to żyje przywiązany za kostkę łańcuchem. Dzieci w książce są tak samo brutalne i nieustępliwe jak dorośli. Nie mają tylko ciemnych interesów, za którymi stoi mafia, śmierć, kidnapping i gruba kasa.
Myślałam, że to humoreska, wyszło, że prawie drugi "Malowany ptak" Kosińskiego. Jak już wspominałam, oko mi lata. Nie lubię. Ale musiałam przeczytać do końca.
Inne tego autora tu.
#72
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 14, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2006, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Mam mieszane uczucia. Trailer zapowiadał świetną komedię. Jak się można było spodziewać, do trailera zostały wzięte wszystkie najlepsze momenty z filmu, bo film komedią tak do końca nie jest. W zasadzie to smutny i melancholijny film. Mimo to jest całkiem dobry, jak na polski film. Bo w klasyfikacji ogólnej - mizeria, niestety. Jest dobry, spójny scenariusz, są świetni aktorzy, ale na każdym kroku widać braki - w budżecie, w montażu, w kręceniu. Świetna Romantowska, doskonały Kiersznowski, dość byle jaka Kinga Preis i bardzo kiepski Bartosz Opania.
Co ciekawe - rzecz kręcona w Koninie. Nie tak sobie Konin wyobrażałam. W filmie to małe miasteczko ze ślicznym ryneczkiem, jak w większości miast Wielkopolski. Ładne i słoneczne, jak ze wspomnień z dzieciństwa.
Film ogólnie na plus, ale za normalne pieniądze w normalnym kinie trochę by mi było szkoda (akurat trafiłam na promocję, że dawali bilet za 10 zł za kartę Multikina).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 12, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Zbiór humoresek, trochę w stylu socjalistycznych opowieści o Tatce Jacka Sawaszkiewicza. O cudownym odnalezieniu dziedzica fortuny lokalnego cinkciarza, o królewnie, która chciała coś żółtego, o ciężkim losie brydżysty w socjalistycznym zakładzie pracy albo o rodzinie, która zakończyła żywot po spożyciu grzybków, które zebrali z atlasem bez erraty...
Doskonale się nadaje, żeby czytać podczas nudnych rodzinnych spotkań i w międzyczasie rzucać błyskotliwe bon-moty.
#71
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 12, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2006, humor, panowie
- Skomentuj
Ludzie, wojna będzie! Kładą chodnik z Podolanów do wsi. Przed wojną też kładli. Mieszkamy tutaj od 2001 roku. W 2003 posadzili latarnie wzdłuż drogi (mierząc odległości chyba centymetrem, bo jedna latarnia wypadła im jak raz na środku piaszczystej drogi wyjazdowej z osiedla, dołek już wykopali i chyba już przy samym montażu latarni ktoś zajarzył, że to może nie najszczęśliwsza lokalizacja). W 2006 pojawi się chodnik (do tej pory nie szło przejść suchą nogą przy deszczu, a latem nie zakurzyć się po kolana). Ciekawe, kiedy uda się przeciągnąć o 1 przystanek (jakieś 600-800 metrów) autobus miejski... Stawiam na 2012.
Kot czarno-biały został po części odszwiony, w piątek część druga. Trzymajcie kciuki, żeby się nie spruł, bo już nie ma na kocie skóry, żeby go zszyć...
Kot czarny w łazience uznał, że opakowane w folię gąbki do czyszczenia są łakomym kąskiem, zaczął obgryzać folię, po czym chyba trafił na coś, co mu nie smakowało, bo odsunął pychol z wyrazem ostatecznego zdegustowania i odsłoniętymi kłami. Wygląda mniej więcej jak ja - pękł mi kącik ust i wyglądam, jak permanentnie spływała mi strużka krwi.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 8, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj
Ubolewam, ale porażka. Zdecydowanie wolę Palina-podróżnika i Palina-Pythona od Palina-powieściopisarza. Książka napisana sprawnie, plastycznie, ale zupełnie wyprana z barwnego języka, który u Palina lubię. Nie ma też celnych obserwacji, dowcipnych point i innych takich. Książka jest ciężka, bardzo obyczajowa i posępna. W małym angielskim miasteczku 35-letni Martin, pracownik poczty walczy z degradacją urzędu, w którym spędził 16 lat. Prywatnie uwielbia Hemingwaya, kolekcjonuje rzeczy z nim związane i ma ogromną wiedzę na temat jego książek i życia prywatnego. Spotyka amerykańską pracownicę naukową, która - tak jak on - zna Hemingwaya, ale go nie lubi. Ale przynajmniej ma z kim pogadać w zimne angielskie jesienno-zimowe wieczory. No, nie tylko pogadać - może jak kto lubi erotyczne zabawy w udawanie innych ludzi, to mu się spodoba. Mnie tak sobie, chociaż akurat wątek z poznawaniem zmarłego pisarza przez role-playowe wcielanie się w jego postać mnie dość zaciekawił.
Dziwna książka jest o tyle, że w zasadzie nie wiadomo, czy to, co robi bohater, jest ważne. Dla mnie nie było. I dość nagły koniec całej intrygi - wykupienia budynku poczty przez Złe Konsorcjum, które zwalnia starych pracowników i wstawia na to miejsce swoich - związany z "brawurową" ucieczką Martina na jachcie z zamocowanym krzesłem Hemingwaya. Mam wrażenie, że jest parę pomysłów, z których można było coś wyciągnąć, coś ciekawszego, bo książka jako taka nie zostawia nic poza smętnym klimatem deszczowej Anglii i kiepskimi kolejami losu bohatera.
Inne tego autora.
#70
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 8, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
beletrystyka, panowie, 2006
- Skomentuj
Mały rzut oka w Google Analitycs. Czego szuka u mnie gawiedź: tytuły dobrych p0rn0li, 5ex ze zwi3rzętami, przerażające miejsce, foklor, czy 5ex w tym wieku jest namolny?, cytaty o sąsiadach, czy w "żabce" można płacić kartą?, tragedia w limaro, autobus do hali góreckiej, prywatne zycie agnieszki frykowskiej. Poczułam się wzruszona. Myślałam, że wiele mnie już nie zaskoczy.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 7, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Śmieszne
- Skomentuj
Kod 1082 to usuwanie martwej dziwki z przyczepy Bena Afflecka. A poza tym J&SBSB to urocza komedia o pierdzeniu i robieniu laski, bogato przetykana odwołaniami do innych filmów Smitha i nie tylko. Pojawia się Mark Hammill (dzieci! to Mark Hammill!), Carrie Fisher w roli zakonnicy żyjącej wedle Księgi, czy zestawu hollywoodzkich sław. Film trochę słabszy niż inne, ale i tak śmieszny.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 5, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Wszyscy widzieli, ale znalazłam właśnie prześliczny artykuł o "Alternatywy 4".
Najtrudniejsze było zapełnienie lodówki prominenta. Ekipa oddawała kartki (po jednym odcinku na 30 dkg mięsa), konserwy pożyczano z Peweksu, a wędliny przynosiło się z domu. Największy dramat był w scenie, w której pies docenta zjada pęto kiełbasy. Scenę powtarzano kilka razy, utracono bezpowrotnie 5 kg zwyczajnej.
Cenzorka z Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk po pierwszym pokazie powiedziała, że musi obejrzeć film ponownie, bo za pierwszym razem tak się śmiała, że nie zwróciła uwagi na meritum.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 4, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Śmieszne
- Skomentuj
Wspominałam już, że kocham Kevina Smitha. Za to, że umieszcza w swoim każdym (poza Jersey Girl, ale tego nawet nie mam ochoty obejrzeć) filmie ten sam set fajnych bohaterów. Jay i Silent Bob grają siebie (a przy okazji proroków, z których jeden nie boi się powiedzieć, że jeśli za 5 minut będzie koniec świata, to on chce się pieprzyć), Earl gra upadłego anioła, Randy - głos potwora z kloaki, gdzieniegdzie pojawia się Dante Hicks w roli reportera, a karzącym ramieniem Boga są Damon i Affleck. No i zapomniałam o Randallu, którzy pracował w sklepie z bronią.
Do tego wystarczy dodać Lindę Fiorentino, Salmę Hayek w półnegliżu, Chrisa Rocka spadającego nago a nieba ("nie zostawiaj nas tutaj, faceci nie spadają z nieba"), Alana Rickmana bez spodni, trochę bluźnierstw i krwi i powstaje świetna komedia o religii i Bogu.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 4, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Jak na razie, cokolwiek by pani Keyes nie napisała, to ja historię kupuję. Irlandka, ze sporą i bardzo zaangażowaną we wszystko rodziną, dowiaduje się, że mąż ma kogoś na boku. Nie jest to fajnie, gdy taka rzecz wychodzi po 7 latach od ślubu, nie dziwmy się więc pani Anieli, że nie poznała swojego męża, kiedy stanął w drzwiach w kostiumie łosia... Wróć. Nie dziwmy się Margaret, że rzuciła męża (ustalając, kto będzie przedtem spłacał kredyt hipoteczny), wyprowadziła się z domu, pomieszkała chwilę u rodziców, gdzie odbębniła małą depresję, po czym poleciała do znajomej do Los Angeles. Miasta piękna, operacji plastycznych ("nos sobie zrobiłam głównie dlatego, żeby jak urodzę dziecko, to też miało ładny, po mnie"), wszechobecnych aktorów (aktualnie będących lodziarzami, kelnerami czy kosmetyczkami, ale już niedługo to hoho) i słońca. W książce można znaleźć odpowiedzi na pytania, czy piękni ludzie mają piękne wnętrza (wiem, nie trzeba czytać książki, żeby to ustalić), czy Maggie znajdzie kogoś, kto wypełni jej pustkę po utraconym związku (nie powiem, bo mnie pointa ciut zaskoczyła), co zrobiła rodzina Walshów w środku Hollywood, a poza tym - jak to u Keyes - dość błyskotliwy opis świata okiem felietonisty.
Inne tej autorki tu.
#69
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 4, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2006, beletrystyka, panie
- Skomentuj