O, ja też właśnie ekspediuję partiami do śmietnika „szafę na po domu.” Rany boskie, czego tam nie ma! Wykopałam właśnie t-shirt kupiony na bazarze w Istambule w roku, OIDP, 1994.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
IKEA, co by nie mówić, nie sprawia problemów. Jedno z pudełek na buty okazało się być pęknięte, pojechałam, przyjęli reklamację bez słowa, dali nowe, do widzenia. Byłam wczoraj bardzo dzielna, z garderoby wyekspediowałam na śmietnik koło 10 par starych butów, co to "jeszcze można w nich iść do sklepu". Jasne, można. Tylko po co? Podobnie ze starymi koszulami, znoszonymi sukienkami sprzed 15 kilo (jasne, można "po domu", ale w efekcie mam pół szafy "po domu", a szafa - jak wiadomo - nie jest z gumy). Wprawdzie jeszcze skrzynki z ciuchami nie rozdysponowałam między śmietnikiem a koszem PCK, ale powiedzcie - czyż nie jestem dzielna? (dobra, dzielna byłabym, jakbym przestała kupować nowe ciuchy. I książki. I jedzenie. Jassne).
Jest pięknie:
Z okazji zaoszczędzonego miejsca zainaugurowałam na balkonie wiosnę za pomocą kupionej od przemiłego pana lawendy:
Sadzenie lawendy nie obyło się bez towarzystwa konsumentów: