Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o z-jamnikiem

Václav Erben - Śmierć utalentowanego szewca

Michał Exner przybywa do maleńkiego miasteczka Opolna (które jest wzorowane na realnie istniejącej miejscowości Opočna) na urlop, który planuje spędzić ze swoją odwieczną przyjaciółką Gabrielą Stein. Jak w poprzednich tomach, Gabrieli nie udaje się planowo dotrzeć, Exner szybko pociesza się ponętną długonogą i długowłosą studentką Lidą Murszówną, siostrą Eryka, znanego z jednego z poprzednich tomów (ubolewam, nietłumaczonego na Polski). Zawiązaniem akcji wcale nie jest znalezienie zwłok szewca Rambouska, opryskliwego malarza-samouka, tylko fakt, że urlopowany Exner ukrywa się przed swoimi kolegami po fachu, żeby nacieszyć się wolnością przed powrotem do pracy. Oczywiście nie umie odpoczywać bezczynnie, więc poza romantycznymi schadzkami z panną Lidą prywatnie rozmawia sobie z mieszkańcami miasteczka i pracownikami renesansowego zamku, usiłując dociec, kto zabił podobno zamożnego mężczyznę i metodycznie zniszczył jego prace. Podczas śledztwa płynie dużo alkoholu, Exner rozbiera się do bielutkich majtek, żeby wyłowić obciążające dowody zbrodni, a w samym finale pojawia się doktor Soudek, również znany z poprzednich tomów, żeby powiadomić Exnera o kolejnym morderstwie (o czym, niestety, nie przeczytam, bo - tak - nie przetłumaczono tego tomu na polski).

Ten tom jest chyba najlżejszy - dużo żarcików i docinków, łącznie z powtarzanym bon motem Exnera, że “wie to Bóg i święty Wacław”. Detektyw kilkukrotnie “zaciera ręce gestem semickiego kupca”, a w finale tłumaczy mordercy, jak wpadł na trop “tonem instruktora objaśniającego na lekcji Przysposobienia Obronnego technikę rzutu ręcznym granatem”.

(...) - Na podeście drugiego piętra proszę uważać na wypchanego niedźwiedzia.
- Gryzie?
- Przepaliła się żarówka.

Się je: rogaliki serowe, karpatkę i mleko na kiepskie śniadanie, befsztyk bez jajka, za to garnirowany wątróbką po angielsku.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#133

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 26, 2021

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: kryminal, panowie, 2021, z-jamnikiem - Skomentuj


Václav Erben - W zasięgu ręki

Przedwojenna praska kamienica przy ulicy W Pstroszce 14 (nie udało mi się wyśledzić, czy to rzeczywista ulica), dawniej luksusowa - z windą, dywanem na schodach, wielkimi i jasnymi mieszkaniami - po latach już nie zachwyca. Ściany się sypią przez brak remontów, kabina w windzie wyłożona jest sklejką, schody gołe, a przestronne mieszkania podzielone są czasem w absurdalny sposób na małe klitki (na przykład korytarz ze ścianką z dykty w miejscu żyrandola, przez co wieczorem trzeba sobie świecić latarką albo trzymać otwarte drzwi). Dom zamieszkuje cała galeria barwnych postaci z różnych środowisk - profesor uniwersytecki z piękną córką (jeśli zastanawiacie się, czy Exner zachwyci się jej długimi nogami, to tak, i w mieszkaniu i na stryszku, a panna nawet dostanie od ojca po buzi, kiedy wyjdzie na jaw, gdzie spędził noc kapitan); śpiewaczka operowa z matką-emerytką i tłustym jamnikiem Bibinką; dyrektor po awansie społecznym, który toczy wojnę ze znienawidzonym zięciem; kelner; emerytowany adwokat; celnik; aktorzy; malarz - przypadkiem będący kochankiem znajomej Exnera, rudowłosej Gabrieli Stein czy homoseksualista, który użycza lokalu innym kolegom. Para kelnerów wynajmuje pokój na godziny ludziom w potrzebie, zdeklasowana dama została wróżką, złota rączka prywatnie podejmuje się wszelkich napraw i remontów. Wreszcie właściwa akcja zaczyna się od dwóch sióstr, starszych pań - dwukrotnie rozwiedzionej Fikejzowej i wdowy Libanowej, które usiłują sprzedać daczę oraz zamienić się na mieszkanie, bo są skłócone ze wszystkimi; chwilę potem zlecają złotej rączce remont w ich mieszkaniu i wyjeżdżają do sanatorium. Problem w tym, że dopiero po jakimś miesiącu staje się oczywiste, iż do kurortu nie dotarły, a ich walizki czekają na odbiór na dworcu. Kapitan Exner rozpoczyna mozolne przesłuchania wszystkich mieszkańców i osób spowinowaconych z siostrami, odkrywa zwłoki zamurowane w piwnicy, przy okazji dokopując się do całego mnóstwa drobnych przestępstw, animozji i wykroczeń.

Historia prowadzi w przeszłość, a jako że rzecz dzieje się w Pradze, nie dziwi specjalnie tło historyczne - kamienica przed wojną należała do zamożnej rodziny żydowskiej, która - mimo posiadania kontaktów i ogromnego majątku - straciła życie w Teresinie. To wątek raczej nie do pomyślenia w polskim kryminale z czasów socjalistycznych. Zbrodnia doprowadzi do odkrycia pozostałości majątku (pozostałości, bo podobno trzon rodzinnej fortuny Berdischów spoczywa nadal w szwajcarskim banku) - dzieł znanych czeskich malarzy, Kandinsky'ego czy Klee oraz pięknej, zabytkowej Tory. Przemycona nawet jest informacja o zastanawiającym rasowo profilu Exnera.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#124

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 28, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, kryminal, panowie, z-jamnikiem - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Komentarzy: 2


Jerzy Edigey - Śmierć jubilera

Letni poranek, Warszawa. Do sklepu jubilerskiego dobijają się jego pracownicy, po czym odkrywają, że kierownik nie otwiera, albowiem nie żyje (oraz że zniknęło precjozów na prawie 2 miliony ówczesnych złotych). Tropów pozostawionych jest sporo, co początkowo cieszy kapitana Tokarskiego, ale szybko zaczyna smucić, bo tropy okazują się wzajemnie wykluczać i raczej są grubymi nićmi szyte.

Zasadniczo to książka edukacyjna z czterema dużymi tematami. Po pierwsze - wsiadanie za kierownicę po pijaku źle się kończy. Odczuł to pewien inżynier, który nie dość, że przejechał górala, to jeszcze padł ofiarą podłego szantażu. Po drugie - nawet jeśli ktoś ma potwierdzoną prozopagnozję, to i tak może go ścigać upiór z przeszłości. Po trzecie - szczegółowo wyjaśniona jest destrukcyjna siła czarnego rynku, zmuszająca ludzi sztucznym zawyżaniem i zaniżaniem kursu czarnorynkowych dolarów do kupowania i sprzedawania złota. Ze stratą. A po czwarte, najważniejsze, mieszkaliśmy w PRL w państwie prawa. Otóż rzutki kapitan Tokarski, zapewne zapatrzony w imperialistyczne wzorce - oczywiście dla dobra śledztwa - dwukrotnie zaproponował prokuratorowi, żeby pozostawić oczyszczonego z podejrzeń delikwenta w areszcie, żeby nie płoszyć prawdziwego mordercy. Na szczęście...

Prokurator Bolechowski wysłuchał argumentów oficera milicji.
— Ma pan całkowitą rację — zgodził się. — Pomysł z przetrzymaniem Malickiego w areszcie dla uśpienia uwagi prawdziwego sprawcy morderstwa jest z punktu widzenia dochodzenia wręcz doskonały. Dlatego też zaraz wydam polecenie... natychmiastowego zwolnienia głównego księgowego.
— Na wolność? — kapitan był zaskoczony.
— Widzi pan, kapitanie, prokuratura nie reprezentuje interesów dochodzenia, a interes państwa i zwykłego, szarego obywatela. Wobec tego nie mogę akceptować pańskiej propozycji trzymania pod kluczem niewinnego człowieka.
— Przecież nie na długo. Wyjaśnimy Malickiemu, o co chodzi, i postaramy się, aby pobyt w celi jak najbardziej mu uprzyjemnić. Gotów jestem przywieźć mu z domu mój własny telewizor.
— „Raz figlarny Tadeuszek nałapał w butelkę muszek, a nie chcąc ich morzyć głodem, ponapychał chleba z miodem”... — prokurator zacytował znany wierszyk. — To samo chciałby pan zrobić z Malickim. Nie mamy o czym dyskutować. Ten człowiek musi być zwolniony.

Się pije: winiak (milicja), koniak (zdenerwowany pracownik "Jubilera" w restauracji).
Się bywa dżentelmenem: przydatne zwroty w kontaktach z paniami - "moja królowo", "dziecinko kochana", "całuję przecudne rączęta". Niestety, niektórym paniom się to nie podobało.
Się opowiada dwuznaczne moralnie anegdotki:

— W szkole uczono nas, żeby bardzo ostrożnie przyjmować zeznania małoletnich świadków. Nieraz potrafią dobrze fantazjować.
— Byłem na jakimś filmie, chyba węgierskim — dodał kapitan. — Podobno opartym na autentycznych wydarzeniach. Uczennice oskarżyły nauczyciela, że jedną z nich zgwałcił. Ofiara dokładnie opisała przebieg wydarzeń, inne koleżanki potwierdziły ten fakt. A w całej historii nie było słowa prawdy.
— W Warszawie także była podobna sprawa. Chodziło wtedy nie o nauczyciela, lecz o dwóch starszych kolegów, których dwie dziewczyny oskarżyły o zwabienie ich do mieszkania jednego z tych chłopców, pod pozorem „prywatki”. Tam chłopcy rzekomo zgwałcili jedną z dziewcząt. Chłopcy mieli już po osiemnaście lat, za kilka miesięcy czekała ich matura, a tu wypływa taka historia. Zanim prawda wyszła na jaw, chłopcy przez ten czas przygotowywali się do matury w celi więziennej. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

Autor w posłowiu zastrzega, że oczywiście cała książka jest fikcją, bo na podanej ulicy nie ma oczywiście "Jubilera", a poza tym ma doskonałe zabezpieczenia i nie dałoby się go okraść.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#53

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 1, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal, z-jamnikiem - Komentarzy: 2


Jerzy Edigey - Sprawa Niteckiego

Stanisław Nitecki został oskarżony o zamordowanie żony z premedytacją, za co w latach chyba 60. groziła kara śmierci. Obrony podjął się znany krakowski adwokat, Murasz; znany również z tego, że nie przegrywał spraw. Po brawurowym procesie poszlakowym Niteckiego uniewinniono. Murasz jednak, zamiast cieszyć się wygraną, zaczął podejrzewać, że tym razem sprawiedliwość poniosła sromotną klęskę i z sali sądowej wyszedł winny. Ponieważ zadenuncjowanie własnego klienta oznacza złamanie zasad etyki zawodowej, mecenas zaczyna prowadzić własne śledztwo, żeby wykryć, czy nie da się Niteckiego złapać na innym, podobnie bezczelnym przestępstwie.

Orzeczenie psychiatry: biegły miał do czynienia z jednostką inteligentną — umiejącą czytać i liczyć w pamięci do stu w zakresie czterech działań. Odznaczającą się sporą dozą wiadomości historycznych i politycznych. W miarę pobudliwą. O erotyźmie odpowiednim do wieku. Bez skłonności do własnej płci. O zadowalającym stanie rozeznania złego i dobrego. Bez obciążeń dziedzicznych.

Się pije: na bogato, bo oskarżony zapraszał (a odziedziczył spory majątek) - Martel, Courvoisieux czy Henessy.
Się pali: wiadomo, chociaż niektórzy rzucili.
Się mieszka: w Warszawie w "Bristolu", gdzie jednak obsługa ustala najpierw, czy gość jest dewizowy albo czy jest znanym mecenasem, bo tak to jednak niekoniecznie.
Się (nie) kupuje: cytryn, bo rzadko są w sklepach. Również się nie kupuje cedrowych lub mahoniowych mebli z fabryki w Słupsku, bo były dostępne tylko na potrzeby "reprezentacyjnych biurowych wnętrz", a nie dla Kowalskiego.
Się jada: jak się zna pana obera, to można kołduny z masełkiem na przekąskę i szaszłyk, ale sandacza raczej niekoniecznie, bo nieświeży.
Się kręci biznesy: Murasz bronił zbrodniarza wojennego "z urzędu", ale potem odmówił takich spraw, między innymi dlatego, że niemiecka "Rada Kościołów" próbowała wręczyć mu łapówkę...

Byli jednak adwokaci polscy, na szczęście bardzo nieliczni, którzy poszli na propozycję „Rady Kościołów“, gorliwie zabiegali o uzyskanie obrony z urzędu, a później inkasowali pokaźne honoraria z NRF. Niektórzy z nich w swojej miłości do „dewiz“ posunęli się jeszcze dalej. Prowadzili działalność mającą na celu zabezpieczenie praw majątkowych obywateli NRF do nieruchomości, fabryk i majątków pozostawionych w Polsce. Wyrabiali w hipotekach i urzędach odpowiednie zaświadczenia, sporządzali wykazy i plany tych nieruchomości, aby je wysłać swoim klientom za granicę. Doszło do tego. że Ministerstwo Sprawiedliwości zmuszone było wydać odpowiedni okólnik zakazujący tych praktyk.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 24, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal, prl, z-jamnikiem - Skomentuj


Jerzy Edigey - Nagła śmierć kibica

Mam wrażenie, że to książka z gatunku sf albo napisana bez żadnego zbadania realiów. Gospodarze przyjęcia, odbywającego się w willi na ulicy Prezydenckiej w Warszawie, w której dochodzi do śmierci jednego z gości, mają 6-letniego syna. Podobno. Bo od rozpoczęcia przyjęcia o godzinie 17 w sobotę nie pokazuje się, mimo głośnej kłótni, a potem śmierci gościa, przyjazdu karetki i milicji. Jasne. Nie znam sześciolatka, który takie akcje przesiedziałby grzecznie w swoim pokoju.

Zaczyna się grubo, bo od próby zatajenia zgonu (przez byłego lekarza milicyjnego, najsławniejszego polskiego kardiologa[1]), po próbę zatuszowania sprawy (przez adwokata, znajomego pułkownika Niemirocha). Wszystko to w celu uniknięcia skandalu, bo gospodarz jest na tajnej liście kandydatów do Nobla z chemii (poniewczasie już wiemy, że nie dostał). I pewnie by się udało, gdyby nie uparty lekarz pogotowia, który zarządził sekcję, dzięki czemu szybko wyszło, że jednak nie atak serca, a cyjanek. Co ciekawe, śledztwo w zasadzie prowadzi sam Niemiroch, zirytowany próbami podejścia wymiaru sprawiedliwości. Porucznik Mierzejewski jest głównie protokolantem, widzem, służy do załatwiania spraw poza Pałacem Mostowskich, czasem tylko przesłuchuje, zwłaszcza panie, bo młodszy. Unosi się bardzo (aż do sugestii, że dałby przesłuchiwanemu w mordę, gdyby mógł), kiedy zeznaje emigrant, profesor Cambridge, który przestawia pochwałę wolnego rynku, niedwuznacznie sugerując, że próba podkupienia polskiego wynalazku jest czynnością chwalebną, a nie szpiegostwem przemysłowym[2].

Zamordowany docent mimo wstępnie wystawionych laurek okazuje się być nie lada kanalią - wyrzucił z domu młodą żonę na bruk, po czym - już po rozwodzie - podważył męskość jej kolejnego męża, twierdząc, że to on był ojcem ich dziecka. Donosił na kolegów, żeby nie otrzymali paszportu, rujnował ich kariery, wyciągając kułackie pochodzenie, był uważany (chociaż niesłusznie) za źródło wpadki komórki ruchu oporu podczas wojny, oszukał kolegę-naukowca i zdyskredytował jego instytut. Do tego wyglądało na to, że zamierza sprzedać na Zachód wynalazek cudownej masy plastycznej (lżejszej a bardziej wytrzymałej od stali). Solidarność przesłuchiwanych pęka, najpierw panie zaczynają "sypać" (również pogrążając urodę i prowadzenie się rywalek), panowie opowiadają o coraz większych świństwach, ale każdy twierdzi, że jednak urazy do docenta po latach aż takiej nie miał. Tym razem sprawę udaje się wyjaśnić dzięki niesztampowemu podejściu Niemirocha do śledztwa - eksperymentu na podejrzanym i niezobowiązującej rozmowie ze świadkiem.

Realia epoki:

* Się pije (na bogato, bo w domu luminarza nauki): wino Egribikawer (pani domu), koniaczek (Martell), likiery (fiołkowy, ananasowy). Do drinków podjada się migdały, co poniekąd wyjaśnia nieuwagę w kwestii zatrucia cyjankiem.
* Cena gazety - 50 groszy (po podwyżkach 1 zł).
* Samochodu się nie opłaca mieć, bo po co narażać nerwy na kontakty z warsztatami naprawczymi i sklepami "Pomozbytu".
* W kawiarni "Danusia" koło dworca bywają tylko dziewczęta "drugiego rzutu", "panowie na delegacji" i - oczywiście - milicyjni wywiadowcy.
* Przyjęcie brydżowe polega na tym, że pani domu jest "wychodzącą" i w trakcie zajmuje się gotowaniem i zmywaniem, wspomagana przez inne panie. Panowie czasem wychodzą po lód do napojów.
* Narzeczona zamordowanego, głupiutka aktoreczka, wyśmiewa niskie według niej zarobki denata, który zarabiał 8-9 tysięcy miesięcznie. Przesłuchujący ją Mierzejewski nie odzywa się, bo to dwukrotność jego pensji.

[1] Który nie może się powstrzymać od palenia.

[2] Ekspat sugeruje też niedwuznacznie, że jedną z opcji wyjaśnienia morderstwa jest udział służb szpiegowskich. Pojawia się przepiękny dialog:



Niemiroch śmiał się widząc wzburzenie porucznika Mierzejewskiego.
- Mój drogi, do pewnego stopnia Lepato [Lepatowicz] miał rację. Tam, na Zachodzie, w Stanach Zjednoczonych czy w jakimś stopniu w Anglii, walka konkurencyjna jest bezpardonowa. Jeden trup to żaden ewenement w tym zapasach.
- Ale nie nasz kontrwywiad.
- Nasz na pewno nie. Ale czy inny nie postąpiłby w ten sposób? Nie wiem.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#38

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 17, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2015, kryminal, prl, z-jamnikiem - Komentarzy: 2


Jerzy Edigey - Pomysł za siedem milionów

Zupełnie nie rozumiem, czemu nikt w tzw. aparacie władzy nie przeczytał ze zrozumieniem książek Edigeya, który rozwiązał problem z wizerunkiem służb mundurowych w społeczeństwie. Wystarczyło zatrudniać do milicji mężczyzn przystojnych i z charyzmą, żeby połowa społeczeństwa szła na rękę, nie popełniała przestępstw i chętnie donosiła, jeśli coś wie. Specjalnie do tego celu został zatrudniony major Kaczanowski: Ten dobiegający pięćdziesiątki, wysoki i smukły mężczyzna o pociągłej twarzy, włosach ciemnych, krótko przystrzyżonych, aby ukryć srebrne nitki zjawiające się na skroniach, i jasnoniebieskich oczach, w których zapalały się czasami figlarne ogniki, ale które umiały również zamieniać się w dwa sztylety, mógł niejednej zawrócić w głowie. Miał opinię zaprzysięgłego kawalera, o jego flirtach chodziły w Pałacu Mostowskich całe legendy, ale nigdy nie zwracał najmniejszej uwagi na wszystkie przesyłane mu tu uśmiechy i spojrzenia. Widocznie przyjął zasadę, że nie poluje się we własnym rewirze. Od razu więc wiadomo, że jeśli jakaś pani coś wie, to do majora się zgłosi nader chętnie.

W milicji zawrzało, bo okradziono samochód wiozący do podwarszawskiej fabryki 7 milionów na wypłaty, a bezczelnej kradzieży dokonał ktoś przebrany za milicjanta (że przebrany to było wiadomo bardzo szybko, bo miał nowy mundur, a "teraz przecież nie wydawano »sortów« "). I sprawa by się wlokła, bo kradzież była wyjątkowo sprytna i bezczelna, a długie śledztwo tradycyjnymi metodami (kto się nagle wzbogacił, kto ma przestępczą przeszłość) nie dawało efektu, gdyby nie fakt, że - jak to Edigey błyskotliwie zauważył - za mundurem panny sznurem. A to major Kaczanowski poznał "na fabryce" uroczą pannę Elżbietę, a to na pogrzebie jednego z podejrzanych wywiadowca zaprzyjaźnił się z również uroczą panną Wisią i dzięki temu udało się wykryć złoczyńców, bo obie panny dzielnie kolportowały usłyszane informacje (a przy okazji przygotowywały smaczne obiadki, robiły porządki i bynajmniej nie dopraszały się o ślub).

Akcenty lokalne: podejrzany, aby ukryć zmianę statusu majątkowego, przeprowadza się do Poznania, gdzie leniwie studiuje na Politechnice, a pozyskane drogą grabieży walory wydaje na wynajem eleganckiej willi w jednej z bocznych ulic od Grunwaldzkiej (oraz niebieskie BMW).

Akcenty statusowe: major Kaczanowski spotyka się przy okazji śledztwa z bogatym biznesmenem, który w tzw. martwym sezonie wyjeżdża na wakacje i sugeruje majorowi, że nie ma to jak Cypr. Major w głowie przelicza, jak daleko poleciałby za oficjalnie dostępne do zakupu 130 dolarów i nie cieszy go ta myśl jakoś specjalnie.

Akcenty idylliczne: okradzione Zakłady Aparatury Precyzyjnej w Nadarzynie to raj. Pracownicy dostają mieszkania dla siebie i rodzin, żeby nie musieli dojeżdżać z Warszawy, samochód służbowy jest dostępny chociażby do odwiezienia chorej żony do szpitala, a dobry dyrektor na własny koszt sprowadza zwłoki syna zasłużonej pracowniczki, żeby zrobić starej sprzątaczce przyjemność.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#47

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 26, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem - Komentarzy: 2